Albo baba była święcie przekonana, że to kierowca był winny śmierci jej pieska. W takiej sytuacji rzekome niedopełnienie polegałoby na niewykazaniu tej „bezspornej” winy.
@cathyalto: słuszność przez Ciebie przemawia. Też mi się zdarza odmówić grzecznie pomocy zagubionym turystom, bo prosto z biura pędzę na pociąg do domu. Jeśli się spóźnię, muszę godzinę czekać na następny.
Zrobiła to, co najlepszego mogła zrobić. Jak się obsługa nie podoba, przestajemy dawać im swoje pieniądze. Dobrze by było, gdyby wszyscy klienci stosowali tę zasadę, wtedy historie sklepowe po pewnym czasie zniknęłyby z tego portalu. Ja osobiście zastosowałem tę metodę w odniesieniu do kilku warszawskich sklepów i chyba nie byłem wyjątkiem, bo żaden z nich już nie istnieje.
Czy wy naprawdę wierzycie w to, że oni tak żebrzą z biedy? To są całe mafie, które rozstawiają ludzi w atrakcyjnych miejscach i rozliczają z „utargu”. Dając im cokolwiek, nie tylko im nie pomagacie, ale wręcz sprawiacie, że ten proceder jest nadal opłacalny. Jak chcecie pomagać, to jest tyle instytucji i organizacji pomocowych, które mają rozeznanie w prawdziwej sytuacji swoich podopiecznych, że naprawdę żebrać na ulicy nie trzeba. Czas dorosnąć i wyzbyć się naiwności.
Ciekawe. Kiedy moja zona jeździła po Warszawie Fiacikiem Cinquecento, to twierdziła, że jako kobiecie w niepozornym samochodziku jest jej łatwiej, bo ją mężczyźni chętniej przepuszczają niż facetów. Ale ona potrafiła tym toczydełkiem sprawnie się poruszać nie blokując ruchu (nawet to CC z najsłabszym silniczkiem o mocy 30KM potrafiło rozwinąć maksymalną dozwoloną prędkość na wszystkich drogach w Polsce z wyjątkiem autostrad).
Jeśli taki Żuczek korzysta z tego, że firma daje mu samochód, komputer i co tam jeszcze, to musi być przygotowany na to, że może nadejść taki czas, kiedy trzeba będzie fanty oddać. Żuczek nie miałby tego problemu, gdyby miał własny samochód, komputer i co tam jeszcze, ale musiałby sam płacić za ich zakup i eksploatację. Cos za coś, nie ma w życiu nic za darmo.
Byłoby ‘mocne’, gdyby nie ostatnia część. Naprawdę wydaje ci się, że powinni odmówić wynajmu tamtym, bo jeszcze ktoś chce oglądać? Powinni tylko zawiadomić wszystkich umówionych natychmiast po zdezaktualizowaniu się ogłoszenia.
Kiedyś wracałem do domu z miejsca odległego o kilkaset km. Wyszło mi, że u siebie już zakupów nie zdążę zrobić, więc zatrzymałem się przy przydrożnym supermarkecie. Zrobiłem zakupy i widzę, że kasjerka daje mi jakieś nalepki, których nigdy wcześniej nie widziałem, mimo że w sklepie tej samej sieci robiłem czasem zakupy w swoim miejscu zamieszkania. Pytam więc, czy to coś, co dają te nalepki mogę wykorzystać w dowolnym sklepie tej sieci, czy tylko tu (ponad 200 km od domu). Odpowiedź kasjerki spowodowała u mnie opad rąk. Powiedziała mianowicie, że klienci często jej zadają to pytanie, a ona biedna nie wie…
Właśnie o to samo miałem zapytać. W ogóle nie rozumiem tego szału z korepetycjami, albo pojawiające się tu i ówdzie informacje, że korki biorą prawie wszyscy są przesadzone. Kiedy ja chodziłem do szkoły, z korepetycji korzystały tylko największe głąby.
Może w jego żłobku dzieciaki leżały bez opieki, bo opiekunki pojechały do szpitala za jednym - wszystkie, żeby na Piekielnych się nie żalił, że tylko dwie:).
Kiedyś pracowałem w czasie wakacji na obozie OHP w Czechach. Był to czas upadku komunizmu, w niektórych krajach już upadł, w innych jeszcze nie. Pracowaliśmy w tamtejszym odpowiedniku PGR, m. in. przy zbiorze ziemniaków. Pewnego dnia przyjechał sowiecki oficer z kilkoma żołnierzami i zabrali kilka worków. Piekielne było to, że zabrali je prosto z pola przed policzeniem, więc za te kilka worków nikt nam nie zapłacił. Na następny raz przygotowaliśmy im piękny worek złożony głównie z kamieni.
Bo w prawie polskim, podobnie jak w prawie każdego cywilizowanego kraju, obowiązuje zasada przewagi treści nad formą. W tym konkretnym przypadku oznacza to, że ważne jest to, co napisano w treści umowy, a nie jej nazwa i forma administracyjna. Jeżeli obowiązki wypisane były tak, jak to się robi w przypadku umów o pracę, to jest to umowa o pracę i nie ma znaczenia, że napisali w nagłówku „umowa zlecenie”. Dlatego musieli dopłacać te wszystkie składki, pewnie jeszcze z odsetkami.
Albo baba była święcie przekonana, że to kierowca był winny śmierci jej pieska. W takiej sytuacji rzekome niedopełnienie polegałoby na niewykazaniu tej „bezspornej” winy.
Od tego są fora dyskusyjne, portale społecznościowe i tym podobne miejsca, których w internecie jest pełno.
@cathyalto: słuszność przez Ciebie przemawia. Też mi się zdarza odmówić grzecznie pomocy zagubionym turystom, bo prosto z biura pędzę na pociąg do domu. Jeśli się spóźnię, muszę godzinę czekać na następny.
Najbardziej piekielni w tej historii są Twoi współdomownicy.
A pedofil przechodził siedząc. Taki zdolny.
Prosta metoda zaradcza: odżałować te parę złotych, kupić sobie prywatny telefon, a ten służbowy wyłączać poza godzinami pracy.
Jak to zostawiła? Przestała robić tam zakupy. Jest to najskuteczniejsza broń klienta.
Zrobiła to, co najlepszego mogła zrobić. Jak się obsługa nie podoba, przestajemy dawać im swoje pieniądze. Dobrze by było, gdyby wszyscy klienci stosowali tę zasadę, wtedy historie sklepowe po pewnym czasie zniknęłyby z tego portalu. Ja osobiście zastosowałem tę metodę w odniesieniu do kilku warszawskich sklepów i chyba nie byłem wyjątkiem, bo żaden z nich już nie istnieje.
i wielkie uszy.
Standard. W wielu ośmiu lat złamałem nogę. Rzadko widywani krewni mniej więcej do trzydziestki pytali mnie, czy już wydobrzałem.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 września 2012 o 15:20
Czy wy naprawdę wierzycie w to, że oni tak żebrzą z biedy? To są całe mafie, które rozstawiają ludzi w atrakcyjnych miejscach i rozliczają z „utargu”. Dając im cokolwiek, nie tylko im nie pomagacie, ale wręcz sprawiacie, że ten proceder jest nadal opłacalny. Jak chcecie pomagać, to jest tyle instytucji i organizacji pomocowych, które mają rozeznanie w prawdziwej sytuacji swoich podopiecznych, że naprawdę żebrać na ulicy nie trzeba. Czas dorosnąć i wyzbyć się naiwności.
Ciekawe. Kiedy moja zona jeździła po Warszawie Fiacikiem Cinquecento, to twierdziła, że jako kobiecie w niepozornym samochodziku jest jej łatwiej, bo ją mężczyźni chętniej przepuszczają niż facetów. Ale ona potrafiła tym toczydełkiem sprawnie się poruszać nie blokując ruchu (nawet to CC z najsłabszym silniczkiem o mocy 30KM potrafiło rozwinąć maksymalną dozwoloną prędkość na wszystkich drogach w Polsce z wyjątkiem autostrad).
Jeśli taki Żuczek korzysta z tego, że firma daje mu samochód, komputer i co tam jeszcze, to musi być przygotowany na to, że może nadejść taki czas, kiedy trzeba będzie fanty oddać. Żuczek nie miałby tego problemu, gdyby miał własny samochód, komputer i co tam jeszcze, ale musiałby sam płacić za ich zakup i eksploatację. Cos za coś, nie ma w życiu nic za darmo.
Zresocjalizowany.
Byłoby ‘mocne’, gdyby nie ostatnia część. Naprawdę wydaje ci się, że powinni odmówić wynajmu tamtym, bo jeszcze ktoś chce oglądać? Powinni tylko zawiadomić wszystkich umówionych natychmiast po zdezaktualizowaniu się ogłoszenia.
Nigdzie.
Kiedyś wracałem do domu z miejsca odległego o kilkaset km. Wyszło mi, że u siebie już zakupów nie zdążę zrobić, więc zatrzymałem się przy przydrożnym supermarkecie. Zrobiłem zakupy i widzę, że kasjerka daje mi jakieś nalepki, których nigdy wcześniej nie widziałem, mimo że w sklepie tej samej sieci robiłem czasem zakupy w swoim miejscu zamieszkania. Pytam więc, czy to coś, co dają te nalepki mogę wykorzystać w dowolnym sklepie tej sieci, czy tylko tu (ponad 200 km od domu). Odpowiedź kasjerki spowodowała u mnie opad rąk. Powiedziała mianowicie, że klienci często jej zadają to pytanie, a ona biedna nie wie…
Właśnie o to samo miałem zapytać. W ogóle nie rozumiem tego szału z korepetycjami, albo pojawiające się tu i ówdzie informacje, że korki biorą prawie wszyscy są przesadzone. Kiedy ja chodziłem do szkoły, z korepetycji korzystały tylko największe głąby.
W bardziej optymistycznej wersji przechodzi na potomka :)
Może w jego żłobku dzieciaki leżały bez opieki, bo opiekunki pojechały do szpitala za jednym - wszystkie, żeby na Piekielnych się nie żalił, że tylko dwie:).
@tatapsychopata: "nieważne"! A teraz biegiem do szkoły!
Kiedyś pracowałem w czasie wakacji na obozie OHP w Czechach. Był to czas upadku komunizmu, w niektórych krajach już upadł, w innych jeszcze nie. Pracowaliśmy w tamtejszym odpowiedniku PGR, m. in. przy zbiorze ziemniaków. Pewnego dnia przyjechał sowiecki oficer z kilkoma żołnierzami i zabrali kilka worków. Piekielne było to, że zabrali je prosto z pola przed policzeniem, więc za te kilka worków nikt nam nie zapłacił. Na następny raz przygotowaliśmy im piękny worek złożony głównie z kamieni.
Bo w prawie polskim, podobnie jak w prawie każdego cywilizowanego kraju, obowiązuje zasada przewagi treści nad formą. W tym konkretnym przypadku oznacza to, że ważne jest to, co napisano w treści umowy, a nie jej nazwa i forma administracyjna. Jeżeli obowiązki wypisane były tak, jak to się robi w przypadku umów o pracę, to jest to umowa o pracę i nie ma znaczenia, że napisali w nagłówku „umowa zlecenie”. Dlatego musieli dopłacać te wszystkie składki, pewnie jeszcze z odsetkami.
Natychmiast zabrać jej tego kota! Inaczej zagłaszcze go na śmierć!
Oczywiście wszyscy wiemy, że Polak w sytuacji, gdy coś mu spadnie na nogę używa wulgaryzmów, a przedstawiciele innych narodów mówią tylko „o jejku”.