Profil użytkownika
Xynthia ♀
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 13 grudnia 2024 - 18:13 |
- Historii na głównej: 149 z 159
- Punktów za historie: 19204
- Komentarzy: 640
- Punktów za komentarze: 4794
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 13 grudnia 2024 - 18:13 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Motokiller | Demotywatory | Mistrzowie | Komixxy |
U ciebie chociaż "kulturalnie" zostawiają te resztki w wybranych miejscach, u mnie na osiedlu po prostu chamsko i bezczelnie wyrzucają resztki jedzenia przez okno. Kruszyna już od dawna wychodzi na spacer w kagańcu, bo mimo że ogólnie grzeczna i usłuchana, to po znalezieniu takiego "skarbu" momentalnie głuchnie (albo doznaje amnezji) i absolutnie nie reaguje na polecenie "NIE RUSZ!".
@pasjonatpl: Ja nie oceniam. Ani naszych podopiecznych, Ani ich rodzin. Przedstawiłam fakty, a fakty są takie - obiecali coś i nie wywiązali się z obietnicy. Czy tylko mnie wydaje się to mocno nie w porządku?
@eulaliapstryk: Tak, obiecali, nawet wstępnie rozmawiali z nami (opiekunkami), że ją wezmą na Wielkanoc.
@FrAnnaMaj: Też nie rozumiem, a poza tym widzę, że dużo się zmieniło... Kiedy ja zapisywałam Młodą do żłobka, podstawowym warunkiem było zaświadczenie, że rodzice pracują. Ja, jako samotna matka, musiałam przynieść "tylko" swoje zaświadczenie (lub umowę o pracę/zlecenie) oraz jakiś dokument poświadczający, że wychowuję córkę sama - odpis wyroku o alimenty wystarczył. Innych "przywilejów" jako samotna matka nie miałam, no ewentualnie jako ulgę dla mnie można uznać to, że zamiast umowy zaakceptowali mi pismo od przyszłego pracodawcy, że zatrudni mnie z dniem 1 września (czyli jak tylko Młoda pójdzie do żłobka i będę mogła pracować). Umowę miałam donieść zaraz jak ją otrzymam, ale bodajże najpóźniej do 10 września. No, ale to było 7 lat temu...
Czy ktoś mi wytłumaczy, jakim cudem historia wrzucona o 22.45 ma 10 minut później ocenę 67/169???
U mnie na osiedlu jest ten sam problem, tylko jakby "zakamuflowany". Oficjalnie to każdy sprząta po swoim psie, czy to starsze panie, czy dorośli ludzie, czy młodzież, widzę ich wszystkich dumnie dzierżących woreczki na psie odchody. Tylko w takim razie niech mu ktoś wyjaśni, skąd naprawdę duża ilość psich kup na trawnikach??? Przestałam już Kruszynę puszczać luzem, bo jak zrobi "dwójeczkę" w odległym kącie trawnika, to po drodze do tego miejsca ładnych kilka razy napotykam na psią "niespodziankę", jak jest ciemno, to zdarza mi się w takową wdepnąć... Trudno, późna pora, więc pies na smyczy, załatwi się na skraju trawnika, gdzie posprzątam bez problemów typu - wracam i muszę czyścić buty.
@timi14: Wiem, poczytałam sobie... Jesteś kierowcą? No to wyobraź sobie - zwalniasz przed pasami, bo ktoś chce przejść. I ten "ktoś" twardo czeka, aż ty się całkiem zatrzymasz i dopiero wtedy przechodzi. Jeśli dodatkowo gdzieś ci się spieszy, to potrafię sobie wyobrazić, co sobie w tym momencie pomyślisz. Jak pisałam wcześniej - nie wchodzę na jezdnię ot tak, bo "jezdem pieszym". Ale też nie czekam, aż samochód się całkiem zatrzyma. Teraz jednak zacznę tak robić. Pozdrawiam kierowców!
Jeśli już koniecznie chcesz jednym zdaniem: "Wchodząc do sądu, aktywowałem bramkę alarmową, a mimo to nikt mnie nie sprawdził". Nie ma za co!
@Shido: To musisz poczekać do środy lub czwartku, bo wtedy podobno odbędzie się to: "Zebranie... nooo gdzieś tak w przyszłym tygodniu zrobię." A ja wypowiedzenie złożyłam. Było ciekawie, ale nie piekielnie, więc czekaj na relację z zebrania, która na 99% będzie warta opisania ;)
@alicees: A chociażby w tym, że "dodatkowe obowiązki" są na tyle różne od naszych dotychczasowych, że wymagają ponownych badań u lekarza medycyny pracy na to konkretne, inne stanowisko? I nikt nie zamierza nas na takowe badania wysłać?
@quack: Bardzo byśmy chcieli renegocjować... Ale NIE MA PIENIĘDZY! No cóż, nie ma pieniędzy, to i nie ma pracowników ;)
@PiekielnyDiablik: A zauważyłeś, że dyskutujesz sam ze sobą? :))
@tomatek: Nie zostawiam nagminnie otwartego mieszkania, ale też nie zarzekam się, że nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Chyba były ze dwie sytuacje, kiedy wyszłam wyrzucić śmieci i nie zamknęłam drzwi na klucz.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 marca 2019 o 19:40
@Bryanka: Ale ja właśnie napisałam, że zgłaszać to parę godzin po fakcie jest bez sensu...
@Crook: Kruszyna jest kruszyną w sensie wielkości jak najbardziej. To mały piesek, ale przeczący wszystkim stereotypom o jazgotliwych , małych psach. Kruszyną nie szczeka. Tak po prostu, nie szczeka prawie nigdy. Czasem w ferworze zabawy zdarza jej się wydać z siebie jedno pojedyncze szczeknięcie.
Teraz dopiero przeczytałam komentarze, postaram się odpowiedzieć na poruszone w nich kwestie. Tak, nie zamknęłam drzwi, chyba wyraźnie to napisałam w historii. Tylko że akurat to mnie uratowało... I faktycznie, nie zadzwoniłam na policję. Taka myśl nawet nie przyszła mi do głowy, nie wiem czemu. Teraz kiedy czytam wasze komentarze, myślę że faktycznie należało, ja facetowi uciekłam, ale mógł próbować dalej i zrobić krzywdę komuś innemu. To, czy policja by zareagowała, czy nie, to już kwestia mocno dyskusyjna, ale rzeczywiście - nawet nie sprawdziłam tej opcji. Natomiast zamierzałam (i nadal zamierzam) zawiadomić zarządcę budynku, bo tam, jeśli zgłaszam jakikolwiek problem, to jest on rozwiązany - albo przynajmniej są podejmowane próby jego rozwiązania. Chyba podświadomie przyszła mi na myśl opcja, która ma największe szanse powodzenia... Co do napisania historii na Piekielnych - po prostu musiałam się "wygadać", wyrzucić to z siebie, jakoś odreagować, naprawdę byłam mocno roztrzęsiona, a przyjaciółka przyjaciółka była mi niedostępna na ten moment. Kiedy już się z nią skontaktowałam, poradziła mi to samo - zadzwonić na policję, niestety było już parę godzin po fakcie i o ile zaraz po zdarzeniu może potraktowaliby moje zgłoszenie poważnie, to po takim czasie już wątpię. Drzwi nie uszkodzone (rano sprawdzałam), na monitoringu widać by było ewentualnie, że przyspiesza na mój widok i skręca do moich drzwi, w historii wspominałam, że miejsca pod samymi drzwiami kamera nie obejmuje. Mogą twierdzić, że tylko chciał się o coś zapytać i grzecznie pukał. Na moim piętrze na pięć mieszkań jedno stoi puste, w jednym bardzo mili sąsiedzi, którzy niestety wyjechali na weekend, dwa najbardziej oddalone ode mnie zajmują starsi ludzie - nie ma szans, żeby ktoś coś słyszał. Ale i tak zadzwonić mogłam, no wiem. Teraz to wiem, niestety okazało się, że silny stres wpływa bardzo negatywnie na moją zdolność racjonalnego myślenia.
@PooH77: Skąd się autorce wzięło to "sprzedarzowych", jest dla mnie największą zagadką, bo w tym samym zdaniu kawałek dalej jest "sprzedaż"...
@Poecilotheria: Jak dodajesz historię bez logowania się, jako "bezkontowiec", to ona faktycznie czeka jakiś czas na akceptację, czasem nawet około doby. Zdaje się, że tak samo jest, gdy dopiero co zakładasz konto i wrzucasz swoją pierwszą historię - też czeka na akceptację. Tylko historie osób, które mają tu konto, a na nim już jakieś historie, pojawiają się w poczekalni natychmiast po kliknięciu w "dodaj". Natomiast ten wysyp "bezkontowych" historii da się bardzo łatwo wytłumaczyć - ferie się zaczęły...;)
Czy ktoś mógłby mi przetłumaczyć zdanie: "...gdy tylko w rozmowie z rodzicami sprzeciwię się ich wyborowi na korzyść brata rozpoczyna..."???
@kitusiek: Odnośnie biednych pszczółek, którym kradniemy miód - proponowałam kilku weganom (gdy rozmowa zeszła właśnie na temat pszczół i miodu) zapoznanie się w tematem negatywnego wpływu telefonii komórkowej na pszczoły - najostrzejsze stanowiska twierdzą, że telefony komórkowe powodują wyginięcie pszczół, te łagodniejsze są zdania, że po prostu im szkodzą. No cóż, nie oczekiwałam że każdy weganin natychmiast wyrzuci swój telefon, ale oni nawet nie chcieli zapoznać się z wynikami przeprowadzonych badań, zostałam wyśmiana i tyle. Ale to zabieranie miodu pszczołom jest złe...
@FlyingLotus: Zarobił - jego sprawa na co wyda ;)
@Habiel: Ech Habiel, Habiel... Ponieważ mam cię za rozsądną osobę, to odpowiem na spokojnie. Od nikogo nie wymagam, żeby wierzył w moje historie. Ja wiem, że są prawdziwe, ale jeśli ktoś jest innego zdania, no to trudno, w sumie to tylko można pozazdrościć, że podobne sytuacje ich nie spotkały, więc nie chcą wierzyć. Po drugie - a to jest jakoś "dopuszczalna częstotliwość" publikowania historii, żeby one były wiarygodne? Bo jak wrzucę dwie dzień po dniu albo o zgrozo! dwie jednego dnia, to już jedna jest fejkiem? Czy może obie? No zaraz wrzucę trzecią, bo obiecałam opisać, co się działo w szkole, to będzie już na milion procent fejk, nie? Po trzecie, bo parę osób się na ten temat wypowiadało - nie, nie wyzywałyśmy się z Magdą niecenzuralnymi słowami na co dzień, nawet w formie żartobliwej (chociaż znam osoby tak odnoszące się do siebie i mnie to nie raziło, bo widać było wyraźnie, że to żarty i po prostu oznaka zażyłości). Wydarła się na mnie , bo ją bolało, nie myślała co mówi, ja też spanikowałam i odpowiedziałam w ten sam sposób. Ale pomogło, bo zmobilizowała się i wstała, a pamiętam dzień, kiedy z łóżka ją podnosiłam przez godzinę - to wtedy m.in. dzwoniłam na pogotowie i dyspozytorka odmówiła, rzucając krótko: "proszę pojechać do szpitala na ostry dyżur, w dniu dzisiejszym dyżur ma szpital***". A wykładowca nie był bezduszny, tylko żartował, pewnie jak by było trzeba, to by poczekał, no może faktycznie nie do rana... Ale z tego co widzę, to autentycznych historii nie ma co wrzucać. Trzeba najpierw "dopracować" dialogi - nie tak, jak je pamiętasz, ale tak, żeby jak najbardziej wiarygodnie brzmiały, podkoloryzować szczegóły, no i siebie przedstawić w jak najlepszym świetle. Sorki, ja tak nie umiem, piszę tak, jak było, a przynajmniej tak, jak ja to pamiętam. Jeśli komuś nie pasuje, to wybaczcie, płakać z tego powodu nie będę. Ani też się zmieniać ;) Pozdrawiam!
@doflamingo1993: Z sali, dziecko, z sali, klasy to są w szkole. Szkoła to takie miejsce, gdzie uczą m.in. czytania ze zrozumieniem - z mojego tekstu wynika, że chciałam kogoś poprosić o pomoc, tylko po prostu nie zdążyłam. A Magda zapewne powinna się zwrócić do mnie słowami: "Wybacz, szanowna przyjaciółko, ale z uwagi na niewyobrażalny ból nie jestem w stanie przyjąć pozycji stojącej, czy byłabyś łaskawa to zrozumieć?".
@taako: @anamai: Grupa mało liczna, ale sala mała, wielkości mniej-więcej klasy w szkole. Osób mało, więc po zajęciach nie było typowego gwaru i hałasu, że własnych myśli nie słychać, wszyscy zbierali się do wyjścia w miarę cicho i baaardzo powoli, to zazwyczaj my (Magda i ja) wychodziłyśmy jako pierwsze, no bo autobus nie poczeka... Nie twierdzę, że WSZYSCY, jak jeden mąż, wykazali złą wolę, ktoś tam mógł nie usłyszeć, ktoś się spieszyć, ktoś coś tam jeszcze. Ale WSZYSCY??? Wtedy jeden jedyny raz widziałam momentalnie opustoszałą salę, no zadziwiający zbieg okoliczności. P.S. Wykładowca jakoś usłyszał, był dalej od nas niż większość koleżanek i też zajęty był zbieraniem swoich "zabawek" po wykładzie.
@grympis: Karetkę, mówisz... Wzywałam, wzywałam (nie wtedy, wcześniej i później tez były takie sytuacje) i zawsze rozmowa wyglądała w ten sam sposób - ja tłumaczę, że koleżankę boli, że wstać nie może itp., a pani dyspozytorka z niezmąconym spokojem każe nam do szpitala na ostry dyżur. Ani razu nie udało mi się spowodować, aby przyjechali.