@Librariana:
O ile co do pierwszej części twojego komentarza mam zdanie podobne jak @Ohboy, to druga jego część jest chyba najcelniejszym podsumowaniem tej historii. Sytuacja w domu jest na pewno mocno stresująca dla tak małego dziecka - zapewne została poinformowana o tym, że będzie miała braciszka lub siostrzyczkę, wie lub domyśla się, ze mama jest chora, dotychczasowy "porządek domowy" z oczywistych przyczyn uległ dużym zmianom, jak najbardziej mógł nastąpić regres.
@Armagedon:
Wspominałam już, że lubię twoje komentarze? Nawet jeśli nie do końca się z nimi zgadzam?
A więc (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od "więc"):
Po pierwsze samotna na pewno nie, ale już "samotna" matka jak najbardziej tak, zależy od ilości dzieci.
Po drugie - masz całkowitą rację, nie dość że wypad z mieszkania komunalnego, to chyba jeszcze jakieś kary za korzystanie z niego wtedy, gdy już formalnie nie przysługiwało (czyli od momentu nabycia praw do jakiegokolwiek innego lokalu mieszkalnego).
Po trzecie - masz rację, nie wiemy tego, z historii nie wynika, że pani na pewno mieszka w komunalnym mieszkaniu, to tylko przypuszczenia autora.
Po czwarte - oj tak, czynsz w komunalnych jest wysoki...
Po piąte - ta karkołomna teza, że to MY będziemy spłacać jej kredyt, też mnie rozbawiła.
Po szóste - 500+ może i nie jest socjalem, ale tak jest przez większość odbierane; alimenty od ojca dziecka nie są socjalem, ale z Funduszu Alimentacyjnego już tak; zapomniałaś o świadczeniach rodzinnych, Karcie Dużej Rodziny itp., ale to też nasze gdybanie, nie wiemy czy faktycznie pani ma dzieci i ile; jak najbardziej mogła kłamać.
Zgadzam się z tobą, że historyjka nie bardzo się klei.
@Michail:
Jeśli płaci ojciec dziecka (dzieci), to nie, ale jeśli tatuś/tatusiowie nie płacą i komornik nie ma z czego im ściągnąć, to wtedy płaci Fundusz Alimentacyjny (max 500 zł na dziecko) i tak, to jest socjal.
@Qaziku:
Rękawiczki i maseczka to taka oczywista oczywistość, że nawet nie wspomniałam o tym. Ale dużo ci maseczka pomoże, jak np. podopieczny ci nakicha prosto w twarz, kiedy się nad nim pochylasz.
@SunAmelia:
Już się dowiadywała, testu jej nikt nie zrobi, jeśli nie będzie miała objawów... Sam kontakt z osobą pozytywną to za mało,Owszem, zgłoszenie przyjmą i kwarantannę dostanie, ale test to jeśli wystąpią objawy. Kwarantanny się nie boi, jak na razie sama ją sobie narzuciła, bo nie wychodzi nigdzie i dziecka do szkoły też nie posłała.
Adminów na tej grupie macie do niczego. Też należę do podobnej grupy, tego typu komentarze są natychmiast usuwane, a ludzie piszący je dostają najpierw ostrzeżenie, a potem (gdy to nie pomoże) bana.
Historia piekielna, ale czy możesz mi wyjaśnić, co zainspirowało cię to postawienia przecinków właśnie w tych miejscach:
"Za studenckich czasów Magda wynajmowała, pokój na stancji (...)" oraz "Mieszkanie miało co prawda, kilka drobnych usterek (...)"??? Innych nie chce mi się już wstawiać...
Mam odmrożone ręce. Wina moja i mojej głupoty, nie są odmrożone raz a konkretnie, ale tak jakby "przemrożone" przez całą zimę chodzenia bez rękawiczek. Nieważne, ważny efekt - ręce (dłonie) zawsze mam lekko zaczerwienione, a przy jakiejkolwiek zmianie temperatury robią się czerwone jak pomidor - gdy zmarzną lub bardzo się rozgrzeją, wystarczy np. dłuższe mycie w zbyt ciepłej wodzie. Reakcje ludzi:
- Ojej, ale ty masz czerwone ręce!
- Co ci się stało, to uczulenie jakieś?
- Dziwne masz te ręce, co ci jest? To nie jest zakaźne?
I weź tu każdemu tłumacz, że po prostu mam odmrożone te dłonie...
@Armagedon:
Weź nie przesadzaj... Owszem, ja też miałam problem ze zrozumieniem, CO ma tą dziurę, przez którą wchodzi i noga, i mysz, i mróz, jakoś wydedukowałam, że zapewne pomieszczenie dla wolontariuszy. Historia koszmarnie napisana - ale...
Kiedy wreszcie do ludzi dotrze, że wolontariat to PRACA??? Taka sama jak każda inna, tylko niepłatna? Podstaw sobie teraz w miejsce słowa "wolontariusz" słowo "pracownik". I co, nadal uważasz, że ktoś przesadza, bo pracownik nie ma gdzie usiąść i wypić herbaty? No chyba nie...
Nie neguję tego, że psy są najważniejsze - w kontekście schroniska. Ale czy troska o psy wyklucza troskę o pracowników? Tak trudno zapewnić im godne miejsce do odpoczynku? No sorry - w moim mieście wolontariusze schroniska to głównie nastolatki, wyobraź sobie teraz, że autor opisuje realia, w których musi funkcjonować twoja córka, młodsza siostra, kuzynka... Nadal uważasz, że "jakaś tam dziura nie musi być istotna"?
Ludzie, szanujmy się. Troska o zwierzęta nie musi oznaczać braku troski o innego człowieka. Ci ludzie poświęcają swój czas i siły, aby psom było lepiej. Brak jakiegokolwiek zainteresowania tym, żeby mogli wypocząć w GODNYCH warunkach, jest piekielny.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 16 grudnia 2020 o 22:11
Po przeczytaniu historii i komentarzy pod nią, chciałam zapytać, dlaczego, na litość boską, nie przyznaliście im tego cholernego rabatu, skoro: "klient bardzo prestiżowy (marka modowa porównywalna z Louis Vuitton)" i "oni normalnie płacą, i to dziesięciokrotnie wyższe rachunki". A potem zaraz uświadomiłam sobie, jakim człowiekiem jest twój szef... Piekielności widzę dwie - pierwsza, to klient, który, nie chce płacić. Druga, twój szef, który mocno prestiżowemu klientowi nie chce udzielić rabatu... Rozumiem, że akurat to zamówienie mogło być małe i formalnie rabat się nie należał, no ale litości, dobrego klienta się szanuje!
Za "moich czasów" było takie powiedzonko: "znasz słowo na Y?" - nie znasz... podpowiem ci - YDŻ stąd!!! Prostszym przekazem, to wy*ierdalaj z tego portalu z polityką i pokrewnym g*wnem! Ja już mam dość, minusuję twoje historie bez czytania, po czym wiedziona jakimś poczuciem przyzwoitości czytam je (tą konkretną z dużym samozaparciem) i żałuję, że nie mogę dać drugiego minusa... YDŻ sobie stąd...
@didja:
Nie było przysposobienia, Wojciech po prostu ożenił się z Marianną, nikt nie myślał o przeprowadzeniu formalności adopcyjnych. W sensie prawnym jestem krewną Wojciecha, ale nie w prostej linii, nie w tej magicznej "linii dziedziczenia".
A co do lasu - on nadal znajduje się w samym środku "niczego", czyli na biednej, nieatrakcyjnej Kielecczyźnie, daleko od jakiegokolwiek większego miasta czy choćby terenu atrakcyjnego pod jakimkolwiek względem. Ale spoko, powiem Młodej, żeby sobie "spadku" pilnowała, bo kto wie, co będzie za jakieś 50 lat ;)
@nursetka:
Może i lekko paranoicznie się zachowałam, ale to kwestia właśnie tego, że na grupach sprzedażowych pewne rzeczy musisz przyjąć "na słowo". O ile co do rozmiaru to można zyskać pewność, prosząc o zdjęcia pomiarów (wiesz, fotka cyknięta z centymetrem przyłożonym do stroju), to uszkodzenia naprawdę łatwo ukryć zdjęciem z odpowiedniej strony. A oszustwa się zdarzają. Nie raz widziałam zdjęcia tego samego stroju, wrzucane w odpowiedzi na post "szukam stroju startowego na 128 cm", jak również na post "szukam stroju startowego na 146 cm". No wybacz, te stroje są elastyczne, ale nie na tyle! Ale jak pisałam wcześniej, rozmiar łatwiej zweryfikować, natomiast stan stroju już gorzej. Ostatnio jakaś pani żaliła się na grupie, że kupiła zniszczony strój, wrzuciła zdjęcia, na podstawie których strój kupiła, i zdjęcia tego, co dostała... Masakra, choć nie da się ukryć, że ewidentnie był to ten sam strój. Jedyną konsekwencją wobec sprzedającej było wyrzucenie z grupy, no bo co innego można zrobić? A co do mojego przypadku, to trochę zaalarmowała mnie niska cena, no nie była zadziwiająco niska, ale ten typ stroju, jaki potrzebowałam, zazwyczaj kosztuje trochę więcej. Potem mogło być "no a czego się pani spodziewała za XX zł?".
Natomiast poprzedni produkt kupiłabym w ciemno, bez zastanawiania się, bo ocieplacze baletowe ciężko zniszczyć normalnym użytkowaniem, zwłaszcza te, które pani miała na sprzedaż. Jest to firma, w której naprawdę płacisz za JAKOŚĆ, a nie za znaczek firmowy. Żeby je zniszczyć w sposób uniemożliwiający użytkowanie, ktoś musiałby potraktować je nożem albo nożyczkami... Ewentualnie dać kotu albo psu do zabawy, ale to na dłuższy czas, widziałam ocieplacze wyrwane kotu z pyska, miały tylko kilka pozaciąganych nitek na wierzchniej warstwie materiału ;)
@nursetka:
Hm, a teraz wyobraź sobie tę historię z innym zakończeniem - nie zwracam uwagi na to, co było kiedyś, kupuję od niej strój, a on okazuje się niepełnowartościowy, np. zniszczony, za duży, za mały... Co większość ludzi (zapewne łącznie z tobą) by mi powiedziała? Że jestem głupia i naiwna, że sama się o to prosiłam, że jak można uwierzyć na słowo komuś, kto już raz mnie "wystawił", prawda? Oczywiście nie twierdzę, że tak by było, nikt tego nie wie, ale wolałam nie ryzykować. Z jednym ci przyznam rację - ta cała moja rozmowa z nią była kompletnie bez sensu, niepotrzebna, wystarczyłoby "jednak nie jestem zainteresowana" i koniec konwersacji, w razie "namolności" zablokować.
@katem:
Pewne pojęcie o szyciu mam, a mimo to (a może właśnie dlatego) nie podjęłabym się uszycia czegokolwiek z lycry, tiulu, siateczki i koronki... Nawet gdybym miała maszynę do szycia. Masz tu przykładowe stroje:
https://pl.pinterest.com/agaborek0259/stroje-jazz/
To akurat do jazzu, ale do współczesnego też mogą być. Jeśli uważasz, że byłabym w stanie coś takiego uszyć (ręcznie!), to mocno przeceniasz moje możliwości ;)
@Michail:
Owszem, tego typu rzeczy są drogie, ale mnie chodziło głównie o CZAS. Wbrew pozorom zakupy w sklepie z artykułami do tańca nie wyglądają tak, jak w każdym innym sklepie internetowym, że wrzucasz interesujący cię produkt do koszyka, płacisz i za dwa-trzy dni masz. Tak naprawdę te sklepy nie mają tych rzeczy na stanie, to znaczy pewnie jedną sztukę - tą, która została uszyta na potrzeby sesji zdjęciowej, kiedy wrzucali nowy produkt do katalogu. Więc tak naprawdę w momencie, kiedy kupuję dany strój, oni dopiero będą go szyć... Na stronie jest zazwyczaj informacja: "Termin realizacji zamówienia to 7 - 10 dni roboczych".
@bazienka:
Mnie bardziej interesuje, jak zinterpretować zdanie: "Powód wręcz ręce oapadają." I nie, nie chodzi mi o literówkę, która tu się wkradła, tylko po prostu tak zapisane zdanie nie ma w języku polskim żadnego sensu.
@Librariana: O ile co do pierwszej części twojego komentarza mam zdanie podobne jak @Ohboy, to druga jego część jest chyba najcelniejszym podsumowaniem tej historii. Sytuacja w domu jest na pewno mocno stresująca dla tak małego dziecka - zapewne została poinformowana o tym, że będzie miała braciszka lub siostrzyczkę, wie lub domyśla się, ze mama jest chora, dotychczasowy "porządek domowy" z oczywistych przyczyn uległ dużym zmianom, jak najbardziej mógł nastąpić regres.
@AtomowaSolniczka: @Balbina: No właśnie, dajcie spokój, to nowe konto starej jędzy albo ktoś o podobnej umysłowości.
@Armagedon: Wspominałam już, że lubię twoje komentarze? Nawet jeśli nie do końca się z nimi zgadzam? A więc (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od "więc"): Po pierwsze samotna na pewno nie, ale już "samotna" matka jak najbardziej tak, zależy od ilości dzieci. Po drugie - masz całkowitą rację, nie dość że wypad z mieszkania komunalnego, to chyba jeszcze jakieś kary za korzystanie z niego wtedy, gdy już formalnie nie przysługiwało (czyli od momentu nabycia praw do jakiegokolwiek innego lokalu mieszkalnego). Po trzecie - masz rację, nie wiemy tego, z historii nie wynika, że pani na pewno mieszka w komunalnym mieszkaniu, to tylko przypuszczenia autora. Po czwarte - oj tak, czynsz w komunalnych jest wysoki... Po piąte - ta karkołomna teza, że to MY będziemy spłacać jej kredyt, też mnie rozbawiła. Po szóste - 500+ może i nie jest socjalem, ale tak jest przez większość odbierane; alimenty od ojca dziecka nie są socjalem, ale z Funduszu Alimentacyjnego już tak; zapomniałaś o świadczeniach rodzinnych, Karcie Dużej Rodziny itp., ale to też nasze gdybanie, nie wiemy czy faktycznie pani ma dzieci i ile; jak najbardziej mogła kłamać. Zgadzam się z tobą, że historyjka nie bardzo się klei.
@Michail: Jeśli płaci ojciec dziecka (dzieci), to nie, ale jeśli tatuś/tatusiowie nie płacą i komornik nie ma z czego im ściągnąć, to wtedy płaci Fundusz Alimentacyjny (max 500 zł na dziecko) i tak, to jest socjal.
@Qaziku: Rękawiczki i maseczka to taka oczywista oczywistość, że nawet nie wspomniałam o tym. Ale dużo ci maseczka pomoże, jak np. podopieczny ci nakicha prosto w twarz, kiedy się nad nim pochylasz.
@SunAmelia: Już się dowiadywała, testu jej nikt nie zrobi, jeśli nie będzie miała objawów... Sam kontakt z osobą pozytywną to za mało,Owszem, zgłoszenie przyjmą i kwarantannę dostanie, ale test to jeśli wystąpią objawy. Kwarantanny się nie boi, jak na razie sama ją sobie narzuciła, bo nie wychodzi nigdzie i dziecka do szkoły też nie posłała.
Adminów na tej grupie macie do niczego. Też należę do podobnej grupy, tego typu komentarze są natychmiast usuwane, a ludzie piszący je dostają najpierw ostrzeżenie, a potem (gdy to nie pomoże) bana.
Historia piekielna, ale czy możesz mi wyjaśnić, co zainspirowało cię to postawienia przecinków właśnie w tych miejscach: "Za studenckich czasów Magda wynajmowała, pokój na stancji (...)" oraz "Mieszkanie miało co prawda, kilka drobnych usterek (...)"??? Innych nie chce mi się już wstawiać...
Mam odmrożone ręce. Wina moja i mojej głupoty, nie są odmrożone raz a konkretnie, ale tak jakby "przemrożone" przez całą zimę chodzenia bez rękawiczek. Nieważne, ważny efekt - ręce (dłonie) zawsze mam lekko zaczerwienione, a przy jakiejkolwiek zmianie temperatury robią się czerwone jak pomidor - gdy zmarzną lub bardzo się rozgrzeją, wystarczy np. dłuższe mycie w zbyt ciepłej wodzie. Reakcje ludzi: - Ojej, ale ty masz czerwone ręce! - Co ci się stało, to uczulenie jakieś? - Dziwne masz te ręce, co ci jest? To nie jest zakaźne? I weź tu każdemu tłumacz, że po prostu mam odmrożone te dłonie...
No dobrze, a teraz mogłabym prosić jeszcze raz, ale po polsku?
@Armagedon: Weź nie przesadzaj... Owszem, ja też miałam problem ze zrozumieniem, CO ma tą dziurę, przez którą wchodzi i noga, i mysz, i mróz, jakoś wydedukowałam, że zapewne pomieszczenie dla wolontariuszy. Historia koszmarnie napisana - ale... Kiedy wreszcie do ludzi dotrze, że wolontariat to PRACA??? Taka sama jak każda inna, tylko niepłatna? Podstaw sobie teraz w miejsce słowa "wolontariusz" słowo "pracownik". I co, nadal uważasz, że ktoś przesadza, bo pracownik nie ma gdzie usiąść i wypić herbaty? No chyba nie... Nie neguję tego, że psy są najważniejsze - w kontekście schroniska. Ale czy troska o psy wyklucza troskę o pracowników? Tak trudno zapewnić im godne miejsce do odpoczynku? No sorry - w moim mieście wolontariusze schroniska to głównie nastolatki, wyobraź sobie teraz, że autor opisuje realia, w których musi funkcjonować twoja córka, młodsza siostra, kuzynka... Nadal uważasz, że "jakaś tam dziura nie musi być istotna"? Ludzie, szanujmy się. Troska o zwierzęta nie musi oznaczać braku troski o innego człowieka. Ci ludzie poświęcają swój czas i siły, aby psom było lepiej. Brak jakiegokolwiek zainteresowania tym, żeby mogli wypocząć w GODNYCH warunkach, jest piekielny.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 16 grudnia 2020 o 22:11
Bardzo twórcze podejście. Do interpunkcji. Niektóre zdania są. Oryginalne zastosowanie dużych liter w przypadku Rzeczowników Pospolitych.
Po przeczytaniu historii i komentarzy pod nią, chciałam zapytać, dlaczego, na litość boską, nie przyznaliście im tego cholernego rabatu, skoro: "klient bardzo prestiżowy (marka modowa porównywalna z Louis Vuitton)" i "oni normalnie płacą, i to dziesięciokrotnie wyższe rachunki". A potem zaraz uświadomiłam sobie, jakim człowiekiem jest twój szef... Piekielności widzę dwie - pierwsza, to klient, który, nie chce płacić. Druga, twój szef, który mocno prestiżowemu klientowi nie chce udzielić rabatu... Rozumiem, że akurat to zamówienie mogło być małe i formalnie rabat się nie należał, no ale litości, dobrego klienta się szanuje!
Za "moich czasów" było takie powiedzonko: "znasz słowo na Y?" - nie znasz... podpowiem ci - YDŻ stąd!!! Prostszym przekazem, to wy*ierdalaj z tego portalu z polityką i pokrewnym g*wnem! Ja już mam dość, minusuję twoje historie bez czytania, po czym wiedziona jakimś poczuciem przyzwoitości czytam je (tą konkretną z dużym samozaparciem) i żałuję, że nie mogę dać drugiego minusa... YDŻ sobie stąd...
@didja: Nie było przysposobienia, Wojciech po prostu ożenił się z Marianną, nikt nie myślał o przeprowadzeniu formalności adopcyjnych. W sensie prawnym jestem krewną Wojciecha, ale nie w prostej linii, nie w tej magicznej "linii dziedziczenia". A co do lasu - on nadal znajduje się w samym środku "niczego", czyli na biednej, nieatrakcyjnej Kielecczyźnie, daleko od jakiegokolwiek większego miasta czy choćby terenu atrakcyjnego pod jakimkolwiek względem. Ale spoko, powiem Młodej, żeby sobie "spadku" pilnowała, bo kto wie, co będzie za jakieś 50 lat ;)
@BiAnQ: Serio, napisałam "jakiś"??? No nie wierzę, dzięki, już poprawiam.
@nursetka: Może i lekko paranoicznie się zachowałam, ale to kwestia właśnie tego, że na grupach sprzedażowych pewne rzeczy musisz przyjąć "na słowo". O ile co do rozmiaru to można zyskać pewność, prosząc o zdjęcia pomiarów (wiesz, fotka cyknięta z centymetrem przyłożonym do stroju), to uszkodzenia naprawdę łatwo ukryć zdjęciem z odpowiedniej strony. A oszustwa się zdarzają. Nie raz widziałam zdjęcia tego samego stroju, wrzucane w odpowiedzi na post "szukam stroju startowego na 128 cm", jak również na post "szukam stroju startowego na 146 cm". No wybacz, te stroje są elastyczne, ale nie na tyle! Ale jak pisałam wcześniej, rozmiar łatwiej zweryfikować, natomiast stan stroju już gorzej. Ostatnio jakaś pani żaliła się na grupie, że kupiła zniszczony strój, wrzuciła zdjęcia, na podstawie których strój kupiła, i zdjęcia tego, co dostała... Masakra, choć nie da się ukryć, że ewidentnie był to ten sam strój. Jedyną konsekwencją wobec sprzedającej było wyrzucenie z grupy, no bo co innego można zrobić? A co do mojego przypadku, to trochę zaalarmowała mnie niska cena, no nie była zadziwiająco niska, ale ten typ stroju, jaki potrzebowałam, zazwyczaj kosztuje trochę więcej. Potem mogło być "no a czego się pani spodziewała za XX zł?". Natomiast poprzedni produkt kupiłabym w ciemno, bez zastanawiania się, bo ocieplacze baletowe ciężko zniszczyć normalnym użytkowaniem, zwłaszcza te, które pani miała na sprzedaż. Jest to firma, w której naprawdę płacisz za JAKOŚĆ, a nie za znaczek firmowy. Żeby je zniszczyć w sposób uniemożliwiający użytkowanie, ktoś musiałby potraktować je nożem albo nożyczkami... Ewentualnie dać kotu albo psu do zabawy, ale to na dłuższy czas, widziałam ocieplacze wyrwane kotu z pyska, miały tylko kilka pozaciąganych nitek na wierzchniej warstwie materiału ;)
@ElleS: W skrócie, bo wyjaśnienie jest w drugiej historii (chronologicznie w pierwszej) - Młoda miała strój, ale z niego wyrosła.
@nursetka: Hm, a teraz wyobraź sobie tę historię z innym zakończeniem - nie zwracam uwagi na to, co było kiedyś, kupuję od niej strój, a on okazuje się niepełnowartościowy, np. zniszczony, za duży, za mały... Co większość ludzi (zapewne łącznie z tobą) by mi powiedziała? Że jestem głupia i naiwna, że sama się o to prosiłam, że jak można uwierzyć na słowo komuś, kto już raz mnie "wystawił", prawda? Oczywiście nie twierdzę, że tak by było, nikt tego nie wie, ale wolałam nie ryzykować. Z jednym ci przyznam rację - ta cała moja rozmowa z nią była kompletnie bez sensu, niepotrzebna, wystarczyłoby "jednak nie jestem zainteresowana" i koniec konwersacji, w razie "namolności" zablokować.
@katem: Pewne pojęcie o szyciu mam, a mimo to (a może właśnie dlatego) nie podjęłabym się uszycia czegokolwiek z lycry, tiulu, siateczki i koronki... Nawet gdybym miała maszynę do szycia. Masz tu przykładowe stroje: https://pl.pinterest.com/agaborek0259/stroje-jazz/ To akurat do jazzu, ale do współczesnego też mogą być. Jeśli uważasz, że byłabym w stanie coś takiego uszyć (ręcznie!), to mocno przeceniasz moje możliwości ;)
@misiafaraona: Tak, pomyślałam o tym, mam już "namiary" na dwie krawcowe :)
@Jorn: Ale wrzucałam na grupę dla "siedzących w temacie", to raz. Dwa, przeczytaj jeszcze raz, co zawarłam w ogłoszeniu.
@Michail: Owszem, tego typu rzeczy są drogie, ale mnie chodziło głównie o CZAS. Wbrew pozorom zakupy w sklepie z artykułami do tańca nie wyglądają tak, jak w każdym innym sklepie internetowym, że wrzucasz interesujący cię produkt do koszyka, płacisz i za dwa-trzy dni masz. Tak naprawdę te sklepy nie mają tych rzeczy na stanie, to znaczy pewnie jedną sztukę - tą, która została uszyta na potrzeby sesji zdjęciowej, kiedy wrzucali nowy produkt do katalogu. Więc tak naprawdę w momencie, kiedy kupuję dany strój, oni dopiero będą go szyć... Na stronie jest zazwyczaj informacja: "Termin realizacji zamówienia to 7 - 10 dni roboczych".
@bazienka: Mnie bardziej interesuje, jak zinterpretować zdanie: "Powód wręcz ręce oapadają." I nie, nie chodzi mi o literówkę, która tu się wkradła, tylko po prostu tak zapisane zdanie nie ma w języku polskim żadnego sensu.
@Balbina: Mam zamiar po każdym "zniknięciu" komentarzy zamieszczać swój ponownie, zaczyna mnie to bawić. Przyłączysz się?