Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

z_lasu

Zamieszcza historie od: 2 października 2013 - 16:00
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 13:29
  • Historii na głównej: 32 z 34
  • Punktów za historie: 10968
  • Komentarzy: 570
  • Punktów za komentarze: 4334
 
[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
3 listopada 2023 o 17:18

A już myślałem, że @takatamtala wróciła. Fajne były te jej budowlane historie. Ale ostatnie logowanie w kwietniu 2021 :(

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
10 października 2023 o 21:28

@janhalb: W pełni rozumiem i zgadzam się z Twoją argumentacją. Wiem, że przemoc, to nie tylko okładanie się pięściami. Ja również nie twierdzę, że każda relacja jest do uratowania. Sam jednak piszesz, że to jednak mały procent. A ja coraz częściej czytam/słyszę, że rozwiązaniem każdego problemu jest zerwanie relacji. Ucieczka. Facet zostawia nieumyty kubek po śniadaniu?- uciekaj, nie szanuje cię, będziesz robić za jego sprzątaczkę. Nieważne że wychodzi o 5 rano, popołudniu myje ten nieszczęsny kubek i ogarnia resztę domu. Kobieta znowu kupiła sobie nowe buty? - Uciekaj, puści cię z torbami. Nieważne, że ma spore oszczędności, dobrą pracę i kupuje za swoje zarobione pieniądze. Dodatkowo "przy okazji" kupuje też tobie sensowne ciuchy (też za swoje) i dba o twój wygląd. Te buty to dowód na jej rozrzutność. Babcia nieśmiało pyta o prawnuki? Uciekaj. To prawdziwa przemoc, pakowanie się w cudzą intymność i wywieranie presji. Nieważne, że od niemowlaka podcierała ci tyłek, ocierała łzy, ukrywała twoje wybryki przed rodzicami, mieszkasz w mieszkaniu, które od niej dostałeś. Takie pytanie to prawie przemoc w rodzinie. Jak tak można!!! Mama pyta, czy szukasz lepszej pracy? Na lepszych warunkach, za lepsze pieniądze? Uciekaj. Masz tylko 30 lat i jeszcze nie podjąłeś decyzji, kim zostaniesz jak dorośniesz :) A nie, nie możesz uciec, bo mieszkasz u niej w domu. Ona też cię opiera i karmi. Ale jak dorośniesz na pewno odetniesz się od tej toksycznej, apodyktycznej, krzywdzącej relacji, która wywiera na ciebie tak wielką presję :) Czujesz absurd? Na wszystkie bolączki życiowe ucieczka jest najczęściej polecanym rozwiązaniem. A każdy, nawet absurdalnie głupi i mały codzienny problem urasta do nierozwiązywalnego, wymagający ucieczki i zerwania relacji.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
10 października 2023 o 20:52

Kończyłem szkołę średnią na początku lat dziewięćdziesiątych ub. wieku. Przemoc? cóż zawsze można było dać i dostać po mordzie. Za coś albo za darmo. Ale raczej nie w szkole. Żadnego kozła ofiarnego sobie nie przypominam. U nas byli tacy, którzy byli bardziej popularni, byli tacy mniej. Byli też "dziwni", którzy trzymali się na uboczu. Ale chyba nie byli gnębieni. Pewnie wszystko zależy od miejsca, środowiska, otoczenia. U nas większość gówno miała, więc nie było czym szpanować. A nawet jeśli coś się zarobiło, zdobyło, dostało - głupio było odstawać i kłuć innych w oczy. Nauczycieli, nawet tych których średnio się lubiło czy szanowało, lepiej było nie drażnić żeby nie narobić sobie kłopotów (jednak matury były sprawdzane w szkole). Rodzice wychodzili z założenia, że człowiek w szkole średniej sam powinien ponosić konsekwencje swoich działań. Gdyby któryś rodzic przyszedł wykłócać się o stopnie, zrobiłby mocno pod górkę swojemu dziecku. Zarówno wśród uczniów jak i wśród nauczycieli. Czy byliśmy lepsi? bardziej poukładani? W sekrecie :) mogę powiedzieć, że robiliśmy często rzeczy głupsze i bardziej niebezpieczne niż "dzisiejsza" młodzież. Na szczęście nie mieliśmy takich możliwości technicznych i tylu zabawek. Bo ułańska fantazja ponosiła :) Ale dopóki wszyscy przeżyli i nikt nie został trwale okaleczony, to nie było sprawy. A z powodu braku smartfonów i internetu nie ma obszernej dokumentacji naszej głupoty :)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
10 października 2023 o 20:28

@livanir: Na szacunek trzeba zapracować. Kogoś, kto chowa głowę w piach, na wszystko się zgadza, nie protestuje, nie ma własnego zdania, łatwo wykorzystać. I to jest raczej reakcja na zachowanie niż świadome działanie. Czy ja gdzieś napisałem, że ma ulec? Może wystarczy powiedzieć - jeśli będziesz mnie strofować odkładam słuchawkę. I to zrobić. Albo - jeśli będziesz złośliwa wyjdę. I wyjść. Albo - nie chcę rozmawiać na ten temat. Nie zmienisz moich poglądów. A może trzeba jeszcze inaczej. Nie wiem. Nie jestem psychologiem. Ale z mojego doświadczenia wynika, że artykułowanie swoich potrzeb i jasne wskazywanie zachowań najbliższych w stosunku do nas, których nie akceptujemy, przynosi rezultaty. Zwłaszcza gdy idzie za tym zakomunikowane zachowanie (czyli odłożenie słuchawki, wyjście w trakcie obiadu...). Trudno mi sobie wyobrazić, że matka zechce zerwać kontakty z córką. Z dużą dozą prawdopodobieństwa nie zdaje sobie sprawy, że córka zaciska zęby słuchając jej przemówienia. Bo całe życie gadała, nikt jej nie słuchał (córka robi po swojemu), więc dalej sobie gada. Tyle jej. I trudno ją wysłać na terapię, jeśli nie widzi problemu. Albo gdy dla niej problemem jest to, że nikt nie słucha jej rad. A może matka nie mówi nic, co obiektywnie jest szkodliwe. Tylko córka wdrukowała sobie, że matka chce ją kontrolować i nią manipulować? Takie pozostałości po nastoletnim buncie :) Przedstawiam tylko możliwe scenariusze. Jak jest nikt z nas nie wie. Toksyczna jest przemoc fizyczna, poniżanie, przemoc ekonomiczna. Związki czysto partnerskie z brakiem dominacji to książkowa utopia. Z tym, że często w jednym aspekcie dominuje ona, w innym on. Wiele związków przechodzi też przez etap walki o dominację. Pytanie w jakim zakresie, na jakim obszarze życia i jakimi środkami. I nawet gdy któreś z partnerów osiągnie przewagę to zmiana zachowania drugiego potrafi zmienić rozkład sił. Albo doprowadzić do rozstania. Ale odejście bez próby zmiany (zakładając, że w innych aspektach to relacja wartościowa i wciąż bezprzemocowa) jest ucieczką, która prawdopodobnie, doprowadzi do następnej relacji z podobnymi, bo nieprzepracowanymi problemami.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
10 października 2023 o 18:02

@Ohboy: To, że jest apodyktyczna, nie znaczy że jest przemocowa, to że jest stanowcza, nie znaczy że jest toksyczna. Myślę, że jej zachowanie podyktowane jest wyobrażeniem o dobrostanie autorki. A to, że jest mylne? Trzeba nad tym popracować i autorka to robi. Odtrącanie ludzi, którzy nas kochają i o nas dbają jest nielogiczne. Najczęściej wystarczy wskazać im obszar albo sposób jaki akceptujemy oraz obszary w które lepiej żeby się nie zapuszczali. I co jakiś czas korygować zachowania.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 10) | raportuj
10 października 2023 o 15:43

@Gelata: Jak czytam takie porady, to zastanawiam się czy nie żyję w jakimś alternatywnym świecie. Odciąć się od rodziców, szefa, współpracowników, kolegi, koleżanki... Każdego, kto ma inne zdanie, wypowie nieprzemyślane (albo tylko inne) zdanie na jakikolwiek temat. Ucieczka zamiast nauki asertywności, stawiania granic i egzekwowania swoich praw. A potem płacz o samotności, braku wartościowych relacji, wsparcia w trudnych sytuacjach... Albo-albo. Albo układamy sobie relacje z otoczeniem i funkcjonujemy w społeczeństwie, albo uciekamy przed każdą relacją, bo ktoś krzywo spojrzy, zapyta (z troski) o drażliwy temat albo wygłosi opinię, z którą się nie zgadzamy, a wkręcamy sobie, że "nas rani". Siądźmy w kółeczku, weźmy się za rączki i wygłaszajmy neutralne zdania na nic nie znaczące tematy. Wtedy będzie do zarzygania różowo, słodko, poprawnie. A że bez żadnych emocji i uczuć, wsparcia? Ale nikt nie poczuje się zraniony. Jest różnica między ucieczką przed relacją (która jednak jest w jakiś sposób dla nas wartościowa) a przepracowaniem w niej trudnych tematów. Są różne techniki, mechanizmy, sposoby. Przypuszczam, że zmiana zachowania autorki w stosunku do matki zaowocowałaby zmianą zachowania matki. Obie mają wdrukowane reakcje w swoich stosunkach. I zmiana w zachowaniu jednej zaowocuje zmianą w zachowaniu drugiej. I pomijając relacje przemocowe, które mają na celu krzywdzenie drugiej osoby, odcinanie się od rodziców, dziadków, przyjaciół jest po prostu głupie. Zwłaszcza bez próby zawalczenia o relację.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
10 lipca 2023 o 13:09

Tak generalizować można na tysiąc sposobów: -baba za kierownicą, w tym w szczególności baba w berecie :) -dziadek w tym w szczególności dziadek w kaszkiecie :) -młody - narwany -dyrektor pojazdu (to o tych zawodowych), -pieprzony przedstawiciel, -byczki napakowane tostesteronem, Są jeszcze buce w mesiach, zestresowani dyrektorzy, którym wydaje się że mogą rządzić na drodze jak w firmie, durne blondynki, które poprawiają makijaż w trakcie jazdy, osobniki, które nie mogą odkleić się od telefonu i smsują w trakcie jazdy itp, itd. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie popełnił na drodze błędu, który stwarzał zagrożenie. Prawda jest taka, że te baby i dziadkowie zdają sobie sprawę, że nie są asami kierownicy i zazwyczaj jadą wolno i ostrożnie. To, że niekiedy powodują drobne utrudnienia, jadą wolniej niż reszta, parkują na 5 razy, nie stwarza jakiegoś wielkiego zagrożenia a co najwyżej drobne utrudnienia. Do +60 jeszcze trochę mi brakuje, uważam, że jeżdżę dobrze i sprawnie, ale mieszkam w takim miejscu, że gdyby z jakiegokolwiek powodu zabrano mi prawo jazdy, zostałbym wykluczony z jakiegokolwiek życia. Do najbliższego przystanku mam 6km, (w roku szkolnym mogę podjechać autobusem szkolnym), tyle samo do sklepu spożywczego, do przychodni, bankomatu, weterynarza około 15km, do szpitala 25km. Więc samochód to dla mnie konieczność. I będę jeździł, dopóki będę mógł, bo to nie jest moje widzimisie tylko życiowa konieczność.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 6) | raportuj
30 czerwca 2023 o 15:53

@livanir: Pewnie nie przekonamy się do swoich racji. Jednak mając do wyboru czekanie 10 min i odpowiedź, a niepewność kiedy przyjdzie mail i czy wyczerpie temat, wybieram opcję pierwszą. Daję na głośnik, spokojnie słucham "muzyczki" i załatwiam sprawę. Bo jeśli mail nie rozwieje moich wątpliwości, na kolejnego będę czekać następną godzinę. Choć moje doświadczenia z bankowymi komunikatorami są raczej pozytywne. Rozmowa telefoniczna to pewna ciągłość myśli. Trudno napisać jednego smsa i zawrzeć w nim wszystkie pytania, bo część pytań wynika z odpowiedzi jakiej udzieliła druga strona :) I o ile pisanie ma sens tam gdzie po drugiej stronie siedzi człowiek i odpowiada a sprawa jest prosta i możliwa do załatwienia w kilku wiadomościach (2-3), tak odbicie się od bota i czekanie na sensowną odpowiedź jest dla mnie nie do przyjęcia.

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 12) | raportuj
30 czerwca 2023 o 13:50

@livanir: Generalnie, zupełnie nie rozumiem awersji pokolenia 18-30 latków do rozmów telefonicznych. Niby pokolenie "hop do przodu", a załatwienie czegoś przez telefon urasta do problemu prawie traumy. Pewnie generalizuję, ale takie są moje obserwacje. I śmiem twierdzić, że nie masz racji. Tzn. Takie ustalenia można zrobić, jeżeli faktycznie zamkną się w smsie wychodzącym i przychodzącym. Jeżeli tylko istnieje podejrzenie, że potrzebne będzie dodatkowe ustalenie, to krótka rozmowa jest szybsza i efektywniejsza (choćby w pracy, w drodze do toalety :) ). Komunikowanie się przez smsy, maile i komunikatory rozciąga coś, co zajmuje 2 minuty w nieskończoność i każe wracać do sprawy x razy. Podam ci przykład. Chcę kupić przez internet produkt x, ale zależy mi, żeby przesyłka wyszła tego samego, najpóźniej następnego dnia. Próbuję się dodzwonić do sklepu żeby zapytać, czy jest to możliwe. I gdybym się dodzwonił i dostał odpowiedź, mogę przejść do następnych zadań. Niestety włącza się poczta głosowa. Piszę wiadomość. Odpowiada mi autoresponder. Na odpowiedź człowieka czekam 2 godziny. Muszę wrócić do sprawy (o ile nie znalazłem firmy, w której da się ustalić takie rzeczy z człowiekiem). Ale mam jeszcze pytanie o specyfikację, dostępność określonej ilości sztuk czy cokolwiek innego. I znowu autoresponder i człowiek za 2 godziny. Albo następnego dnia. Wymiana 4 zdań rozciąga się na 2 dni, odrywa od innych zadań (obie strony) i wprowadza burdel w mailach. Historia konwersacji wygląda jak rozmowa z dupą w nocy, doszukanie się ustaleń wymaga ciągłego scrolowania. A można to było załatwić 2 minutową rozmową i ewentualnie jednym mailem podsumowującym. I to dotyczy sytuacji zarówno zawodowych jak i prywatnych. Twoją wymianę smsów w sprawie zapłaty da radę zamknąć w rozmowie, która trwałaby poniżej 1minuty. I taka rozmowa rozproszy cię tylko raz. A tak dźwięk smsa rozpraszał cię kilka razy. Ani ty, ani druga strona nie dostała ustaleń natychmiast. Trzeba było wrócić do sprawy, może kilka razy zerknąć w kalendarz. Sprawdzałaś telefon, czy to nie coś innego, może ważniejszego. Wiem po sobie, że wibracje smsa podczas obsługi klienta zaburzają komunikacje. I miałaś to kilka razy. A jeżeli masz zupełnie wyciszony telefon, to rozmowa przeciągnęła się na godziny.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 30 czerwca 2023 o 13:54

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
22 maja 2023 o 18:22

Pewnie czytujesz wiadomości na portalach internetowych. Poza nielicznymi wyjątkami - dziennikarstwo umarło. Pomijam literówki. Do niedawna trudno było taką znaleźć w dużych ogólnopolskich serwisach. Teraz widzę je kilka razy w tygodniu. A już tragedią jest czytanie o rzeczach mniej istotnych niż sprawy polityczne i gospodarcze. Większości tekstów nie da się czytać. Clikbaitowy tytuł, 4x powtórzona nowomoda, która nic nie wnosi do tematu, pełna pytajników i wykrzykników i na koniec dwa zdania w temacie z których niewiele wynika. Więc jestem w stanie wyobrazić sobie, że jak młody człowiek wchodzi w takie informacje na temat jakiejś gwiazdki estradowej lub sportowej, to żeby nie tracić czasu ogarnia tekst wzrokiem i stara się wyłowić z tego gąszczu słów o niczym informację po którą klikną. A potem czytanie po łebkach wchodzi w nawyk.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
22 maja 2023 o 16:57

@rafik54321: Wiesz, chodziłem do szkoły lata temu. Ale nie przypominam sobie, aby był przedmiot "czytanie ze zrozumieniem". Co najwyżej odpytywanka z lektury w stylu jakiego koloru była suknia Izabelli Łęckiej lub "co autor miał na myśli" :) Choć, po zastanowieniu, może to było właśnie sprawdzanie czytania ze zrozumieniem. Ale moje (już prawie dorosłe) dzieci takie zajęcia miały. Zawsze mnie to dziwiło, bo byłem zdania, że tylko ktoś z niedoborami intelektualnymi nie rozumie prostych tekstów. Ale widać jest to potrzebne. Żeby poprawnie skorzystać z wujka google trzeba poprawnie sformułować pytanie i... zrozumieć to co odpowiedział.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
5 kwietnia 2023 o 15:31

@Xynthia: I tak i nie. Mogą prowadzić odrębne gospodarstwa. Nie ma już obowiązku meldunkowego, więc nie muszą zgłaszać, że mieszkają razem. Matka zawsze może przyjechać na dłużej do córki a córka do matki. Oczywiście to znów obchodzenie systemu...

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 17) | raportuj
4 kwietnia 2023 o 15:37

@janhalb: Albo jeszcze inaczej :) Przepisać umowę najmu na córkę. Matka może utrzymywać dziecko, więc opłaca jej mieszkanie a sama jest bez tytułu prawnego do lokalu :)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
4 kwietnia 2023 o 15:30

@janhalb: Tutaj można pokombinować z umową - ucząca się nastolatka = brak PIT-u i ZUS-u :)

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
4 kwietnia 2023 o 14:26

Nie znam się na takich przypadkach, ale tak sobie myślę, że może o mieszkanie powinna ubiegać się ta córka, która skończyła 18 lat? Ona nie ma tytułu prawnego do mieszkania, ma go jej matka. I tylko przykro, że jak zawsze, obchodzenie systemu jest naszym "sportem narodowym"

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
8 marca 2023 o 22:42

@Samoyed: Widzisz, znowu atakujesz. Nie mówisz spokojnie. Nawet tutaj próbujesz obronić swoją teorię zarzucając mnie argumentami, które nijak się mają do tego co napisałem. Nie znasz mnie ani osoby o której piszę, ale od razu oceniasz dietę i styl życia. Całą diagnostyka kliniczna opiera się na przypadkach z życia. Trzeba tylko do nich dobrać diagnozę. :) To, że występują alergie krzyżowe nie jest ani wiedzą tajemną ani foliarskimi wymysłami. I takie rzeczy trzeba brać pod uwagę mając na pokładzie małe dziecko z podejrzeniem alergii i zwierzaka, który być może jest alergenem. I o ile dorosła osoba sama decyduje o tym czy i jak bardzo ryzykuje swoim zdrowiem, to ryzykowanie zdrowiem dziecka jest nieodpowiedzialne. Poza zaostrzeniem alergii, przejściem w inne jej formy (skórną i pokarmową) - leki przeciwalergiczne to nie cukierki, mają działanie uboczne. Zresztą nawet cukierki przyjmowane regularnie potrafią odłożyć się na brzuchu i biodrach :) Próbujemy tu naświetlić problem i wskazać zagrożenia a nie negować czyjeś decyzje. Ty zaś za wszelką cenę udowadniasz, że taki problem to nie problem. Oby nie był to problem. Ale warto mieć świadomość, że jednak scenariusz optymistyczny może się nie wydarzyć.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 7) | raportuj
8 marca 2023 o 21:01

@Samoyed: Rzucasz się agresywnie, jakby wszyscy dookoła chcieli uśpić koty i psy tylko za samo podejrzenie alergii. A to nie jest takie proste jak próbujesz wszystkim wmówić. Alergia wziewna na zwierzaka może być nawet niezbyt uciążliwa. Ot, od czasu do czasu kichnięcie, jakiś katar. Tylko, że nieustanny katar prowadzi do rozpulchnienia błony śluzowej nosa i gardła, nadżerek, co ułatwia zakażenia bakteryjne, co prowadzi do częstych infekcji, co prowadzi do spadku odporności, co prowadzi do zaostrzenia reakcji alergicznych. Błędne koło. Alergia to stan zapalny w organizmie. Astma oskrzelowa to przewlekła choroba zapalna dróg oddechowych. Więc chyba nie do końca jest tak, że częste i przewlekłe stany zapalne spowodowane alergią nie ma wpływu na występowanie astmy. Można mówić o szczęściu, gdy alergia ma przebieg łagodny. Tylko, że z łagodnego katarku może przejść w pęcherze na skórze, AZS. Co więcej jeden alergen potrafią uaktywnić alergię krzyżową. I nagle okazuje się, że wprawdzie przy kotku występuje tylko lekkie łzawienie oczu, ale już kotlet schabowy na niedzielny obiad wymaga wizyty na SOR-ze i podania sterydów. Bo alergia na kota uaktywniła krzyżowo alergię na wieprzowinę. I zaczyna robić się ciekawie. Jeżeli jeszcze dojdą alergie na pyłki, roztocza i uaktywnią alergie krzyżowe, to może się okazać, że trzeba dziecko odżywiać li tylko energią słoneczną. Nie jestem lekarzem i nie mam alergii, mam jednak w rodzinie osobę, której alergia na kota przeszła w alergię krzyżową. Dodatkowo oprócz problemów z górnymi drogami oddechowymi doszły problemy skórne i żołądkowe. W domu 2 koty i tak naprawdę nie wiadomo co można zjeść, żeby nie wylądować na SORze. Z alergią można żyć. Nawet całkiem nieźle. Jednak narażanie dziecka na działanie alergenu jest nieodpowiedzialnością rodzica. Bo ani leki, ani kropelki, ani wziewy nie są pozbawione skutków ubocznych. Nie znaczy to, że jestem za tym, żeby oddawać kota do schroniska, wyrzucać do lasu czy usypiać. Można znaleźć inne rozwiązania. Ale przedkładanie dobra zwierzaka nad dobro własnego dziecka nie jest normalne. PS. Mam w domu kota, którego ktoś podrzucił (nie wiem znudził się? ktoś dostał alergii?). I pomimo, że jestem dla niego najważniejszy "w stadzie", że ze mną śpi, że tylko mnie słucha (o ile to można powiedzieć o kocie), to gdyby na jednej szali było zdrowie mojego dziecka a na drugiej kot w domu - z bólem serca poszukałbym dobrego domu dla kota.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 stycznia 2023 o 18:08

@hulakula: Znowu matematyka. Normalnie, jeżeli spłacasz kredyt to powinno być tak, po spłacie każdej raty zostaje ci do spłacenia coraz mniej. Rata zazwyczaj spada, bo nawet jeżeli jest stała, to oprocentowanie liczone jest od kwoty pozostałej do spłaty. I taki mechanizm jest/był prawdziwy przy złotówkach. W przypadku franków w zasadzie też działa ale nie do końca. Jak było do spłaty 300 franków tak pozostało. Tylko że pierwsza rata to było 600zł (CHF=2zł) a teraz to 1400 zł po kursie 4,7. Ale to nic. Jeżeli ktoś wziął 108 tys. franków, dostał 216tys. PLN. Po 15 latach i spłacie po 300 franków miesięcznie do spłaty pozostało mu 54tys franków. Tylko, że wartość pozostała do spłaty w PLN to w dniu dzisiejszym to 254tys.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
15 stycznia 2023 o 18:34

@pasjonatpl: To dość proste. Wyobraź sobie, że rata jaką wg banku możesz płacić to 2,5 tys. zł. Krótkie mocno uproszczone obliczenia: Przy oprocentowaniu kredytu złotówkowego na 12% wychodzi ci, że mogą ci pożyczyć 200 tys. (200tys/30lat/12miesięcy=555PLN - rata kapitałowa, 200tys.*12%/12miesięcy=2tys - odsetki. Wychodzi 2 555zł Ale kredyt we frankach jest oprocentowany na 3% Więc na starcie, za taką samą ratę bank może ci zaproponować 400 tys. (400tys/12m-cy/30lat =1111 - rata kapitałowa, 400tys.*3%/12miesięcy=1000 - odsetki Razem 2111 PLN) Więc kwota pożyczona 2x większa a rata niższa. Niestety w związku ze wzrostem kursu - nie pykło :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
15 stycznia 2023 o 13:33

@zendra: 1. Oni mieli problem w związku z sytuacją zawodową. Gdyby wzięli złotówki też by mieli problem :) Nie zadłużyli się "pod korek". Ale pomimo sumiennej spłaty są zadłużeni na kwotę wyższą niż ta którą wzięli z tendencją na rozwój w górę. 2. Stałe oprocentowanie nie jest gwarantem niczego, ale dobrze wiedzieć, że jest taka możliwość. A czy ludzie biorący kredytyw 2021-2022 byli informowani o takich możliwościach? I konsekwencjach decyzji i tendencjach na rynku? 3. I tutaj się zgadzam. Banki przekombinowały z chęcią zysku i chyba nie przewidziały skali spraw sądowych.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
15 stycznia 2023 o 13:20

@victoriee: Załóżmy, że ktoś w 2007 roku wziął kredyt na 30 lat na 500tys. PLN we frankach :), kupił i wyposażył mieszkanie/dom, Wartość zaciągniętego kredytu po dzisiejszym kursie to ponad milion (prawie 1,2mln). Pewnie do spłaty pozostało mniej, ale nie każda wartość nieruchomości wzrosła aż tak. I teraz, zakładając, że ten ktoś spłacał regularnie (co mogło być ciężkie, bo rata też wzrosła ponad 2x a po drodze mamy drugi albo trzeci kryzys), ma w złotówkach, do spłaty nadal co najmniej to co pożyczył. Nominalnie spłacił więcej niż te 500tys. Jego nieruchomość raczej nie podrożała do 1,5mln - raczej jest bliżej miliona (albo i nie). Zmieniły się technologie, moda, inne są wymagania co do instalacji, ogrzewania. Poza tym dom ma już 15 lat. Zaczynają się nakłady na remonty. Więc chcąc ją sprzedać musi oddać bankowi jeszcze 500-600 tys. Po sprzedaży nieruchomości zostanie mu kasa co najwyżej na kawalerkę. Jak będzie spłacał do końca okresu kredytowania zapłaci więcej niż 1,5ml. Zostało jeszcze 15 lat. Kurs cały czas rośnie. I nie ma możliwości, żeby przewidzieć jaki będzie koszt tego kredytu.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 10) | raportuj
13 stycznia 2023 o 17:07

U mnie w bliskiej rodzinie (dlatego jestem zorientowany) małżeństwo z 2 dzieci, oboje pracujący na etatach + w własna działalność gospodarcza, żeby dorobić. Mieli własne małe mieszkanie, które sprzedali. Do zakupu większego potrzebowali 150tys. Okazało się, że nie mają zdolności kredytowej w złotówkach. Wyliczyli im ratę złotówkową na prawie 2tys. i to było za dużo, bank kredytu w zł nie udzielił. We frankach zaproponowano im 300 tys. Wzięli 150tys., tyle ile planowali, choć pokusa, żeby wyremontować i wyposażyć była wielka. Zmiana mieszkania związana była m.in. z chorobą i koniecznością poprawy warunków i dostosowania mieszkania, a to kosztuje. Ale stwierdzili, że skoro rata mała, prawie wszystko idzie w kapitał to albo szybko spłacą, albo odłożą na wyposażenie. Pierwsza rata frankowego, po przeliczeniu na złotówki, to było niecałe tysiąc zł. Nie chcę kłamać, ale chyba coś bliżej 800 zł niż 1000. Niestety, nie cieszyli się długo tą niską ratą. Jak frank znacznie podrożał pomysł nadpłacania poszedł w odstawkę, bo i tak każda rata była coraz wyższa i nawet przy nadpłacaniu, wartość pozostałą do spłaty rosła. Był taki moment, że zrobiło się ciężko ze spłatą, ale dali radę. I kłopoty wynikały z tego, że przy wzroście kursu pojawiły się zawirowania z pracą. Teraz sądzą się z bankiem i są na dobrej drodze do wygranej. I nie na wielkość raty narzekają, (wzrosła dwukrotnie, ale jeszcze nie osiągnęła poziomu pierwszej złotówkowej, na którą nie mieli zdolności) bo wzięli niewiele kasy, nie przeszacowali swoich możliwości. Narzekają na to że wartość kredytu pozostałego do spłaty, po 15 latach sumiennego spłacania, zbliża się do 200 tys. I niewiele można z tą nieruchomością zrobić. Bo sprzedaż, wiąże się z tym, że większość kasy trzeba będzie oddać do banku w ramach spłaty "taniego" kredytu. I teraz powiedz, jak mieli ogarnąć lepsze warunki mieszkaniowe bez tego nieszczęsnego kredytu frankowego? To nie był lokal na wynajem, to nie było kredytowanie się "pod korek". A mimo to tkwią w tym bagienku - jest szansa, że już niedługo.

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
13 stycznia 2023 o 11:25

@xpert17: Zachowek należałby się od spadkobiercy testamentowego. Ściągnięcie go od osób, którym ten spadkobierca notarialnie sprzedał nieruchomość jest niemożliwe. Na nieruchomości nie ciążyło żadne zobowiązanie i została nabyta zgodnie z prawem. Co więcej - aby sprzedać taką nieruchomość musiało być wcześniej przeprowadzone postępowanie spadkowe po zmarłej żonie. Dodatkowo, dzieci odziedziczyły majątek pozostały po ojcu, który był spadkobiercą po matce, pozbawiającym ich majątku na podstawie dziedziczenia ustawowego, od którego mogły się domagać zachowku. Więc w domyśle odziedziczyły również środki (lub majątek, na zakup którego zostały przeznaczone) po sprzedaży działki.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
13 stycznia 2023 o 10:37

@Ginsei: Jeśli ktoś kozaczy zadłużając się na połowę pozostałego mu życia to niezależnie od waluty w której to robi, ma coś z głową :) Kolejna retoryka podsuwana przez banki i szczucie ludzi na siebie.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1022 23 następna »