Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

z_lasu

Zamieszcza historie od: 2 października 2013 - 16:00
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 13:29
  • Historii na głównej: 32 z 34
  • Punktów za historie: 10968
  • Komentarzy: 570
  • Punktów za komentarze: 4334
 
[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 13) | raportuj
7 października 2019 o 8:29

Umarłem ze śmiechu. Przeszkolenie z e-nadawcy. :)))) To z używania długopisu i klawiatury komputerowej też mieliście szkolenie? I nie ma u was w pracy nikogo kto inteligencją ciut przewyższa małpę? Dla nieznających tematu. E-nadawca to program pocztowy do adresowania przesyłek. Jego obsługa polega na: -zalogowaniu się (ostrożnie, bo przy 3-krotnym błędnym haśle trzeba je zresetować zdalnie lub przez infolinię) -wybraniu rodzaju przesyłki (list, list polecony, paczka, paczka pobraniowa itd.) -wpisaniu danych odbiorcy - jeżeli jest to kolejna przesyłka do tego samego odbiorcy, jest to jego dane są zapisane w książce odbiorczej i same się podpowiadają) -podaniu wagi przesyłki -wygenerowaniu i wydrukowaniu etykiety. I można to zrobić zdalnie (mając dane odbiorców), bo etykiety zapisuje się w pdf-e i plik z etykietami można wysłać mailem. -wysłaniu pliku z przesyłkami na pocztę Sprawa nieco się komplikuje, gdy wrzuca się plik z adresami (ale też nie wymaga to supermocy i powinien sobie z tym poradzić każdy, kto obsługuje faceboka). Instrukcja jest necie i - obrazkowa - dotycząca podstawowych przesyłek zajmuje 25 stron. Z czego pierwsze 9 stron to konfiguracja programu. Pozostałego tekstu nie wiem czy jest na stronę A4. https://e-nadawca.poczta-polska.pl/download/en_skrocona_instrukcja_uzytkownika.pdf

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 7 października 2019 o 8:33

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 10) | raportuj
1 sierpnia 2019 o 19:44

@Habiel: Słowo honoru, nie wiem co ty robisz zamiatając jedno piętro 20 min. Pamitam, ze szczenięcych lat sprzątanie klatki. Dostałem taki obowiązek w wieku nastu lat. Mama uczyła, że trzeba wytrzepać wycieraczki, wymieść z kącików, sprawdzała czy dokładnie zrobione. Nie powiem ile to zajmowało, bo nie pamiętam. Ale pamiętam, że po pierwszych 2-3 razach szło sprawnie. I myło się szmatą, na czworaka, bo nie było takich luksusów jak mop. Jeżeli to blok, to zakładam, że znajduje się w mieście. Więc raczej nikt nie wchodzi do środka w gumiakach, po obrządku w stajni. Piach po wózkach czy rowerach nie należy do brudu trudno usuwalnego. Klatka zamiatana 2 razy w tygodniu nie zabrudzi się tak, żeby trzeba było ją szorować na kolanach. Chyba, że mieszkają tam brudasy, którym wszystko jedno, w jakim otoczeniu mieszkają. Środki czystości, które teraz są dostępne zapobiegają osadzaniu się brudu i "wgryzaniu się" w konserwowane powierzchnie. Myślę więc, że to kwestia wyprowadzenia sobie klatek przez pierwsze 2-3 razy. A potem sprzątanie nie powinno zająć więcej niż moje wyliczone 30 godzin w miesiącu.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
1 sierpnia 2019 o 15:46

@MyCha: Problem jest taki, że ZAWSZE i WSZĘDZIE na początku drogi zawodowej zarabia się mniej. Ale zdobywając doświadczenie i osiągając kolejne szczeble kariery zarabia się coraz lepiej. I nie chodzi o minimalną na starcie.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 11) | raportuj
1 sierpnia 2019 o 15:35

@andtwo: Zakładam, że zamiatanie jednej klatki schodowej to godzina (chociaż nie wiem co można robić tak długo). Mycie jednej klatki to też godzina. klatek jest 3 3klatki x 2razy w tygodniu x 4tygodnie x 1godzina = 24 godziny na zamiatanie + 3 klatki x 2razy w miesiącu x 1godzina = 6 godzin na mycie Do wypłaty 600 zł / 30 godzin daje 20 zł/h netto. To nie jest zła stawka. Tym bardziej, że ktoś obrotny wykona tę pracę w czasie o 1/3 krótszym. Gdybym miał wykonywać taką pracę, to mycie okien negocjowałbym za osobną stawkę, ale i w tej kwocie dałoby radę. Wiem o czym mówię. Kiedyś zatrudniałem w ramach wspólnoty mieszkaniowej panie do sprzątania klatek. 4 bloki po 2 klatki w każdym 4 piętra i kotłownia (gazowa). Raz w tygodniu zamiatanie i mycie. Najlepsza kobitka sprzątała to w 4-5 godzin. Wszędzie było czyściutko i pachniało. Była też taka, co robiła to w 2 dni po 4 godziny i było tak sobie.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
1 sierpnia 2019 o 15:08

Rozwiązanie jest tak proste, że aż dziwne, że nikt na to nie wpadł. Prawo do zasiłku opiekuńczego wynika z ubezpieczenia społecznego. W związku z tym oboje pracujący rodzice są do niego uprawnieni. Każde dziecko ma PESEL. Jaki problem, by w systemie "podpiąć" PESEL-e dzieci pod PESEL-e rodziców? Tym sposobem limitu się nie przekroczy, oświadczeń składać nie trzeba, jest weryfikacja, czy drugi rodzic jest zatrudniony i nie może sprawować opiekę nad chorym dzieckiem. I tylko w przypadkach, gdy z dokumentów ubezpieczeniowych wynikałoby, że drugi rodzic mógłby sprawować opiekę żądać wyjaśnień.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
6 czerwca 2019 o 16:14

Leżę i rechoczę. I cały misterny plan pt. nie przeszkadzać, jestem zajęty, mam pilny projekt do zrobienia poszedł w piz... Do projektów nie rechoczę. :)

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
20 maja 2019 o 20:13

Nasze dziecic nigdy nie były jakoś szczególnie przegrzewane, ale gdy mieszkaliśmy w bloku, często chorowały. Szacuję, że w zimie temperatura była gdzieś pomiędzy 24 a 26 stopni. W lecie potrafiło być dużo więcej, gdy beton się nagrzał. Gdy kupiliśmy dom i przeprowadziliśmy się na wieś miałem w głowie scenariusz, że chyba żona będzie musiała zrezygnować z pracy i wynajmiemy prywatnego pediatrę, bo przecież dzieciaki będą non stop chorować. Dom stary, jeszcze wtedy nieocieplony, piece kaflowe, w których na dodatek nie bardzo umieliśmy palić. I stał się cud. Dzieciaki przestały chorować. Mała potrafiła biegać w samej koszulce i majtkach, gdy rano nam dorosłym szczękały zęby :) I tak już zostało. Choć dom ociepliliśmy, piece wymieniliśmy to w domu temperatura rzadko przekracza 22 stopnie. A przeziębienie to coś u nas w zasadzie niespotykana. Najcięższa przypadłość to katar lub lekka chrypka. Tak maksymalnie dwa razy w roku.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 26) | raportuj
20 maja 2019 o 16:41

@marcelka: Idealistka z ciebie. Gdyby dostali karę, następnego dnia nie przyszliby do roboty. Robota leży, terminy biegną, kary umowne się naliczają... A (pomimo uzależnienia/braku myślenia) mogą to być dobrzy pracownicy fizyczni, znający się na robocie.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 23) | raportuj
20 maja 2019 o 16:37

@Niematakiegonumeru: Ostatnio widziałem w internecie obrazek: Solidnego murarza zatrudnię. Może być alkoholik. I to oddaje meritum sprawy. Ale dla kogoś, kto nie otarł się o pracę z ludźmi/pracę na budowie to za trudne do zrozumienia.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
15 maja 2019 o 22:11

@igon: "500+ miałoby sens, gdyby było "dawane" jako ulga podatkowa - jeśli pracujesz to nie płacisz podatków lub płacisz bardzo małe dzięki temu a jak nie pracujesz to nic nie dostaniesz i co najwyżej ci MOPS / GOPS dzieci zabierze za skrajną nędzę." Żeby mogło to być ulgą podatkową to, tylko dla jednego dziecka, przy obecnym opodatkowaniu, musiałoby to być dochód powyżej 2,5 tysiąca. Czyli ulga wyklucza albo mocno ogranicza osoby słabo zarabiające...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
15 maja 2019 o 21:51

@igon: Widzisz takie "niebieskie ptaki" widywałem i wcześniej, gdy nie było 500+. Powiem więcej - widywałem zdecydowanie częściej. Przez ostatnich kilka tygodni siedziałem w punkcie handlowym mojej firmy, w środku osiedla, gdzie okna wychodzą na deptak. I jedyną patologią, którą obserwowałem byli panowie 50+ (zawsze ci sami), którzy dzień zaczynali i kończyli piwem z wkładką. Ale może niedowidzę. Wiem natomiast, że odkąd program ruszył kilkoro dalszych i bliższych znajomych, tych przed czterdziestką zdecydowało się na drugie lub trzecie dziecko. I nie dlatego, że te pieniądze były im niezbędne żeby się po raz drugi rozmnożyć, ale dlatego, że zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Że przez te kilkanaście miesięcy, gdy matka będzie wyłączona z pracy zarobkowej. Tylko tyle i aż tyle.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 15) | raportuj
15 maja 2019 o 19:01

Ja się zastanawiam, gdzie wy mieszkacie, że widzicie tylko patologię pobierającą 500+. Ja widzę rodziny, w których pracuje oboje rodziców, i w których od wprowadzenia programu zrobiło się po prostu lżej. Można bez spiny zapłacić za angielski, zajęcia sportowe czy wysłać dziecko/dzieci na wycieczkę i wakacje. Jedyna znana mi osoba niepracująca, to studentka z kilkumiesięcznym niemowlakiem. Ale przy niemowlaku i tak by nie poszła do pracy. A jej mąż pracuje. Płacz ojojoj, jak to źle bo mi się nie należy jest śmieszny. Rzuć pracę, dorób sobie jeszcze piątkę dzieciaków, rozwiedź się, będziesz miała tą nieszczęsną pięćsetkę i łatwiejszy dostęp do żłobka. Pomyśl tylko, że tak jak każdego może dopaść cię kryzys. Niespodziewana śmierć partnera, utrata pracy, choroba, która nie będzie pozwalała na pracę na tych obrotach, za takie stawki. I co wtedy? Bo na dzień dzisiejszy, przynajmniej na chleb z tej pięćsetki będziesz miała, bo zacznie ci się należeć. Tylko czy aby na pewno chcesz, żeby ci się należała? Ja tak dobrze nie miałem. Gdy rodziły się dzieci mieliśmy oboje tłuste etaty. Ale potem był też taki rok, gdy rozkręcałem firmę (a miałem już dwoje dzieci), że żona została mistrzynią 100 dań z ziemniaka. Bo brakowało na wszystko. Taka 500 byłaby wówczas dla mnie wybawieniem z kłopotów. I może miałbym trochę mniej siwych włosów. Czasem zadziwia mnie to, jak niektórzy nie doceniają tego co mają. Oboje macie dobrze płatną pracę, oboje jesteście zdrowi, urodziło wam się dziecko i narzekacie, że nie należą wam się przywileje biedniejszych, gorzej wykształconych, mniej inteligentnych i mniej zaradnych ludzi. Nigdy tego nie pojmę.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
4 maja 2019 o 11:10

@Gruszka_na_wierzbie: Widzisz, pieniądze dla nauczycieli są płacone między innymi z moich podatków. Więc to nic dziwnego, że mam pewne przemyślenia, jak powinny być wydawane, skoro ciężko na nie pracuję. Po kolei. W większości zawodów są okresy gorące, kiedy jest dużo pracy i takie, w których można pracować mniej i wolniej. Np. do końca kwietnia armagedon miały biura księgowe. I ich pracownicy siedzieli po godzinach, bo trzeba było wyrobić się z rozliczeniami rocznymi. To, że pod koniec semestru/roku szkolnego trzeba wypełnić arkusze i wypisać świadectwa nie jest żadną nowością. Ot, część obowiązków. I jak przeczytasz moje wyliczanki poniżej, to nauczyciel, żeby wypracować tyle godzin ile normalny etatowiec, powinien pracować 46 godzin tygodniowo podczas roku szkolnego. Czyli 18 godzin tygodniowo przy tablicy + 4,4 dziennie do wyrobienia 40 godzin tygodniowo + 1,2 godziny żeby odpracować dodatkowe wolne. Już w to dodatkowe 4,4 nie wierzę. Zresztą sama piszesz 3 do 6 godzin. Więc mieści się to w czasie, który powinna wypracowywać. Więc o co chodzi? o to, żeby miała tylko pensum? 30 osobowe klasy to były, jak ja chodziłem do szkoły. Z moich obserwacji wynika, że teraz raczej nie przekraczają 25 osób. A na terenach wiejskich są jeszcze mniejsze. Równanie w dół to jest robienie krzywdy wszystkim dzieciom. Bo zdolniejszy nie musi się wysilać a rozwijać często mu się nie chce. A dostosowanie zadań do tego słabszego, sprawia, że ten również nie musi wkładać dużo wysiłku. Ot wszystko na minimum. Ale jak napisałem wyżej, to generalnie poziom polskiego szkolnictwa (słynne pokoloruj drwala). Wiesz co, skoro wybranie zadań dla kilku klas ze zbiorów własnych albo z książek to zadanie na kilka godzin, to ja nie mam pytań. Natomiast mam poważne wątpliwości dotyczące kompetencji takiego nauczyciela. Podawanie numeru telefonu rodzicom, to wygodnictwo, które wcześniej czy później odbija się nauczycielowi czkawką. Nie mam i nie miałem nigdy numeru telefonu do żadnego wychowawcy moich dzieci. A łącznie było /jest ich ośmioro. Bywało, że nauczyciel dzwonił do mnie - z zastrzeżonego numeru. Zawsze jest też telefon w szkole, z którego rodzić w razie potrzeby może skorzystać. I nie rób z rodziców na terenach wiejskich ułomków, którzy nie potrafią obsłużyć maila. Zresztą coraz więcej szkół przechodzi na dziennik elektroniczny. Więc kontakt z rodzicami jest jeszcze łatwiejszy. To, że nie pracuję jako nauczyciel, nie znaczy, że nie mam pojęcia o tej pracy. Mam znajomych, którzy pracują w tym zawodzie, czasem rozmawiam z nimi na ten temat, jestem niezłym obserwatorem. W normalnym biznesie, za wskazanie słabych stron i wdrożenie lepszej organizacji pracy, płaci się ciężkie pieniądze. I robią to zazwyczaj ludzie, którzy nie mają z daną dziedziną dużo wspólnego. Na tym polega pewna wartość, że ocenia to ktoś, kto jest z zewnątrz. Więc kolejny argument, który jest inwalidą. Powiem ci, że dla kogoś, kto lubi pracę z dziećmi i potrafi sobie dobrze zorganizować pracę, to naprawdę fajne zajęcie. A dla kogoś, kto nie potrafi rozplanować/zorganizować materiałów i czasu pracy, to zawsze będzie ciężko, pod górkę, ze zbyt dużym zaangażowaniem czasowym. Do pozapłacowych benefitów z głównego postu nie będę się odnosić. Bo mieszkania, dodatku na zagospodarowanie, dodatku za pracę na terenach wiejskich, rocznego płatnego urlopu dla poratowania zdrowia w 99% zawodów nie ma nie było i nie będzie.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 maja 2019 o 11:14

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 3) | raportuj
3 maja 2019 o 17:44

@Gruszka_na_wierzbie: "Przygotowywanie i sprawdzanie różnego rodzaju sprawdzianów, szkolna papierologia, przygotowywanie się do lekcji w zależności od aktualnej podstawy programowej i wiedzy oraz umiejętności uczniów w danej klasie. Przynajmniej 3 godziny, zazwyczaj 4, a zdarzało się 6 i więcej" - 6 godzin dziennie nad papierami, sprawdzianami i przygotowywaniem. Zakładam, że 1/3 to przygotowywanie bo inaczej byłoby pomijane w opisie zajęć pozaszkolnych. Wybacz, ale bajki opowiadasz. Bo to, że zmienia się metodologia, nie oznacza konieczności zmiany zadań. Po prostu rozwiązuje się je inną metodą. Rozszerzenie własnej bazy zadań dzisiaj, to mniej pracy na jutro. Więc argument jest trochę inwalidą. Tym bardziej, że po 30 latach pracy, twoja mama powinna mieć co najmniej kilka różnych zbiorów zadań, z których można robić sprawdziany, z różnym stopniem trudności, pod różną metodologię i z różnie rozłożonymi akcentami. Dostosowywanie trudności zadań do poziomu klasy i równanie w dół jest pójściem na łatwiznę i robieniem krzywdy tym zdolniejszym, którzy chcą się uczyć. Ale to problem całego obecnego szkolnictwa.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
3 maja 2019 o 17:20

@abstrakcjonizm: Masz szczęście, że uczniowie pytają o szczegóły :) Taki mały sarkazm, w odpowiedzi na zarzuty, że młodzież niczym się nie interesuje a w klasie aktywne jest 3 osoby. Odnosząc się po kolei do Twoich wyliczanek - sama piszesz, że masz 24 godziny tygodniowo, więc to już 6 ponad podstawowe pensum. Wybacz, ale w ponad 20 minutowe przygotowywanie do każdej lekcji nie wierzę. Po pierwsze masz po 3 klasy w roczniku. Zakładam, że program dla nich jest taki sam. Więc przygotowujesz się do 3 lekcji (dla 1, 2 i 3 klasy). Jeżeli uczysz dłużej niż 3 lata powinnaś, dla własnej wygody mieć konspekty, materiały, prezentacje. I każda nowa prezentacja, materiał archiwalny przygotowany przez Ciebie to czas zaoszczędzony na przygotowywanie się do zajęć w następnym roku. Posiadanie w swoim dorobku zawodowym laureatów olimpiad oraz wysoka zdawalność matur to +100 punktów do twojej atrakcyjności na rynku korepetycji. Zgodzę się, że przedmioty humanistyczne, przy sprawdzaniu prac są czasochłonne (choć w dużej mierze zależy od tego jak ułożysz pytania - jeżeli będą zamknięte, będzie szybciej ze sprawdzaniem). I jak zgodzę się, z czasem sprawdzania prac typu maturalnego, tak przy kartkówkach, to ty im literówki sprawdzasz? :) I jeszcze - z moich pobieżnych wyliczanek powyżej wynika, że nauczyciel, żeby pracować czasowo tyle co każdy inny etatowiec, (w rozliczeniu rocznym) powinien przepracowywać 46 godzin tygodniowo. Mam bardzo dobrego znajomego - nauczyciela historii. I wiesz co on mówi? Że pracuje jako nauczyciel, bo jest leniwy. Dużo wolnego, nie spoci się w robocie, ma czas i siłę, żeby zarabiać prawdziwe pieniądze. Kilkukrotnie próbował zmienić pracę. I nie podobało mu się w niej nic, poza pensją. Widzisz, ja nie twierdzę, że nauczyciele mało czy źle pracują. Mam duży szacunek do tego zawodu i jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy go wykonują. Bo gdybym ja miał pracować w tym hałasie, z dziećmi to najpóźniej po miesiącu (optymistycznie patrząc) zamknęliby mnie. Albo w wariatkowie albo za zbrodnię popełnioną w afekcie. Tylko, że zawodów, trudnych z mojej perspektywy jest zdecydowanie więcej.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 3 maja 2019 o 17:24

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 5) | raportuj
2 maja 2019 o 23:19

Praca nauczyciela jest odpowiedzialna i trudna. Nie będę porównywał jej do innych zawodów, bo to bez sensu. Nauczyciele powinni zarabiać dobrze, ale powinno to również być zależne od zaangażowania i osiąganych rezultatów. Ale ile to jest "dobrze" w przeliczeniu na złotówki, nie wiem. I do tego zarobku wliczają się też przywileje oraz pozaetatowe składniki wynagrodzenia (więcej wolnego, trzynastki, wczasy pod gruszą), do których duża część ludzi pracujących nie ma dostępu. Nie wiem, czy bardziej żałosne czy śmieszne, jest to, że ta (podobno) najlepiej wykształcona elita społeczeństwa dała się tak prymitywnie rozegrać politycznie. Zarówno rządzący jak i opozycja ugrała swoje. Nauczyciele nie ugrali nic, poza tym co na początku a oberwało się im wizerunkowo. I jeszcze trochę matematyki dla tych którzy twierdzą, że nauczyciel pracuje więcej niż ludzie na "zwykłym" etacie (nie wdając się w pojedyncze dni wolne i przedłużone weekendy): "normalny" etat to 52 tygodnie minus 5 tygodni urlopu. Czyli 47 tygodni x 40 godzin pracy daje nam 1880 godzin w ciągu roku. Etat nauczyciela to 52 tygodnie minus 1 tydzień świąteczno-noworoczny minus 2 tygodnie ferii minus 1 tydzień przerwy wielkanocnej minus 7 tygodni wakacji (zakładam, że w pierwszym tygodniu lipca i ostatnim sierpnia nauczyciele pracują. Chociaż ostatnio rok szkolny kończy się w okolicy 20 czerwca). Daje to 41 tygodni pracy x 40 godzin (18 pensum + 22 pozostałych) czyli razem 1640 godzin rocznie. Różnica to 240 godzin na korzyść nauczycieli. I jeżeli te 240 godzin podzielić przez 41 tygodni, to wychodzi, że nauczyciel aby pracować tyle co "normalny" człowiek powinien w ciągu tych swoich 41 tygodni pracować prawie 6 godzin więcej ponad etatowe 40 (czyli 14 godzin dziennie od poniedziałku do piątku). Naprawdę trudno mi uwierzyć w to, że wliczając rady, zebrania, sprawdzanie zeszytów itp tyle to trwa. To są moje własne (pobieżne) wyliczenia. Jeżeli się mylę, proszę poprawdzie.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 2 maja 2019 o 23:20

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 8) | raportuj
2 maja 2019 o 22:55

@Gruszka_na_wierzbie: Nie przesadzasz? Zmienia się podstawa z matematyki tzn. co? Inaczej liczy się ułamki czy zmienia się sposób rozwiązywania zadań z dwoma niewiadomymi, że mama musi się przygotowywać przez kilka godzin do lekcji? KAŻDY nauczyciel, który ma więcej niż 3 lata stażu, powinien mieć własną bazę zadań do sprawdzianów i kartkówek. A na sprawdzanie klasówek, papierologię i inne sprawy związane z wykonywanym zawodem ma właśnie te 22 godziny tygodniowo w dopełnieniu do 18 przy tablicy. To wychodzi 4,4 godziny dziennie od poniedziałku do piątku. Z tym, że nauczyciel może to robić w domu, przy kawie, mając ogarnięte własne dzieci, pranie, gotowanie i inne prozaiczne rzeczy. I tylko nauczyciel bez wyobraźni udostępnia prywatny numer telefonu rodzicom. Przy dzisiejszych możliwościach można porozumiewać się mailem. Szybko, skutecznie, zostawia ślad i ogranicza żebranie o stopnie.

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 3) | raportuj
2 maja 2019 o 22:37

@Gruszka_na_wierzbie: Czytanie ze zrozumieniem za trudne? Zakres 3 lat szkoły podstawowej, nie znaczy zakres klas 1-3.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 6) | raportuj
2 maja 2019 o 22:33

@pasjonatpl: Ten strajk jest tak szeroko komentowany, bo nauczyciele dali się politycznie rozegrać, tak jakby nie mieli za grosz rozumu. A swoim zachowaniem widocznym w mediach (ok, wiem, że taki przekaz można zmanipulować) i tym, że wzięli za zakładników dzieciaki podsycali negatywne emocje. Partia rządząca nie mogła dać tego co chcieli z banalnego powodu. Gdyby dali, zaraz przyszliby celnicy, sędziowie, prokuratorzy, urzędnicy, policjanci itd, itp. Nie zauważyłem poniżania i opluwania. Natomiast zauważyłem, że rozmowa była tylko o kasie. Nauczyciele nie chcieli rozmawiać o niczym innym. Mam dzieciaki, które za rok będą podchodzić do egzaminów. Więc, gdyby oprócz stresu egzaminacyjnego dołożono mi (i im) stres strajkowy to chyba również nie potrafiłbym powiedzieć o nauczycielach nic dobrego. I jeszcze. Jak czytam, że jakiś stażysta zarabia mało, mam ochotę w mówiącego/piszącego rzucić czymś ciężkim. Tak wygląda ścieżka awansu w każdym zawodzie. Na początku zarabia się mało. Jeżeli się rozwijasz, uczysz nowych rzeczy, awansujesz to z każdym rokiem zarabiasz więcej. Niewiele jest zawodów, gdzie wskakuje się od razu na wysokie zarobki.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
4 kwietnia 2019 o 16:51

Wiesz co w tym jest piekielne? To, że wyżej sr..sz niż dup... masz. Ojojoj studia skończyłaś. Muszę cię uświadomić, że to teraz dość proste i niezbyt kosztowne. To po prostu twoje przygotowanie do wykonywania zawodu. A 2-letni staż pracy to bardzo mało. Czyżby pierwszy magister w rodzinie? Jesteś opiekunką, bo rodzice oddają swoje dzieci do przedszkola pod twoją opiekę. I twoim obowiązkiem jest dopilnować, żeby zjadły, umyły ręce po siusiu, a w razie potrzeby podtarcie im tyłków. Nauczyć trzylatki możesz trzymać kredkę i śpiewać piosenkę. Ale to potrafi każda rozgarnięta mama. To, że masz status nauczyciela, w żaden sposób nie zdejmuje z ciebie obowiązków opiekuńczych. Nieustannie bawi mnie zabawa w tytuły i oburzenie, gdy ktoś pominie taki tytuł lub zamieni go ze stosowanym zwyczajowo.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
22 marca 2019 o 15:54

@aegerita: Nie znam orzecznictwa, ale można wyróżnić 3 sytuacje: 1. Mieszkam w małej wspólnocie - 5 mieszkań + parking + trawnik. Nikt nie ma psa. I na naszym trawniku stawiamy sobie zakaz. I nikt nie ma prawa wyprowadzić psa do naszego "ogródka" 2. Sytuacja jw. tylko jedna osoba ma psa. 4 osoby nie zgadzają się na wyprowadzanie psa na trawnik. A we wspólnocie podejmuje się uchwały większością głosów (udziałów). I taki właściciel czworonoga ma 2 wyjścia. Albo wystąpić o wydzielenie własnego kawałka trawnika do wyprowadzania psa. Albo podporządkować się uchwale większości. I trzecia sytuacja, gdy większość ma psy, a ta mniejszość, nie może rozłożyć kocyka na trawie a iglaki przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy. I wówczas ta mniejszość powinna wystąpić o wydzielenie "bezpieskiej" strefy :) I teraz trzeba te sytuacje przełożyć na dużą wspólnotę. :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
21 marca 2019 o 21:15

@aegerita: Ciekawy temat :) Czysto teoretycznie, Z terenami należącymi do wspólnoty mieszkaniowej (zwłaszcza małej) chyba nie będzie tak samo. Teren wspólnoty to teren prywatny, tak jak ogródek przy domku jednorodzinnym (a więc konstytucyjne prawo własności). Jako właściciel (współwłaściciel) tego "ogródka" miałbym prawo nie zgadzać się na to, by niszczyły go psy.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
20 marca 2019 o 21:29

@Tysiulec: Przepraszam, że zapytam. A nie można zwrócić się do rodziców z prośbą o zakup papieru/tuszu do drukarki czy tego nieszczęsnego globusa albo kabla? Tylko w szkole moich dzieci funkcjonuje składka na takie niezbędne potrzeby, żeby wszystkim było łatwiej? Nie można wzorem przedszkoli poprosić rodziców aby kupili do szkoły jednakowe bloki, kredki, farbki, i trzymać to w pudełkach w sali raz, żeby dzieciaki nie musiały dźwigać, dwa - żeby zawsze dla każdego było?

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1022 23 następna »