Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

z_lasu

Zamieszcza historie od: 2 października 2013 - 16:00
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 13:29
  • Historii na głównej: 32 z 34
  • Punktów za historie: 10968
  • Komentarzy: 570
  • Punktów za komentarze: 4334
 
[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
20 marca 2019 o 21:22

@jotem02: Lubię Twoje szkolne opowieści, ale powiedz, co ty przygotowujesz po 20 latach nauki przedmiotu? I to takiego jakim jest matematyka? Trudno mi sobie to wyobrazić. Można wyszukać jakiś filmik na You Tube, który coś ciekawie przedstawia. Ale do cholery, przecież wzory skróconego mnożenia, działania na ułamkach i sposób obliczania pola trójkąta nie zmienił się wczoraj, żeby było trzeba od nowa przygotowywać się do wykładania na lekcji.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
20 marca 2019 o 21:15

@Matt_86: Problemy które przedstawiasz są do rozwiązania "na szybko". Myślę, że w większości szkół (np. wielkich "tysiąclatek") dałoby się wygospodarować miejsce na biuro z boksami jak w call center. Zakładasz słuchawki, żeby odizolować się od otoczenia, włączasz komputer i masz miejsce pracy. W sam raz do sprawdzenia prac i uzupełnienia dziennika. Skoro nauczyciele tak dużo czasu w ciągu roku szkolnego poświęcają na przygotowanie lekcji, dlaczego nie robią tego w czasie gdy mają wakacje, ferie, przerwę świąteczną? Ja rozumiem, że przed lekcją trzeba ogarnąć jakiś konspekt, ale czy na pewno dopiero go przygotowywać? To samo dotyczy sprawdzianów. Nie można w sierpniu przygotować sobie na spokojnie wszystkiego do grudnia, żeby później, po wyłożeniu całego działu tylko nanieść ewentualne poprawki i wydrukować? A później w przerwie świątecznej zrobić to dla zajęć do końca roku? Wówczas zostaje do zrobienia tak naprawdę sprawdzenie prac i sprawdzianów. Wszystko rozbija się o organizację pracy. I jakoś nie wierzę, że nauczyciel który pracuje dłużej niż 3 lata, musi od nowa przygotowywać się do lekcji. Nic mnie o tym nie przekona. Wykłada tę samą albo bardzo podobną podstawę programową. Więc co ma przygotowywać? Od nowa uczy się budowy pantofelka? Czy przypomina sobie który król panował wcześniej a który później? Kolejna sprawa: sprzęt typu laptopy i drukarki. Ciekawe dlaczego nauczyciele nie walczą o doposażenie szkół albo o ulgę podatkową na zakup sprzętu? Co do papieru. Mhh właśnie w ub. tygodniu wyniosłem 5 ryz do szkoły. Kupione za klasowe pieniądze składkowe. I to drugi raz w tym roku szkolnym. Gdyby nauczycielka powiedziała, że potrzebuje tuszu, do drukarki albo nawet samej drukarki pewnie jako rodzice byśmy kupili. W tym roku składka na potrzeby klasy wyniosła szalone 20zł. Jakby trzeba było, to większość dorzuciłaby kolejne 20. I jeszcze trochę matematyki (nie wdając się w pojedyncze dni wolne i przedłużone weekendy): "normalny" etat to 52 tygodnie minus 5 tygodni urlopu. Czyli 47 tygodni x 40 godzin pracy daje nam 1880 godzin w ciągu roku. Etat nauczyciela to: 52 tygodnie minus 1 tydzień świąteczno-noworoczny minus 2 tygodnie ferii minus 1 tydzień przerwy wielkanocnej minus 7 tygodni wakacji (zakładam, że w pierwszym tygodniu lipca i ostatnim sierpnia nauczyciele pracują. Chociaż ostatnio rok szkolny kończy się w okolicy 20 czerwca). Daje to 41 tygodni pracy x 40 godzin czyli razem 1640 godzin rocznie. Różnica to 240 godzin na korzyść nauczycieli. I jeżeli te 240 godzin podzielić przez 41 tygodni, to wychodzi, że nauczyciel aby pracować tyle co "normalny" człowiek powinien w ciągu tych swoich 41 tygodni pracować prawie 6 godzin więcej ponad etatowe 40. Naprawdę trudno mi uwierzyć w to, że wliczając rady, zebrania, sprawdzanie zeszytów itp tyle to trwa.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
14 marca 2019 o 16:21

@Lobo86: Jasne, że się nie da, jeżeli chce się od razu wystartować z pułapu usługi/produktu premium. Startując z pułapu economy lub standard można zacząć bez gotówki liczonej w dziesiątkach tysięcy PLN-ów. Moja chrześnica zaczynałą 13 lat temu w wieku dwudziestu paru lat, studiując zaocznie. Miała odłożone - pamiętam jak dziś, bo wszyscy jej kibicowaliśmy - 15 tysięcy zł. z jakiejś zagranicznej pracy wakacyjnej. Za te pieniądze kupiła: meble typu wyspa - ok. 3 000 wynajęła miejsce w markecie - 2 500/m-c zatowarowała to w kosmetyki - ok. 4 000 i jeszcze został "zaskórniak" na nieprzewidziane wydatki i dopłatę do czynszu, gdyby nie wypaliło. Miała własną osobówkę i tym woziła to, czego nie przywieźli jej z hurtowni. Miała status studenta, więc nie płaciła ZUS-u - albo tylko mały, nie pamiętam. Na weekendy, gdy miała zajęcia stawała jej koleżanka - za normalną rynkową wówczas stawkę. Robiła to wszystko sama. Nie miała wówczas chłopaka, męża czy partnera, który by jej pomógł. Jednocześnie sama się utrzymywała, mieszkała w wynajętym pokoju a i słoików z domu za często nie przywoziła. Mogła liczyć na moją pomoc, jeżeli chodzi o niedzielny obiad lub poradę, ale sam wówczas rozkręcałem firmę, i nawet gdybym chciał nie bardzo mogłem dołożyć jej kasy. Przez pierwsze miesiące miała ciężko. Uczyła się w przerwie pomiędzy klientami. Ale jednocześnie ogarneła Allegro (wówczas jeszcze nie tak popularne i rozwinięte), eBay-a i sklep internetowy. Po roku pracowała za ladą tylko wówczas, gdy nawalił jej pracownik. Zanim zrobiła magisterkę kupiła sobie pierwsze mieszkanie. Z kredytem, ale miała na niego zdolność.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
13 marca 2019 o 14:19

@Shi: "Za moich czasów" po ukończeniu ośmiu klas podstawówki było wiadomo, że do liceum dostanie się 5-6% klasy. Następne ~6% pójdzie do technikum. Reszta do zawodówki. A ci najmniej chętni do nauki - do OHP. Ci, którzy poszli zawodówki, często kończyli również technika i studia. Po prostu, czasem potrzeba więcej czasu, żeby pojąć, że jednak wiedza i papier ją potwierdzający, może się do czegoś przydać. Z mojej maturalnej klasy od razu po maturze na studia dostało sią 25%. Znakomita większość zrobiła magisterkę nieco później. Moje młodsze dziecko wybiera się do technikum. I za bardzo się z tym nie wychyla. Bo to nie honor. I jak to możliwe, żeby uczeń, który ma czerwony pasek na świadectwie nie wybierał inną szkołę niż liceum...

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
13 marca 2019 o 12:26

@Tajemnica_17: Nawet nie wiesz jak często korzystasz z funkcji liniowej. Bo obliczenie jak zmienią się twoje dochody, jeżeli przy 20% premii zmieni ci się podstawa zarobków to nic innego jak funkcja liniowa :) y=1,2x

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
13 marca 2019 o 12:18

Z autorem postu jesteśmy +- w jednym wieku i w zasadzie z 95% jego przemyśleń się zgadzam. Jest jeszcze jedna rzecz (poza obcinaniem materiału), która sprawia, że dzieciaki nie są w stanie skojarzyć kontekstów i powiązań. To sposób pozyskiwania informacji. Kiedyś, żeby dojść do rozwiązania konkretnego problemu trzeba się było przebić przez rozdział lub dwa danej książki. Przy okazji czytając o podstawach, powiązaniach i kontekstach. To wszystko "układało" w głowie wiedzę. Dzisiaj? Wystarczy zapytać "wujka Googla" i ma się odpowiedź. Dokładną i kompletną ale zupełnie wyrwaną z kontekstu. Więc mamy "Wiosnę Ludów i jej konsekwencje" ale ni hu hu nie wiadomo ani kiedy, ani kto, ani co było wcześniej. Mamy "roślinność sawanny", ale nie wiadomo ani gdzie ta sawanna, ani co tę roślinność żre. Mając takie "wycinkowe" informacje wie się wszystko i nic. Bo z jednej informacji nie wynika druga. Czasem przeglądam podręczniki moich dzieci. I przyznam szczerze, że większość jest niewarta papieru na którym zostały wydrukowane.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 15) | raportuj
1 marca 2019 o 16:52

I tak biedna mała gąbka za 10gr urosłą do problemu. Chyba ludzie nie mają co robić, skoro roztrząsają jedno niewiele znaczące zdanie. I po nim oceniają ludzi. Zawsze mogła powiedzieć, że ma opryszczkę i grzybicę jamy ustnej i nie chce nikogo zarazić, więc ma swoje naczynia oraz gąbkę do ich mycia. :) Pewnie nie obyłoby się bez komentarzy, ale przynajmniej nie zostałaby wegeterrorystką :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
1 marca 2019 o 9:05

@szafa: Lubisz pracować na sukces innych, będąc po drodze krytykowana? Lubisz, gdy twoje pomysły ktoś przedstawia jako swoje? Nie? wyobraź sobie, że młodzi ludzie z klasy mojego dziecka również tego nie lubią. Widzisz, wychodzę z założenia, że chęć pomocy oraz zaangażowania w sprawy społeczne wynosi się z domu. Nie będę wychowywał cudzych dzieci. A w zasadzie już dorosłych ludzi. Ich pomysły, które wymagały czegoś więcej niż przyniesienia gotówki od rodziców były torpedowane. Moje dziecko działa, jest zaangażowane. Z tego co wiem, nie tylko ono. Nie widzę więc sensu, żeby w jakikolwiek sposób naciskać na zorganizowanie czegoś wspólnie ze szkołą. Tym bardziej, że taka akcja byłaby profitem dla nielubianej nauczycielki.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 14) | raportuj
28 lutego 2019 o 14:52

@nursetka: I tak i nie. Trzeba dobrze wybierać beneficjentów. Farba do odmalowania pokoju starszego pana lub ciepła kołdra dla starszej pani, która mieszka sama w domu ogrzewanym piecem kaflowym nie wydaje mi się rozbudzaniem roszczeń. Kuchenka czy pralka dla samotnej matki, która straciła wszystko w pożarze również. Staram się wybierać ludzi starszych, po jakichś wypadkach losowych (właśnie typu pożar), ewentualnie rodzinę dotkniętą długotrwałą chorobą jednego z członków. A młodych, sprawnych, długotrwale bezrobotnych rodziców gromadki dzieci, w tym roku było jakby mniej.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
20 lutego 2019 o 21:59

Ludzie to lubią sobie komplikować życie. Po raz pierwszy spotykam się z rozwiązaniem, że każdy pracownik ma swój fundusz kawowy. We wszystkich firmach jakie znam, raz w miesiącu robi się zakupy: woda, herbata, kawa, cukier, mleko do kawy itp. Dzieli się to pomiędzy sekretariat (dla szefa i jego gości) oraz pomieszczenie socjalne dla pracowników. Czasem ktoś poprosi osobę kupującą o zmianę marki herbaty lub kawy. Albo dokupienie czegoś niestanadrowego (np. zielonej albo owocowej herbaty). Jeżeli mieści się to w granicach rozsądku, to nie widzę problemu. U mnie w firmie nie ma różnicy w jakości tych produktów. Tyle, że oprócz mojej ulubionej kawy (taniej, ale cóż plebejskiego podniebienia nie zmienisz) w sekretariacie są dodatkowo jakieś ciasteczka czy paluszki. Nie mam pojęcia jak rozlicza to księgowa. Komu nie odpowiada rodzaj kawy lub herbaty może przynieść własne. Ale do głowy by mi nie przyszło, żeby nie mogli z tego korzystać pracownicy na innych umowach niż umowa o pracę. Ba, bywa że korzystają z tego panie sprzątające, które nie są naszymi pracownikami albo (o zgrozo) kierowca, który przyjechał załadować/rozładować towar. Nawet mając te 12zł na pracownika, rozsądniej i taniej zrobić zakupy dla wszystkich (kupując w dużych opakowaniach), niż dzielić to na każdego z osobna. Przyznanie każdemu pracownikowi kilku PLN-ów na herbatę, to proszenie się o kłopoty.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 20 lutego 2019 o 22:00

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
11 stycznia 2019 o 18:53

@malami1001: Po pierwsze to sąd wydaje wyroki a nie ty. Po to są ustalone limity, żeby było wiadomo kiedy ktoś popełnia przestępstwo a kiedy wykroczenie. I tutaj przy 0,5 promila było to wykroczenie. I też - kto inny ustanawia prawo i to co tobie się wydaje, albo czego sobie życzysz nie ma większego znaczenia. Taki jest stan prawny. I w wielu krajach europejskich ten limit jest dwa razy wyższy niż u nas. Dla odmiany w równie wielu wynosi dokładnie 0. Potępiam siadanie "po piwku" za kółkiem, sam tego nigdy nie robię. Ale prawo pozwala na to przysłowiowe piwo. Po drugie - pretensje do adwokata to jedno. Inną sprawą jest podanie do protokołu policyjnego adresu, którego nie respektuje sąd i ustala sobie własny, wzięty z dupy. Z tego co wiem, to czy ktoś żyje w małżeństwie czy na "na kartę rowerową" w żaden sposób nie upośledza jego praw do upoważnienia wybranej osoby do uzyskiwania informacji o jego sytuacji czy to prawnej czy zdrowotnej. Mogę upoważnić ciocię Zosię, babcię Jadzię, sąsiadkę lub pana Henia spod sklepu. Szkoda, że policjanci nie poinformowali o tym zatrzymanego. Nie zauważyłem pretensji o zatrzymanie. Jedynie o bucowatość, wykazywanie wyższości przez policjantów i brak informacji co do sytuacji zatrzymanego, możliwych środkach prawnych oraz procedurach. Chciałbym zobaczyć jak dopilnujesz sprawy, które po dołożeniu starań i grubej kasy uważasz za zamknięte, a o których dalszym ciągu nie masz pojęcia...

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 9) | raportuj
11 stycznia 2019 o 18:19

W komentarzach dokładnie widać to o czym autorka pisze. Jad i bezinteresowną złość. Bo ma lepiej, bo nasze wszystko takie piękne i doskonałe. Ani u nas nie jest wszystko piękne i doskonałe, ani tam gdzie ona mieszka. I faktem jest, że załatwiając sprawy w różnych miejscach można trafić na urzędników/funkcjonariuszy, którzy mają poczucie wyższości wobec petenta. O czym niejednokrotnie można przeczytać na tym portalu. Wpis jest bardzo emocjonalny, ale trudno się dziwić. Służby spieprzyły im święta i wprowadziły niepotrzebny stres. Dziwicie się, że chłopak myślał, że wszystko ma załatwione? A wy byście tak nie myśleli, gdybyście słono zapłacili za obsługę prawną i mieszkali ileś setek km od miejsca, gdzie toczy się rozprawa? Sąd wysłał papiery, pod adres, pod którym nikt znajomy już nie mieszkał (przypuszczam, że pod ostatni adres zameldowania, jaki był w ewidencj), pomimo że miał adres zagraniczny. No cóż. Znaczek w Polsce kosztuje 5 zł, do UE 20. Ktoś w sądzie przyoszczędził i sprowadził na faceta problemy. Korespondencja, nawet jak wróciła jest uznana za doręczoną. Oczywiście można się odwoływać, przywracać terminy itd, ale trzeba wiedzieć że jakaś korespondencja miała miejsce. Ściganie za wykroczenia, tak jak za ciężkie przestępstw jest nieporozumieniem. On nie uchylał się od poniesienia kary. On nie wiedział, że jakaś kara została mu zasądzona. Gdyby wiedział, nie leciałby samolotem a przyjechał samochodem. Małe prawdopodobieństwo, że trafiłby na policjanta. Można było załatwić to szybko i bez kilkudniowej przepychanki. Zatrzymać, ściągnąć dokumentację, poinformować o kaucji/karze zarówno zainteresowanego jak i jego rodzinę jeżeli wyrażał na to zgodę, przyjąć zapłatę wytłumaczyć procedurę, konieczne działania, żeby uniknąć dalszych kłopotów i życzyć wesołych świąt. Przy sprawnie działającej administracji - max. 3 godziny. No dobrze, ze względu na święta 6 godzin. Naprawdę za mandat sprzed x lat o którym zainteresowny nie wiedział, trzeba wsadzać do pierdla? Autorka nie ma pretensji o to, że jej facet musiał zapłacić za stare winy. Tylko o to, że nie byli informowani na bieżąco o zarzutach, procedurze, o możliwościach.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 11) | raportuj
9 stycznia 2019 o 11:37

@Neomica: Wiesz co się robi, jak się czuje wyciek gazu? Opuszcza się pomieszczenie w trybie natychmiastowym, łapie się za telefon i dzwoni do pogotowia gazowego, a nie pisze się wiadomość na fejsie. Ktoś kto siedzi cały czas w pomieszczeniu, gdzie ulatnia się gaz może nie poczuć zapachu. Węch się przyzwyczaja. Po pracy zakręca gaz i wychodzi. Gdy rano wraca, przy sprawnej wentylacji, nie ma śladu zapachu. Jeżeli faktycznie właściciel wiedział o problemie, powinien zostać ukarany. Ale wybacz, ja nie wiem jakie komentarze pojawiły się na fejsie mojej firmy od początku miesiąca (no dobrze, od jakiegoś roku, gdy była potrzebna moja decyzja). Pewnie, gdyby zdarzyło się, że pojawiałyby się negatywne komentarze, odpowiedzialny za to pracownik, dałby mi znać. Ale być może fejsa tamtego Escape Roomu obsługuje zewnętrzna firma, która zagląda tam raz tygodniu? Bo gdyby zaglądał tam ktoś częściej... wykasowałby komentarz.

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 16) | raportuj
9 stycznia 2019 o 11:00

Dokładnie o tym samym wczoraj rozmawialiśmy. Wydarzyła się wielka tragedia. Trudno mi sobie wyobrazić cierpienie rodziców. Ale prawda jest taka, że mogła ona wydarzyć się wszędzie. Jest wielka nagonka na Escape Room-y. Ale po chwilowym biciu piany przez media i służby wszelakie, wszystko umilknie i wróci do normalności. Facet, którego wsadzili za chwile wyjdzie. Bo wybuch gazu/nieszczelna butla nie był jego winą. Jeżeli dostanie wyrok (w co wątpię) to będzie wielki szum, gdy będzie jeszcze nieprawomocny. O odwołaniu i uniewinnieniu nikt nawet nie piśnie. Niewielkie mandaty przedsiębiorcy zapłacą, uznając to za swoisty koszt działalności. Poprawią niedociągnięcia. Dodadzą tabliczkę, usunął jakąś popierdułkę. Od zamkniętych lokali i dużych kar właściciele się odwołają. A ponieważ nie ma szczegółowych przepisów odnośnie takiej działalności, również te przybytki wrócą na rynek usług. Po cichutku, bez medialnego rozgłosu. Zamknięte zostaną tylko te lokale, które nie spełniają żadnych przepisów p/poż. I dobrze. Może jeszcze, ktoś zakładając podobną działalność, położy większy nacisk na bezpieczeństwo. Tylko szkoda nerwów tych kilku tysięcy drobnych przedsiębiorców, którzy przez x tygodni/miesięcy będą pozbawieni dochodu. Mam dzieci w podobnym wieku, które uwielbiają tego typu rozrywkę. I mam nadzieję, że tam gdzie chodzą jest bezpiecznie. Ale zdaję sobie sprawę, że znacznie mniej bezpiecznie jest na ulicy, w autobusie, nawet w kinie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
4 stycznia 2019 o 10:25

Iście piekielne - ze strony pracowników. Jak się nie obrócisz to d... z tyłu. Firma nie organizuje szkoleń. Ojojoj pracownik nie ma możliwości się rozwijać i jest coraz mniej wart na rynku pracy. A pracodawca krwiopijca wykorzystuje nasze umiejętności, które przyswajamy w czasie wolnym od pracy. Firma wykupuje pakiet szkoleń, które podniosą kompetencje pracowników. Ojojoj, trzeba to robić po godzinach pracy. Pracodawca krwiopijca ingeruje w czas wolny pracownika. Toż to skandal.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
27 grudnia 2018 o 11:21

@Kwaq: Wybierając przewoźnika zgadzasz się na regulamin świadczonych przez niego usług. Chyba tylko duże markety spożywcze/elektroniczne mają swoich przewoźników na terenie miasta (choć to też pewnie podwykonawcy). Żaden z przewoźników nie dostarcza przesyłek do skutku, aż zastanie "Jaśnie Panią/Pana" w domu. Poczta ma jedną próbę doręczenia. Kurierzy 2 lub 3. I to tylko ich dobra wola (podparta drobnymi za skuteczność doręczenia), że próbują się umawiać z klientami. Potem przez określony czas możesz odebrać przesyłkę na poczcie/w punkcie obsługującym przesyłki kurierskie/w magazynie przewoźnika. Nawet przesyłki adresowane "do rąk własnych" i na określoną godzinę zakładają, że o tej godzinie, pod tym adresem, będzie przebywał adresat. Z całą pewnością, kurier nie będzie się za nim uganiał po całym mieście. Sprzedawca nie ma ŻADNEGO wpływu na działanie przewoźników. Odpowiedzialność jego polega na tym, że w przypadku problemów z zaginięciem przesyłki rozwiązuje problem dwutorowo: raz z klientem zwracając pieniądze/wysyłając drugi raz przedmiot, drugi raz z przewoźnikiem reklamuje usługę. Co więcej - to po stronie kupującego leży sprawdzenie czy przesyłka nie uległa uszkodzeniu w trakcie transportu.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
20 grudnia 2018 o 13:36

@zaqqaz: Pani mogłaby mieć do mnie pretensje, gdyby zamówiła sobie coś z dostawą do rąk własnych i na określoną godzinę. Ale wówczas przesyłka byłaby droższa niż to co było w środku. A ja wówczas mógłbym reklamować usługę. Regulamin PP mówi, że listonosz podejmuje jedną próbę dostarczenia przesyłki. Jeżeli jest nieudana, paczkę można odebrać w Urzędzie Pocztowym. Listonosz zazwyczaj nie bierze na rejon listów w gabarycie B (i wydaje mi się, że to również jest w regulaminie, nie chce mi się szukać). A list może ważyć do 2kg. Wprawdzie nie powinno się nim wysyłać towarów handlowych, ale nikt (łącznie z pocztowcami) nie zwraca na to uwagi. Kurier też nie musi dostarczyć ci paczki, jeżeli nie zastanie cię w domu. Firmy kurierskie mają teraz różne punkty odbioru. GLS, DPD mają swoje Parcel Shop-y i PickUp-y. DHL-a możesz odebrać w bodaj w Żabce a większość paczek z Chin dostarczana jest do kiosków jako "Paczka w Ruchu".

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
17 grudnia 2018 o 9:11

@Lobo86: Nie udało ci się wygooglować, że niepełnoletnie dziecko wymaga obecności prawnego opiekuna, który podpisuje zgody na procedury medyczne? I weź pod uwagę, że nastolatek to zarówno jedenastolatek jak i siedemnastolatek.

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 15) | raportuj
4 grudnia 2018 o 15:17

@kitusiek: DPD - 13,99 za przesyłkę do 0,5 kg. Opcja ostrożnie wliczona w cenę, ubezpieczenie do 1000 zł w cenie, każdy następny tysiąc ubezpieczenia to 1 zł dopłaty. Przyoszczędził 79 gr.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 grudnia 2018 o 15:18

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
22 listopada 2018 o 14:10

@mietekforce: Tak, zdecydowanie widzę człowieka w lekarzu.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
22 listopada 2018 o 13:56

@FlyingLotus: Wierz mi, że chętnie się zamienię.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
22 listopada 2018 o 13:11

@cassis: Skoro się wyzywamy, to odpowiem ci w twoim stylu. Jesteś mendą pospolitą, skoro dla ciebie, potrzeba zapisu w prawie, żeby słabszych i chorych potraktować jako osoby wymagające większej uwagi społecznej. Rodzice nie nauczyli kultury, więc skąd taka chamka ma wiedzieć jak się zachować. Nie wiem czy opuściłaś te zajęcia w szkole, (bo już ustaliliśmy, że w domu nie nauczyli), że jest jeszcze coś takiego jak prawo zwyczajowe i normy współżycia społecznego. One nie są zapisane, nie zachowanie ich nie grozi sankcjami prawnymi a jedynie ostracyzmem i politowaniem nad nieprzystosowaniem społecznym. Masz rację, nie ma obowiązku zachowywać się uprzejmie. To wynika z kultury i zasad wyniesionych z domu. Niestety chamstwo bywa dziedziczne. Twoje bachory też najprawdopodobniej będą chamami. Chyba, że będą dobrymi obserwatorami i będą się wstydzili zachowań matki. Na szczęście przy dzisiejszym dostępie do wiedzy, wielu rzeczy można nauczyć się samemu. W szpitalu są chorzy ludzie, więc płaszczenie dupy na miejscach dla chorych, przez młodych byczków jest żenujące. Nie ma obowiązku mówienia po angielsku. Posługuję się sprawnie dwoma językami obcymi (rosyjskim i niemieckim), mam niezłą bierną znajomość angielskiego, ale w nim kiepsko mówię. Myślę, że nie mam się czego wstydzić.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
22 listopada 2018 o 11:20

@Ascara: Ależ ja doskonale rozumiem, że zajęcia w szpitalu nie polegają na leżeniu w łóżku czy siedzeniu przy biurku :) I doskonale rozumiem ból pleców i nogi włażące w d... Nie tylko przyszły medyk musi cały dzień stać i łazić. Jak wyżej wspomniałem, to tylko moje obserwacje. Ja nie potrzebowałem tego miejsca. Mam nastoletnie dziecko, którego nie musiałem trzymać na rękach, byliśmy na badaniach kontrolnych, więc czuło się ono stosunkowo nieźle. Ale pod ścianą stała matka z niepełnosprawnym dzieckiem na rękach, tak na oko 4-5 letnim. I mówiąc o osobach towarzyszących, które chciałyby usiąść, mam raczej na myśli trzymanie dziecka na kolanach niż rozkładanie się przez rodziców na kanapie. Ty też nie wiesz, czy rodzic, który przyszedł o 8 rano z dzieckiem nie musiał wstać o 4 żeby dojechać do szpitala. Po 10 wszyscy byli już na oddziałach i zajęte były już tylko pojedyncze miejsca, więc też raczej nie byłoby problemu, gdyby siedzieli tam studenci. Delikatny tłok zrobił się w okolicach 14, gdy były wypisy. I jeszcze jedno. Nie mam większych zastrzeżeń do polskich studentów. Polska grupa stała grzecznie gdzieś z boku. Smutne jest to, że powyżej większość wychodzi z założenia, że należy walczyć o swoje, wyskoczyć z gębą, wdać się w pyskówkę albo polecieć na skargę. Ginie gdzieś zwykła kultura i życzliwość.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2018 o 11:21

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 15) | raportuj
21 listopada 2018 o 17:19

@LalkaSzmaciana: nikt nie każe (przyszłemu) lekarzowi płakać nad każdym dzieckiem i każdym schorzeniem. Była 8:30 więc jeszcze nie zdążyli mieć wykładu, zajęć czy czegokolwiek innego. I jeżeli nie wiedzą, że pacjent (zazwyczaj) źle się czuje, jest osłabiony chorobą i czasem po prostu nie ma siły, żeby zawalczyć o swoją wygodę, to może jednak lepiej niech nie kończą studiów, po których w pracy uwaga powinna być skierowana na człowieka. Jak ci tak ciężko na studiach bo wykład, zajęcia, praktyka i jeszcze na dodatek uczyć się trzeba to zrezygnuj. Skoro nie widzisz w pacjencie człowieka będzie z ciebie kiepski lekarz.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1022 23 następna »