@Lobo86: autorka z tego co pamiętam mieszka w Anglii. Jak najbardziej jestem w stanie uwierzyć, bo spotykam takie obrazki też w Niemczech, jak już bardzo muszę gdzieś pojechać komunikacją publiczną. Tutaj młodzież, zwłaszcza turecka, wydaje się mieć jakąś wyjątkową alergię na słuchawki.
@yfa: 1. Biorąc pod uwagę późniejsze zachowanie mojego szefa, chyba wobec nikogo
2. Zachowanie panów dyrektorów piekielne, nieprofesjonalne i zwyczajnie głupie, ale z samymi opiniami trudno było się nie zgodzić
@toomex: widocznie komuś się nudzi i nie ma ciekawszych zajęć. Pod ostatnią moją historią Armagedon zadała pytanie, co oznacza jeden skrót i też ją zminusowali. Nie wiem kurła za co. Zadała normalne sensowne pytanie
@PaniMasztalska: podobnie jest u mojej kuzynki. Pierwsze dziecko usypiali na rękach, spał z nimi w łóżku i biegali do niego na każde kwiknięcie. Przy drugim dziecku stwierdzili, że nie mają na takie coś czasu ani siły. Dziecko spało od początku w swoim pokoju, zasypiając w łóżeczku. Jeżeli nawet w nocy sie obudziło i zaczęło kwękać, nie biegali do niego, wychodząc z założenia, że pokwęka i będzie spać dalej. Teraz mają ośmioletniego terrorystę, który wszystko wymusza płaczem i wyciem i dopiero od niedawna po długich bojach zaczyna spać w swoim pokoju, oraz samodzielnego rezolutnego czterolatka
@Armagedon: myślę, że osoba, która posuwa sie do nadużywania stnowiska w celu gnębienia byłego partnera, nie ma również poblemu z demonstracyjnym zwracaniem się per "pan" świeżo po rozstaniu. Z osobami, które były nam kiedyś bliskie, nawet jeśli mieliśmy dłuższą przerwę w kontaktach raczej pozostajemy na ty.
Kradzież to kradzież, czy na małą, czy dużą skalę. Wynoszenie towaru z zakładu produkcyjnego jest ewidentne, ale jak należy traktować sytuacje, gdzie pracownik biurowy na koniec dnia odruchowo wrzuci długopis do torebki albo wydrukuje jednostronicowy prywatny dokument na służbowej drukarce? Też groszowe sprawy, a jednak mienie firmy.
To zależy od szczęścia i na jakiego lekarza się trafi. Ja miałam akurat odwrotnie. W Polsce przez 5 lat próbowałam wyleczyć koszmarne migreny, które nie dawały mi żyć. Chodziłam od lekarza do lekarza, wydałam fortune na specjalistów a jedyne co dostawałam to komentarze "już taka pani uroda" oraz coraz większe dawki coraz silniejszych leków przeciwbólowych. Czasami na chybił-trafił jakieś suplementy, których mi rzekomo brakowało. Pogardzany irlandzki "konował", kiedy niedługo po przeprowadzce poszłam po receptę na silne środki przeciwbólowe, w 3 minuty znalazł przyczynę migren i je wyeliminował. Okazało się, że miałam źle dobrany lek, który wywoływał takie skutki uboczne, wystarczyło go zmienić na inny. Przez 5 lat w Polsce nikt na to nie wpadł, łącznie z lekarzem, który mi ten lek przepisał.
@Shi: jak było faktycznie raczej się nie dowiemy, bo autor jest niezarejestrowany i możemy tylko spekulować. Ale biorąc pod uwagę zachowanie byłej, takie kopanie po kostkach i robienie na złość wskazuje raczej na świeżą sprawę i zranione uczucia lub dumę. Byli partnerzy, z którymi spotykalismy się na studiach kilkanaście lub więcej lat temu (stażysta tuż po studiach dyrektorem zdecydowanie nie zostanie) z reguły sa nam już obojętni.
Mnie opisana sytuacja zdecydowanie wygląda raczej na to, że autor spotykał się z koleżanką z pracy, rozstali się bo coś tam, ona poczuła się pokrzywdzona i teraz odgrywa się, wykorzystując swoją pozycję.
Dlatego uważam, że związki w miejscu pracy nie są dobrym pomysłem (w wielu firmach jest to w ogóle zabronione ze względu na potencjalny konflikt interesów) i jestem za zdecydowanym rozdzielanie życia prywatnego i służbowego. Nawet jeśli jedna osoba zachowuje się jak dorosła, to druga już niekoniecznie (bardzo często zachowuje sie właśnie jak rozwydrzony bachor) i powoduje to kwas w całym dziale. W swoim dość długim życiu zawodowym widziałam już zbyt wiele sytuacji, gdzie parki przenosiły problemy domowe do pracy (lub służbowe do domu, co owocowało kryzysem w związku) albo się rozstały i jedna strona obnosiła się ze zranionymi uczuciami i próbowała dokopać byłemu partnerowi, albo pokłócone przyjaciółeczki zaczynały demonstracyjnie robić sobie na złość, dezorganizując innym pracę.
Jest powiedzenie "gdzie sie mieszka i pracuje, tam się ch...m nie wojuje". I coś w tym jest. Randkowanie w pracy tudzież podejmowanie pracy w tej samej firmie co partner, z reguły nie kończy się dobrze.
@Tolek: Napisałam "koledzy" w sensie "współpracownicy", a nie "ziomale". Za bycie chamem i bucem nikt z firmy nie wylatywał (była nimi zresztą większość "wierchuszki" z moim przełożonym na czele), jedynie za brak wyników lub za wywołanie skandalu, którego nie dało się żadną miarą zamieść pod dywan.
Będąc zupelnie nowa w firmie i nie znając panujących w niej układów, typu kto z kim gra w golfa, kto z kim chodzi na wódkę, a kto z kim na dziwki, donosząc jednym kolesiom na drugich i siejąc ferment, z posadki mogłam wysadzić wyłącznie siebie.
A panowie dyrektorzy posadki stracili mniej więcej rok później, kiedy wyleciał, przepraszam, "odszedł z przyczyn osobistych" dyrektor generalny polskiego rynku, a jego następca, wymienił sobie ekipę.
@Armagedon: jasne! Chociaż musze przyznać, że mi klina zabiłaś i aż musiałam sprawdzić, jak to się nazywa po polsku, bo nigdy nie miałam przed oczami polskiej wersji outlooka. W outlooku masz 3 pola adresowe:
to (po polsku "do"): adres odbiorcy wiadomości
cc (pl "dw" - do wiadomości): adresy, na które wiadomość również ma dotrzeć (odbiorca widzi to pole)
bcc (pl "udw" - ukryte do wiadomości): w tym polu można umieścić adresy, na które wiadomość również ma dotrzeć, ale nikt poza nadawcą nie widzi jego zawartości.
@vezdohan: wątpię. Mój szef nigdy nie czytał maili, w których był tylko w cc. Nie miał na to czasu ani ochoty, nie mówiąc już o przewijaniu całego ogona korespondencji i zabawie z tłumaczem google. Ale panowie dyrektorzy o tym nie wiedzieli ;)
@tessticle: odnośnie ostatniego akapitu.tak jest w Niemczech. Kiedy odbierasz mieszkanie jako lokator, na ścianach jest raufaza pomalowana na biało. Możesz sobie tam zrobić o chcesz. Położyc gładzie, tapetę, łupki, czy namalowac freski i nikogo to nie obchodzi. Tylko jak się wyprowadzasz musisz przywrócic mieszkanie do stanu pierwotnego - raufaza pomalowana na biało.
@digi51: to zależy od człowieka. Jeżeli obydwoje respektują przekonania drugiej strony i nie bedą pchać swojej wiary/niewiary drugiemu do gardła, to ma to jak najbardziej szanse. Natomiast jeżeli ktoś ma taki charakter, że zawsze musi mieć rację i do tego lubi poniżać osoby, które myślą inaczej, to wówczas nie dogada się nawet luteranin z anglikaninem, bo jeden sobie zawsze znajdzie coś, do czego moze sie przypierdzielić u drugiego
@Blekotek: Meble wczesne lata 2000 mają obecnie prawie 20 lat. Szczerze wątpię, że ktoś do mieszkania na wynajem wstawia dobrej jakości meble z porządnego drewna. Nie sądzę nawet, żeby szarpnął się chociaż na Ikeę. Obstawiam raczej najtańszy szajs w stylu Rollera czy innego Bodzia, które po max 7 latach zaczynają się rozpadać. Więc jak najbardziej, dwudziestoletni paździerz, trzymający się na plastelinie i gumie do żucia jest słabą opcją, zwłaszcza jeśli właściciel nie pozwoli tych mebli wynieść i wstawić własnych, które nie będą stwarzały ryzyka, że w nocy szafa przewróci mi się na głowę.
Nie wiem, czy jest to kwestia innej kultury i innej mentalności ludzi, czy mam po prostu ogromne szczęście. Może jedno i drugie.. Mieszkałam w wynajętym mieszkaniu w Irlandii, obecnie od prawie 10 lat w Niemczech. Wynajem mieszkania jest to normalna wymiana handlowa, gdzie wynajmujący dostarcza towar w postaci mieszkania, a najemca pieniądze. Obydwoje są równymi partnerami w transakcji i żadne na żadnego nie patrzy z góry. Zostaje podpisana umowa, której obydwie strony się trzymają, właściciel płaci podatek, a najemca zostaje zameldowany w miejscu zamieszkania. Oczywiście po obu stronach zdarzają się Janusze, ale jest to raczej wyjątek niż reguła.
W Polsce mieszkałam w wynajmowanych mieszkaniach (było ich co najmniej pięć, gdyż nigdzie nie dawało się wytrzymać dłużej niż kilka miesięcy) podczas studiów. Może od tego czasu coś się zmieniło, ale wówczas układ wynajmujący-najemca przypominał ten między panem folwarcznym a plebsoparobkiem, niegodnym całować swojego pana po stopach. Czegoś takiego jak umowa nie dostałam ani razu, o meldunku nawet nie wspomnę. W pakiecie miałam za to z księżyca wzięte opłaty za media (rachunków nie pokazano mi ani razu), regulaminy z „zasadami korzystania z mieszkania”, w których znajdowały się również punkty odnośnie dopuszczalnego czasu korzystania z łazienki oraz tego jak powinno wyglądać moje życie prywatne oraz najazdy właścicieli w porach typu 7 rano w niedzielę w celu kontroli, czy np. nie śpi u mnie jakiś chłopak oraz pogrzebania w moich rzeczach, do czego właściciel mieszkania zawsze czuł się uprawniony, ponieważ mieszkanie jest jego. Zgłoszenie usterek typu niedomykające się okna, skutkowało odpowiedzią „to kup nowe i se wymień” (i rzecz jasna sama za to zapłać). Dla porównania: W Irlandii właściciel mieszkania przyjeżdżał wymieniać mi przepalone żarówki, a w mieszkaniu gdzie mieszkam obecnie, kiedy np. zepsuł się piekarnik, właścicielka kazała mi kupić nowy, taki, jaki mnie się będzie podobał, bo to ja z niego będę korzystać, a ona za niego zapłaci. A do tego żeby zrekompensować mi niedogodność wynikłą z tymczasowego braku piekarnika, dała mi bon podarunkowy do restauracji wysokości 100 €. Inny świat...
@bazienka: ten pierwszy wkleił stary dowcip, ten tekst krąży już od kilku lat po sieci. Typ może chciał być oryginalny, ale nie wyszło.
Drugi ma chociaż sprecyzowane oczekiwania, w sumie wcale nie tak wygórowane ;) Nie wiem tylko w czym mu przeszkadza, że kobieta ma prawo jazdy
@LadyDevil69: już pomijając fakt, że obrażasz ludzi, to nie rozumiem twojego toku myślenia. Autorka skarży się na zachowanie buraka, a ty jej wmawiasz, że go tej znajomej zazdrości? Czyli co, jeśli zacznę się skarżyć na śmierdzącego obsranego żula zaczepiającego pasażerów w komunikacji publicznej, to wg twojej logiki będzie to znaczyło, że pragnę mieć takiego żula w domu?
@nursetka: komentarz autorki odnośnie daty wydarzenia jest odpowiedzią na komentarze w których zarzuca się jej niezapraszanie dziadka na wigilię oraz robienie z jej rodziny alkoholików
@Crook: to nie jest licytacja, czyj facet jest lepiej wychowany i który lepiej sika ;) Odpowiedziałam na trollsko-zaczepny komentarz starej jędzy. Jak dla mnie, to niech każdy sika jak chce, nawet stojąc na rękach. Byle tylko nikt nie musiał po nim sprzątać.
Czytam historię trzeci raz i nadal jej nie rozumiem
@Lobo86: autorka z tego co pamiętam mieszka w Anglii. Jak najbardziej jestem w stanie uwierzyć, bo spotykam takie obrazki też w Niemczech, jak już bardzo muszę gdzieś pojechać komunikacją publiczną. Tutaj młodzież, zwłaszcza turecka, wydaje się mieć jakąś wyjątkową alergię na słuchawki.
@yfa: 1. Biorąc pod uwagę późniejsze zachowanie mojego szefa, chyba wobec nikogo 2. Zachowanie panów dyrektorów piekielne, nieprofesjonalne i zwyczajnie głupie, ale z samymi opiniami trudno było się nie zgodzić
@toomex: widocznie komuś się nudzi i nie ma ciekawszych zajęć. Pod ostatnią moją historią Armagedon zadała pytanie, co oznacza jeden skrót i też ją zminusowali. Nie wiem kurła za co. Zadała normalne sensowne pytanie
@PaniMasztalska: podobnie jest u mojej kuzynki. Pierwsze dziecko usypiali na rękach, spał z nimi w łóżku i biegali do niego na każde kwiknięcie. Przy drugim dziecku stwierdzili, że nie mają na takie coś czasu ani siły. Dziecko spało od początku w swoim pokoju, zasypiając w łóżeczku. Jeżeli nawet w nocy sie obudziło i zaczęło kwękać, nie biegali do niego, wychodząc z założenia, że pokwęka i będzie spać dalej. Teraz mają ośmioletniego terrorystę, który wszystko wymusza płaczem i wyciem i dopiero od niedawna po długich bojach zaczyna spać w swoim pokoju, oraz samodzielnego rezolutnego czterolatka
@Armagedon: myślę, że osoba, która posuwa sie do nadużywania stnowiska w celu gnębienia byłego partnera, nie ma również poblemu z demonstracyjnym zwracaniem się per "pan" świeżo po rozstaniu. Z osobami, które były nam kiedyś bliskie, nawet jeśli mieliśmy dłuższą przerwę w kontaktach raczej pozostajemy na ty.
Kradzież to kradzież, czy na małą, czy dużą skalę. Wynoszenie towaru z zakładu produkcyjnego jest ewidentne, ale jak należy traktować sytuacje, gdzie pracownik biurowy na koniec dnia odruchowo wrzuci długopis do torebki albo wydrukuje jednostronicowy prywatny dokument na służbowej drukarce? Też groszowe sprawy, a jednak mienie firmy.
To zależy od szczęścia i na jakiego lekarza się trafi. Ja miałam akurat odwrotnie. W Polsce przez 5 lat próbowałam wyleczyć koszmarne migreny, które nie dawały mi żyć. Chodziłam od lekarza do lekarza, wydałam fortune na specjalistów a jedyne co dostawałam to komentarze "już taka pani uroda" oraz coraz większe dawki coraz silniejszych leków przeciwbólowych. Czasami na chybił-trafił jakieś suplementy, których mi rzekomo brakowało. Pogardzany irlandzki "konował", kiedy niedługo po przeprowadzce poszłam po receptę na silne środki przeciwbólowe, w 3 minuty znalazł przyczynę migren i je wyeliminował. Okazało się, że miałam źle dobrany lek, który wywoływał takie skutki uboczne, wystarczyło go zmienić na inny. Przez 5 lat w Polsce nikt na to nie wpadł, łącznie z lekarzem, który mi ten lek przepisał.
@Shi: jak było faktycznie raczej się nie dowiemy, bo autor jest niezarejestrowany i możemy tylko spekulować. Ale biorąc pod uwagę zachowanie byłej, takie kopanie po kostkach i robienie na złość wskazuje raczej na świeżą sprawę i zranione uczucia lub dumę. Byli partnerzy, z którymi spotykalismy się na studiach kilkanaście lub więcej lat temu (stażysta tuż po studiach dyrektorem zdecydowanie nie zostanie) z reguły sa nam już obojętni. Mnie opisana sytuacja zdecydowanie wygląda raczej na to, że autor spotykał się z koleżanką z pracy, rozstali się bo coś tam, ona poczuła się pokrzywdzona i teraz odgrywa się, wykorzystując swoją pozycję. Dlatego uważam, że związki w miejscu pracy nie są dobrym pomysłem (w wielu firmach jest to w ogóle zabronione ze względu na potencjalny konflikt interesów) i jestem za zdecydowanym rozdzielanie życia prywatnego i służbowego. Nawet jeśli jedna osoba zachowuje się jak dorosła, to druga już niekoniecznie (bardzo często zachowuje sie właśnie jak rozwydrzony bachor) i powoduje to kwas w całym dziale. W swoim dość długim życiu zawodowym widziałam już zbyt wiele sytuacji, gdzie parki przenosiły problemy domowe do pracy (lub służbowe do domu, co owocowało kryzysem w związku) albo się rozstały i jedna strona obnosiła się ze zranionymi uczuciami i próbowała dokopać byłemu partnerowi, albo pokłócone przyjaciółeczki zaczynały demonstracyjnie robić sobie na złość, dezorganizując innym pracę.
Jest powiedzenie "gdzie sie mieszka i pracuje, tam się ch...m nie wojuje". I coś w tym jest. Randkowanie w pracy tudzież podejmowanie pracy w tej samej firmie co partner, z reguły nie kończy się dobrze.
@pusia: nie, nie przyszła żadna odpowiedź. A od tamtej pory komunikowała się ze mną wyłącznie asystentka. Czyli głowy w piasek
@Tolek: Napisałam "koledzy" w sensie "współpracownicy", a nie "ziomale". Za bycie chamem i bucem nikt z firmy nie wylatywał (była nimi zresztą większość "wierchuszki" z moim przełożonym na czele), jedynie za brak wyników lub za wywołanie skandalu, którego nie dało się żadną miarą zamieść pod dywan. Będąc zupelnie nowa w firmie i nie znając panujących w niej układów, typu kto z kim gra w golfa, kto z kim chodzi na wódkę, a kto z kim na dziwki, donosząc jednym kolesiom na drugich i siejąc ferment, z posadki mogłam wysadzić wyłącznie siebie. A panowie dyrektorzy posadki stracili mniej więcej rok później, kiedy wyleciał, przepraszam, "odszedł z przyczyn osobistych" dyrektor generalny polskiego rynku, a jego następca, wymienił sobie ekipę.
@Armagedon: jasne! Chociaż musze przyznać, że mi klina zabiłaś i aż musiałam sprawdzić, jak to się nazywa po polsku, bo nigdy nie miałam przed oczami polskiej wersji outlooka. W outlooku masz 3 pola adresowe: to (po polsku "do"): adres odbiorcy wiadomości cc (pl "dw" - do wiadomości): adresy, na które wiadomość również ma dotrzeć (odbiorca widzi to pole) bcc (pl "udw" - ukryte do wiadomości): w tym polu można umieścić adresy, na które wiadomość również ma dotrzeć, ale nikt poza nadawcą nie widzi jego zawartości.
@vezdohan: wątpię. Mój szef nigdy nie czytał maili, w których był tylko w cc. Nie miał na to czasu ani ochoty, nie mówiąc już o przewijaniu całego ogona korespondencji i zabawie z tłumaczem google. Ale panowie dyrektorzy o tym nie wiedzieli ;)
@tessticle: odnośnie ostatniego akapitu.tak jest w Niemczech. Kiedy odbierasz mieszkanie jako lokator, na ścianach jest raufaza pomalowana na biało. Możesz sobie tam zrobić o chcesz. Położyc gładzie, tapetę, łupki, czy namalowac freski i nikogo to nie obchodzi. Tylko jak się wyprowadzasz musisz przywrócic mieszkanie do stanu pierwotnego - raufaza pomalowana na biało.
@digi51: to zależy od człowieka. Jeżeli obydwoje respektują przekonania drugiej strony i nie bedą pchać swojej wiary/niewiary drugiemu do gardła, to ma to jak najbardziej szanse. Natomiast jeżeli ktoś ma taki charakter, że zawsze musi mieć rację i do tego lubi poniżać osoby, które myślą inaczej, to wówczas nie dogada się nawet luteranin z anglikaninem, bo jeden sobie zawsze znajdzie coś, do czego moze sie przypierdzielić u drugiego
@Blekotek: Meble wczesne lata 2000 mają obecnie prawie 20 lat. Szczerze wątpię, że ktoś do mieszkania na wynajem wstawia dobrej jakości meble z porządnego drewna. Nie sądzę nawet, żeby szarpnął się chociaż na Ikeę. Obstawiam raczej najtańszy szajs w stylu Rollera czy innego Bodzia, które po max 7 latach zaczynają się rozpadać. Więc jak najbardziej, dwudziestoletni paździerz, trzymający się na plastelinie i gumie do żucia jest słabą opcją, zwłaszcza jeśli właściciel nie pozwoli tych mebli wynieść i wstawić własnych, które nie będą stwarzały ryzyka, że w nocy szafa przewróci mi się na głowę.
Nie wiem, czy jest to kwestia innej kultury i innej mentalności ludzi, czy mam po prostu ogromne szczęście. Może jedno i drugie.. Mieszkałam w wynajętym mieszkaniu w Irlandii, obecnie od prawie 10 lat w Niemczech. Wynajem mieszkania jest to normalna wymiana handlowa, gdzie wynajmujący dostarcza towar w postaci mieszkania, a najemca pieniądze. Obydwoje są równymi partnerami w transakcji i żadne na żadnego nie patrzy z góry. Zostaje podpisana umowa, której obydwie strony się trzymają, właściciel płaci podatek, a najemca zostaje zameldowany w miejscu zamieszkania. Oczywiście po obu stronach zdarzają się Janusze, ale jest to raczej wyjątek niż reguła. W Polsce mieszkałam w wynajmowanych mieszkaniach (było ich co najmniej pięć, gdyż nigdzie nie dawało się wytrzymać dłużej niż kilka miesięcy) podczas studiów. Może od tego czasu coś się zmieniło, ale wówczas układ wynajmujący-najemca przypominał ten między panem folwarcznym a plebsoparobkiem, niegodnym całować swojego pana po stopach. Czegoś takiego jak umowa nie dostałam ani razu, o meldunku nawet nie wspomnę. W pakiecie miałam za to z księżyca wzięte opłaty za media (rachunków nie pokazano mi ani razu), regulaminy z „zasadami korzystania z mieszkania”, w których znajdowały się również punkty odnośnie dopuszczalnego czasu korzystania z łazienki oraz tego jak powinno wyglądać moje życie prywatne oraz najazdy właścicieli w porach typu 7 rano w niedzielę w celu kontroli, czy np. nie śpi u mnie jakiś chłopak oraz pogrzebania w moich rzeczach, do czego właściciel mieszkania zawsze czuł się uprawniony, ponieważ mieszkanie jest jego. Zgłoszenie usterek typu niedomykające się okna, skutkowało odpowiedzią „to kup nowe i se wymień” (i rzecz jasna sama za to zapłać). Dla porównania: W Irlandii właściciel mieszkania przyjeżdżał wymieniać mi przepalone żarówki, a w mieszkaniu gdzie mieszkam obecnie, kiedy np. zepsuł się piekarnik, właścicielka kazała mi kupić nowy, taki, jaki mnie się będzie podobał, bo to ja z niego będę korzystać, a ona za niego zapłaci. A do tego żeby zrekompensować mi niedogodność wynikłą z tymczasowego braku piekarnika, dała mi bon podarunkowy do restauracji wysokości 100 €. Inny świat...
@bazienka: ten pierwszy wkleił stary dowcip, ten tekst krąży już od kilku lat po sieci. Typ może chciał być oryginalny, ale nie wyszło. Drugi ma chociaż sprecyzowane oczekiwania, w sumie wcale nie tak wygórowane ;) Nie wiem tylko w czym mu przeszkadza, że kobieta ma prawo jazdy
Ciekawa jestem, kim jest te 6 ameb, które zminusowały historię. Za mało piekielna?
@Maks: jako filolog jestem bardzo wyczulona na błędy językowe, ale to zdanie jest akurat jak najbardziej poprawne.
@LadyDevil69: już pomijając fakt, że obrażasz ludzi, to nie rozumiem twojego toku myślenia. Autorka skarży się na zachowanie buraka, a ty jej wmawiasz, że go tej znajomej zazdrości? Czyli co, jeśli zacznę się skarżyć na śmierdzącego obsranego żula zaczepiającego pasażerów w komunikacji publicznej, to wg twojej logiki będzie to znaczyło, że pragnę mieć takiego żula w domu?
@Felina: wspólna :)
@nursetka: komentarz autorki odnośnie daty wydarzenia jest odpowiedzią na komentarze w których zarzuca się jej niezapraszanie dziadka na wigilię oraz robienie z jej rodziny alkoholików
@Crook: to nie jest licytacja, czyj facet jest lepiej wychowany i który lepiej sika ;) Odpowiedziałam na trollsko-zaczepny komentarz starej jędzy. Jak dla mnie, to niech każdy sika jak chce, nawet stojąc na rękach. Byle tylko nikt nie musiał po nim sprzątać.