Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nace

Zamieszcza historie od: 21 sierpnia 2012 - 10:12
Ostatnio: 3 stycznia 2017 - 0:07
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 935
  • Komentarzy: 254
  • Punktów za komentarze: 1236
 
[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
11 lipca 2016 o 15:36

Cóż... niech się młody życia uczy xD

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
2 lipca 2016 o 17:29

@Trepan: Słuchaj no nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko. Odwieczne prawo mówi, że za święty spokój cena jest wysoka (ot taka mądrość ulicy przyszła mi na myśl). Masz do wyboru mieć patolę na wolności, albo odpalić groszy kilka i żyć w spokoju wiedząc, że patola co prawda żyje i ma się dobrze, ale przynajmniej odizolowana od Ciebie. Deal całkiem opłacalny, a już na pewno konieczny. Znowu zmuszanie takich ludzi do pracy też nie jest tak do końca złotym rozwiązaniem. Ktoś tych ludzi musi pilnować. W więzieniu do pilnowania można zatrudnić mniej osób, bo osadzeni są tam "w kupie" toteż łatwiej ich tam upilnować, a w razie czego pozabijają się jedynie na wzajem. Poza terenem zakładu karnego trzeba nieco większych nakładów kadrowych, by takich ludków przypilnować, bo i raz, że "otwarta przestrzeń", a dwa, czynniki zewnętrzne, bo kto wie, czy kumple osadzonego nie zechcą mniej lub bardziej skutecznie "odbić ziomka". Upilnowanie takiego bydła kosztuje. To jednak nie Rosja, gdzie osadzonych można było wywieźć 1000km w głąb jakiegoś końca świata, gdzie możliwość ucieczki była równoznaczna ze śmiercią i co najmniej niemożliwa do wykonania. A prace wykonywane przez osadzonych w łagrach często kończyły się rychłą śmiercią osadzonego co w dzisiejszych czasach by po prostu nie przeszło. Reasumując. Uważam, że skądinąd dobrze, że jest jak jest. Odpalamy jakiś procent swych dochodów na to, by mieć święty spokój. Niech sobie bydło siedzi zamknięte i niech ma się dobrze w myśl przysłowia "żyjcie długo i szczęśliwie, jak najdalej od nas".

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
26 czerwca 2016 o 11:55

@Isegrim6: Nie przenoszę winy na wszystkich tylko odnoszę się do konkretnej sytuacji opisanej w historii. A takich historii świat zna mnóstwo. Zawsze ten sam schemat, zawsze te same wymówki. To się staje męczące czytać kolejną sytuację, gdzie jest "dwoje przyjaciół" i Ci źli partnerzy, którzy tak kopią dołki pod ich "wielką przyjaźnią". Zawsze to samo i zawsze kończy się tak samo.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
22 czerwca 2016 o 18:30

@GlaNiK: Widzisz, ale tu pojawia się problem. Związek, w którym "osobą trzecią" jest przyjaciel nie ma mowy o zaufaniu. Rozmowa z partnerem na nic się zda, bo on powie wszystko co ja chcę usłyszeć. Myślisz, że ze swoją dziewczyną niegdyś nie próbowałem rozmawiać? Nigdy nie szpiegowałem swojej dziewczyny, moje zaufanie było bezgraniczne i zostało wykorzystane i pogwałcone - dlatego mam do tego teraz uraz. Zapytam się dziewczyny, czy Zenek coś dla niej znaczy, a ona powie, że Zenek jest tylko dobrym kolegą. A jak zacznę insynuować to wyjdę na wariata i zaborcę. Pytam, więc jak sobie wyobrażasz taką rozmowę? Zaufanie? Gdzie? Wpuszczając do związku osobę trzecią na zasadach głębokiej przyjaźni to pogwałcenie zasad zaufania względem partnera. Jasne, szpiegostwo jest świństwem, a w skrajnych przypadkach przestępstwem. Ale spójrzmy na sprawę chłodno i z rozsądkiem. Dbam o własny komfort psychiczny, staram się dbać o to, żebym przypadkiem nie stracił cennych lat życia na niewłaściwą osobę. Nie życzę sobie, by moja partnerka miała przyjaciół płci męskiej, z którymi dzieli swoje troski. Może mieć znajomych, kumpli od pogaduchy w pracy, psiapsióły może sobie mieć i może nawet obgadywać z nimi wielkość mojego wacka - nie rusza mnie to. Ale nie chcę, by inny facet miał wpływ na moją kobietę i żeby omawiał z nią nie daj Boże problemy z naszego związku. Nie zrozum mnie źle - nie popieram szpiegostwa jako takiego. Tak - uważam to za pogwałcenie prywatności. Ale w ten sam sposób tłumaczą się ludzie, którzy zdradzają swoich wieloletnich partnerów, mężów, żony. Oni też pierwsze co robią to stawiają zarzut - "dlaczego mnie szpiegujesz". Nikt się psia mać nie zastanowi nad kondycją psychiczną ludzi robionych w ch*ja. Każdy tylko widzi "szpiegostwo to zło". Złem jest przede wszystkim robienie świństw osobie, której deklarujemy miłość. Autorka historii wali w kulki swojego faceta i przyzwala na to, by jej "przyjaciel" gwałcił zaufanie jego dziewczyny do niego. W razie, gdy przyjaciele się w sobie zakochają wszyscy będą mieli w dupie za przeproszeniem co będzie czuła dziewczyna kolegi i chłopak autorki. Oni się nie liczą prawda?

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 15) | raportuj
20 czerwca 2016 o 12:48

@glupia: A teraz zobacz na jakiej minie śpi jego dziewczyna. To ona w tym momencie jest w najgorszej sytuacji. A tłumaczę Ci dlaczego. Ty już nic nie stracisz, bo poniekąd w jakimś stopniu pogodziłaś się z sytuacją. Chłopak z kolei jest tu jak pączek w maśle. Ma dwie dziołchy, które na niego lecą i to tylko od niego zależy, którą będzie za przeproszeniem - bzykał. Ale to jego aktualna dziewczyna jest tak naprawdę nieświadoma miny przeciwpancernej na jakiej śpi. Ona układa sobie życie z tym facetem, myśli przyszłościowo. Jeśli chłopak, któregoś dnia obudzi się i stwierdzi, że Cię "odfriendzonuje" to aktualna dziewczyna traci zapewne kilka lat życia, które oboje jej odbierzecie. Najgorszym typem w Twojej historii jest chłopak. Tobie ciężko coś zarzucić, zakochałaś się, nie myślisz trzeźwo, spoko. Jego dziewczyna niczego nieświadoma. Za to on... on świadom sytuacji, trzyma zarówno Ciebie jak i tak naprawdę ją w takiej niepewności. Ty relacji nie urywasz, bo choć zewnątrz pogodziłaś się z sytuacją, wewnątrz liczysz na nagły zwrot akcji, wewnętrznie masz nadzieję, czekasz jak przyczajony tygrys w krzakach na odpowiedni moment. Robisz to podświadomie, ale jednak. Tkwisz, bo nie chcesz chłopaka stracić, chcesz być blisko, żeby w razie "W" wykorzystać okazję. A on o Ciebie dba, bo być może też kombinuje jak zjeść ciastko i mieć ciastko. Ma dwie dziołchy gotowe zrobić dla niego wiele.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 16) | raportuj
20 czerwca 2016 o 12:40

Jak sporo osób z resztą zauważyło sytuacja ma dwie strony medalu. Ja wiem, że od wielu lat modne stało się takie podejście, że poza związkiem ma się niemalże równoległe życie, często gęsto niestety kolidujące z tym życiem, które dzielimy jednak z partnerem. Ja sobie też dałem wejść na głowę w ten sposób i się z ręką w nocniku obudziłem. Wy widzicie zazdrosną dziewczynę, wariatkę, zaborczą psychopatkę. Ja widzę dziewczynę, która zdaje sobie sprawę, że to stąpanie po cienkim lodzie, tak cienkim jak granica od przyjaźni do miłości. Jest jakiś procent prawdopodobieństwa, że przyjaźń pozostanie przyjaźnią, ale tu nie chodzi tylko o to. Autorka pisze o zwierzaniu się z problemów intymnych ze swojego życia. Teraz pytanie pojawia się co robi autor w takim razie? Też się zwierza? Dostrzegacie paranoję? Ja bym sobie nie życzył, aby moja partnerka zwierzała się z intymnych problemów innemu facetowi. Ja wiem, że ostatnimi laty świat się zmienił, ale uważam, że dwoje ludzi pozostających w stałym związku trzyma swoje intymne tajemnice tylko dla siebie. Chciałbym mieć tą pewność, że moja dziewczyna jak będzie miała problem to ja będę tą osobą, do której przyjdzie, a nie kumpel z podstawówki. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Ja też kiedyś wierzyłem, że moja dziołcha ma "tylko przyjaciela". I też było to niewinne, w końcu kumpel ze szkoły to co miałem jej zabronić chodzić do szkoły? Nie odzywałem się w temacie, w ogóle o chłopaku zapomniałem. Zapomniałem całkiem, że ma kolegę i uznałem wtedy, że wszystko jest w porządku. Nie chciałem być zaborczy, nie chciałem wyjść na wariata. Jak mawiał bohater jednego z kultowych filmów - wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć... a co dalej każdy wie. Naiwnym jest ten, który wierzy, że przyjaciel pozostanie przyjacielem. Zakładam, że bohaterowie historii są ludźmi młodymi, więc ten okres gdzie życie zmienia się jak w kalejdoskopie. Dziś coś jest, jutro tego nie ma. Dziś są przyjaciółmi, a za dwa, trzy, pięć, może dziesięć lat wpadną na siebie i stwierdzą, że są dla siebie stworzeni. I teraz możemy powiedzieć, no ok niech są razem, w końcu żadne to zło się w kimś zakochać. Ale po co wprowadzać w błąd osoby postronne. Po co ranić innych. Wychodzę z założenia, że jak jestem w stałym związku to przyjaźnie z płcią przeciwną dystansuje na tyle, bym nie musiał się opierać pokusie. Bym nie stwarzał sytuacji, w których coś mogę do drugiej osoby "poczuć". Wiem, że to się kłóci z dzisiejszą ideologią, że czasy takie mamy, że większość z was uzna to za ciemnogród, ale życia nie oszukamy i wszyscy, którzy choć raz mieli styczność z tego typu historią wiedzą jak się kończą. Kradzież hasła do fejsa... obiwktywnie godne potępienia, ale subiektywnie, w obliczu wyczutego zagrożenia możnaby powiedzieć - odruch bezwarunkowy. Dziewczyna chce chronić siebie, swoje samopoczucie. Wyczuła rywalkę i walczy. Tak rywalkę. Autorka może sobie zapewniać, że nic do przyjaciela nie czuje, ale za 2, 3, 5, 10 lat ja oświeci i wtedy nikt się biedną porzuconą interesował nie będzie. A ona może chce po prostu jasnej sytuacji, albo ona, albo tamta. I ma rację. Wolę być sam, niż żyć na przysłowiowej minie przeciwpancernej, że sobie zacznę układać życie z jedną osobą, a ona mi po latach powie, że kocha swojego przyjaciela. Ma prawo być zazdrosna, wręcz ze społecznego punktu widzenia uważam jej działanie za całkowicie usprawiedliwione. Ochrona własnych uczuć to porównywalne z ochroną własnego życia. Poprzez działanie takich ludzi jak autorka i jej przyjaciel ta dziewczyna może stracić bezpowrotnie kilka lat życia z niewłaściwym człowiekiem. Kto jej to potem odda? Myślę, że kradzież hasła do fejsa to przy tym pikuś.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
18 czerwca 2016 o 9:28

Nie urażając obecnych tu ochroniarzy, a wiadomo, że ich tu na piekielnych kilku jest... Osobiście tej grupy ludzi nie trawię. Nie lubię ochroniarzy i już. Uważam ich za jeszcze gorszą wersję "straży miejskiej". Wiem, że część z nich traktuje tą robotę raczej jako źródło "dorobienia" do czegoś tam. Taka robota dla studentów i emerytów, bo w sumie ciężko w tej grupie zawodowej spotkać ludzi w wieku produkcyjnym, a przede wszystkim zdrowych bez jakiejś tam grupy inwalidzkiej. Złe mam doświadczenia z każdym typem ochroniarza. Od takiego sklepowego, aż po tzw "ciecia" na bramie gdziekolwiek. Wyżej to sra, niż dupę ma zazwyczaj. A już najgorsi są tzw "dowódcy zmiany" ... że już o krzywdzie im wyrządzonej nazewnictwem stanowiska nie wspomnę, bo to tylko podjudza ego takiego kolesia. No bo "DOWÓDCA" to już tak doniośle brzmi. Żaden tam kierownik, czy brygadzista... on jest DOWÓDCĄ. Ochroniarze już tacy są. To taka robota, w której sobie można trochę upuścić nerwów. Taka robota, która względnie daje możliwość poczucia "szczypty władzy". Często już samo uprzykrzenie życia komukolwiek traktują jak swoisty sukces.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
23 maja 2016 o 2:07

Z jednej strony łamanie przepisów i utrudnianie innym. Z drugiej zaś strony urbaniści miast dający dupy. Tego nie trawię z kolei ja. Ale to jest problem typowy dla całej Europy. Permanentny brak miejsc parkingowych i niemoc w budowaniu dużych parkingów, najlepiej piętrowych gdzie się da. Czasem ciężko się dziwić. Człowiek chciałby pozałatwiać na mieście jakieś sprawy to w każdym jednym mieście permanentny brak miejsc, gdziekolwiek. Gdzie się psia mać człek nie ruszy, to auto na aucie stoi. Czasem gdybym chciał stanąć przepisowo to rozsądniej byłoby w ogóle drałować 20 kilometrów do centrum, bo auta spod mieszkania nie opłaca się wywlekać w ogóle. Ślepi urbaniści, którzy nie dostrzegają tego, że rosnąca ilość aut na ulicach wymaga odpowiedniej infrastruktury parkingowej. Zawsze jest kasa i miejsce na jakiś inny bezużyteczny bzdet, zawsze jest miejsce na kolejny market i kolejną jop Twoja mać galerię handlową, ale na parking już nie.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
23 maja 2016 o 1:56

@KoparkaApokalipsy: Bez przesady. Gry dla pracującego człowieka nie są jakimś nadszarpnięciem budżetu szczególnie, gdy poza tym nie istnieją inne aktywności zżerające kasę. Dobry sprzęt gamingowy to wydatek spory, ale czasowo dość rozłożony. Dobry sprzęt właściwie skonfigurowany starcza na 3 do 5 lat, wymieniając w nim ewentualnie pojedyncze podzespoły, ale tez przecież nie co miesiąc. Gaming jest drogi, ale znowu nie aż tak drogi, jeśli tak jak wspomniałem poza tym nasz bohater nie robił nic innego, wcześniej tez jak mniemam nie miał dziewczyny (zanim poznał autorkę), więc znowu jak to mówią wincyj hajsu miał dla siebie :) Ja jak zacząłem pracować, a też mieszkam z rodzicami póki co, to po pół roku odkładania z dość skromnej pensji byłem w stanie sprawić sobie naprawdę niezły sprzęt, a i na nowe premierowe pozycje mnie stać, dodatkowo mam inne drogie hobby - mianowicie klocki LEGO. Mieszkając w domu z rodzicami i dokładając się skromnie do budżetu domowego na własne zachcianki zostaje relatywnie sporo kasiory i to nawet z pozornie niewielkiej wypłaty.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
9 maja 2016 o 22:35

@CathyEarnshaw: Dlatego nie zrozum mnie źle. Mam do Ciebie i innych konsultantów szacunek jak do ludzi. Niemniej czasem, w taki zwyczajny ludzki sposób, kłębek nerwów jest zbyt duży. A to nie są małe pieniądze, na które machnie się ręką. Dla niektórych często telefon, internet - to narzędzia pracy. Także taki żywot szeregowego pracownika - mięsa armatniego. Praca w Call Center jest niewdzięczna i cóż zrobisz. Firma, w której pracujesz ma w dupie klienta to klient ma w dupie firmę, w tym przypadku jej przedstawiciela, czyli Ciebie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
9 maja 2016 o 22:04

@Maszin84: Taki, że ten klient wróci innego dnia i znowu kupi kanapkę. A nie oszukujmy się, byle burger kosztuje w Macu kilka dobrych złotych, choć nie jest on wart nawet 1/10 tego co za niego płacimy. Produkty z których jest robiony to są dla tej firmy grosze, bo i jakość wątpliwa jak sądzę. Darmowa kanapka dla awanturującego się klienta to żadna strata. Można by było mu dać takich kanapek 10 i dla firmy jest to nic. Kosztuje 5-6zł, a jego zrobienie nie zdziwiłbym się gdyby kosztowało firmę 0,50zł. Ale ten sam klient wróci następnego dnia i kupi znowu kanapkę za 5-6zł. Jest profit? Oczywiście, że jest.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
9 maja 2016 o 21:53

@CathyEarnshaw: Dokładnie. Mnie klienta nie powinno interesować jak jest zorganizowana praca w danym zakładzie pracy. Mimo wszystko jestem człowiekiem jednak pogodnym i skrajnie rzadko zdarza mi się wybuchnąć, bo zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest to wina szeregowego konsultanta. Są jednak ludzie mniej odporni na stres i też ich trzeba zrozumieć. Klient też ma prawo sie zestresować. Płaci ciężko zarobione pieniądze na coś co wg umowy miało działać wg jakichś norm. A nie działa, kasa leci, a klient nie może korzystać. Klient próbuje się skontaktować z kimś kto wie co się stało i będzie to umiał naprawić. Ale trafia na beton i traci cierpliwość, bo ile można dzwonić i tłumaczyć kolejnego konsultantowi to samo co godzinę wcześniej tłumaczyłem innemu. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest Twoja wina jako konsultantki, ale jesteś pierwsza na linii ognia jak szeregowy żołnierz na linii frontu. I to on obrywa kulkę, a nie generał w sztabie dowodzenia. Takie jest życie. Sam jestem szeregowym pracownikiem, zwyczajnym kierowcą tira i jestem na każdym zakładzie pracy traktowany jak zło konieczne, kiedy za organizację mojej pracy odpowiada spedytor. Ale to nie on zbiera ochrzan, tylko ja. Więc wiem jak to jest, ale przyjmuję to na klatę to jestem reprezentantem firmy, w której pracuję i jak klient jest niezadowolony to wyładowuje to na mnie i nic na to nie poradzę. Tego się nie zmieni, bo niby jak? Mam głaskać złodzieja po ramieniu? Dla mnie operatorzy sieci komórkowych i innych to są złodzieje i oszuści. Biorą gruba kasę za usługi, które właściwie z zasady nigdy nie działają poprawnie. Płaci człowiek powiedzmy za ten śmieszny internet, ma on działać powiedzmy z prędkością 100mbs, przy czym rzadko kiedy osiąga nawet połowę tej wartości. I co gorsza usługodawca zawsze znajdzie powód, żeby się z tego wytłumaczyć, a zapisy w umowa zawsze stawiają klienta przed faktem dokonanym... a płacić trzeba, umowy zerwać nie da rady, bo kary. I tak się ten biznes kręci. Chciałbym dożyć czasów, w których jak kupuję usługę telekomunikacyjną to ona autentycznie działa.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
9 maja 2016 o 20:35

Może zostanę zrugany, aczkolwiek mam mieszane uczucia. Oczywiście chamstwa nie popieram i opisane przez Ciebie historie są istotnie - piekielne. Niemniej jednak sam mam ostatnio przeboje z Plusem i jego mitycznym, podobno najlepszym LTE. Mnie jako klienta, który płaci, niemałe z resztą pieniądze, potem jakieś dodatkowe koszta za dodatkowe usługi i inne **uje muje, dzikie węże to mam prawo czegoś oczekiwać od usługo dawcy. Wkurza mnie, że najcześciej nikt nic nie wie i tak naprawdę niewiadomo do kogo się zwrócić o pomoc, za to formułka z pierdylionem ofert na infolinii musi być. Uwielbiam jak dzwonię na infolinię BOK i pierw 30 minut czekam na połączenie, potem gadam z jednym konsultantem, ten przełącza do następnego, znowu czekam pół godziny, znowu gadam... problemu rozwiązać się nie dało, ale z ust konsultanta pada pytanie, czy może w czymś jeszcze pomóc... mówię, że nie no to ten zaczyna reklamową tyrradę, czy jestem w takim razie zainteresowany... bla bla bla. Koniec końców usługa, za którą płacę nie działa, w BOKu nic nie wiedzą, w fizycznym oddziale operatora siedzą zazwyczaj jakieś laseczki urwane z choinki i nic nie wiedzą, na niczym się nie znają, natomiast na pamięć recytują każdą możliwą ofertę. I mam tego przyznam szczerze dość i rodzi się we mnie cham i prostak, bo ile można się użerać z bandą debili. Płacę za coś i ma działać. I nie interesuje mnie, że konsultant nie wie, skoro nie wie, to niech zawoła kogoś kto wie, albo zmieni robotę. Nie interesuje mnie też formułka "po naszej stronie wszystko w porządku", gówno mnie za przeproszeniem taka odpowiedź interesuje. To proszę przysłać fachowca do naprawy tego co zepsuło się po mojej stronie. Zapłacę za fachowca, ale proszę mi naprawić usługę za którą płacę. Mam dość konsultantów, którzy przełączają z działu do działu, mam dość klasycznych formułek "proszę włączyć/wyłączyć", czy wyżej wspomnianej "u nas wszystko ok". Mam to w pompce, bo z usług korzystają też ludzie, którzy się na komputerach nie znają kompletnie i mają prawo oczekiwać, że ktoś oblatany w temacie zrobi co do niego należy i sprawi, że usługa będzie działać. Puenta jest tego taka, że o ile chamstwa nie popieram to odkąd skończyłem magiczne 18 lat i z czasem zacząłem mieć na swoje konto coraz więcej umów z różnymi usługodawcami to z każdą kolejną umową zaczynam rozumieć ludzi, którzy rzucają urwami na infoliniach. Bo ileż można dać się traktować jak kretyna. Przy niektórych sytuacjach to sam Dalajlama rzekłby siarczyste "Urwa mać". A odpowiadając na końcowe pytanie autorko kochana. Nie, chamstwem istotnie wiele się nie osiągnie, ale chwilami jest to jedyny sposób odreagowania. Człowiek za coś płaci, często nie małe pieniądze i mówiąc wprost - ma to urwa działać i mnie jako klienta nie powinno interesować jak to zrobicie. Jeśli 23548359728 razy dzwonię na infolinię i nadal nie działa to tez mam ochotę zrobić tak jak klient z historii numer jeden i na pytanie "co nie działa" odpowiedzieć "internet". Bo ile można tłumaczyć to samo. Zrozum też ludzi po drugiej stronie. Sam posiadam internet LTE w Plusie. Od dwóch miesięcy mi nie działa i nikt nic nie umie w tej sprawie zrobić, a konsultantka w oddziale jedyne co mi zaoferowała to wysłanie modemu na miesiąc na drugi koniec polski celem diagnozy. Czyli kolejny miesiąc bez usługi za którą płacę. W wielkiej litości poinformowała mnie, że mogę pisemnie wnieść o wyłączenie z opłat okresu naprawy. Cóż za litościwa firma.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2016 o 20:41

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
24 kwietnia 2016 o 18:43

@Locust: Cóż, wybacz jeśli Cię to zdenerwowało. Tak mi przyszło na myśl, bo teraz każdy garnie się na studia choć nie zawsze się nadaje i w jakiś sposób tak się jednak przyjęło postrzegać ludzi młodych. Teraz każdy może zostać studentem. Jeśli nie "państwowym" to zawsze jest opcja prywatna. Toteż mogłem z całkiem sporą dozą prawdopodobieństwa domniemać, że studentką czegoś tam jest. A skoro ktoś garnie się na studia to i uważam pewne rzeczy powinny być oczywista oczywistością. Ale ok, niech będzie, że może przesadziłem. Wybacz :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
24 kwietnia 2016 o 18:39

@kraujs: Nie było złośliwości, bo wpisałem jak wpisałem kompletnie nie myśląc o tym, że ktoś może nie umieć tego odczytać. Nie wiem jakie są zwyczaje w sklepach i jak jest rozwiązany system w kasie i mnie jako klienta to interesować nie powinno. Wpisałem intuicyjnie jak mi mózg podpowiedział i wsio. Po co dorabiać ideologię?

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 13) | raportuj
23 kwietnia 2016 o 23:18

@kometax: Nie no sam kiedyś na kasie pracowałem, znam temat. Różnie się różne rzeczy nabija na kasy. Ale tu chodzi no o jakąś elementarną zamianę jednostek. Jakaś taka elementarna wiedza z zakresu matematyki, żeby samemu gdzieś potem nie zostać oszukanym. Człowiek się potem dziwi skąd tylu nabitych w butelkę frankowiczów xD Dla mnie to jest przerażające, bo nie chodzi o znajomość matematyki dla samej znajomości, ale o to, żeby się w świecie zwyczajnie odnaleźć i nie zostać zrobionym w konia. Dla samego siebie lepiej jest te podstawy podstaw znać.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
23 kwietnia 2016 o 18:06

Mnie to w ogóle zawsze zastanawiało jak można wysłać kwotę czterocyfrową w ciemno, kupując coś w internecie. Kurde, jeszcze tam 2-3 stówki to można się potem w język ugryźć i przeboleć nad własnym naiwniactwem, od braku kilku stów nikt nie umrze. Ale wydaje mi się czymś co najmniej niesamowicie głupim, by wysyłać kilka tysięcy w ciemno, komuś na słowo i to jeszcze za granicę, gdzie w razie czego nawet na drodze prawnej szukaj wiatru w polu i sądź się z gościem, albo firmą widmo. Trzeba nie mieć kilku klepek. Sam jak kupuję nawet na aledrogo cokolwiek powyżej kilku stów to zaznaczam albo opcję pobrania, albo odbioru osobistego. Może i jestem nieufny... nie twierdzę, że wszędzie kradną... ale jak mawia przysłowie "okazja czyni złodzieja".

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
23 kwietnia 2016 o 17:52

Fajnie się oczywiście autorko czyta takie historie, ale ogólnie działa to w dwie strony. Portale randkowe nie spełniają swojej roli. Jako facet jest skrajnie ciężko w ogóle umówić się z kimkolwiek, bo jak nie wyglądam jak Brad Pitt, jeśli z profilu nie wynika, że jestem ustawionym facetem to nawet z pozoru sympatyczne dziewczyny skreślają mnie z miejsca. Często wiadomości zostają bez odzewu, albo znajomości są urywane bez słowa. Z kolei analogicznie koleżanka założyła konto i w ciągu miesiąca miała kilkaset wiadomości, właściwie to mogła sobie przebierać w ofertach, choć można się domyśleć czego dotyczyła większość "ofert". Działa to niestety tak jak powiedziałem - w dwie strony. Te portale dawno nie spełniają swojej roli i ogólnie znalezienie tam normalnej osoby obojgu płci to takie marzenie ściętej głowy. Gdzieś legenda krąży, że ktoś znalazł.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
30 marca 2016 o 17:53

...i tak zostałem kierowcą ciężarówki. Zawsze mam pierwszeństwo :D Choć co ciekawe najczęściej wymuszają na mnie pierwszeństwo pojazdy pokroju seicento.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 30 marca 2016 o 17:58

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
30 marca 2016 o 17:49

@martxi: Cóż za idiotyczne myślenie. Oczywiście, że powinien przechodzić szkolenie. Dlaczego? Rozdajmy w takim razie wszystkim samochody, po co prawo jazdy? Przecież ono tyle kosztuje... nie każdego stać prawda? Pies to nie jest zabawka, a w dodatku nie jest to zwierzę, które trzeba posiadać. To wybór, chcę mieć psa to biorę pod uwagę koszta jego utrzymania i jakieś wynikające z tego trudności. Nie umiem się zająć należycie psem, albo mnie na niego nie stać to się nań nie decyduję. Proste.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
18 marca 2016 o 10:27

@bazienka: Ktoś się po prostu daje jawnie robić w bambuko, jeśli daje się obciążać za kradzieże. Asortyment sklepu nie jest mieniem powierzonym. Nawet jeśli w umowie ma napisane, że za niego odpowiada to nie odpowiada od kradzieży. To są sprawy dla policji i ewentualnego ubezpieczyciela, a nie dla szeregowej kasjerki. Nawet jakby to było mienie powierzone pokroju samochodu służbowego, na który podpisałem kwit przekazania to jeśli mi ten samochód ukradną to pracodawca nie ma prawa mnie z tego tytułu w żaden sposób obciążyć. Są granice, ale jak ktoś lubi być tak oszukiwany to cóż... pełno takich ludzi, co boją się stracić pracę, więc godzą się na takie traktowanie i w gruncie rzeczy na takich ludziach właśnie żeruje pracodawca. A kasjerka robiąc to co opisane w historii nie zdaje sobie sprawy, że nie tylko łamie obowiązujące prawo naruszając nietykalność autorki, gdyby autorka naprawdę okazała się złodziejem, w dodatku uzbrojonym i kasjerce stałaby się krzywda - to nie dostałaby ona nawet grosza odszkodowania, bo nie należy to do jej obowiązków służbowych, by ujmować złodziei.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
18 marca 2016 o 10:22

@whateva: Nie grzeszysz czytaniem tekstu pisanego ze zrozumieniem co? Pisałem o ogólnych praktykach sieci komórkowych. Historie z sieciami na piekielnych to już właściwie norma i osoby gatunek podobnie jak historie o kurierach. Nie czepiam się jednej konkretnej sieci, czy oferty. Opisuje raczej fakt, że wszystkie stosują podobne praktyki, by zatrzymać klienta przy sobie, często wprowadzając w błąd.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 13) | raportuj
17 marca 2016 o 9:54

@Candela: Nie wbijam się w kolejkę z "jednym redbullem", żeby było jasne. Sytuacja była jednorazowa i nazwijmy to na potrzeby sytuacji "dobrze zaplanowana". Tzn rozejrzałem się i upewniłem, czy nikomu krzywdy tym nie zrobię. Nie zrobiłem, uraziłem jedynie dumę gościa, który nic nie stracił na tym, że ja sobie te pieniądze rozmieniłem. Mi zajęło to kilka sekund - on stracił kilka razy więcej, żeby wyrazić swoje niezadowolenie. Twój przykład jest kompletnie bez związku z moim. Koleś z redbullem zmusił Cię do przerwania transakcji z aktualnie obsługiwanym klientem. W dodatku zmusił do opuszczenia klienta na chwilę, a potem do doliczania czegoś do rachunku. Ja zająłem kasjerce, słownie pięć sekund. Skorzystałem z chwilowej bezczynności kasjerki, bo wyraźnie widziałem, że klient czegoś szuka i zajmie mu to trochę czasu. Czynność, o którą poprosiłem zajęła kasjerce dosłownie kilka sekund jak sięgnięcie do kasy i podanie mi dwóch pięciozłotówek. Nie wiem, czy to trwało nawet 5 sekund. Wiem, ze kasetki otworzyć nie da się "na życzenie", bo też pracowałem za kasą. Zaznaczyłem w historii, że kasetka była otwarta. Nie kumasz różnicy pomiędzy szybką rozmianą pieniędzy korzystają z chwilowej "luki", a bezceremonialnym wpieprzeniem się w kolejkę z zakupami?

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
17 marca 2016 o 0:18

Fioletowa, pomarańczowa, zielona, czy jakakolwiek inna sieć - wszystkie grają w tej samej lidze i stosują te same metody. Mnie już przestają dziwić takie historie i czasem z nudów przewijam, bo wciąż jedno i to samo. Do przewidzenia. Mnie to zawsze zadziwiało z jaką zawiłością i skrupulatnym komplikowaniem sprawy, zachowują się te firmy. To jest wszystko doskonale i skrupulatnie zaplanowany biznes. Cały ten biznes z jego procedurami, te wszystkie infolinie, mityczni technicy... to wszystko jest tak skonstruowane, że to MA BYĆ absolutnie niemożliwe do ogarnięcia przez typowego Kowalskiego. Te wszystkie promocje, umowy, zależności typu "weź to, płać mniej za tamto, pod warunkiem, że jeszcze coś innego weźmiesz". Brałem ja niedawno LTE od zielonych, jakiś czas później stwierdziłem, że czas dorosnąć i kartę zmienić na abonament. Jak mi konsultantka w salonie zaczęła wyłuszczać te wszystkie promocje, cuda wianki to po jej oczach widziałem, że ona sama tego nie rozumie, ale wyuczyła się na pamięć i recytuje. Zrezygnowany po godzinie słuchania wszelakich zależności, promocji i innych cudów wziąłem coś czego nazwy do dziś nie pamiętam. Płacę jakieś tam nie za duże, nie za małe pieniądze - wszystko działa jak chcę, więc specjalnie nie wnikam, aczkolwiek niechlubnie przyznam się - że nie wiem za co płacę, po prostu działa i tyle mi wystarczy. Ilekroć mam iść do salonu zielonych z jakąś prawą to jestem chory, bo wiem, że znowu będę słuchał tego samego niezrozumiałego bełkotu, który wymyślił jakiś jajogłowiec specjalnie tak, by tego nikt nie rozumiał, ale grunt by płacił. Z kolei przedłużanie umów, kiepska infolinia etc... to jest wszystko sposób na zatrzymanie klienta choćby na jeden okres rozliczeniowy więcej... i tak kolejny i kolejny... a potem nagle umowa przedłużona na kolejne 2 latka (zazwyczaj), kary umowne i inne cuda skutecznie uniemożliwiają uwolnić się od tego... ludzie na infoliniach zazwyczaj, albo nie wiedzą, albo mają odgórnie nakazane, że mają "nie wiedzieć". W takim świecie żyjemy niestety. Tak działają wszystkie firmy świadczące jakieś usługi, czy to telekomunikacyjne, czy jakiekolwiek inne. Walka o klienta. Nie ważna opinia, nie ważne, czy usługa jest, czy jej nie ma, czy działa, czy nie, ważne, że klient zostanie z nami o ten jeden, czy dwa okresy rozliczeniowe więcej, byle kasa wpływała.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 marca 2016 o 23:56

Cóż ja tam muszę przyznać, że mnie Gdański PUP pozytywnie rozczarował. Moja pierwsza praca została zaproponowana mi właśnie przez PUP. Mało tego! Zgodnie z moimi kwalifikacjami. Robiłem wtedy uprawnienia kierowcy C+E + inne tam bzdety typu wózek widłowy etc. O dziwo naprawdę podczas wizyt kontrolnych dostawałem gotowe oferty pracy wraz z numerami telefonów do tychże pracodawców. No, ale to był Gdańsk, nie wiem jak jest w reszcie świata :) Ze stażami natomiast jest tak, że PUP pełni rolę pewnego rodzaju pośrednika. Staż najczęściej trzeba sobie znaleźć samemu. Wygląda to tak, że szukasz pracodawcy, który niespecjalnie chce Cię zatrudnić na umowę, bo to są koszta. Ale... wyraża chęć na formę zatrudnienia w postaci stażu. Jeśli już znajdziesz takiego - idziesz do PUP, zgłaszasz, że masz chętnego pracodawcę, urzędnik daje stosowne kwity do wypełnienia przez Ciebie i pracodawcę i whola!

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 17 marca 2016 o 0:00

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna »