Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anulla89

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 3:58
Ostatnio: 21 lipca 2020 - 7:53
O sobie:

Skoro już tu zajrzałeś, to Ci powiem co nieco... Urodziłam się w 89' w najpiękniejszym polskim mieście (czyli oczywiście we Wrocławiu). Mam wspaniałego, gburowatego męża, i dwie wiecznie uśmiechnięte córki (roczniki 2008 i 2018). Poza tym jestem fanką kotów, mam jednego biało czarnego, przygarniętego wprost z chodnika pod blokiem, lenia o niesamowicie miękkim futerku, i drugiego, szroburego rozrabiakę, uzyskanego w identyczny sposób :) Tyle chyba Ci wystarczy? Miłego dnia życzę:)

  • Historii na głównej: 12 z 19
  • Punktów za historie: 2471
  • Komentarzy: 403
  • Punktów za komentarze: 1571
 
[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
30 września 2012 o 0:07

Każda kolejna historia o listonoszach i poczcie, zamieszczana na tym portalu skłania mnie coraz bardziej do postawienia flaszki mojemu listonoszowi. I oświadczam uroczyście, że przy następnej wizycie dostanie ode mnie jakiś upominek, bo nie dość, że awizo widuję tylko kiedy naprawdę nie ma nikogo w domu, to jeszcze zawsze przychodzi do mnie z uśmiechem na ustach. Kilka razy nawet zdarzyło się, że przyniósł paczkę, której teoretycznie przynosić nie musiał, ba-nawet nie powinien według przepisów. Serdecznie pozdrawiam mojego listonosza :) a wam wszystkim równie serdecznie współczuję.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
14 września 2012 o 21:34

Jaka typka! jakbym miała obdzwonić wszystkich ludzi od których dzwonił do mnie mąż, i wszystkich do których dzwonił z mojego telefonu, to chyba bym zbankrutowała. A jakbym dodatkowo każdą z tych osób uznawała za jego potencjalna kochankę, to psychiatryk murowany... Współczuję twojemu sąsiadowi- jeśli jeden nieznany jej numer wywołuje taka akcje, to co on musi przechodzić jak przywita się na ulicy z jakąś koleżanką? Niech ucieka póki jeszcze może, bo źle z nim będzie...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
6 września 2012 o 0:28

Oj żebyś wiedział! Pozwolę sobie przytoczyć dwie sytuacje opowiedziane mi przez moją mamę, która jako mała dziewczynka mieszkała ze swoja mamą w jednej z niezbyt bezpiecznych dzielnic Wrocławia. Sytuacja nr. 1: Moja mama, lat około 6, wracała do domu z podwórka, pora niezbyt późna, ale już szaro na dworze. Przy wchodzeniu do bramy zaczepił ją jakiś facet, przedstawił się jako nowy sąsiad, i chciał żeby pokazała mu coś tam w piwnicy. Moja mama jako dziecko ufne i grzeczne podreptała z panem do tej piwnicy. Jednak czujności nie straciła, i całe szczęście. Gdy już zeszli na dół, skojarzyła, że jej mama zawsze na przedostatnim schodku zapalała światło, a gość tego nie zrobił. Gdy zwróciła mu na to uwagę, próbował ją złapać, jednak nie zdążył, bo się uchyliła i złapała jakaś belkę leżącą na podłodze. Obróciła się z tą belką i trafiła faceta w nogi, mniej więcej na wysokości kolan. Zwiała zanim się podniósł. Następnego dnia opowiedziała o tym dwóm najlepszym koleżankom, ale koleżanki nie uwierzyły, bo kiedy poszły razem do tej piwnicy, to żadna z nich nie była w stanie podnieść tej belki. Dopiero w trójkę im się to udało, ale o machaniu nie było mowy... Sytuacja nr. 2: Mama już troszkę starsza, bo w drugiej klasie podstawówki. Wracała do domu z salki katechetycznej (kiedyś religia nie była w szkole, tylko właśnie w takich salkach, najczęściej przy kościele, już po lekcjach), przez niewielki park, około 19.10, bo o 19 kończyła się religia, ale późną jesienią, więc na dworze ciemno. Już prawie wyszła z parku, kiedy zza krzaków wyskoczył jakiś koleś, złapał ją, i zaczął biec. Mama nie wiedziała co zrobić, nie miała za bardzo jak się ruszyć, w dodatku była totalnie przerażona. Jedyna myśl: "jakoś się wyrwać i wiać!" Z braku lepszego pomysłu, po prostu faceta ugryzła, w policzek, bo tylko tam mogła sięgnąć głową. I puściła dopiero kiedy poczuła w ustach krew. Gość oczywiście ją w tym momencie puścił, z przeraźliwym wrzaskiem, a mama zaczęła spieprzać ile sił w krótkich nóżkach. I biegła przed siebie tak długo, że jak się wreszcie zatrzymała, to nie miała pojęcia gdzie jest. Jakieś małżeństwo odwiozło ją do domu samochodem- droga powrotna zajęła im około 15 min., a w domu była o 19.45. Więc nawet zakładając, że akcja z "porywaczem" trwała mniej niż minutę, moja mama przebiegła w 20 minut trasę, którą samochodem pokonała w 15... A odnośnie historii- brawa dla Mareczka! Mam nadzieję, że nie spotkają go żadne nieprzyjemności. Jak dla mnie, to powinien dostać medal! Parę dni temu porządnie opieprzyłam znajomego mojego męża, bo opowiedział nam, że poprzedniego wieczora wracał ze swoja dziewczyną ze spaceru z psem, i słyszeli krzyki kobiety z parku koło swojego domu. Nie zrobili nic, i tłumaczyli się tym, że słyszeli, że babka z przystanku wzywała policję. A dzień wcześniej kiedy jego dziewczyna wyszła z psem na spacer, do domu odprowadził ja patrol policji, i za nic nie chcieli jej puścić samej, bo podobno w parku od paru dni grasuje gwałciciel. Jak mi to opowiedział, to miałam ochotę walnąć go w twarz. Po pierwsze byli we dwójkę, dodatkowo z psem, poza tym bardzo prawdopodobne, że agresor by zwiał, gdyby ktoś mu w porę przeszkodził, choćby krzykiem- przecież nikt im nie kazał bawić się w Chucka Norrisa, i go obezwładniać... A tak można tylko mieć nadzieję, że policja zdążyła przyjechać na czas... Ja nawet sama bym pobiegła do tego cholernego parku- może niezbyt to mądre, ale wolę coś takiego, niż nie zrobić nic, i liczyć na to, że ktoś inny się tym zajmie... Tak że jeszcze raz wyrazy szacunku dla Mareczka, za to, że nie przeszedł obojętnie. Pozdrów go ode mnie :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
5 września 2012 o 16:59

Jak pracowałam w warzywniaku, to też parę razy znajdowałam kamienie w workach, ale to były sporadyczne przypadki, raczej niedopatrzenie, niż celowe działanie. Ale to, to już gruba przeginka...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
4 września 2012 o 23:43

Hah! Hydraulicy to pocieszni ludzie są :) Jak w mojej kamienicy wymieniali cały pion kuchenny, jednego dnia obcięli rury u mnie i dwa piętra wzwyż. Kiedy przyszli rano i opieprzyłam ich razem z dwoma pozostałymi zainteresowanymi sąsiadkami, że wieczorem z tych kikutów lała się woda, to stwierdzili, że to absolutnie niemożliwe, bo przecież oni wszystko zabezpieczyli i główny zawór był zakręcony. Jak ich zapytałam, czy w takim razie bajoro w mojej kuchni i zacieki na całej ścianie mi się przyśniły, tylko popatrzyli po sobie i się nie odezwali... No kurde, powódź widmo normalnie... Potem się okazało, że główny zawór owszem, był zakręcony, ale oprócz niego w piwnicy są jeszcze dwa, o których panowie zapomnieli, bądź nie wiedzieli, a tak się niefortunnie złożyło, że sąsiad z samej góry wrócił tego dnia z miesięcznego wyjazdu, i nieświadomy trwających prac, normalnie korzystał z kuchni, tylko trochę go dziwiło, że ciśnienie jakieś słabe... A po zakończonej robocie sąsiadka z drugiego piętra przez trzy miesiące pisała skargi do administracji, bo panowie hydraulicy dziurę między jej podłogą, a sufitem piętro niżej "załatali" gazetami i gruzem i za cholerę nie chcieli zrobić jak należy... Od tamtej pory przy każdej robocie zleconej przez administrację, nie wpuszczam żadnych "fachowców" do mieszkania, dopóki nie przyniosą mi papierka, że zobowiązuję się zostawić wszystko w takim stanie jak zastali- niestety już parę razy się ta moja ostrożność przydała...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
31 sierpnia 2012 o 19:54

Oj, współczuję ci bardzo... Ja( a w zasadzie mój teść, ale mieszkamy razem) nie mam najmniejszych kłopotów z ubezpieczalnią. Ubezpieczenie mieszkania teść wykupił jako dodatkową opcję przy jakimś tam kredycie w swoim banku, a że jest jego klientem już kupę lat, i trzyma na koncie dość poważne pieniądze, to bank traktuje go przyzwoicie. Na początku tego roku sąsiadka z góry zafundowała nam niechciany deseń na suficie w kuchni. Zalany fragment miał wielkość około 2,5m kwadratowego, zgłosiliśmy szkodę, żaden rzeczoznawca, czy też likwidator się nie pojawił-kazali nam tylko wysłać zdjęcia szkody i po ok.1,5 tyg. na konto wpłynęło 1300zł.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 20) | raportuj
31 sierpnia 2012 o 18:21

Chyba się troszkę czepiacie- napisała przecież w którymś komentarzu, że te propozycje brały się głównie stąd, że była jedyną kobietą w obsłudze. Jak dla mnie całkiem zrozumiałe jest, że jeśli grupa facetów ma "do dyspozycji" dziesięciu kolesi i jedną dziewczynę, to, o ile dziewczyna nie wygląda jak troll górski, to po paru głębszych zaczną się takie propozycje- sama nie raz i nie dwa się z tym spotkałam, a miss Polonia bynajmniej nie jestem...

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
27 sierpnia 2012 o 18:48

Nie wiem czemu tak naskoczyliście na Issandera. Lordvictor już tak ma, że średnio zwraca uwagę na stylistykę i interpunkcję :) Przeredagowałam trochę tę historyjkę, i powiedzcie sami, czy nie łatwiej się czyta? O kierowcach. Jakiś czas temu, na dużej, łódzkiej ulicy, w godzinach szczytu, na środkowym pasie, zepsuł mi się samochód. Ze służbówkami tak już bywa, jestem dwunastym właścicielem tego auta... Stoję więc na tym środkowym pasie, pora zepchnąć auto na pobocze. W tym momencie objawia się piekielność kierowców- widzą, że spycham wóz, ale i tak przeskakują koło mnie prawym pasem, i jeszcze na mnie trąbią. No fakt, zatrzymanie się na kilka sekund to tragedia, a ja przecież pchając wóz mogę w sekundę wskoczyć do środka i nacisnąć hamulec. Cóż, piekielny okazałem się po chwili ja. Skoro oni mi tak, to ja im też- wyciągam trójkąt i idę za wóz. Awaria, pojazd oznaczony. Korek że hohoho. Po chwili pojawia się policja, pytają co się dzieje. Mówię, że staram się zepchnąć auto, ale mnie nie puszczają, to co robić? Ok, mam rację. Spychamy razem to auto i nagle bum, nie mam lampy po prawej stronie. Paniusia uważała że przeskoczy jeszcze przede mną, bo ona jedzie. ŁÓDŹ KUR...a

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 16) | raportuj
26 sierpnia 2012 o 3:27

Taki przykład- pracowałam w maciupeńkim warzywniaku. Tylko warzywa, owoce, trochę słodyczy, napoje i nabiał. Po jednej zmianie, trwającej 6 godzin, w kasie miałam ok. 1000-1300zł na czysto. A to był naprawdę maleńki sklepik, do którego przychodzili praktycznie tylko mieszkańcy osiedla złożonego z 12 pięciopiętrowych bloków, prawie sami studenci. Szef usilnie starał się zdobyć koncesję na alkohol, bo na podstawie obrotów sklepu kolegi, który był po drugiej stronie ulicy, wyliczył sobie, że to podwoiłoby jego dochody. Drugi przykład, może nie do końca trafiony, ale i tak go podam. Hipermarket-czyli spektrum towarów zbliżone do opisanego w historii sklepu, tylko wybór marek większy. Na jednej kasie, w ciągu jednej zmiany wysyłałam do skarbca pakiety po 2500-3000zł co najmniej 2-3 razy. W weekend co najmniej 4 razy. Na tej podstawie nie mam wątpliwości, że sklep z taką różnorodnością towaru, alkoholem, i w dodatku jedyny w okolicy, otwarty o tej porze, jest w stanie zarobić te 3000-4000zł w 4 godziny.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
24 sierpnia 2012 o 15:30

O to, to, to. Mam córę- fantastyczną czterolatkę, inteligentną, żywą, ciekawą świata. Staram się jak mogę, dawać wyczerpujące odpowiedzi na większość jej pytań, ale czasem i ja mam dość. Zwłaszcza kiedy ma fazę na "a czemu?". Tzn. zadaje jakieś pytanie, ja odpowiadam, ona pyta "a czemu?", i tak w kółko, po drugim, góra trzecim pytaniu już nawet nie słucha odpowiedzi... Dzieci od momentu w którym nauczą się zadawać pytania, do mniej więcej 5-6 roku życia zadają je praktycznie bez przerwy. Naprawdę. Ale dałam tej historii plusa z jednego względu- choćby nie wiem jak durne pytanie zadało dziecko, i jak męczący dzień miała za sobą osoba pytana, to nikomu, a zwłaszcza matce nie wolno reagować w taki sposób. Nie wyobrażam sobie żebym moje dziecko wyzwała, lub "objechała" z góry na dół za cokolwiek*, a już na pewno nie za ciekawość. *- cokolwiek, co nie jest faktycznym przewinieniem, a i w takich wypadkach nie obrażam swojej córy i nie wyzywam jej, bo to idiotycznie głupie, i zupełnie niewychowawcze.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
23 sierpnia 2012 o 15:51

No to w takim razie macie moje błogosławieństwo przy testowaniu wszelkich sposobów podpowiadanych przez użytkowników. I życzę skutecznego utemperowania zapędów śpiewaczych pana sąsiada :) Tak w ogóle, to też mam taką śpiewaczkę w swoim otoczeniu, tyle, że a) ona umie śpiewać, i nieźle jej to wychodzi, b) robi to w ludzkich godzinach. Ale najciekawszy jest fakt, że słyszę ją w swojej sypialni, mimo, że mam okna od podwórka, a ona mieszka po drugiej stronie ulicy... Kawał głosu ma dziewczyna :)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
23 sierpnia 2012 o 15:05

Przepraszam, takie głupie pytanie zadam- a próbowaliście po prostu z nim porozmawiać? Jeśli tak, i to nic nie dało, to przepraszam, ale jeśli nie, to może warto spróbować?

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
22 sierpnia 2012 o 21:48

Może, może. Moja córa (za miesiąc cztery latka skończy), miała bardzo silną alergię w pierwszych miesiącach życia (naprawdę STRASZLIWA wysypka, wymioty, biegunka, duszności tylko raz, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy co to). Z czasem dawaliśmy jej (z polecenia lekarza, oczywiście) po troszkę różnych rzeczy- najpierw kawałek jajka do zupki, potem troszkę śmietany, jogurtu, sera, wreszcie mleko, i na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że alergii już w zasadzie nie ma. Mała pije mleko, zajada jogurty, lody, jajka i inne rzeczy, których dawniej jej nie było wolno i wszystko jest ok. Czasami tylko, kiedy naprawdę mocno przesadzi, pojawia się kilka krostek. :) Czasem dziecko ma szczęście, tak jak moja córa, i alergia zanika całkowicie, albo chociaż nie utrudnia życia, ale czasami, tak jak w przypadku bratanicy mojego męża, trzyma się malucha ze wszystkich sił, i takie biedactwo nie może nawet "powąchać" niczego z białkiem... Życzę ci kafete i twojemu bratu nidaros, żeby maluchom z wiekiem przeszło, tak jak mojej córze. Pozdrawiam :)

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
22 sierpnia 2012 o 14:44

Wasze wątpliwości powinien w pewnym stopniu rozwiać regulamin, konkretnie dział trzeci, punkt 10.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
19 sierpnia 2012 o 21:45

Nie no, to jest jakaś masakra! Jak byłam mała, mieliśmy na podwórku taką babeczkę, głuchoniemą, która miała przepięknego kota. Zawsze jak z nim wychodziła na spacer, kręciły się koło niej jakieś dzieciaki, a najczęściej ja, jako że od małego jestem zdeklarowaną koto maniaczką. I nieraz szłam z nią do domu, pod pretekstem zrobienia czegoś przy kocie, a tak naprawdę, to żeby się z nim jeszcze trochę pobawić :) I też parę razy zdarzyło mi się u niej coś zjeść. Jak za którymś razem moja mama się o tym dowiedziała, też poszła do tej kobiety. Żeby jej podziękować, i zapytać czy moje wizyty nie sprawiają jej kłopotu...

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 19 sierpnia 2012 o 21:46

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
18 sierpnia 2012 o 0:12

Moją biedną mamę też tak przestawiali. Mówiła, że nieraz w szkole dostawała linijką po łapach, jak jakiś nauczyciel przyuważył, że pisze lewą ręką. W efekcie tak ją "naprawili", że teraz lewą ręką nie umie pisać prawie wcale, a prawą pisze, owszem, ale tak brzydko, że aż strach... A inne rzeczy robi raz lewą, raz prawa ręką i nawet nie zwraca na to uwagi. :)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
17 sierpnia 2012 o 22:15

Z przykrością muszę przyznać rację heinzowi(ale tylko częściowo, bo nie dostają pojedynczych cel) i tysennie. Takie "coś" jak trafi do więzienia, nie siedzi z "normalnymi" więźniami, tylko trafia na osobny blok, przez osadzonych nazywany "ochronkami". Oczywiście może się zdarzyć, że gdzieś, jakoś uda się reszcie dorwać takiego gnoja, niestety są to sporadyczne przypadki, i tak jak już ktoś pisał-strażnicy za to odpowiadają. Poza tym teoretycznie, jeśli sam nie powiesz za co siedzisz, to w zasadzie nikt tego nie powinien wiedzieć. Mówię teoretycznie, bo strażnicy też ludzie, i rzadko się zdarza żeby nie było wiadomo jaki śmieć się właśnie pojawił w więzieniu. A co do historii-mam nadzieję, że oboje będą w więzieniu właśnie takimi "rzadkimi przypadkami", i że jeśli jakimś cudem opuszczą jednak jego mury, to jako co najmniej kaleki.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
15 sierpnia 2012 o 14:58

Jezu, to jest po prostu straszne... Normalnie się popłakałam. Takich gnoi to tylko na odstrzał, bo nic pożytecznego już z nich nie będzie. Sk.urwysyny zniszczyli wspaniałą pasję młodej, fajnej dziewczyny, a wymiar "sprawiedliwości" tak ich ukarał, że mogą się śmiać normalnym ludziom w twarz... Nie do ogarnięcia jak dla mnie. Przekaż ode mnie swojej siostrze gorące uściski i powiedz, że z całego serca życzę jej powrotu do zdrowia i odnowienia dawnej pasji. Niech się nie poddaje! Wiem, że będzie jej pewnie cholernie ciężko, ale mam ogromną nadzieję, że jednak uda jej się znowu zatańczyć. Jak dla mnie jedna taka fajna nastolatka, która ma jakiś cel i pasję w życiu, jest sto razy bardziej wartościowa niż cała banda takich śmieci jak ci którzy ją skrzywdzili. Chciałabym ją przytulic i powiedzieć jej jak fantastycznym według mnie jest człowiekiem, i z całych sił wierzę, że uda jej się wrócić do sprawności i znowu tańczyć. Życzę jej tego z całego serca.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
13 sierpnia 2012 o 21:04

Żeby nie było-absolutnie nie bronię piekielnej, ale-nie wiem czy wiecie, że ziemniaków nie powinno się trzymać w ciemności, bo szybciej "flaczeją" i rosną im te pyrpecie. :) No ale po paru tygodniach, to żeby nie wiem gdzie były trzymane, za cholerę nie będą wyglądały jak w dniu zakupu :) Dziewczyna rzeczywiście słabo rozgarnięta...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2012 o 21:04

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
13 sierpnia 2012 o 9:13

Ale co z tym guzem? Wchłonął się czy nie? Życzę zdrowia. A tak w ogóle, to chciałam napisać, że z tym nie udzielaniem świadczeń do końca roku, to przychodnia "lekko" przesadziła, ale nie raz i nie dwa sami na piekielnych psioczycie, że powinny istnieć jakieś sankcje za niestawienie się na badaniu i NIEPOINFORMOWANIE o tym przychodni, i ja jestem jak najbardziej za. Ja i wszyscy moi domownicy zawsze odwołujemy wizyty, kiedy tylko się dowiemy, że z jakiegoś powodu nie możemy się stawić w przychodni, czy gdzie tam mieliśmy iść. I zawsze (niestety) panie rejestratorki rozpływają się w zachwytach, jak to miło z naszej strony, że dzwonimy, oj żeby wszyscy tak robili, to by były połowę krótsze kolejki... Sami to przemyślcie. A żeby nie pojawiały się takie sytuacje jak opisana przez autorkę, to wszelkie placówki zdrowotne również powinny informować pacjentów, że w danym dniu ich wizyta nie może się jednak odbyć. Z tego co kojarzę, to jest taki przepis, ale chyba niewiele placówek się go trzyma, choć ja osobiście muszę przyznać, że do mnie kilka razy dzwonili z przychodni przełożyć wizytę. No bo to jest kurde zwykłe chamstwo-człowiek zwalnia się z pracy, nierzadko musi jechać na drugi koniec miasta, nie mówiąc o tym, że swoje odczekał,a tu dopiero na miejscu okazuje się, że zrobił to wszystko na darmo. No chamstwo!

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
12 sierpnia 2012 o 15:11

Masz całkowitą rację. Jak byłam mała, miałam straszliwie popsute zęby (ale naprawdę straszliwie-całe czarne), chodziłam wtedy do dentysty średnio raz w tygodniu, przez prawie trzy lata. I miałam tak cudowną dentystkę, że autentycznie cieszyłam się na każdą kolejną wizytę, a do pani doktor mówiłam "ciociu" :) (oczywiście za jej zgodą). Miała tak wspaniałe podejście do ludzi, a zwłaszcza do dzieci, że mimo iż parę razy trafiłam na niezbyt fajnych dentystów, to dzięki niej nie nabawiłam się żadnej awersji i wszystkie wizyty u "zębologa" traktuję jak każde inne badanie. Podejrzewam, że już jest na emeryturze, ale i tak chciałabym serdecznie pozdrowić, podziękować, i jeśli jednak nadal pracuje, to wszystkim polecić, doktor Nawrot z Wrocławia.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 12) | raportuj
8 sierpnia 2012 o 1:39

Nie przejmujcie się gorzkim-memem, on ostatnio chyba każdą historyjkę opisującą negatywnie rzeczy związane z szeroko pojętą wiarą chrześcijańską kwituje tekstem "zmyślone". Nie ma się co przejmować fanatykiem.

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 12) | raportuj
31 lipca 2012 o 20:00

"Każdy dobry uczynek zostanie odpowiednio ukarany."

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 18) | raportuj
30 lipca 2012 o 17:56

@Sofcik, po twoim poście widać od razu, że nie masz dzieci. Ja mam prawie czteroletnią córę, i z ręką na sercu zaświadczam, że gdyby ktoś zrobił jej to, co robił ten śmieć swoim ofiarom, to zabiłabym go bez mrugnięcia okiem, w dodatku "ze szczególnym okrucieństwem". I mało tego, że nie miałabym najmniejszych wyrzutów sumienia- codziennie zasypiałabym snem sprawiedliwego, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Chyba, że uprzedziłby mnie mój mąż.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
22 lipca 2012 o 12:34

Dla chcącego nic trudnego, jak to mówią. Ja sama jako jedenastolatka zarabiałam sprzedając w wakacje gazety na ulicach. A poza tym może chodzi o pracę typu pomoc w sprzątaniu, utrzymaniu ogródka itp.? Jak komuś zależy, to przejście się po osiedlu i popytanie czy nie trzeba czegoś zrobić za drobną opłatą nie jest żadnym problemem. Pzdr. :)

« poprzednia 1 27 8 9 10 11 12 13 14 15 16 następna »