@Mala_Czarna_Zolza:
No ale od razu do schroniska? To aby nie przesada?
Poza tym nie wiemy co się stało z właścicielem. Może nie zapomniał tylko miał jakiś wypadek i trafił na pogotowie?
@sixton:
"[...] niektórzy eksperci, zajmujący się problemami pornografii są innego zdania."
Niby tak, ale to zależy kogo uznasz za eksperta. Jak się sprawdza autorów takich opracowań to zazwyczaj się okazuje że to po prostu ludzie którzy dorwali się do mediów, pracujący dla różnych organizacji o charakterze ideologicznym a nie naukowym. Ich opracowania z pracami naukowymi i badaniami mają często niewiele wspólnego. Brak jakiejkolwiek metodologii, bez obliczeń statystycznych, bez grup kontrolnych. Żeby było śmieszniej - bardzo często w ogóle bez żadnych badań. Wyniki prawdziwych badań trafiają raczej do prasy specjalistycznej i niezbyt często docierają do przeciętnego "Kowalskiego".
Aż pogooglam za nimi i sprawdzę. Pierwsi lepsi specjaliści których znalazł google.
Dr. Patrick F. Fagan dla Instytutu Badań nad Małżeństwem i Religią. - hmm, czy to aby na pewno dobra jednostka do badań nad pornografią? Nie prowadzili prawidłowych badań - opracowania mocno teoretyczne.
dr Simone Kühl dla Max Planck Institute for Human Development - polska prasa jednogłośnie - "porno zmienia mózg". Tymczasem sama autorka i współpracownicy tak nie twierdzą. Zbadała tylko ośrodki przyjemności w mózgu i szukała związków i zależności z oglądaniem pornografii. Praca typowo naukowa. Media oczywiście musiały dodać swoje 5 groszy przeinaczając kompletnie wnioski. Wbrew temu co twierdzą media, praca w żaden sposób nie twierdzi że pornografia szkodzi. Twierdzą tylko, że osoby częściej oglądające pornografię są równocześnie osobami które potrzebują silniejszej stymulacji, bez badania związku przyczynowo skutkowego. Równie dobrze to potrzeba stymulacji może być powodem oglądania pornografii, a nie oglądanie pornografii powodem większych potrzeb.
dr. Dorota Kornas-Biela dla KUL - hah, a jakie niby wyniki ma mieć KUL? :) Prace czysto teoretyczne. Absolutny brak jakichkolwiek badań. Wyłącznie argumentacja z innych źródeł. Dobrze że przynajmniej źródła podane, to przestają dziwić wnioski. Wyłącznie literatura ideologiczna oraz o patologiach.
I tak dalej. Nie chce mi się dalej googlać i czytać ich prac, ale większość tych negatywnie nastawionych pracuje dla organizacji które w statusie działania mają głoszenie właśnie takich poglądów.
Z drugiej strony barykady mamy za to sporo takich ludzi jak
Dr. James Pfaus dla Concordia University - ten twierdzi że przeprowadził badania konkretnie nad tematem o którym rozmawiamy, czyli wpływu na popęd seksualny i wyszło mu - no oczywiście - że oglądanie pornografii zwiększa popęd seksualny i w żadnym wypadku nie powoduje zaburzeń erekcji.
Z tym że tak naprawdę, to tym którzy wypowiadają się pozytywnie można postawić ten sam zarzut który postawiłem wypowiadającym się negatywnie - pracują dla instytucji których taka jest właśnie oficjalna linia i badania o wnioskach przeciwnych raczej by nie przeszły :) Więc z ekspertami trzeba bardzo ostrożnie - wszystko zależy i tak tylko od tego dla kogo pracują.
@grruby80: E tam. Że niby klienci jej firmy mają jej fb w znajomych? Jak dla mnie to jest ingenerencja w prywatność. Przeciez to jej konto a nie firmowe. Z drugiej strony, mogła oznaczyć że tylko dla znajomych to by jej kadry nie grzebały.
@sixton: Taka jak leci w kablówkach to na pewno :) Wystarczy raz obejrzeć i się na jakiś czas odechciewa.
Ale tak ogólnie to nieprawda o niekorzystnym wpływie. Wręcz przeciwnie, rozwija kreatywność i wywołuje chęć eksperymentowania, próbowania wciąż od nowa i w efekcie rozwija życie seksualne :)
Ech, nie jesteś dobrym handlowcem. Taka okazja. Mogłeś mu wcisnąć najdroższy pakiet internetowy, wystarczyło uświadomić że źle dobrał usługę do potrzeb i gdzie jest to czego szuka.
@lelebr:
@sixton:
@celica:
Sprawy wam się mylą bo było ich kilka :) Zgwałcili i zamordowali w Szwecji, nie we Włoszech. Czytałem kilka doniesień prasowych o całkiem różnych sprawach. Jedna to był gwałt zbiorowy i morderstwo na pracownicy ośrodka w Szwecji, jedna tylko gwałt i jeszcze jedna gwałt na promie. O tym promie zrobiło się głośno dlatego, bo ich gazety bojąc się oskarżenia o rasizm podały, że gwałcicielami byli biali, a później się wydało że jednak przybysze z bliskiego wschodu. Któryś ichniejszy polityk ujawnił statystyki z których wynikało, że podobnych przypadków mieli kilka tysięcy w ciągu roku, to go skazali za szerzenie nienawiści rasowej. Dlatego trudno się dziwić tamtejszym dziennikarzom i cud że w ogóle takie przypadki trafiają do mediów. Tyle w Szwecji, a od Was się właśnie dowiedziałem że we Włoszech zrobiło się podobnie.
@Armagedon:
No nie bardzo, bo ocena postępowania dyspozytorki zależy właśnie od kalibru sprawy do jakiej było wezwanie. Nie można tego pominąć i rozpatrywać osobno.
Jeśli patrole były w terenie i mieli kilka wezwań równocześnie to zajęli się nimi po kolei. Jeśli zrobili to "z głową" to kolejność reakcji na zgłoszenia powinni ustawić tak żeby skrócić czas oczekiwania zainteresowanych. W tej sytuacji powinni jechać najpierw to wypadków niebezpiecznych, później do tych gdzie ktoś zgłosił że czeka na nich a na końcu reszta spraw.
Oczywiście przy założeniu, że naprawdę pracowali a nie siedzieli i pili kawkę, ale nawet mimo ich powszechnie znanej niekompetencji i lenistwie nie widzę powodu żeby takie założenie przyjmować jako pewnik.
Więc nadal nie widzę żadnej piekielności w postępowaniu dyspozytorki. I owszem, dobrze wnioskujesz, dzwoniąc po służby należy zdeklarować chęć pozostania na miejscu zdarzenia. Ludzie Cię minusują bo dla większości to jest oczywiste.
Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny zapłaci. Zgłoś się do ubezpieczyciela, on to przekaże dalej. Oczywiście potrzebne oświadczenia sprawcy i cała papierkologia z kolizji.
@Allice: W tym roku wyjątkowo agresywne były. Aż zacząłem je zabijać, chociaż nigdy tego nie robię. Ale zaczęły żądlić no i trzeba było ograniczyć populację.
W Warszawie widziałem kiedyś w tramwaju (konkretnie w 17) bunt pasażerów. Ale rzeczywiście było tak skrajnie gorąco, że nie wyobrażałem sobie, że to w ogóle możliwe. Na którymś przystanku ktoś poprosił o włączenie klimy, pani motorniczy (motornicza?) odmówiła. Odmówiła również otwarcia okien. Miały zamki na kluczyk. Ludzie po prostu wpadli w jakiś szał. Kilka osób stanęło w drzwiach krzycząc że dalej nie pojedziemy, a kilka zaczęło walić w szyby krzycząc że albo otworzy albo powybijają. No i w końcu wyszła, naprawdę bardzo mocno przestraszona i pootwierała wszystkie okna.
Niby nie należy popierać agresji, ale tam były takie warunki że ja wcale się ludziom nie dziwię. Bardziej mnie zdziwiły zgodne i zorganizowane działanie przypadkowego tłumu.
@Shaienne:
Bo przepisy nie mówią wprost, że do celów rekrutacji można bez zgody, więc jest to kwestia ich interpretacji. A opieranie się na interpretacjach i duchu (a nie literze) prawa jest dość ryzykowne.
Tym bardziej, że ten zwyczaj przyjął się kilka albo kilkanaście poprawek ustawy temu. Pamiętam, że według ustawy sprzed lat przetwarzanie bez zgody było ujęte jakoś bardziej ogólnie, "do realizacji zadań firmy" czy coś w tym stylu, nie pamiętam już dokładnie. A niektórzy argumentowali, że jest to oddzielny zbiór danych, zakres przetwarzania jest sporo większy niż przy normalnym przetwarzaniu danych klientów (dochodzi wykształcenie, historia pracy itd.) i lepiej żeby sam zainteresowany precyzyjnie określił dostępny zakres przetwarzania (bo możesz wpisać większy niż konkretna rekrutacja).
@Rak77:
Po to właśnie są publiczne pieniądze, żeby robić rzeczy nie do końca opłacalne. Te które się opłacają nie powinny być finansowane z podatków bo same na siebie zarabiają.
Bierzesz pod uwagę tylko jedno zdarzenie a tu jest ważny szerszy kontekst. Służby nie powinny za każdym razem rozważać czy akcja jest opłacalna, czy aby nie za dużo paliwa spalą, czy może wyślemy samego kierowcę do tego zdarzenia ale do innego to już 3 osoby bo więcej się nie opłaca. Służby mają się koncentrować na działaniu dla dobra publicznego. Czasem jest to ratowanie dobytku, czasem życia wielu ludzi, a czasem zwykła pierdoła. W ogólnym rozrachunku jest to społecznie korzystne i potrzebne. Takie podejście jak twoje byłoby bardzo szkodliwe.
Historia moim zdaniem słaba i robienie z igły widły ale mam kawał w podobnym temacie:
Dzwoni facet na policję:
- Dzień dobry, do mojego garażu włamuje się dwóch zamaskowanych facetów, proszę przysłać patrol.
- A stało się już coś? Włamali się, ukradli się albo kogoś pobili? Bo nie mamy w tej chwili wolnych radiowozów, ktoś podjedzie za 40 minut.
Po 2 minutach znowu telefon:
- Nie fatygujcie się już. Sam sobie poradziłem. Zastrzeliłem obu.
- Co? Jak pan mógł. To przestępstwo.
3 minuty później pod dom faceta podjeżdzają 4 radiowozy, wysypuje się pełno uzbrojonych policjantów, otaczają dom i szturmują. W środku łapią na gorącym uczynku dwóch włamywaczy.
Śledczy mówi do zgłaszającego:
- Pan skłamał że pan ich zabił!
Facet pokazując w stronę ekipy:
- A wy skłamaliście że nie ma wolnych radiowozów!
@Gawron: Jak już odpowiedziano powyżej - jest to normalna praktyka. We wszystkich hotelach w jakich nocowałem można było zastrzec że się tego nie chce w ogóle, w określone dni lub w określonych godzinach, tylko wtedy trzeba się było liczyć z tym, że nie będzie posprzątane i nie będą uzupełnione środki czystości.
@Pan_Siekierka: Dodatkowo jak by go zabrała karetka to miałby od ręki zrobione badania, w przypadku normalnego przyjęcia na izbę to nie jest takie pewne.
Ale te przepisy jednak są głupie i szkodliwe na dłuższą metę. Komplikują sprawy zamiast je upraszczać bo czasem do drobiazgu trzeba niepotrzebnie angażować zespół ratunkowy, machinę biurokratyczną itd. zamiast załatwić sprawę od ręki.
@gateway: Jeśli autor historii nie upierałby się żeby go pociagnąć do odpowiedzialności za wgniecenie na błotniku (a prawie na pewno nie), to najpoważniejszymi konsekwencjami byłaby konfrontacja z rodzicami.
@BiziBi:
To nie jest niestety takie proste. Toitoi wymaga obsługi i całej infrastruktury. Ma to sens dla kilkuset - kilku tysięcy budek, ale nie dla kilku. Zawartość toitoia nie znika w nim magicznie, jest po prostu wywożona w inne miejsce, więc tego nie widzisz. Na wysepce to "inne miejsce" siłą rzeczy musiałoby by być w morzu lub w lesie. Tymczasem ze względu na chemię którą się w nich stosuje to nie ma prawa trafić do naturalnego obiegu.
Żeby w toitoiu, mimo 40stopniowych upałów, smród nie przeszkadzał, stosuje się bardzo silną żrącą chemię. Same odchody w rozsądnych ilościach nie są szkodliwe dla środowiska, są nawozem i naturalnym składnikiem obiegu w środowisku. Chemia którą się stosuje żeby usprawnić działanie toitoiów, zdezynfekować i usunąć zapach jest ekstremalnie trująca i środowisko na małej wyspie mogłoby po prostu nie udźwignąć ciężaru przerobu i neutralizacji tego. Na dłuższą metę mogłoby to wyspę skazić i wyjałowić, oraz wybić żyjące w wodzie w pobliżu zwierzęta. Kupa nei skazi, kupa prędzej czy później się rozłoży, szczególnie jeśli trafi do oceanu, glony się ucieszą.
Pewnie kiedyś, jak ich ue przyciśnie, będą musieli zainwestować w transport odpadów na ląd i wtedy pojawią się toitoie.
@mcogo5: Twoja historia jest argumentem :)
Jak cie stać na rzeczy niepraktyczne to kupuj :)
@yannika: Faktycznie, masz rację. Nie pomyslałem o tym.
A są jacyś ludzie którzy wpisują? Nie wierzę :)
@Mala_Czarna_Zolza: No ale od razu do schroniska? To aby nie przesada? Poza tym nie wiemy co się stało z właścicielem. Może nie zapomniał tylko miał jakiś wypadek i trafił na pogotowie?
@sixton: "[...] niektórzy eksperci, zajmujący się problemami pornografii są innego zdania." Niby tak, ale to zależy kogo uznasz za eksperta. Jak się sprawdza autorów takich opracowań to zazwyczaj się okazuje że to po prostu ludzie którzy dorwali się do mediów, pracujący dla różnych organizacji o charakterze ideologicznym a nie naukowym. Ich opracowania z pracami naukowymi i badaniami mają często niewiele wspólnego. Brak jakiejkolwiek metodologii, bez obliczeń statystycznych, bez grup kontrolnych. Żeby było śmieszniej - bardzo często w ogóle bez żadnych badań. Wyniki prawdziwych badań trafiają raczej do prasy specjalistycznej i niezbyt często docierają do przeciętnego "Kowalskiego". Aż pogooglam za nimi i sprawdzę. Pierwsi lepsi specjaliści których znalazł google. Dr. Patrick F. Fagan dla Instytutu Badań nad Małżeństwem i Religią. - hmm, czy to aby na pewno dobra jednostka do badań nad pornografią? Nie prowadzili prawidłowych badań - opracowania mocno teoretyczne. dr Simone Kühl dla Max Planck Institute for Human Development - polska prasa jednogłośnie - "porno zmienia mózg". Tymczasem sama autorka i współpracownicy tak nie twierdzą. Zbadała tylko ośrodki przyjemności w mózgu i szukała związków i zależności z oglądaniem pornografii. Praca typowo naukowa. Media oczywiście musiały dodać swoje 5 groszy przeinaczając kompletnie wnioski. Wbrew temu co twierdzą media, praca w żaden sposób nie twierdzi że pornografia szkodzi. Twierdzą tylko, że osoby częściej oglądające pornografię są równocześnie osobami które potrzebują silniejszej stymulacji, bez badania związku przyczynowo skutkowego. Równie dobrze to potrzeba stymulacji może być powodem oglądania pornografii, a nie oglądanie pornografii powodem większych potrzeb. dr. Dorota Kornas-Biela dla KUL - hah, a jakie niby wyniki ma mieć KUL? :) Prace czysto teoretyczne. Absolutny brak jakichkolwiek badań. Wyłącznie argumentacja z innych źródeł. Dobrze że przynajmniej źródła podane, to przestają dziwić wnioski. Wyłącznie literatura ideologiczna oraz o patologiach. I tak dalej. Nie chce mi się dalej googlać i czytać ich prac, ale większość tych negatywnie nastawionych pracuje dla organizacji które w statusie działania mają głoszenie właśnie takich poglądów. Z drugiej strony barykady mamy za to sporo takich ludzi jak Dr. James Pfaus dla Concordia University - ten twierdzi że przeprowadził badania konkretnie nad tematem o którym rozmawiamy, czyli wpływu na popęd seksualny i wyszło mu - no oczywiście - że oglądanie pornografii zwiększa popęd seksualny i w żadnym wypadku nie powoduje zaburzeń erekcji. Z tym że tak naprawdę, to tym którzy wypowiadają się pozytywnie można postawić ten sam zarzut który postawiłem wypowiadającym się negatywnie - pracują dla instytucji których taka jest właśnie oficjalna linia i badania o wnioskach przeciwnych raczej by nie przeszły :) Więc z ekspertami trzeba bardzo ostrożnie - wszystko zależy i tak tylko od tego dla kogo pracują.
@grruby80: E tam. Że niby klienci jej firmy mają jej fb w znajomych? Jak dla mnie to jest ingenerencja w prywatność. Przeciez to jej konto a nie firmowe. Z drugiej strony, mogła oznaczyć że tylko dla znajomych to by jej kadry nie grzebały.
@sixton: Taka jak leci w kablówkach to na pewno :) Wystarczy raz obejrzeć i się na jakiś czas odechciewa. Ale tak ogólnie to nieprawda o niekorzystnym wpływie. Wręcz przeciwnie, rozwija kreatywność i wywołuje chęć eksperymentowania, próbowania wciąż od nowa i w efekcie rozwija życie seksualne :)
Ech, nie jesteś dobrym handlowcem. Taka okazja. Mogłeś mu wcisnąć najdroższy pakiet internetowy, wystarczyło uświadomić że źle dobrał usługę do potrzeb i gdzie jest to czego szuka.
@lelebr: @sixton: @celica: Sprawy wam się mylą bo było ich kilka :) Zgwałcili i zamordowali w Szwecji, nie we Włoszech. Czytałem kilka doniesień prasowych o całkiem różnych sprawach. Jedna to był gwałt zbiorowy i morderstwo na pracownicy ośrodka w Szwecji, jedna tylko gwałt i jeszcze jedna gwałt na promie. O tym promie zrobiło się głośno dlatego, bo ich gazety bojąc się oskarżenia o rasizm podały, że gwałcicielami byli biali, a później się wydało że jednak przybysze z bliskiego wschodu. Któryś ichniejszy polityk ujawnił statystyki z których wynikało, że podobnych przypadków mieli kilka tysięcy w ciągu roku, to go skazali za szerzenie nienawiści rasowej. Dlatego trudno się dziwić tamtejszym dziennikarzom i cud że w ogóle takie przypadki trafiają do mediów. Tyle w Szwecji, a od Was się właśnie dowiedziałem że we Włoszech zrobiło się podobnie.
Niedźwiedzia przysługa. Teraz już pan zapominalski nie znajdzie swojego pieska. Boże chroń mnie przed uczynnymi jeśli kiedyś mi się coś przytrafi.
@Armagedon: No nie bardzo, bo ocena postępowania dyspozytorki zależy właśnie od kalibru sprawy do jakiej było wezwanie. Nie można tego pominąć i rozpatrywać osobno. Jeśli patrole były w terenie i mieli kilka wezwań równocześnie to zajęli się nimi po kolei. Jeśli zrobili to "z głową" to kolejność reakcji na zgłoszenia powinni ustawić tak żeby skrócić czas oczekiwania zainteresowanych. W tej sytuacji powinni jechać najpierw to wypadków niebezpiecznych, później do tych gdzie ktoś zgłosił że czeka na nich a na końcu reszta spraw. Oczywiście przy założeniu, że naprawdę pracowali a nie siedzieli i pili kawkę, ale nawet mimo ich powszechnie znanej niekompetencji i lenistwie nie widzę powodu żeby takie założenie przyjmować jako pewnik. Więc nadal nie widzę żadnej piekielności w postępowaniu dyspozytorki. I owszem, dobrze wnioskujesz, dzwoniąc po służby należy zdeklarować chęć pozostania na miejscu zdarzenia. Ludzie Cię minusują bo dla większości to jest oczywiste.
Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny zapłaci. Zgłoś się do ubezpieczyciela, on to przekaże dalej. Oczywiście potrzebne oświadczenia sprawcy i cała papierkologia z kolizji.
@Allice: W tym roku wyjątkowo agresywne były. Aż zacząłem je zabijać, chociaż nigdy tego nie robię. Ale zaczęły żądlić no i trzeba było ograniczyć populację.
@dorota64: Kierowca ma koło siebie otwarte okienko, więc jemu gorąco nie jest. Woli słuchać marudzenia pasażerów niż mieć opieprz od szefa.
W Warszawie widziałem kiedyś w tramwaju (konkretnie w 17) bunt pasażerów. Ale rzeczywiście było tak skrajnie gorąco, że nie wyobrażałem sobie, że to w ogóle możliwe. Na którymś przystanku ktoś poprosił o włączenie klimy, pani motorniczy (motornicza?) odmówiła. Odmówiła również otwarcia okien. Miały zamki na kluczyk. Ludzie po prostu wpadli w jakiś szał. Kilka osób stanęło w drzwiach krzycząc że dalej nie pojedziemy, a kilka zaczęło walić w szyby krzycząc że albo otworzy albo powybijają. No i w końcu wyszła, naprawdę bardzo mocno przestraszona i pootwierała wszystkie okna. Niby nie należy popierać agresji, ale tam były takie warunki że ja wcale się ludziom nie dziwię. Bardziej mnie zdziwiły zgodne i zorganizowane działanie przypadkowego tłumu.
@kudlata111: Przeczytaj sama siebie :) To nie były ani środki społecznego przekazu ani prasa.
@Shaienne: Bo przepisy nie mówią wprost, że do celów rekrutacji można bez zgody, więc jest to kwestia ich interpretacji. A opieranie się na interpretacjach i duchu (a nie literze) prawa jest dość ryzykowne. Tym bardziej, że ten zwyczaj przyjął się kilka albo kilkanaście poprawek ustawy temu. Pamiętam, że według ustawy sprzed lat przetwarzanie bez zgody było ujęte jakoś bardziej ogólnie, "do realizacji zadań firmy" czy coś w tym stylu, nie pamiętam już dokładnie. A niektórzy argumentowali, że jest to oddzielny zbiór danych, zakres przetwarzania jest sporo większy niż przy normalnym przetwarzaniu danych klientów (dochodzi wykształcenie, historia pracy itd.) i lepiej żeby sam zainteresowany precyzyjnie określił dostępny zakres przetwarzania (bo możesz wpisać większy niż konkretna rekrutacja).
@paula85: W dziwnym miejscu mieszkasz. Wszędzie gdzie widziałem szerszenie straż pożarna interweniowała i twierdzili że to leży w ich kompetencjach.
@Rak77: Po to właśnie są publiczne pieniądze, żeby robić rzeczy nie do końca opłacalne. Te które się opłacają nie powinny być finansowane z podatków bo same na siebie zarabiają. Bierzesz pod uwagę tylko jedno zdarzenie a tu jest ważny szerszy kontekst. Służby nie powinny za każdym razem rozważać czy akcja jest opłacalna, czy aby nie za dużo paliwa spalą, czy może wyślemy samego kierowcę do tego zdarzenia ale do innego to już 3 osoby bo więcej się nie opłaca. Służby mają się koncentrować na działaniu dla dobra publicznego. Czasem jest to ratowanie dobytku, czasem życia wielu ludzi, a czasem zwykła pierdoła. W ogólnym rozrachunku jest to społecznie korzystne i potrzebne. Takie podejście jak twoje byłoby bardzo szkodliwe.
Historia moim zdaniem słaba i robienie z igły widły ale mam kawał w podobnym temacie: Dzwoni facet na policję: - Dzień dobry, do mojego garażu włamuje się dwóch zamaskowanych facetów, proszę przysłać patrol. - A stało się już coś? Włamali się, ukradli się albo kogoś pobili? Bo nie mamy w tej chwili wolnych radiowozów, ktoś podjedzie za 40 minut. Po 2 minutach znowu telefon: - Nie fatygujcie się już. Sam sobie poradziłem. Zastrzeliłem obu. - Co? Jak pan mógł. To przestępstwo. 3 minuty później pod dom faceta podjeżdzają 4 radiowozy, wysypuje się pełno uzbrojonych policjantów, otaczają dom i szturmują. W środku łapią na gorącym uczynku dwóch włamywaczy. Śledczy mówi do zgłaszającego: - Pan skłamał że pan ich zabił! Facet pokazując w stronę ekipy: - A wy skłamaliście że nie ma wolnych radiowozów!
@Gawron: Jak już odpowiedziano powyżej - jest to normalna praktyka. We wszystkich hotelach w jakich nocowałem można było zastrzec że się tego nie chce w ogóle, w określone dni lub w określonych godzinach, tylko wtedy trzeba się było liczyć z tym, że nie będzie posprzątane i nie będą uzupełnione środki czystości.
@Pan_Siekierka: Dodatkowo jak by go zabrała karetka to miałby od ręki zrobione badania, w przypadku normalnego przyjęcia na izbę to nie jest takie pewne. Ale te przepisy jednak są głupie i szkodliwe na dłuższą metę. Komplikują sprawy zamiast je upraszczać bo czasem do drobiazgu trzeba niepotrzebnie angażować zespół ratunkowy, machinę biurokratyczną itd. zamiast załatwić sprawę od ręki.
@gateway: Jeśli autor historii nie upierałby się żeby go pociagnąć do odpowiedzialności za wgniecenie na błotniku (a prawie na pewno nie), to najpoważniejszymi konsekwencjami byłaby konfrontacja z rodzicami.
@BiziBi: To nie jest niestety takie proste. Toitoi wymaga obsługi i całej infrastruktury. Ma to sens dla kilkuset - kilku tysięcy budek, ale nie dla kilku. Zawartość toitoia nie znika w nim magicznie, jest po prostu wywożona w inne miejsce, więc tego nie widzisz. Na wysepce to "inne miejsce" siłą rzeczy musiałoby by być w morzu lub w lesie. Tymczasem ze względu na chemię którą się w nich stosuje to nie ma prawa trafić do naturalnego obiegu. Żeby w toitoiu, mimo 40stopniowych upałów, smród nie przeszkadzał, stosuje się bardzo silną żrącą chemię. Same odchody w rozsądnych ilościach nie są szkodliwe dla środowiska, są nawozem i naturalnym składnikiem obiegu w środowisku. Chemia którą się stosuje żeby usprawnić działanie toitoiów, zdezynfekować i usunąć zapach jest ekstremalnie trująca i środowisko na małej wyspie mogłoby po prostu nie udźwignąć ciężaru przerobu i neutralizacji tego. Na dłuższą metę mogłoby to wyspę skazić i wyjałowić, oraz wybić żyjące w wodzie w pobliżu zwierzęta. Kupa nei skazi, kupa prędzej czy później się rozłoży, szczególnie jeśli trafi do oceanu, glony się ucieszą. Pewnie kiedyś, jak ich ue przyciśnie, będą musieli zainwestować w transport odpadów na ląd i wtedy pojawią się toitoie.