Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

janhalb

Zamieszcza historie od: 4 lutego 2011 - 17:48
Ostatnio: 3 maja 2024 - 0:49
  • Historii na głównej: 69 z 77
  • Punktów za historie: 22862
  • Komentarzy: 1245
  • Punktów za komentarze: 9807
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
26 lutego 2013 o 19:59

No dobra, na szybko jedne badania - ale doczytać szczegóły musisz sama, bo już wyszukiwać naprawdę nie mam czasu. Znajdziesz tam między innymi potwierdzenie tego, co pisałem w pierwszym moim komentarzu - gdzie jest najwięcej ciąż wśród nieletnich i jaka jest dynamika wzrostu tego zjawiska: Currie C. et al. (eds.), Social Determinants of Health and Well-being among Young People. Health Behaviour in School-aged Children (HBSC) Study: International Report from the 2009/2010 Survey, Copenhagen, WHO Regional Office for Europe, 2012

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 8) | raportuj
26 lutego 2013 o 19:54

Jeśli producent mleka w proszku zleca badania swoich produktów, to zleca je zewnętrznemu ośrodkowi. Jeśli masz zastrzeżenia do tego ośrodka - albo podejrzewasz że producent był nieuczciwy - zanim to ogłosisz musisz to (uwaga, trudne słowo będzie) udowodnić. Nie, przykro mi, z wujkiem Google możesz pogadać sama. Ja tylko pozwolę sobie zwrócić Twoją uwagę na jeden fakt, który najwyraźniej przeoczyłaś: twierdzenie, że edukacja seksualna nie ma żadnego wpływu na ilość ciąż wśród młodocianych dział W DWIE STRONY. Z jednej strony czyni bezsensowną argumentację "wprowadzajmy SE, żeby było mniej ciąż wśród nieletnich" Ale z drugiej - wytrąca także argumenty przeciwnikom twierdzącym że SE demoralizuje i przez to ilość ciąż wśród nieletnich rośnie. I to jest ten moment, w którym zaczynam dostawać po głowie od obu stron...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 8) | raportuj
26 lutego 2013 o 17:16

@archeoziele. Jeszcze jedno: żeby zarzucać "jakiemuś chrześcijańskiemu ośrodkowi" brak rzetelności trzeba mieć jakieś podstawy do takich zarzutów. Po pierwsze - trzeba choć trochę samemu liznąć metodologii badań naukowych. Po drugie - mając taką wiedzę wskazać, co w danych badaniach jest nie tak. Sam fakt, że ktoś ma inne poglądy niż ja nie usprawiedliwia zarzucania mu nierzetelności. To przypomina zwolenników niektórych partii politycznych, którzy jak widza sondaż niekorzystny dla ich partii natychmiast mówią, że sondaż na pewno był zmanipulowany i nierzetelny....

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 10) | raportuj
26 lutego 2013 o 17:11

@archeoziele: no, nie będę za Ciebie lekcji odrabiał :-) Poszukaj sobie w sieci, na pamięć nie znam. Ale nie, to nie był "jakiś chrześcijański ośrodek" - to było ileś tam serii niezależnych badań prowadzonych przez najróżniejsze ośrodki badawcze w różnych krajach. Informację (ze szczegółami, których dziś oczywiście nie pomnę) usłyszałem na wykładzie z seksuologii na który uczęszczałem na Wydziale Psychologii UW. Wykład prowadził dr Wiesław Czernikiewicz, jeden z bardziej znanych polskich seksuologów, związany w Instytutem Imielińskiego. Nie wierzysz? poszukaj uważnie w sieci, na pewno znajdziesz. Zresztą potwierdzi Ci to każdy uczciwy seksuolog (mówię o lekarzach i naukowcach, a nie o "dyżurnych celebrytach" cytowanych przez tabloidy). Problem polega na tym, że takie wiadomości z trudem przebijają się do medialnego "mainstreemu" - bo cała ideologia tworzona wokół (coraz wcześniejszej) edukacji seksualnej opiera się na tym, że chce się chronić młodocianych przed niechcianą ciążą... Tak jak powiedziałem - fakty często rozczarowują...

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 12) | raportuj
26 lutego 2013 o 10:11

Może Was rozczaruję... Ale fakty często rozczarowują. W kilkunastu krajach (Europa, USA i Kanada, Japonia, Australia i Nowa Zelandia... - generalnie chodziło właśnie o świat Zachodu, o liberalne demokracje) w ciągu ostatnich bodaj 20 lat przeprowadzono łącznie kilkanaście serii badań na temat "skuteczności" wychowania seksualnego. Okazało się, że wychowanie seksualne (jego prowadzenie lub nie, sposób prowadzenia etc.) nie ma NAJMNIEJSZEGO WPŁYWU na ilość ciąż wśród nieletnich i małoletnich. W naszej cywilizacji odsetek ciąż w tych grupach wiekowych systematycznie rośnie. Rośnie DOKŁADNIE W TYM SAMYM TEMPIE w krajach w których prowadzi się edukację seksualną od lat, w tych w których wprowadzono ją niedawno i w tych, gdzie jej w szkołach nie ma. Jeśli więc - podobnie jak wielu polityków i działaczy społecznych - uważacie, że "trzeba wprowadzać edukację seksualną żeby dzieci nie zachodziły w ciążę", to... powodzenia. Rzeczywistość jest brutalna: niezależnie od poglądów okazuje się, że MNIEJ ciąż wśród nieletnich i młodocianych jest w tych krajach, gdzie (jeszcze...) funkcjonują resztki "tradycyjnych moralności" (czyli gdzie generalnie wychodzi się z założenia, że seks jest elementem życia małżeńskiego, niezależnie od tego jak akurat rozumiemy "małżeństwo"). Jak świat światem było oczywiście tak, że moralność i zasady sobie, a ludzie sobie: ZAWSZE był seks przedmałżeński, ZAWSZE zdarzało się że panna zbyt wcześnie zachodziła w ciążę, ZAWSZE były zdrady etc. Ale gdzieś w "zbiorowej świadomości" funkcjonowała jednak zasada, że wiadomo co jest OK, a co nie jest OK. I dlatego jednak ilość ciąż wśród nieletnich utrzymywała się na pewnym stałym, stosunkowo niskim poziomie. Zmieniło się to w zasadzie od lat sześćdziesiątych i "rewolucji seksualnej". Proszę - zanim mnie zaminusujecie na śmierć - dobrze mnie zrozumieć: nie jestem przeciwnikiem edukacji seksualnej. Żyjemy w świecie w którym seks jest tak wszechobecny (czy to dobrze czy źle - to oddzielny temat), że być może młodzi ludzie powinni być jakoś wprowadzani w tę sferę zanim zdąży to zrobić pornografia. Przyznam jednak, że niespecjalnie podobają mi się programy ES w których generalnie (oczywiście upraszczam sprawę) mówi się dzieciakom: WSZYSTKO jest OK, WSZYSTKO wolno, nie ma zasad (no, może poza najogólniejszą "nie zrób drugiemu krzywdy", przy czym krzywda rozumiana jest WYŁĄCZNIE w kategoriach najbardziej podstawowych). Innymi słowy: p...przcie się dzieci, bo to normalne, zdrowe, miłe i przyjemne - uważajcie tylko, żeby sobie dzieci nie zrobić...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 lutego 2013 o 10:13

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
25 lutego 2013 o 13:08

"Zatrucie marihuaną" to stan po paleniu marihuany. To, że człowiek jest "uchachany" to właśnie objaw zatrucia mózgu, który działa nie tak, jak powinien.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
24 lutego 2013 o 21:03

@2haj: albo jesteś trollem który chce wywołać "flejma" (wtedy szacunek, robisz to całkiem sprawnie), albo piszesz kompletne dyrdymały. Po pierwsze - tłumaczenie z Czeskiego kosztuje WIĘCEJ niż z angielskiego - bo tłumaczy z angielskiego jest zwyczajnie więcej (prosta zasada: jeśli popyt jest mniejszy niż podaż, cena idzie w górę). Po drugie - 12 zł za tłumaczenie z angielskiego?! Jeśli znasz kogoś, kto za tyle tłumaczy, to zdradzę Ci sekret: on tego nie tłumaczy. On to wrzuca w GoogleTranslate, a potem poprawia końcówki i przecinki. A potem zleceniodawca musi wywalić co najmniej drugie tyle za redakcję, bo dopiero po dokładnej redakcji (merytorycznej i językowej) ten tekst będzie się do czegokolwiek nadawał. Żyję z tłumaczeń (z angielskiego) od ładnych paru lat. Nie jestem tłumaczem przysięgłym, nie tłumaczę dokumentów, umów i takich rzeczy. Tłumaczę tak zwane "żywe słowo" (książki, a od kilku lat także teksty prasowe do przeglądów prasy zagranicznej w Internecie). I powiem Ci uczciwie: raz w życiu zdarzyło mi się tłumaczyć książkę, która w przeliczeniu (bo umowa była na konkretną sumę za całość) wyszła poniżej 20 zł za stronę. Zgodziłem się bo książka była wyjątkowo ciekawa, a ze względu na wielkość suma była do przyjęcia - ale zgodziłem się pod warunkiem, że redakcja (wydawnictwo) zdjęła ze mnie całą pracę dotyczącą sprawdzania polskiej pisowni nazw geograficznych (książka traktowała o Chinach), dat, nazwisk etc. Czyli - ja tłumaczyłem żywy tekst, szczegółami technicznymi zajmował się redaktor. Ale to był JEDEN JEDYNY RAZ. 25 zł za stronę (do ręki!) to jest absolutne minimum. Rozumiem, że student czy ktoś kto jeszcze nie ma "nazwiska" i dopiero zaczyna pracę może zejść do 20 czy do 18. Za 12 nie opłacałoby mi się siadać do komputera. Za 7 mógłbym się ewentualnie głośno pośmiać. A tłumaczę z popularniejszego języka niż czeski.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 24 lutego 2013 o 21:06

[historia]
Ocena: 46 (Głosów: 48) | raportuj
21 lutego 2013 o 16:13

@plokijuty: muszę Cię zmartwić (jako tłumacz i redaktor z zawodu): "strona" za którą Ci płacą zleceniodawcy to tak zwana "strona standardowa", czyli 1800 znaków wliczając spacje. Możesz dać czcionkę 500, a ilość znaków się od tego nie zmieni ani na jotę... :-) BTW: 7 zł za stronę to nie jest "mało" ani nawet "bardzo mało". 7 zł za stronę tłumaczenia (z DOWOLNEGO języka) to zwykłe złodziejstwo. Myśleli,że trafili na jelenia...

[historia]
Ocena: 64 (Głosów: 68) | raportuj
19 lutego 2013 o 20:39

To nie piekielna. To raczej osoba chora. Być może schizofreniczka (niech się fak_dak fachowo wypowie, je jestem tylko psychologiem, i to "niepraktykującym").

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
19 lutego 2013 o 20:29

ZDECYDOWANIE powinnaś sprawę zgłosić i złożyć skargę.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 9) | raportuj
19 lutego 2013 o 19:26

Nie przesadzajcie. O ile pakowanie publicznych pieniędzy w LOT uważam za skandal, o tyle sprawa z CZD naprawdę nie jest taka prosta. Ta rzeczywistość ma niestety dwie strony. Jedna strona to spojrzenie z punktu widzenia pacjenta (i jego rodziców). I tu jest w zasadzie pięknie: lekarze dobrzy, personel OK, leczenie (wydawałoby się) znakomite. Sam mam znajomych którzy leczyli tam dzieci i byli bardzo zadowoleni. Druga strona to niestety "twarde fakty" - tak organizacyjne, jak medyczne. Niedawno był w tym szpitalu szczegółowy audyt, robiony nie przez Ministerstwo Zdrowia, tylko przez specjalistyczne instytucje medyczne. I niestety okazuje się, że nie tylko organizacyjnie wiele rzeczy mogłoby działać lepiej - ale poziom medyczny (placówki która przecież jest "sztandarowa" etc.) jest co najwyżej przeciętny. Troska o zdrowie dzieci to rzecz chwalebna - ale ta troska niestety musi się przejawiać także w tym, że troszczy się o publiczne pieniądze. Bo jak się o nie nie troszczy, to za te same pieniądze można leczyć mniej dzieci (albo leczyć więcej, ale na gorszym poziomie). CZD niestety naprawdę było fatalnie zarządzane.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
19 lutego 2013 o 19:15

Magnetofony emitujące bolesne ultradźwięki? Kanistry pod kratownicami na czołgach? A o kosmitach, uważasz, nic tam nie było? Co to za dyrdymały?...

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 10) | raportuj
19 lutego 2013 o 15:08

Hidek - możesz mnie zminusować na śmierć, ale są dwie możliwości: - albo kolega zareagował na poziomie "durne pytanie - durna odpowiedź", a Ty tego nie złapałaś; - albo opowiadasz bajki. Urzędnik w USC udziela ślubów - taka jest jego praca (między innymi). Jeśli dokumenty się zgadzają, to urzędnik nie ma prawa odmówić ślubu. Więc jego prywatne poglądy (jak durne by nie były) nie mają tu nic do rzeczy. Jak dla mnie - kolejna bajeczka z cyklu "Ach, jacy ci katole okropni i jacy z ich hipokryci".

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
18 lutego 2013 o 21:14

@Bryanka: jasne, że nie. CO nie zmienia faktu, że studia dają dużo wiedzy i bardzo rozwijają te wyobraźnię. Że jeśli masz szersza wiedzę o świecie, to lepiej kojarzysz pewne fakty, masz jednak nieco szerszą, całościową wizję kultury w której żyjesz etc.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
18 lutego 2013 o 13:19

Konieczność "ciągłej nauki przez całe życie" jest wpisana w KAŻDY zawód, niezależnie od tego czy jesteś lekarzem, górnikiem, nauczycielem czy tokarzem.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 21) | raportuj
18 lutego 2013 o 13:16

Czytam Wasze komentarze i stwierdzam, że muszę jednak parę słów napisać. 1. Szanuję ludzi pracujących fizycznie, nie uważam żeby wykształcenie był jedynym wyznacznikiem czegokolwiek. Panna która nie chce iść z chłopakiem na bal tylko dlatego, że nie planuje on studiów, jest po prostu durna. Piszę to na początku, żeby było jasne. Ale... 2. Jeśli człowiek jest inteligentny i ma choć trochę zainteresowanie światem (a mam wrażenie, że autor tekstu jest taką osobą...) to NIEZALEŻNIE od tego co chce w życiu robić ZAWSZE warto mieć jakieś wykształcenie. Inaczej ujmując: zawsze lepiej być człowiekiem wiedzącym więcej, niż wiedzącym mniej. Nie chodzi mi koniecznie o studia, ale choćby o wykształcenie średnie / maturę. I tu prosty przykład: Co zrobi autor po skończeniu zawodowej szkoły górniczej, kiedy po kilku latach pracy w kopalni będzie miał (nie daj Boże, ale się zdarza...) wypadek, który uniemożliwi mu pracę pod ziemią czy w ogóle pracę fizyczną? Albo jeśli za dziesięć lat kopalnię zamkną? Jeśli ma choćby maturę - może robić wiele rzeczy. Jeśli ma tylko górniczą zawodówkę - możliwości są, nie oszukujmy się, znacznie węższe. Jak mówił (żartem...) jeden z moich dawnych nauczycieli: "Matura do niczego się w życiu nie przydaje... Ale brak matury czasami bardzo w życiu przeszkadza". 3. Wykształcenie - i to, błagam, przeczytajcie uważnie! - to nie tylko "papierki" i bezpośrednie odniesienie do wykonywanego zawodu. Wykształcenie to także coś, co człowiek zdobywa i ma NIEZALEŻNIE od tego, co będzie w życiu robił. Możecie się śmiać z ludzi po studiach filozoficznych, którzy dziś pracują na zmywaku - ale WOLAŁBYM pracować na zmywaku po filozofii niż pracować na zmywaku bez studiów. Bo jeśli nawet pracuję na zmywaku i nie mam chwilowo widoków na co innego - to i tak mam wiedzę, kulturę, ileś tam przeczytanych książek które po prostu MNIE czynią innym człowiekiem. Ot tak, po prostu, DLA MNIE - nie dla innych, nie dla kasy, nie dla zawodu. Można kopać rowy mając w głowie pustkę - albo kopać rowy mając w głowie wiedzę, świadomość, twórcze pomysły, jakieś idee... Co lepsze? Autor tekstu chce być górnikiem, jak jego ojciec - i OK, taką ma wizję swojego życia, takiego wyboru dokonuje, szanuję to i nic mi do tego. Ale myślę sobie, że można być górnikiem mając szerszą wiedzę - albo węższą. Zwłaszcza, jeśli się nie jest osobą bez ambicji czy bez możliwości intelektualnych. 4. Opowieści o ludziach po studiach (a zwłaszcza po kilku fakultetach) pracujących "na zmywaku" zupełnie nie biorą pod uwagę jeszcze jednej rzeczy: że w znakomitej większości przypadków dla osoby wykształconej praca "na zmywaku" to praca CHWILOWA. Przejściowa. Ot, mamy kryzysik, z robotą problemy - więc łapiemy cokolwiek. Ale kryzysik kiedyś się skończy, ale wiedza (choćby nawet ta ogólna...) prędzej czy później pozwala na zrobienie czegoś więcej. Tu dwa zastrzeżenia: - Mówię o ludziach którzy STUDIOWALI, czyli zdobywali wiedzę w kierunku który ich interesował i chcieli to robić - a nie o takich którzy "zaliczyli" studia bo tak wypadało... - Naprawdę nie chcę sugerować, że praca "na zmywaku" (albo w McDonaldzie, albo w kopalni, albo przy kopaniu rowów...) jest czymś złym czy uwłaczającym.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
18 lutego 2013 o 12:18

Informatyk nie może znaleźć pracy? Co najmniej dziwne. Podrzuć mu link: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13417011,Nie_moga_znalezc_ludzi_do_pracy___Kryzys_od_nas_odchodzi_.html

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
16 lutego 2013 o 21:16

Faktycznie, żenująca sprawa. Tako rzecze serekwiejski, więc to po prostu MUSI być prawda :-) Wiesz, żyję w tej żenującej sprawie już prawie 14 lat i bardzo sobie oboje z żoną chwalimy...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 lutego 2013 o 11:38

@pawel78: spokojnie, nie zamierzałem wywoływać wojny "Nokia vs. Reszta Świata" ;-) To był żart. Ja akurat Nokii nie lubię, więc pozwoliłem sobie na taki żart. Z telefonami bywa bardzo różnie: ja mam wyjątkowe szczęście do Motoroli (jedną mi nawet samochód przejechał i działała dalej...) i do dawnego Ericssona (jeszcze przed spółką z Sony - to były niezniszczalne telefony :-)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
15 lutego 2013 o 21:08

Tak, znam ten filmik - kolejny z cyklu "ach jak nam źle i jaki okropny mamy rząd". Nie bronię absurdów polskiej służby zdrowia etc. - ale, jak napisałem wyżej, mam akurat "na bieżąco" w domu zmaganie się z bardzo groźną chorobą, której leczenie kosztuje krocie (!) - i powiem uczciwie, że złego słowa nie mogę powiedzieć. Wszystko działa jak w zegarku. Tak, wiem że nie zawsze tak jest... Ale też, jak widać, nie zawsze jest źle. Żeby uniknąć pytań: nie mamy znajomości wśród lekarzy, nie daliśmy nikomu w łapę, nikt nas nie polecał etc. Przyszliśmy "z ulicy" do lekarza, potem skierowanie, poradnia onkologiczna, szpital - wszystko "jak Pan Bóg przykazał". JEDYNE badanie które moja żona zrobiła prywatnie, to było pierwsze USG, które pokazało że "coś tam jest" - bo musiałaby czekać tydzień, a tyle czekać nie chciała. USG kosztowało stówę. Cała reszta później - w ramach ubezpieczenia.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
15 lutego 2013 o 20:59

Oj, autorko, chyba jednak Ty nie uważałaś w szkole. W języku polskim są dwa przyjęte skróty słowa "miesiąc": albo "mies.", albo (rzadziej) "mc". Na pewno nie msc. To po pierwsze. A po drugie: skróty to można wrzucać w instrukcje obsługi albo w oficjalne dokumenty do urzędu. W tekście pisanym tak zwanym "żywym słowem" są one zdecydowanie nie na miejscu...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2013 o 21:00

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
15 lutego 2013 o 20:04

Co zrobić? Wyciągnąć naukę: nie kupować Nokii... ;-)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
15 lutego 2013 o 18:53

Nie jestem naiwny. Moja żona akurat nie mogła czekać - lekarz, drugi, badanie, mammografia, biopsja, chemia, operacja. Wszystko normalnie, na NFZ. I powtórzę: rozumiem, że poszła prywatnie - ale po otrzymaniu diagnozy nie mogła normalnie? Akurat w przypadku "szybkich raków" operacja robiona jest zwykle niemal od ręki - czasami tylko trzeba pojechać do innego ośrodka na przykład. Dlatego piszę, że nie rozumiem.

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 15) | raportuj
15 lutego 2013 o 16:39

Dziewczynka, dziewczynka... Na szczęście, bo chłopiec mógłby mieć ciężkie życie ;-)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
15 lutego 2013 o 16:30

Czegoś w tej historii nie rozumiem. Skoro rak został wykryty (nawet jeśli dopiero przez tego drugiego lekarza), dlaczego operacja miała się odbyć na własny koszt? Niezależnie od tego, kto wykrył raka (nawet, jeśli zrobiono to "prywatnie"), jeśli dziewczyna była ubezpieczona, dalsze leczenie jest już "normalnie". Tak się składa, że moja żona miała raka piersi - jest już po chemioterapii i operacji, przed nami jeszcze trochę leczenia - więc wiem dość dokładnie, jak funkcjonuje onkologia... A może (przecież tego też się wykluczyć nie da...) ten drugi lekarz "prywatny" kit wcisnął, żeby naciągnąć na droga operację w prywatnej lecznicy? Tak czy owak nie byłbym taki szybki w ocenach...

« poprzednia 1 229 30 31 32 33 34 35 36 37 38 3948 49 następna »