Wiecie, wszystko to prawda - tacy ludzie potrafią być czasami up...dliwi do nieprzytomności, roszczeniowi, niegrzeczni... Niemniej - tak mnie wychowano, że starszym zawsze miejsca ustępuję, wychodząc z założenia, że nawet jeśli ta pani jest źle wychowana, to jeszcze nie powód, żebym ja był taki sam. A lat mam - mogę się założyć - sporo więcej, niż autor tekstu...
@ihoujin: Jasne, że jest zakaz. I pewnie jakby ktoś "nakablował", to farmaceuta miałby problemy. Niemniej są sytuacje, w których zdrowy rozsądek i minimum człowieczeństwa wygrywają... Moja żona jest bardzo poważnie chora. Prawie zawsze kupujemy leki w jednej aptece ("w sąsiedztwie"). Farmaceuci nas znają, wiedzą, o jakie leczenie chodzi (trudno to ukryć, jak na receptach widnieje pieczątka lekarza z adnotacją "onkolog"). No i czasami (rzadko, staramy się uważać…) zdarzy się tak, że w czasie wizyty u lekarza zapomnimy poprosić o receptę. Lek się kończy jutro, następna wizyta za trzy dni, a brać trzeba codziennie. A lek taki, którego internista wypisać nie może. I co? I nasza pani farmaceutka daje nam lek, bo WIE, że za te trzy dni weźmiemy receptę i jej dostarczymy. Bo wie, że jak nie da, to będziemy musieli specjalnie jechać 30 km do Warszawy, do naszego lekarza prowadzącego, tylko po receptę. Więc daje. Pewnie trochę ryzykuje...
@Lotta: Przypomnij, proszę, gdzie konkretnie za granicą można zamówić coś z wysyłką do domu i zapłacić przelewem dopiero po odbiorze przesyłki. Parę miejsc na świecie zwiedziłem, ale takiego raju - jeszcze nie...
@Aviehotels: Aż tak Cię to drażni? Słów wyróżnionych wielkimi literami było w moim komentarzy dokładnie pięć (5). Tak, starałem się podkreślić to, co moim zdaniem było w tym komentarzu ważne. Wybacz, jeśli uraziłem Twoje poczucie... No właśnie, czego? Estetyki?
Różne ludzie mają doświadczenia... 12 lat temu wyprowadziłem się z warszawy zamieszkałem w małym miasteczku 30 km od stolicy. Pracuję w domu, sporo korespondencji wysyłam (umowy, rachunki...). Jak umowa do mnie nie dojdzie - kanał. Jak mój rachunek nie dojdzie do odbiorcy - nie dostanę pieniędzy. Poczta Polska w ciągu pierwszych kilku lat zgubiła kilka przesyłek. Inne potrafiły wędrować z mojego miasteczka do Warszawy (przypominam, 30 km) dwa, trzy tygodnie, czasami miesiąc. Ilości "zaginionych" paczek już nawet nie liczyłem - znajomi z Niemiec chcieli nam przesłać pewną książkę: wysyłali ją CZTERY razy, ani jedna paczka nie doszła. Szczytem było "zaginięcie" paczki z fotelikiem rowerowym kupionym na Allegro z sąsiedniej miejscowości (7 km).
Jakieś 6 czy 7 lat temu w moim mieście pojawił się InPost. Mając dość PP postanowiłem skorzystać z usług konkurencji. I co? I strzał w dziesiątkę. Przez te 6 czy 7 lat nie zaginęła ANIE JEDNA przesyłka. Raz (jeden) zdarzyło się, że przez jakiś ludzki błąd nie dotarła do adresata - ale wróciła do mnie (dokumenty, gdyby zginęły byłoby kiepsko). Przesyłki z mojego miasta do Warszawy i do Krakowa NIGDY nie szły dłużej, niż tydzień - a ten tydzień był RAZ, w okresie przedświątecznej lawiny przesyłek. Normalnie przesyłka nadana u mnie w poniedziałek jest u odbiorcy w środę, najdalej w czwartek (a zdarza się, że już we wtorek).
Nie mówiąc już o tym, że jak idę na pocztę (PP) odebrać awizo, to zawsze (ZAWSZE) tracę 20 minut, bo kolejka jak smok, panie w okienkach ruszają się w tempie znudzonych szachistów, a na 6 okienek czynne są 2, najwyżej trzy.
Tak, że - jak widać - doświadczenia są różne. Ja do usług PP już na pewno nie wrócę.
Oj tam, 2008, 2011... My mieszkamy w domu, który kupiliśmy od poprzednich właścicieli w 2002 (!). Do dziś przychodzi od czasu do czasu korespondencja do córki byłych właścicieli - a to z jej banku, a to z funduszu emerytalnego czy jakiejś firmy ubezpieczeniowej. Przez pierwsze dwa lata dzwoniłem i informowałem, że państwo K. już tu nie mieszkają, że ich córka jeszcze wcześniej, przed zmianą właściciela (!) wyszła za mąż i mieszka gdzie indziej... Jak grochem o ścianę. Uznałem, że 10 lat to dosyć nawet dla najbardziej tępej firmy - od 2012 r. po prostu wyrzucam korespondencję do śmieci... A, z córką państwa K. kilka razy się widziałem (mieszka w tym samym miasteczku), mówiłem jej, łapała się za głowę, składała wyjaśnienia u Wszystkich Świętych... Bezskutecznie. Dobrze, że to przynajmniej taka korespondencja, a nie windykatorzy (państwo K. byli zupełnie normalną, sympatyczną rodziną).
@ncc1701: Powiedz: piszesz serio, czy trollujesz i śmiejesz się w kułak, że wszyscy dają się nabrać? Gość nie dotrzymuje terminu, nie dotrzymuje drugiego terminu, łże w żywe oczy - naprawdę uważasz, że z kims takim jest sens robić jeszcze jakiekolwiek interesy? Typowy "fachowiec" z Koziej Wólki, z gatunku "Będzie pan zadowoloooony!"...
"Pierwszy kruczek - dobrowolnie zrzekam się wszelkich ZUSów." - ??? Nie bardzo rozumiem. Albo ktoś zatrudnia na zasadzie umowy o dzieło / umowy-zlecenia, od której się (na razie) ZUS nie płaci - albo jest to umowa o pracę (choćby czasowa) - i wtedy coś takiego jak "dobrowolne zrzeczenie się ZUS" nie istnieje. Jeśli rzeczywiście tak było, to już samo to kwalifikuje się do PIP albo wręcz do prokuratury.
@Pelococta: Chyba nie załapałeś ironii w komentarzu Lamparta... Po prostu historia jest stara jak świat, znana od paru lat - i naprawdę dziwię się komuś, kto daje się na to nabrać...
@lucy1980: W Polsce jest obowiązek meldunkowy. Jeśli mieszkasz gdzieś powyżej 3 miesięcy, to - przynajmniej teoretycznie - masz obowiązek się zameldować.
@Zeus_Gromowladny: Szanowny Zeusie, w Twojej jakże rzeczowej wypowiedzi już na pierwszy rzut oka znajduję dwa błędy - jeden interpunkcyjny, drugi stylistyczny.
@Eko: Ja Ci podaję książkę naukowca, który bardzo konkretnie opisuje walkę ludzkości z rakiem i całą biologię tej choroby. Ty mi podajesz pseudonaukowe historyjki (jak dotąd ŻADNE rzetelne, sprawdzane badania nie dowiodły jakiejkolwiek skuteczności amigdaliny). Przeczytaj "Cesarza..." - trudniej będzie różnym oszołomom wciskać Ci kit. Na zachętę: jeśli ktokolwiek mówi, że ma lek "na każdego raka", to od razu wiadomo, że truje. Nie ma czegoś takiego, jak "każdy rak".
@sportowiec:
Polecam lekturę - książka gruba, ale fascynująca: "Cesarz wszech chorób - biografia raka". Autor (amerykański onkolog i naukowiec hinduskiego pochodzenia) dostał za nią w 2011 r. nagrodę Pulitzera. Gdyby Co się chciało przeczytać, może zrozumiałbyś, dlaczego to, co piszesz, nie trzyma się kupy.
@Ronja:
Wit. C w niektórych (!) sytuacjach wspomaga / wzmacnia działanie chemioterapii niektórych (!) nowotworów. To rzeczywiście dość nowe badania, dość niedawno ogłoszone. Kluczowe są tu zwroty "niektóre" oraz "pomaga". SAMA witamina C na pewno raka nie "zatrzyma" ani nie zapobiegnie przerzutom...
@Bydle:
No chyba raczysz żartować.
1. Tak, zdrowie jest najważniejsze. Więc po co przychodzisz i zawracasz głowę potencjalnemu pracodawcy, skoro wiesz, że jesteś chory i nie dasz rady?
2. Nie "negocjowała", tylko chciała, żeby jej obowiązki spadły na innych. Skoro forma pracy jest taka, że wymaga bycia w soboty, to jeśli jej "ustawią grafik" bez sobót, to będzie znaczyło, że ktoś inny będzie pracował dwie soboty. Poza tym - jak pisze autor tekstu - w ofercie stażu było zaznaczone, że praca w soboty (nie wszystkie przecież).
3. Nie jesteś z tego miasta, nie chcesz dojeżdżać (mimo, że dostaniesz zwrot za bilety)? OK, twoje święte prawo. Tylko nie marudź w takim razie, że pracy nie ma....
"Miałem się spodziewać tego, że człowiek nie jest w stanie sklecić poprawnych stylistycznie, gramatycznie i logicznie zdań w swoim języku ojczystym? " Posłuchaj polskich polityków. Żaden (no, prawie żaden) z nich, niezależnie od partii, któ®ą reprezentują, nie potrafi sklecić poprawnych stylistycznie, gramatycznie i logicznie zdań w swoim języku ojczystym. Dlaczego w Anglii miałoby być inaczej?
Nie poczuj się dotknięta, ale to nie ma nic wspólnego ze "sprawdzaniem opinii o sprzedawcy".
"Sprawdzać opinie" można kiedy w sieci pojawia się zupełnie nowy sklep z atrakcyjnymi, ale _normalnymi_ cenami. Jak nowy sklep chce zdobyć rynek, to daje na początek promocje rzędy 10 - 15% obniżki w stosunku do innych sklepów. 20% to już jest BARDZO dużo.
Jak sklep (czy ktokolwiek) oferuje towary z obniżką o 66% (czyli chce Ci sprzedać towar za 34% jego ceny), to są tylko dwie możliwości:
- albo towar jest kradziony,
- albo to przekręt w celu wyciągnięcia forsy od naiwnych.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 28 lutego 2013 o 10:16
Pewnie mnie zaminusujecie na śmierć, ale KTO jest w tej historii bardziej piekielny: ten pan, czy ciołki ze spółdzielni, które (poza wszystkim innym) biorą (niemałą zwykle) kasę z waszych czynszów między innymi za to, żeby dopilnować aby wszystko było zrobione zgodnie z prawem?
Jakiś gość w spółdzielni podjął decyzję nie sprawdzając, jakie warunki prawne muszą być spełnione - a że gość "aktywista" to wykorzystał, to inna sprawa...
Przecież cała operacja (zrobienie parkingu, potem jego ogradzanie etc.) była z WASZYCH pieniędzy. Na waszym miejscu zrobiłbym niezłą aferę na najbliższym walnym zebraniu, na początek zadając pytanie KTO ODPOWIADA za taki bałagan...
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 27 lutego 2013 o 18:52
Rzuć kość, a będą się gryźli... Ludzie, wyluzujcie. W tej historii naprawdę nie chodzi ani o Kaczyńskiego z Macierewiczem, Smoleńskiem i Katyniem, ani o Tuska, ani o ocenę Powstania.
NIEZALEŻNIE od oceny Powstania jako takiego (bo zdania są rożne i MAJĄ PRAWO być różne) ludzie biorący w nim udział byli bohaterami. A takie łączniczki, które bez broni przenosiły przesyłki ryzykując życiem - były (jak dla mnie) bohaterkami podwójnymi.
I jeszcze jedno: "Kurier KG AK" to nie tylko Powstanie Warszawskie. To także działania w czasie okupacji - i naprawdę nie tylko w Warszawie.
No dobra, na szybko jedne badania - ale doczytać szczegóły musisz sama, bo już wyszukiwać naprawdę nie mam czasu. Znajdziesz tam między innymi potwierdzenie tego, co pisałem w pierwszym moim komentarzu - gdzie jest najwięcej ciąż wśród nieletnich i jaka jest dynamika wzrostu tego zjawiska:
Currie C. et al. (eds.), Social Determinants of Health and Well-being among Young People. Health Behaviour in School-aged Children (HBSC) Study: International Report from the 2009/2010 Survey, Copenhagen, WHO Regional Office for Europe, 2012
Jeśli producent mleka w proszku zleca badania swoich produktów, to zleca je zewnętrznemu ośrodkowi. Jeśli masz zastrzeżenia do tego ośrodka - albo podejrzewasz że producent był nieuczciwy - zanim to ogłosisz musisz to (uwaga, trudne słowo będzie) udowodnić.
Nie, przykro mi, z wujkiem Google możesz pogadać sama. Ja tylko pozwolę sobie zwrócić Twoją uwagę na jeden fakt, który najwyraźniej przeoczyłaś: twierdzenie, że edukacja seksualna nie ma żadnego wpływu na ilość ciąż wśród młodocianych dział W DWIE STRONY.
Z jednej strony czyni bezsensowną argumentację "wprowadzajmy SE, żeby było mniej ciąż wśród nieletnich"
Ale z drugiej - wytrąca także argumenty przeciwnikom twierdzącym że SE demoralizuje i przez to ilość ciąż wśród nieletnich rośnie.
I to jest ten moment, w którym zaczynam dostawać po głowie od obu stron...
Wiecie, wszystko to prawda - tacy ludzie potrafią być czasami up...dliwi do nieprzytomności, roszczeniowi, niegrzeczni... Niemniej - tak mnie wychowano, że starszym zawsze miejsca ustępuję, wychodząc z założenia, że nawet jeśli ta pani jest źle wychowana, to jeszcze nie powód, żebym ja był taki sam. A lat mam - mogę się założyć - sporo więcej, niż autor tekstu...
Trzymaj się i spuść rakowi wp..., czego Ci życzę z całego serca. Też mam z tym s..synem na pieńku.
@ihoujin: Jasne, że jest zakaz. I pewnie jakby ktoś "nakablował", to farmaceuta miałby problemy. Niemniej są sytuacje, w których zdrowy rozsądek i minimum człowieczeństwa wygrywają... Moja żona jest bardzo poważnie chora. Prawie zawsze kupujemy leki w jednej aptece ("w sąsiedztwie"). Farmaceuci nas znają, wiedzą, o jakie leczenie chodzi (trudno to ukryć, jak na receptach widnieje pieczątka lekarza z adnotacją "onkolog"). No i czasami (rzadko, staramy się uważać…) zdarzy się tak, że w czasie wizyty u lekarza zapomnimy poprosić o receptę. Lek się kończy jutro, następna wizyta za trzy dni, a brać trzeba codziennie. A lek taki, którego internista wypisać nie może. I co? I nasza pani farmaceutka daje nam lek, bo WIE, że za te trzy dni weźmiemy receptę i jej dostarczymy. Bo wie, że jak nie da, to będziemy musieli specjalnie jechać 30 km do Warszawy, do naszego lekarza prowadzącego, tylko po receptę. Więc daje. Pewnie trochę ryzykuje...
@Lotta: Przypomnij, proszę, gdzie konkretnie za granicą można zamówić coś z wysyłką do domu i zapłacić przelewem dopiero po odbiorze przesyłki. Parę miejsc na świecie zwiedziłem, ale takiego raju - jeszcze nie...
@Aviehotels: Aż tak Cię to drażni? Słów wyróżnionych wielkimi literami było w moim komentarzy dokładnie pięć (5). Tak, starałem się podkreślić to, co moim zdaniem było w tym komentarzu ważne. Wybacz, jeśli uraziłem Twoje poczucie... No właśnie, czego? Estetyki?
Różne ludzie mają doświadczenia... 12 lat temu wyprowadziłem się z warszawy zamieszkałem w małym miasteczku 30 km od stolicy. Pracuję w domu, sporo korespondencji wysyłam (umowy, rachunki...). Jak umowa do mnie nie dojdzie - kanał. Jak mój rachunek nie dojdzie do odbiorcy - nie dostanę pieniędzy. Poczta Polska w ciągu pierwszych kilku lat zgubiła kilka przesyłek. Inne potrafiły wędrować z mojego miasteczka do Warszawy (przypominam, 30 km) dwa, trzy tygodnie, czasami miesiąc. Ilości "zaginionych" paczek już nawet nie liczyłem - znajomi z Niemiec chcieli nam przesłać pewną książkę: wysyłali ją CZTERY razy, ani jedna paczka nie doszła. Szczytem było "zaginięcie" paczki z fotelikiem rowerowym kupionym na Allegro z sąsiedniej miejscowości (7 km). Jakieś 6 czy 7 lat temu w moim mieście pojawił się InPost. Mając dość PP postanowiłem skorzystać z usług konkurencji. I co? I strzał w dziesiątkę. Przez te 6 czy 7 lat nie zaginęła ANIE JEDNA przesyłka. Raz (jeden) zdarzyło się, że przez jakiś ludzki błąd nie dotarła do adresata - ale wróciła do mnie (dokumenty, gdyby zginęły byłoby kiepsko). Przesyłki z mojego miasta do Warszawy i do Krakowa NIGDY nie szły dłużej, niż tydzień - a ten tydzień był RAZ, w okresie przedświątecznej lawiny przesyłek. Normalnie przesyłka nadana u mnie w poniedziałek jest u odbiorcy w środę, najdalej w czwartek (a zdarza się, że już we wtorek). Nie mówiąc już o tym, że jak idę na pocztę (PP) odebrać awizo, to zawsze (ZAWSZE) tracę 20 minut, bo kolejka jak smok, panie w okienkach ruszają się w tempie znudzonych szachistów, a na 6 okienek czynne są 2, najwyżej trzy. Tak, że - jak widać - doświadczenia są różne. Ja do usług PP już na pewno nie wrócę.
Oj tam, 2008, 2011... My mieszkamy w domu, który kupiliśmy od poprzednich właścicieli w 2002 (!). Do dziś przychodzi od czasu do czasu korespondencja do córki byłych właścicieli - a to z jej banku, a to z funduszu emerytalnego czy jakiejś firmy ubezpieczeniowej. Przez pierwsze dwa lata dzwoniłem i informowałem, że państwo K. już tu nie mieszkają, że ich córka jeszcze wcześniej, przed zmianą właściciela (!) wyszła za mąż i mieszka gdzie indziej... Jak grochem o ścianę. Uznałem, że 10 lat to dosyć nawet dla najbardziej tępej firmy - od 2012 r. po prostu wyrzucam korespondencję do śmieci... A, z córką państwa K. kilka razy się widziałem (mieszka w tym samym miasteczku), mówiłem jej, łapała się za głowę, składała wyjaśnienia u Wszystkich Świętych... Bezskutecznie. Dobrze, że to przynajmniej taka korespondencja, a nie windykatorzy (państwo K. byli zupełnie normalną, sympatyczną rodziną).
@ncc1701: Powiedz: piszesz serio, czy trollujesz i śmiejesz się w kułak, że wszyscy dają się nabrać? Gość nie dotrzymuje terminu, nie dotrzymuje drugiego terminu, łże w żywe oczy - naprawdę uważasz, że z kims takim jest sens robić jeszcze jakiekolwiek interesy? Typowy "fachowiec" z Koziej Wólki, z gatunku "Będzie pan zadowoloooony!"...
@soraja: No to tym bardziej...
"Pierwszy kruczek - dobrowolnie zrzekam się wszelkich ZUSów." - ??? Nie bardzo rozumiem. Albo ktoś zatrudnia na zasadzie umowy o dzieło / umowy-zlecenia, od której się (na razie) ZUS nie płaci - albo jest to umowa o pracę (choćby czasowa) - i wtedy coś takiego jak "dobrowolne zrzeczenie się ZUS" nie istnieje. Jeśli rzeczywiście tak było, to już samo to kwalifikuje się do PIP albo wręcz do prokuratury.
@Pelococta: Chyba nie załapałeś ironii w komentarzu Lamparta... Po prostu historia jest stara jak świat, znana od paru lat - i naprawdę dziwię się komuś, kto daje się na to nabrać...
Absolutnie nie odpuszczać. Złożyć skargę. Pan ewidentnie chciał Cię naciągnąć.
@lucy1980: W Polsce jest obowiązek meldunkowy. Jeśli mieszkasz gdzieś powyżej 3 miesięcy, to - przynajmniej teoretycznie - masz obowiązek się zameldować.
@Zeus_Gromowladny: Szanowny Zeusie, w Twojej jakże rzeczowej wypowiedzi już na pierwszy rzut oka znajduję dwa błędy - jeden interpunkcyjny, drugi stylistyczny.
@Eko: Ja Ci podaję książkę naukowca, który bardzo konkretnie opisuje walkę ludzkości z rakiem i całą biologię tej choroby. Ty mi podajesz pseudonaukowe historyjki (jak dotąd ŻADNE rzetelne, sprawdzane badania nie dowiodły jakiejkolwiek skuteczności amigdaliny). Przeczytaj "Cesarza..." - trudniej będzie różnym oszołomom wciskać Ci kit. Na zachętę: jeśli ktokolwiek mówi, że ma lek "na każdego raka", to od razu wiadomo, że truje. Nie ma czegoś takiego, jak "każdy rak".
@sportowiec: Polecam lekturę - książka gruba, ale fascynująca: "Cesarz wszech chorób - biografia raka". Autor (amerykański onkolog i naukowiec hinduskiego pochodzenia) dostał za nią w 2011 r. nagrodę Pulitzera. Gdyby Co się chciało przeczytać, może zrozumiałbyś, dlaczego to, co piszesz, nie trzyma się kupy.
@Ronja: Wit. C w niektórych (!) sytuacjach wspomaga / wzmacnia działanie chemioterapii niektórych (!) nowotworów. To rzeczywiście dość nowe badania, dość niedawno ogłoszone. Kluczowe są tu zwroty "niektóre" oraz "pomaga". SAMA witamina C na pewno raka nie "zatrzyma" ani nie zapobiegnie przerzutom...
@Bydle: No chyba raczysz żartować. 1. Tak, zdrowie jest najważniejsze. Więc po co przychodzisz i zawracasz głowę potencjalnemu pracodawcy, skoro wiesz, że jesteś chory i nie dasz rady? 2. Nie "negocjowała", tylko chciała, żeby jej obowiązki spadły na innych. Skoro forma pracy jest taka, że wymaga bycia w soboty, to jeśli jej "ustawią grafik" bez sobót, to będzie znaczyło, że ktoś inny będzie pracował dwie soboty. Poza tym - jak pisze autor tekstu - w ofercie stażu było zaznaczone, że praca w soboty (nie wszystkie przecież). 3. Nie jesteś z tego miasta, nie chcesz dojeżdżać (mimo, że dostaniesz zwrot za bilety)? OK, twoje święte prawo. Tylko nie marudź w takim razie, że pracy nie ma....
Polska dla Polaków, Wolska dla Wolaków, Ziemia dla ziemniaków, a Stany Zjednoczone dla staników. Zjednoczonych, oczywiście.
"Miałem się spodziewać tego, że człowiek nie jest w stanie sklecić poprawnych stylistycznie, gramatycznie i logicznie zdań w swoim języku ojczystym? " Posłuchaj polskich polityków. Żaden (no, prawie żaden) z nich, niezależnie od partii, któ®ą reprezentują, nie potrafi sklecić poprawnych stylistycznie, gramatycznie i logicznie zdań w swoim języku ojczystym. Dlaczego w Anglii miałoby być inaczej?
Nie poczuj się dotknięta, ale to nie ma nic wspólnego ze "sprawdzaniem opinii o sprzedawcy". "Sprawdzać opinie" można kiedy w sieci pojawia się zupełnie nowy sklep z atrakcyjnymi, ale _normalnymi_ cenami. Jak nowy sklep chce zdobyć rynek, to daje na początek promocje rzędy 10 - 15% obniżki w stosunku do innych sklepów. 20% to już jest BARDZO dużo. Jak sklep (czy ktokolwiek) oferuje towary z obniżką o 66% (czyli chce Ci sprzedać towar za 34% jego ceny), to są tylko dwie możliwości: - albo towar jest kradziony, - albo to przekręt w celu wyciągnięcia forsy od naiwnych.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 28 lutego 2013 o 10:16
Pewnie mnie zaminusujecie na śmierć, ale KTO jest w tej historii bardziej piekielny: ten pan, czy ciołki ze spółdzielni, które (poza wszystkim innym) biorą (niemałą zwykle) kasę z waszych czynszów między innymi za to, żeby dopilnować aby wszystko było zrobione zgodnie z prawem? Jakiś gość w spółdzielni podjął decyzję nie sprawdzając, jakie warunki prawne muszą być spełnione - a że gość "aktywista" to wykorzystał, to inna sprawa... Przecież cała operacja (zrobienie parkingu, potem jego ogradzanie etc.) była z WASZYCH pieniędzy. Na waszym miejscu zrobiłbym niezłą aferę na najbliższym walnym zebraniu, na początek zadając pytanie KTO ODPOWIADA za taki bałagan...
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 27 lutego 2013 o 18:52
Rzuć kość, a będą się gryźli... Ludzie, wyluzujcie. W tej historii naprawdę nie chodzi ani o Kaczyńskiego z Macierewiczem, Smoleńskiem i Katyniem, ani o Tuska, ani o ocenę Powstania. NIEZALEŻNIE od oceny Powstania jako takiego (bo zdania są rożne i MAJĄ PRAWO być różne) ludzie biorący w nim udział byli bohaterami. A takie łączniczki, które bez broni przenosiły przesyłki ryzykując życiem - były (jak dla mnie) bohaterkami podwójnymi. I jeszcze jedno: "Kurier KG AK" to nie tylko Powstanie Warszawskie. To także działania w czasie okupacji - i naprawdę nie tylko w Warszawie.
No dobra, na szybko jedne badania - ale doczytać szczegóły musisz sama, bo już wyszukiwać naprawdę nie mam czasu. Znajdziesz tam między innymi potwierdzenie tego, co pisałem w pierwszym moim komentarzu - gdzie jest najwięcej ciąż wśród nieletnich i jaka jest dynamika wzrostu tego zjawiska: Currie C. et al. (eds.), Social Determinants of Health and Well-being among Young People. Health Behaviour in School-aged Children (HBSC) Study: International Report from the 2009/2010 Survey, Copenhagen, WHO Regional Office for Europe, 2012
Jeśli producent mleka w proszku zleca badania swoich produktów, to zleca je zewnętrznemu ośrodkowi. Jeśli masz zastrzeżenia do tego ośrodka - albo podejrzewasz że producent był nieuczciwy - zanim to ogłosisz musisz to (uwaga, trudne słowo będzie) udowodnić. Nie, przykro mi, z wujkiem Google możesz pogadać sama. Ja tylko pozwolę sobie zwrócić Twoją uwagę na jeden fakt, który najwyraźniej przeoczyłaś: twierdzenie, że edukacja seksualna nie ma żadnego wpływu na ilość ciąż wśród młodocianych dział W DWIE STRONY. Z jednej strony czyni bezsensowną argumentację "wprowadzajmy SE, żeby było mniej ciąż wśród nieletnich" Ale z drugiej - wytrąca także argumenty przeciwnikom twierdzącym że SE demoralizuje i przez to ilość ciąż wśród nieletnich rośnie. I to jest ten moment, w którym zaczynam dostawać po głowie od obu stron...