Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BartekBD

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2013 - 18:47
Ostatnio: 9 listopada 2015 - 14:58
O sobie:

Kibic, rocznik 1998... Gimnazjalista, fanatyk Legii Warszawa

  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 585
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 87
 

#40599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niezwykle rzadko korzystam ze środków transportu publicznego. Czasem jednak nie ma wyjścia, bo auto postanowiło niespodziewanie zapaść w zimowy sen.

Sobota, późny wieczór, w miejskim raptem trzy osoby.
Na kolejnym przystanku wsiada dwóch mężczyzn, standardowo słychać "bileciki do kontroli".

Wyjmuję swój ulgowy świstek, podbitą legitymację, czekam na cyrk, który jest nieodłącznym elementem moich wesołych podróży. [P]an z wąsem bierze dokument i ogląda sobie dokładnie zdjęcie, pieczątkę, co rusz zerkając na moją aparycję.

[P]: (triumfalny uśmiech) legitymacja źle podbita. Jest 2012/13r. Pani powinna mieć 2011/2012r.
[J]: Pierwszą skradziono razem z portfelem, ta jest nowa, taką mi wydali.
[P]: To co. Na przyszły rok ważna.
[J]: Pan mi uwierzy, na ten też.

Głową jakoś tak smutno kiwnął (chyba dziś nikt naiwny mu się nie nawinął, biedaczek). Ale jakieś ziarenko w głowie musiało wykiełkować, bo dokładnie zlustrował raz jeszcze zdjęcie i wypalił:

[P]: Ale toż to nie pani.
[J]: Ależ ja.
[P]: (zerkając spod oka, niczym torreador na byka) Ale tu dziewczyna ma czarne, długie włosy! A Pani blond i krótkie do tego (ubolewanie w jego głosie aż wzbudziło we mnie poczucie winy)
[J]: A włosy się ścina, proszę Pana, czasem, jak ochota najdzie.
[P]: I kolor to też się tak zmienia? (tu z przekąsem mruknął)
[J]: Nie, proszę Pana. To czarno-białe zdjęcie.

kanar

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 613 (701)

#41766

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne zabawy z dzieciństwa.

Uwaga matki, macie syna? Lepiej drżyjcie co on tam robi kiedy nie patrzycie.

Czasami, gdy tak przypomnę sobie co robiłem w dzieciństwie zastanawiam się jakim cudem nic mi się nie stało i nie stało moim braciom i kolegom.

Piekielne zabawy:

1. Konkurs na przebieganie przez jezdnię, jak najbliżej przed jadącym autobusem.

2. Wspinaczka na kościelną wieżę, gdzie drewniane schody były tak spróchniałe, że rozsypywały się w rękach. Na wieży i poddaszu mieliśmy „bazę” i wiele kryjówek, gdzie chowaliśmy się przed kościelnym, gdy próbował nas pogonić. Wieża wysoka na czterdzieści parę metrów praktycznie nie miała stropów. Były tylko pojedyncze belki łączące mury. Grubość belek nie przekraczała 20 cm. Ulubioną zabawą było chodzenie po tych belkach od muru do muru nad 20 metrową przepaścią.

3. Chodzenie po gzymsach miejscowego pałacu na zewnętrznych ścianach. Pałac był przez lata w remoncie. Dookoła ścian były wykopy głębokie na kilka metrów, a my nad nimi chodziliśmy na wysokości piętra (od normalnego poziomu gruntu) przyklejeni do ściany po gzymsach o szerokości maksymalnie kilkunastu cm.

4. Wchodzenie na mur kościelny po kablu pod napięciem. Obok kościoła była na skarpie figurka Matki Boskiej. Oświetlona. Kabel od tego oświetlenia się urwał i zwisał swobodnie wzdłuż muru. Wchodziliśmy po nim na górę. Raz jednego z nas prąd „kopnął”, na szczęście niegroźnie. Wtedy dopiero zorientowaliśmy się, że kabel cały czas był pod napięciem. Co inteligentnego wymyśliliśmy? Zauważyłem, że jeśli przyłożyć liść unerwieniem do odizolowanej części przewodu to kopie. Zabawa była na kilka godzin!

5. Ujeżdżanie brzózek! Wchodziło się na czubek brzozy, mocno odpychało i wyginając elastyczne drzewo zjeżdżało się na ziemię. Wszystkie brzozy w okolicy były potem powyginane! Czasami się łamały przy próbie zjeżdżania. Na szczęście zawsze jakoś już nisko nad ziemią.

6. Zaliczanie dachów co wyższych budynków. Na szczęście mieszkałem na wsi (no może w małym miasteczku) i aż tak wysokie może nie były, ale jednak. Były to dachy szkoły, kościoła, pałacu, pawilonów handlowych, stodół, wieży transformatorowej, wieży ciśnień itp..

7. Skakanie na kupkę piasku z 2 piętra.

8. Wojny z sąsiednią ulicą o „panowanie” nad lasem. Ponieważ mieliśmy w składzie dzieci milicjantów (to czasy PRL-u jeszcze) czasami dochodziło do starć z użyciem gazów łzawiących.

9. Moją „ulubioną” zabawą jako kilkulatka było drażnienie patykiem pszczół w ulach dziadka, rozwalanie gniazd os i szerszeni w sadzie i budynkach gospodarczych dziadków. Czasem wracałem domu pokąsany przez kilka pszczół, czy os o wołałem do mamy – „mamo bandaziuj”.

10. Zjeżdżanie na sankach z ostrej góry przez las, gdzie trzeba było mocno skręcać w pozycji na brzuchu, głową do przodu. Oj nieraz sanki szły w drzazgi! Nam jakoś poza zadrapaniami i siniakami nic się nie stało.

11. Gry w hokeja na lodzie na zamarzniętych stawach. Kto by tam się przejmował sprawdzaniem grubości lodu?

12. Eksperymenty z podpalaniem różnych wybuchowych i łatwopalnych substancji (benzyna, magnez, proch, karbid, butapren itp.). Raz kolega się przestraszył, że słoik z benzyną przez nas podpalony spowoduje pożar siana na łące. Chcąc zgasić ogień kopnął słoik. Niestety benzyna oblała mu nogawkę i był spory problem z jego ugaszeniem. Poparzył się solidnie.
Raz ze starszym bratem ciotecznym podpaliliśmy w lesie drzewo, które było żywicowane. Ogień tak szybko buchnął w górę, że o mały włos wywołaliśmy pożar lasu. Udało się nam ugasić, ale kurtki nadawały się do wyrzucenia.

O łażeniu po drzewach, skałkach bez zabezpieczeń, bagnach, nieznanych dołach z wodą i dzikich rzeczkach nawet nie będę się rozpisywał. Ot szczęśliwy, beztroski czas dzieciństwa!

Wiem, że dawniej dzieci, zwłaszcza na wsi, miały o wiele więcej swobody, ale drogie matki pilnujcie swoich dzieci, bo nie wiadomo co im po głowie chodzi. Choć oczka u nich takie mądre, a uśmiechy anielskie.

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (742)

#27061

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia działa się w ostatni piątek pod hipermarketem na T w Stalowej Woli.
Kierowcy uważajcie na panów, którzy chcą wam sprzedać super, hiper, wypasione wycieraczki do samochodu. Sprawa wygląda tak:

Podjeżdzasz pod sklep, a przy tobie już stoi pan, który okiem eksperta ocenia, że twoje wycieraczki są do d. i musisz kupić sobie nowe (oczywiście od tego pana). Jeśli tego nie zrobisz, to po powrocie zastaniesz wyrwane pióro wycieraczki i pana, który pyta czy chcesz od niego kupić super, hiper, wypasione wycieraczki. Krew na miejscu zalewa.
Dziwi mnie tylko to, że mimo interwencji w sklepie, ochrona nic z tym nie zrobiła.

Stalowa Wola hipermarket na T

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 590 (622)

#33437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To dziwne uczucie, gdy dzieje się coś nagannego, a Ty po prostu nie możesz zareagować... Będzie o piekielnej pani, która uznała, że jeśli kamień jest za darmo, można przyjechać po kamienie z taczką.

Jestem harcerką (ZHP). Na jednej ze zbiórek dowiedzieliśmy się, że będziemy stali w kościele z BŚP, czyli zniczami w kształcie choinki. (BŚP - Betlejemskie Światełko Pokoju). Było to tydzień przed wigilią, 17 grudnia. Poszliśmy do kościoła i na ławce rozłożyliśmy znicze. Zasady były takie, że "światełko" można brać za darmo, nie ważne czy jedno, czy dwa, czy trzy, ale jeżeli ktoś się zdecyduje, może wrzucić "drobniaka" do puszki.

Zaczęła się akcja i wyścig z zapałkami i świeczkami, bo światełka dawaliśmy zapalone. Na ogół wszystko było w porządku- ludzie na ogół wrzucali pieniądze, rzadko były osoby które nic nie wrzuciły, a widząc, że pieniędzy przybywa, uznaliśmy, że na następny obóz raczej wszyscy pojadą za darmo.
Wprawiło nas to w dobry humor, więc z ochotą i zapałem rozdawaliśmy i zapalaliśmy znicze.

W pewnym momencie podeszła do nas [P]iekielna, właściwie to typowy moher.
[P]- Znicze za ile?
[H]arcerz]- Co łaska.
[P]- A darmo można?
[J]a- Tak, oczywiście!
Nic dziwnego ani piekielnego. Wiele osób tak robiło. Oczywiście pracujemy dalej.

Pewnie nigdy nie wspomnielibyśmy sobie tej kobiety, gdyby nie to, że niecałe 15 minut później wróciła z siatką, do której wrzuciła cztery zgrzewki po dziesięć zniczy (!)

Szczerze byliśmy lekko zszokowani, gdy po odruchowym spojrzeniu na dźwięk tłuczonego szkła, odwróciliśmy głowy w stronę piekielnej, której ze zgrzewki właśnie pakowanej, wypadł jeden znicz (zgrzewki były za nami).
Na to Piekielna spojrzała na nas z miną istnie szatańską i krzyknęła:
[P]- Co się gapią?! Posprzątają to!

Uzupełniła braki, bo jak to, 39 zniczy? Musi być okrągło. Po tym odjechała ku zachodzącemu słońcu na swoim jednorożcu, mamrocząc cuś o "kruchym gównie".

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 719 (795)

#35914

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cholera! Znajomi ruszyli samochodem, a ja się zorientowałem, że nie odebrałem ważnego dokumentu. Za chwilę będą światła, więc jest duża szansa, że ich dogonię.

Ruszam z kopyta, omijając idących chodnikiem ludzi. Najkrótsza droga prowadzi w bezpośredniej bliskości przystanku, więc wybór był prosty. W trakcie omijania ludzi na przystanku poczułem nagle, że torba na moim prawym ramieniu napotyka jakiś opór. Rzuciłem więc głośno "Najmocniej przepraszam!" i podążam dalej (zdążyłem zrobić może ze 3 kroki).
I tu nastąpiła koincydencja dwóch wydarzeń - po pierwsze, zorientowałem się, że niestety znajomych nie dogonię, a po drugie, zza pleców usłyszałem głośne "Ty skur...u!"

Obracam się zaciekawiony i oczom moim ukazuje się słusznej wagi i wieku kobieta (żadne jednak moher komando), która w pełni purpury na twarzy wywrzaskuje, najwyraźniej pod moim adresem, stek przekleństw i inwektyw. Oprócz opinii na temat prowadzenia się mojej matki, dowiedziałem się jeszcze, jakiż to organ męski jej przypominam - wraz z uwagami ogólnofryzjerskimi "ch..u nieogolony". Czyli standard, jeżeli chodzi o zasób słownictwa statystycznego Polaka po podstawówce.
Okazało się, że powodem agresji słownej było to, że potrąciłem ją. Tłumaczę kobiecie, że zrobiłem to nieumyślnie i ją przeprosiłem, ale gdzie tam! Rozkręca się coraz bardziej, a zebrani wokół ludzie przysłuchują się zaciekawieni - wiadomo, rozrywka w czasie nudnego czekania na tramwaj jest na wagę złota.

Nie powiem, sam poczułem, że narasta we mnie agresja - no, ale mimo wszystko czułem się w pewnym stopniu winnym tego zajścia. Nagle babka przerywa swe rynsztokowe bluzgi, widzę jej wzrok skierowany gdzieś nad moim ramieniem i nagle słyszymy jej okropny wrzask:
- Policja!!!
Tak, z innej uliczki wyjechał właśnie radiowóz. Wrzask połączony z jej energicznym machaniem kończynami spowodowały, że podjechał do nas i już po chwili jeden z policjantów słuchał relacji babki o wydarzeniu.

Ku mojemu zdziwieniu dowiedziałem się, że uderzenie jej to była z mojej strony zaledwie uwertura do tego, co miało dalej nastąpić - m. in. napad, rabunek, gwałt (przy czyn niekoniecznie w tej kolejności). Wyszło na to, że z arsenału czynów kryminalnych, to zdaje się nie wykorzystałem chyba tylko porwania jej i sprzedania do włoskiego burdelu. Moje próby przedstawienia sytuacji przerywane były jej wrzaskiem i płaczem.

Trudno powiedzieć, ile by to jeszcze trwało, gdyby z grona gapiów nie podeszła jakaś kobieta i nie wyjaśniła policjantowi, w czym rzecz. Stwierdziła więc, że faktycznie potrąciłem tę panią, ale natychmiast przeprosiłem, a żadne inne opisane przez nią sytuacje nie miały miejsca. Podkreśliła, że to ona właśnie zachowała się w sposób nieodpowiedni do sytuacji. Policjant zaczął więc wyładowywać się pedagogicznie, udzielając babce (spokojnym tonem) szeregu pouczeń na temat zasad współżycia społecznego, gdy nagle powietrze rozdarł znowu jej wrzask - tym razem adresatem był stróż prawa:
- Ty sku....u, ch...u parszywy! - itd., itp. Wywrzeszczała właściwie tę samą wiązankę, którą chwilę wcześniej ja usłyszałem.

Epilog historii - została spisana i będzie oskarżona o obrazę funkcjonariusza na służbie, a mnie policjant poprosił o podanie swoich danych, w razie gdybym miał występować jako świadek w sądzie grodzkim. Już się nie mogę doczekać - ciekawe, co usłyszy sędzia?

ulica w Krakowie

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1143 (1177)

#37984

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem tramwaj. Się dużo w tej komunikacji naszej kochanej dzieje.

Już nie ważne gdzie jechałam i po co. Ludu dużo, wszystkie miejsca zajęte, wielu stojących w tym i ja. Na przystanku wchodzi kobieta w ciąży, 8-9 miesiąc. Widać że jej ciężko, ledwo się po schodach wturlała,cicho jęknęła kiedy już się wyprostowała. Ludzie ją widzieli ale do ustąpienia miejsca chętnych niekoniecznie. Jedynie starszy pan podniósł się i mówi uśmiechnięty do dziewczyny:

[SP]- Starszy Pan
[Dz]- Dziewczyna

[SP]- Usiądź dziecko, ja wysiadam za dwa przystanki to chwilkę postoję.
[Dz]- Och dziękuję panu bardzo, bardzo miło z pana strony ale nie chciałabym panu miejsca zabierać.
[SP]- Nie krępuj się dziecino.

Dziewczyna usiadła, a wtem obok odzywa się starsza pani a w zasadzie piekielny moher:

[PM]- Dzieciaka się zachciało to niech stoi! Co to za maniery starszym miejsce zabierać! Wstyd!!

Tu odzywa się pan, który miejsca ciężarnej ustąpił:

[SP]- Pani też kiedyś w ciąży była i siedzieć też pewnie by chciała.

Moher nie zwrócił na pana uwagi, tylko dalej w swoją mańkę:

[PM]- Pani wstaje! Młoda to postoi! Co to za wychowanie!

Tu do głosu dochodzi dziewczyna:

[Dz]- A co to za wychowanie? Starzeć się zachciało i siedzieć pani chce?

Pan w śmiech, okoliczni pasażerowie i ja też w śmiech. Piekielny Moher zamknął dzioba i odwrócił się ze złością do szyby. Miły pan poklepał dziewczynę po ramieniu, życzył zdrowego maleństwa i wysiadł na przystanku :)

komunikacja_miejska

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (701)

#41843

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem kontrolerem biletów. Kanarem jak wszyscy mówią. Piekielnych historii mam na pęczki. Ale od początku. Obecnie z pracą jest ciężko. Przez 2 mc-e szukałem czegokolwiek. Żeby nie było, mam maturę, wykształcenie techniczne, nawet na studiach byłem (niestety przez sytuację w domu nie wyszło). Więc złożyłem podanie w MPK. Po 2 tygodniach, decyzja że jestem przyjęty. Potem miesiąc załatwiania badań. Jest, mam pracę na umowę-zlecenie. Więc do dzieła:

Staram się nie krzyczeć, nie straszyć, nie blokować kasowników, nie bić, nie wyzywać, uśmiechać się i ogólnie być miłym. Skoro ludzie płacą (kupują bilety/migawki) to wypada by kontrola (jako smutna konieczność) była na poziomie. A oto co mnie spotyka:

Kontroluję ludzi i powoli zbliżam się do matki z wózkiem. W wózeczku szkrab taki, że człowiek sam się uśmiecha, ma może z miesiąc .
(Ja) Dzień dobry, poproszę bilety do kontroli.
Cisza i udawanie że mnie nie ma.
(J) Dzień dobry, poproszę bilety!
(Matka Polka) Nie mam.
(J) W takim razie poproszę jakiś dokument tożsamości.
Cisza i udawanie że mnie nie ma.
(J) Poproszę jakiś dokument!
(MP) Ale ja z dzieckiem jestem!
(J) Proszę pani, dziecko w wózku za darmo jeździ ale pani ma obowiązek kasowania biletów.
(Moher-Commando Chór) Panie, zostaw pan ją, matka przecież! Złodziej się uwziął na kobietę!

W międzyczasie tramwaj podjeżdża na przystanek, a kobieta do drzwi. Staję więc w drzwiach i zgodnie z procedurami:

(J) Poproszę jakiś dokument i możemy oboje wysiąść, w przeciwnym razie będę musiał pojechać z panią na krańcówkę i wezwać policję w celu ustalenia tożsamości.
Nagle ŁUP! ŁUP! Ł U P ! I czuję spory ból w piszczelach!
Matka Polka z dzidziusiem w wózku próbuje mnie taranować! Tak kochani, dzieciak lata na wszystkie strony, chór moherów się drze że ja (JA!) złodziej, a kobita napierdziela we mnie wózkiem.

Dojazd na krańcówkę i wezwanie policji. Kurtyna się zamyka.

tramwaj

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1104 (1198)

#20274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pisałem już jakiś czas temu, że nie jestem wielkim fanem komunikacji miejskiej, jednak zdarza mi się mimo wszystko nią podróżować, kiedy zajdzie taka konieczność (piwko ze znajomymi, etc.). Postanowiłem więc wrzucić parę historii, głównie z autobusów nocnych, w których często panuje dość specyficzna atmosfera.

Tego dnia siadłem na niezbyt lubianym przez siebie miejscu - kojarzycie zapewne te dwa rzędy siedzeń ustawionych przodem do siebie. Zająłem miejsce na jednym z nich, przy oknie. Pozostałe miejsca były wolne.

Przystanek dalej jednak wsiadło może z siedmiu, ośmiu kibiców Legii (specjalnie podaję nazwę drużyny). Dresów na sobie nie mieli, ale każdy postury strong mana, łysi, groźne spojrzenia, większość w bluzach z kapturem, obwieszeni szalikami. Nie gnojki, raczej już trochę po dwudziestce. I, co było do przewidzenia, trzech z nich upatrzyło sobie miejsca koło mnie.

Naprzeciwko mnie siadło dwóch chyba największych z nich, z czego ten bezpośrednio przeze mną był nieco niższy i szerszy od swojego sąsiada. Drugi z nich za to wydawał się "przywódcą" całej ekipy.

Zawiesiłem wzrok na tym niższym dosłownie na ułamek sekundy, praktycznie mimowolnie, ale on już tylko na to czekał, wpatrzony we mnie wzrokiem mordercy.
- Co się k**wa gapisz?
Nie powiem, raczej nie przepadam za takimi sytuacjami - w najgorszym przypadku jestem sam kontra ośmiu dwa razy większych ode mnie facetów. Nie zdążyłem jednak nic odpowiedzieć, pierwszy odezwał się ów wyższy kibic, do mnie.
- Luzuj ziomek, nie spinaj się, jest git - po czym odwrócił się do swojego kumpla i burknął - Uspokój się, kretynie.
Uśmiechnąłem się i coś odpowiedziałem, próbując sprawiać wrażenie niezestresowanego całą sytuacją, ale pewnie marnie mi to wyszło.

Niższy jednak nie dał za wygraną, opieprzony przez kumpla spochmurniał jeszcze bardziej i zadał kolejne pytanie:
- Komu kibicujesz?
Przyznam się, że tu wolałem nagiąć rzeczywistość, za co przepraszam. Nie interesuje mnie zupełnie piłka nożna na jakimkolwiek poziomie, ale odpowiedziałem:
- Za Legią, oczywiście!
- To dorzuć się do piwa. A spróbuj dać mniej niż piątkę.

Znowu nie zdążyłem zareagować, bo pierwszy był wyższy kibic.
- K**wa! Co to ma być? Z nami jesteś i od ludzi pieniądze żebrzesz?! Wysiadamy!
Nikt z ich ekipy nie ośmielił się sprzeciwić, wysiedli na najbliższym przystanku. Ten, który mnie zaczepiał, nie zdążył nawet dobrze wyjść z autobusu. Przyjął taką atomówkę na szczękę od "dowódcy", że od razu padł jak długi. Pozostali już nie wrócili, z odjeżdżającego autobusu zobaczyłem jeszcze, że odchodzą na piechotę, pozostawiając zbierającego się z ziemi cwaniaka samemu sobie.

Tamci kibice, choć na oko groźnie wyglądający, okazali się być ludźmi honorowymi (może trochę na swój sposób :)). Ów piekielny był z nimi najwyraźniej na doczepkę, a jego zwyczaje reszcie się nie spodobały.

autobus nocny

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 762 (796)

#47189

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pozdrawiam pana, który szedł sobie spokojnie przed swoją żoną w zaawansowanej ciąży obładowaną siatami i jeszcze ją ponaglał.

Pogratulować męskości po prostu.

ulica

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 670 (840)

#47190

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stoję sobie któregoś dnia na przystanku, tzw "na żądanie".

Czekam na autobus 154, nadjeżdża 141, pojechał dalej.
Leci do mnie z wrzaskiem, z gębą jakaś stare babsko i wrzeszczy:

- No czemu pani nie machała!? 141 przecież pojechało!
- Bo ja potrzebuję 154?
- A ch*j mnie to obchodzi, pani skur****kim obowiązkiem jest machać jak jedzie 141!

Na szczęście po chwili przyjechał mój autobus i nie musiałam dłużej słuchać pretensji i wyzwisk.

komunikacja_miejska

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 879 (989)