Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BartekBD

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2013 - 18:47
Ostatnio: 9 listopada 2015 - 14:58
O sobie:

Kibic, rocznik 1998... Gimnazjalista, fanatyk Legii Warszawa

  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 585
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 87
 

#24377

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia autobusowa.
Kilka dni temu wracając komunikacją miejską z pracy byłem świadkiem lekcji udzielonej pewnej starszej pani przez młodego człowieka. Kurs wieczorny, autobus zatłoczony, a po środku autobusu owa pani siedziała obok swoich siatek z zakupami. Tutaj muszę nadmienić, że nie był to typowy moher, a kobieta elegancko ubrana i swoją miną zdradzająca pogardę do otaczającego ją plebsu. Ów młody człowiek wspomniany wcześniej podszedł do niej i spytał:

- Czy mogła by pani wziąć zakupy, bo chciałbym usiąść?

Odpowiedzią było pogardliwe ′phi′ i odwrócenie głowy w kierunku okna. Chłopak powtórzył pytanie, ale tym razem Pani odparła mlasknięciem i zmrużeniem brwi.
W tym momencie koleś podskoczył w górę i z ogromnym impetem wylądował siedzeniem na jej zakupach z uśmiechem na twarzy mówiąc:

- Ja jednak usiądę.

Akurat był mój przystanek, więc finału sprawy nie znam, z ruszającego już autobusu usłyszałem tylko pisk elegantki.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1061 (1089)

#24134

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiele na tym portalu jest historii o społecznej znieczulicy. I wiecie co? Ostatnio przestałam się dziwić ludziom, którzy na nią „chorują”.

Umówiłam się ze znajomymi na piwo w centrum miasta stołecznego. Wiadomo do centrum trzeba dojechać. Najlepiej komunikacją miejską. A dokładniej autobusem. Stoję więc na przystanku, autobus ma być za dwie minuty, więc papierosa nie odpalam, bo szkoda marnować tak papierosa jak i płuc. Na przystanek podjeżdża autobus innej linii, który na miejsce spotkania by mnie nie dowiózł. Godzina sprzyja powrotom z pracy, więc ludzie powoli się z niego wysypują. Obserwuję, bo co mam robić lepszego żeby nie myśleć o tym jak strasznie jest zimno. I jak strasznie poronionym pomysłem było jakiekolwiek wyjście spod kołdry.

W pewnym momencie, kiedy ludzie już się wysypali jak ziemniaki z worka, środkowymi drzwiami z autobusu wysiada starszy pan, o lasce. Laska przesuwa się niefortunnie, pan upada. Nogi szybsze niż mózg i zanim podjęłam decyzję już byłam pod drzwiami autobusu, żeby pomóc. Nachylam się pomagam panu wstać. Pan wstaje i już liczę na jakieś „dziękuję” które sprawi, że będę do przodu o jeden dobry uczynek, tego dnia. Ale następuje nagły zwrot akcji.

Dostaję laską. Dotkliwie, centralnie w piszczel. I słyszę:

[P]- Idź mnie stąd złodziejko!

Pan powoli się oddala, zostawiając mnie w szoku, ze znakiem zapytania malującym się na twarzy. A chciałam tylko pomóc...

komunikacja_miejska

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 762 (804)

#24640

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś o tym jacy ćwierćinteligenci pracują w stołecznej straży miejskiej...

Ostatnio wracam sobie do domku z drugiego końca miasta. Jako, że nie mam samochodu zmuszona jestem poruszać się komunikacją miejską. Podchodzę więc na przystanek, sprawdzam tramwaj, ok będzie za 20 minut, no nic, poczekam.

Ale na przystanku ktoś zapalił kosz. Taki betonowy, metrowy kosz na śmieci. Tli się, nikomu nie zagraża specjalnie, ale strasznie śmierdzi, więc postanowiłam poinformować straż miejską, coby coś z tym fantem zrobili.

Dzwonię, odbiera [D] dyżurny
[D] Straż Miejska Miasta Stołecznego Warszawy, słucham.
[J] Dobry wieczór, chciałabym zgłosić, że na przystanku tramwajowym Piekielny w stronę centrum, pali się kosz na śmieci. Nikomu nie zagraża, ale może ktoś by się tym zajął ze służb miejskich, żeby się nie rozprzestrzeniło...
[D] Pani... ale tu straż miejska, to trzeba na straż pożarną...
[J] Proszę pana, ale tu nie trzeba wozu strażackiego, tylko kogoś ze służb oczyszczania miasta, żeby wrzucił trochę śniegu do środka i to zgasił...
[D] A to pani nie może?
[J] (w lekkim szoku) Nie...
[D] Dlaczego? Proszę to zgasić...
[J] Nie mogę, jestem w ciąży.
[D] No dobra, to my kogoś przyślemy...

Sytuacja niby pięknie rozwiązana, pan obiecał, że przyśle kogoś do ugaszenia kosza. Super, gdyby nie to, że za 10 min przyjechał na sygnale wielki czerwony wóz strażacki z trzema strażakami...

Parkują, wysiadają, rozglądają się i za bardzo nie wiedzą o co chodzi. Jeden podchodzi do mnie i pyta.
[S] Wie pani, co tu się pali?
[J] Tak... tamten kosz, ale panowie chyba przesadzili ze sprzętem...
[S] To pani dzwoniła?
[J] Tak, ale na straż miejską... Powiedziałam, żeby przysłali kogoś z oczyszczania miasta, żeby wrzucił trochę śniegu do środka...
[S] Ja pier*olę... Z tymi debilami to tak zawsze...

Po czym podszedł, wziął bryłę lodu i ugasił superniebezpieczny pożar...

wawa

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1110 (1408)

#28531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do szkoły przez 3 lata dojeżdżałem autobusem. Do pokonania miałem 5 przystanków na trasie, ok. 10 - minutowej. Praktycznie więc jeździły na tej linii tylko 2 autobusy, bo więcej nie trzeba było.

Jadę sobie więc tym autobusem do szkoły na 8 rano. Tłoku nie ma, tylko kilka starszych pań wybierających się na pobliski ryneczek Spóźniłem się więc po dotarciu byłbym na styk z dzwonkiem. Ale gdzie tam! Zawsze musi się coś dziać.
Odjeżdżamy z drugiego przystanku i wywiązuje się mniej więcej taki dialog:
[K]ierowca: Musimy zawrócić
[J]a (siedzący obok kierowcy): Słucham?!
[K]: No po prostu. Zawracamy.
[J]: Ale dlaczego
[K]: Zapomniałem czegoś.
Jedna ze starszych pań [Sp] zaciekawiła się tą rozmową i mówi:
[Sp]: Może pan nam konkretnie wyjaśnić, czego zapomniał?
[K]: Nie pani interes.
[Sp]: Ale mi się spieszy!
[K]: A gdzie się pani może spieszyć? Owoce z rynku nie uciekną. Zawracamy i już. Będzie maks. 5 min spóźnienia.
[J]: A mnie się spieszy do szkoły. Proszę więc mnie wysadzić na tym przystanku (Przystanek nr2 w przeciwnym kierunku).
[K]: Nie ma mowy. Nie będę tracił czasu.
[J]: To niech mi pan powie chociaż czego zapomniał.
[K]: Nie twój interes smarkaczu! Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!
[J]: To właśnie jest moja sprawa, bo przez pana spóźnię się na lekcje.
[K]: Ale ja czegoś zapomniałem. Wrócimy tu za góra 7 minut.
(Była 7:59, a ja miałem na 8 + jeszcze 5min na dojście od przystanku i szatnię).

Na takich nie ma siły, więc wróciliśmy na pętlę i czekamy na kierowcę. Wszyscy wypatrujemy tej ważnej rzeczy, której kierowca zapomniał. No i jest! Wreszcie wychodzi! Zgadnijcie co trzymał w ręku? Papierosy! To była właśnie ta okropnie ważna rzecz. Nadmieniam tylko, że zapaliłby za 15-20 min, jakby wrócił z kursu i nie byłoby tematu.
Ehh... Komunikacja miejska. Napisałem skargę, odpowiedzi do teraz nie ma.

komunikacja_miejska

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (775)

#36657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mojej poprzedniej historii opisałam, jak to się stało, że obecnie poruszam się o kulach.
W tej będzie o piekielnościach z tym związanych. Będzie długo, ale mam nadzieję, że jakoś wytrwacie. Oto dramat w dwóch aktach.

Ogólnie rzecz biorąc, ludzie w większości są mili i widząc mnie w tym stanie starają się jakoś pomóc (przytrzymać drzwi czy ustąpić miejsca siedzącego w komunikacji), ale zdarzają się ciężkie przypadki Piekielnych.

Sytuacja nr 1.
Na przystanek podjeżdża autobus. Ludzi w huk i jeszcze więcej, bo linia dość oblegana. Docieram powoli do środkowego wejścia (bo szersze) i spokojnie czekam, aż ci ze środka wysiądą. Wdrapuję się z trudem na schodek, kurczowo przytrzymując się rączki drzwi i w tym samym momencie czuję mocne pchnięcie z tyłu.
[P]iekielny: - No rusz się, kaleko, ile jeszcze, ku**a, będę czekał?! ŚPIESZĘ SIĘ!
Nie złapałam równowagi. Gdyby nie refleks chłopaka, który stał kawałeczek ode mnie, pewnie skończyłabym na ziemi. Kule wypadły mi z rąk i huknęły zdrowo o podłogę autobusu.
[C]hłopak: - Panie, do cholery, nie widzisz pan, że dziewczyna o kulach?! Sam byś pewnie mordę wydzierał na pół autobusu, żeś pan niesprawny! Weź się ogarnij! Nic pani nie jest?

Ktoś uczynny podniósł moje kule, pomstując na krewkiego Piekielnego gościa (swoją drogą starszy facet tak po sześćdziesiątce, miło...), ja wymamrotałam podziękowanie w kierunku chłopaka, który podprowadził mnie do zwolnionego przez jakąś kobietę miejsca. Piekielny stanął nieopodal mnie i posyłał mi jadowite spojrzenia. Pewnie jeszcze miał pretensje, że nie dość, że kaleka, to jeszcze śmiała zająć mu miejsce siedzące...
Z wysiadaniem już takich problemów nie miałam.

Sytuacja nr 2.
Wracając z prowadzonych przeze mnie zajęć postanowiłam wstąpić na chwilę do Carrefour Market. Mały sklep, ciasne przejścia, a ja o dwóch kulach i z nielichym problemem, jak tu się przemieszczać po sklepie - koszyka wziąć do ręki nie dam rady, dużych wózków w tym konkretnym markecie nie mieli, jedynie takie małe wózeczki, na których można postawić dwa koszyki. No to, chcąc - nie chcąc, musiałam wziąć ten wózeczek i jakoś poruszać się po markecie w swoim żółwim tempie (mieszkam sama, inaczej poprosiłabym w domu kogoś o pójście do sklepu).

Pełznę sobie między półkami, pełznę, po drodze wrzucam kolejne produkty do koszyka, aż wreszcie dopełzłam do takiego miejsca w sklepie, gdzie wielki filar na środku alejki utrudniał przejście. Na półkach za nim Złoty Graal, czyli produkt niezbędny mi w domu. Cóż zrobić, nie przeteleportuję się, toteż zostawiłam wózeczek przed filarem, przeszłam obok, sięgnęłam po potrzebną mi rzecz i wracam do... no właśnie.

Wózek z koszykiem wsiąkł. No super, rozglądam się dookoła i widzę jakąś babkę, która niespiesznie oddala się z moimi niedoszłymi jeszcze zakupami, dorzucając jakieś rzeczy po drodze. Zagotowałam się, bo nie było mi łatwo poruszać się po markecie i zbierać tego, co mi potrzebne, więc podeszłam do Piekielnej i chrząknęłam.

[J]a: - Przepraszam, dlaczego zabrała mi pani mój koszyk? Nie ma pani własnego? Przy wejściu stoi cała bateria pustych.
[P]iekielna: - Ale czego chcesz?! To moje zakupy! Mój wózek! Stał bez opieki, to se wzięłam!
Zwątpiłam. I to totalnie.
[J]: - Po pierwsze, nie piłyśmy brudzia, a po drugie, to ciężko mi poruszać się po tym nieprzyjaznym sklepie i spędziłam tu prawie godzinę, zbierając te rzeczy! Zostawiłam wózek dosłownie na minutę, a pani nawet nie raczyła się rozejrzeć i zapytać, czyj jest!
[P]: - To nie mój problem, że nie pilnujesz swoich rzeczy. Prawo dżungli! Wygrywa sprawniejszy i silniejszy! - Tutaj uśmiechnęła się złośliwie, a ja zbaraniałam, zowczałam a wełna... tfu, włosy malowniczo mi się zjeżyły.
Oż ty taka, nie taka...
Kobita z chamskim rechotem ruszyła z moim wózkiem gdzieś-tam, a ja w tym momencie przestałam mieć skrupuły. Chciałaś prawo dżungli, małpo? To je będziesz miała!

Powolutku ruszyłam za babą, która nawet się nie obejrzała. Po chwili dotarła do mrożonek, gdzie kolejny filar utrudniał sięgnięcie po towar wyłożony w lodówce i babsko musiało na chwilę go spuścić z oczu. Zachciało się jej mrożonych warzywek. Akcja "odbijanie zakładnika" odbyła się błyskawicznie. Jedną kulą przyciągnęłam koszyk do siebie i spokojnie oddaliłam się w stronę kas, po drodze odkładając niepotrzebne mi rzeczy, które władowała tam Piekielna.
I nagle słyszę wrzask:

[P]: - ZŁODZIEJKA! WÓZEK MI UKRADŁA! LUDZIE!
Akurat już byłam przy linii kas, baba podbiegła do mnie i... zaczęła mnie szarpać.
[P]: - OCHRONA! TEN KULAS UKRADŁ MI WÓZEK! - I dalej mną trzącha!
Nie wytrzymałam.
[J]: - RATUNKU, NIEPEŁNOSPRAWNĄ BIJE! POMOCY! WEZWAĆ POLICJĘ, TO KARALNE!
W tym momencie baba zbladła, przez kasy przedostał się ochroniarz i spacyfikował babsztyla, odciągając ją ode mnie.
[O]: - Proszę w tej chwili się uspokoić! Nic pani nie jest? - Spojrzał na moją roztrzęsioną tą sytuacją osobę.
[P]: - WÓZEK MI UKRADŁA! - Ryknęło babsko.
[J]: - Nic mi nie jest, na dodatek to ta pani ukradła mi wózek z moimi zakupami. Gdybym nie była kulasem - tu już wysiliłam się na złośliwość w kierunku Piekielnej - to bym machnęła ręką, bo z debilami staram się nie zadzierać. Mogą być niebezpieczni. Ale niestety, jestem średnio sprawna i te zakupy zbierałam bardzo długo! Dlatego zabrałam swój wózek! A szarpać to się pani może z kimś równym sobie!
[O]: - Chce pani, żebym wezwał policję za napaść na osobę niepełnosprawną? - Spojrzał groźnie na babsko, które pobielało na twarzy.
[J]: - Niech pan da spokój, chciałabym tylko móc bezproblemowo skończyć zakupy.
[O]: - Panią proszę o opuszczenie sklepu, a pani - zwrócił się do mnie - niech spokojnie idzie do kasy.
Odwróciłam się jeszcze nieco roztrzęsiona, ale usatysfakcjonowana i podeszłam do prawie pustej kasy. Baba została wyprowadzona przez ochroniarza.

Powiedzcie mi, co w tych ludziach siedzi? Dlaczego kiedy widzą, że ktoś jest słabszy, to tak bardzo starają się pokazać swoją wyższość i jak najmocniej dowalić?

komunikacja miejska sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 760 (798)

#41055

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako, że wciąż nie dorobiłam się swojego samochodu, zmuszona jestem jeździć radośnie komunikacją miejską. I o ile w miejscu zamieszkania nigdy nie doświadczyłam żadnych interesujących zdarzeń, to, jak się to mówi, podróże kształcą.

Niedawno miałam dość poważną operację ginekologiczną, spędziłam kilka dni w szpitalu. Jak większość może się domyślać, okolice te bolały mnie jeszcze długo, zwłaszcza przy długotrwałym staniu czy gwałtownej zmianie pozycji np. przy wstawaniu. Wciąż jeszcze nieco obolała musiałam pilnie pojechać do Krakowa. I naocznie przekonałam się o tym, że pewne stereotypy czasami znajdują swoje potwierdzenie w rzeczywistości.

Wraz z chłopakiem wsiedliśmy do w miarę pustego tramwaju w kierunku Dworca, nieopatrznie siedliśmy na pierwszych z brzegu wolnych miejscach - miejscach z czerwonym krzyżem.
Na następnym przystanku wsiadła starsza kobiecina, chłopak się zerwał, ustąpił miejsca, pani osunęła się bez głupiego "dziękuję" czy nawet uśmiechu, co w naszych okolicach raczej jest powszechnie przyjęte.

Wsiadła również pani o wieku bliżej nieokreślonym, jak się to mówi "z tyłu liceum, z przodu muzeum", na szpilkach, których ja bałabym się założyć, z mocnym makijażem. Równie dobrze mogła mieć lat 40 co i 60. Ale cóż, doszłam do wniosku - dalej mnie pierońsko boli, miejsce z czerwonym krzyżem - poczekam, aż wsiądzie ktoś naprawdę potrzebujący. I tak ze dwa przystanki później w istocie się stało, wsiadła starsza kobieta, nieco przygarbiona, więc od razu się poderwałam, mając wrażenie, że równie szybko się osunę z bólu na podłogę.

I wtedy się zaczęło.
- Wstydu ku*** nie masz, młoda dupa i na miejscu z czerwonym krzyżem miejsce zajmuje! - tak, nie pomyliliście się, to ta w szpilach.
Mojego chłopaka aż podniosło ze złości, a ja byłam zupełnie zdezorientowana i zaczęłam się tłumaczyć:
- Ale przecież ustąpiłam miejsca, o co pani chodzi?
- BO TO JEST MIEJSCE Z KRZYŻEM!!! - padła chóralna odpowiedź. Nie jednej, trzech pań, w tym tych dwóch, którym miejsca ustąpiliśmy...
- Tak się składa, że też jestem po operacji, młodzi ludzie też nie zawsze są zdrowi - dalej próbuję się tłumaczyć, głęboko przekonana, że cała sytuacja jest nieporozumieniem. Przy okazji byłam zajęta powstrzymywaniem mojego chłopaka przed rozszarpaniem całego grona...

Naiwna ja. Dopełnieniem tej historii niech będzie to, że gdy tramwaj zatrzymał się na najbliższym przystanku, cała trójca wystartowała jak z procy, przewracając obok schodów czteroletnią dziewczynkę... Dopiero wtedy kilku pasażerów pozwoliło sobie na komentarz odnośnie "starych trucheł". Szkoda tylko, że odwaga dopisała im dopiero wtedy, gdy babsztyle się ulotniły.

Nigdy, ale to nigdy i nigdzie nie spotkałam się z takim natężeniem chamstwa, co w komunikacji miejskiej w tym pięknym mieście, gdyż nie była to jedyna taka sytuacja.

Krakowska komunikacja miejska

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 374 (522)

#43915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historii o kontrolerach biletów już trochę było, ale ta nadesłana przez janhalb (http://piekielni.pl/21151) przypomniała mi moją, która wydarzyła się krótko po tym, jak przeprowadziłem się do Poznania.

Byłem w drodze na zajęcia w jakimś odległym budynku, więc musiałem większą część trasy pokonać w tramwaju. Kupiłem już bilet ulgowy, piętnastominutowy w biletomacie i czekałem na przystanku na odpowiedni pojazd. Kiedy podjechał, wszedłem, jak to się zwykle robi, do środka i czekałem, aż ruszymy.

Pozwolę sobie tylko Ci przypomnieć, jeśli nie mieszkasz w Poznaniu (a nie wiem, jak sytuacja wygląda w innych miastach), iż na bilecie jest napisane, aby kasować go "niezwłocznie po ruszeniu pojazdu".

Jako, że tramwaj nadal stał na przystanku, na którym wsiadłem, zająłem sobie miejsce stojące nieopodal kasownika i czekam grzecznie. Jakąś minutę później pojazd ruszył, więc wyciągam bilet. Przy kasowniku stał sobie jakiś niepozorny facet, tak, że blokował mi dostęp do urządzenia. Poprosiłem go zatem, aby skasował mi bilet.

W tym też momencie facet się uśmiechnął, wyciągnął zza pazuchy identyfikator i raczy mnie informacją, że będzie mandat za nieskasowanie biletu.

Zaskoczyło mnie to, nie powiem, ale szybko odpowiedziałem, że tramwaj dopiero co ruszył, a jak sam widział, od razu po tym próbowałem skasować bilet.

[K] A na którym przystanku pan wsiadał?
[J] Tutaj, na Półwiejskiej.
[K] Jakoś nie wydaje mi się. Widziałem, że jechałeś już przynajmniej ze dwa przystanki.
[J] Chyba sobie pan ze mnie jaja robi - i dosłownie zacząłem się śmiać.
[K] Poproszę dowód osobisty.
[J] Ale niby po co? Przez pana nie skasowałem biletu!
[K] Będzie mandat za brak ważnego biletu za przejazd.
[J] To przestaje być zabawne! Mieszkam tuż przy Półwiejskiej. Wsiadałem na Półwiejskiej. Stanąłem tuż obok pana. I pan mi mówi, że jadę bez biletu?! Toż na nim jest napisane jak byk "SKASOWAĆ NIEZWŁOCZNIE PO RUSZENIU POJAZDU"!
[K] Proszę pana, nie wykłócaj się pan ze mną, tutaj są kamery (a, takiego, to był ten tramwaj starego typu, wątpię, by były), możemy zaraz to sprawdzić. Czy mam wzywać policję?
[J] A proszę bardzo! Zobaczymy, jak wsiadam na Półwiejskiej!
[K] Dowód poproszę!

Zły już byłem co nie miara, ale stwierdziłem, że zaszkodzić mi to nie może. Najwyżej nie przyjmę mandatu i poczekam na policję. Podałem mu plastik, [K] się pilnie przygląda...

[K] Ale tu jest napisane, że nie mieszkasz w Poznaniu.
[J] Czy spotkał pan kiedyś jakiegoś studenta?! Wynajmuję pokój w Poznaniu. Spędzam tutaj dwadzieścia osiem dni w miesiącu, ale nie jestem tu zameldowany!

Aby zbędnie nie przedłużać, [K] wykłócał się ze mną przez całą, dziesięciominutową drogę o to, że wsiadłem wcześniej, niż próbowałem kasować bilet oraz o to, że nie mieszkam wcale w Poznaniu, więc go okłamuję.

Ostatecznie, kiedy ze złości zacząłem się po prostu z niego śmiać, zaproponowałem, że sam zadzwonię na policję i zobaczymy, co się okaże. Wreszcie [K] zrozumiał chyba, że mnie na nic nie naciągnie, odpuścił, żegnając mnie słowami "proszę następnym razem tyle nie szczekać".

Cóż, przynajmniej zaoszczędziłem 1,30zł na bilecie.

komunikacja miejska w Poznaniu

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 645 (723)

#23416

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Straszenie dzieci może mieć zupełnie nieprzewidziane skutki. Opowiem Wam jeden z zabawniejszych, bo widzę że historie o tym zaczęły być jakby w modzie.

Jako dziecko byłam, wiadomo, nie zawsze grzeczna więc moja mamusia wpadła na pomysł. Wmówiła mi mianowicie, że pod pralką mieszka Paskuda, która jest wiecznie głodna. A lubi ona niegrzeczne dzieci, ewentualnie w zastępstwie chleb. Więc mam być grzeczna bo mnie zeżre.
Mamusia swoją historię uwiarygodniła wsuwając pod pralkę kawałki chlebka jak patrzyłam i zabierała je kiedy byłam gdzie indziej. Chlebka nie było - znaczy Paskuda zeżarła. Bałam się jak dzika, a miałam wówczas lat 7 lub 8.

No ale jak mówiłam - nie zawsze byłam grzeczna, więc gdy coś przeskrobałam, aby przebłagać potworka spod pralki - podsuwałam Paskudzie niezjedzone w szkole śniadanie. Pod pralkę - jak najgłębiej wciskałam je linijką aby potwór nie wyszedł się za żarciem rozglądać. Dokarmianie widać działało, bo nic mnie nie pożarło ani nawet nie nastraszyło, więc, dumna z siebie, podsuwałam zwierzątku coraz to nowe porcyjki.
Skutek był szybki i niektórym znany, a zaczął się od delikatnego fetorku, który z czasem przybrał na sile tak, że dawało się w domu tylko przez usta oddychać. Źródło nie zostało wykryte przez kilka tygodni, a mi do głowy nie przychodziło, że to moje śniadanka dla, nieistniejącej przecież, Paskudy. Raczej dla własnego dobra, a właściwie dobra własnego nosa bym się przyznała albo usunęła poczęstunek po kryjomu.

Mamunia odkryła źródło smrodku pod moją nieobecność. Kazanie było skrócone z powodu mojego jednego pytania:
- Dlaczego Paskuda nie zjadła?
Skończyło się też straszenie mnie.

pomyslowość

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 955 (999)

#29676

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dzisiaj do wtorku mam wolne. Korzystając z okazji postanowiłem wybrać się do Trójmiasta (którego nie miałem jeszcze okazji podziwiać), aby zobaczyć odnowionego Neptuna, pooddychać jodem i odstresować się. Wsiadłem więc rano na motor, w podróży jestem dopiero 12 godzin, a już mam historię do opowiedzenia.

Jechałem jednośladem więc zabrałem tylko najbardziej potrzebne rzeczy, zostawiając między innymi zakup zupek chińskich na miejscu. Bazę mam w Gdyni, wybrałem się do Galerii Szpark (czy jakoś tak). Usiadłem na czterech literach i miałem zamiar zadzwonić, gdy przechodziło koło mnie dwóch jegomości. Muszę tutaj zaznaczyć, że karkiem nie jestem, ale ich dwóch koło siebie, na sobie czy w jakiejkolwiek innej konfiguracji ciągle zostawaliby w rzucanym przeze mnie cieniu. Jeden przystanął i zapytał się mnie:

-Jesteś za Arką?

Cóż chyba jakaś ankieta, więc zgodnie z prawdą powiedziałem, że nie. Wtedy to ankieter mówi do swojego kolegi:

-Andrzej! Ten typek nie jest za Arką.

Później poszły teksty typu:

-Na pewno nie jesteś za Arką?

-Nas jest dwóch, możesz zmienić jeszcze odpowiedź.

-Zastanowiłeś się i co? Zmieniłeś zdanie?

Na wszystkie pytania odpowiedziałem NIE.
W końcu ankieterzy spojrzeli po sobie i jeden mówi:

-Nie to nie! Idziemy.

Po czym oddalili się, prawdopodobnie opublikować wyniki.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 970 (1032)

#18204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja piekielna historia miała miejsce około 4 lata temu.
Byłam już w 7 m-cu ciąży, a że przybyło mi sporo kilogramów i miałam lekkie trudności z poruszaniem się.
Pewnego dnia wracając od lekarza postanowiłam, że pojadę do domu minibusem. W związku z moimi rozmiarami, pomimo całego wolnego busa zajęłam miejsce na samym początku, tuż za kierowca (podwójne miejsce).

Na trzecim przestanku wsiadła pewna dama, na oko 40 lat, z córką około 15lat. Miała z sobą 2 reklamówki, za mną kilka miejsc wolnych, a pani piekielna(p) zwraca się do mnie(j)
p- Czy mogłabym tu usiąść?
j- Oczywiście, miejsce jest wolne.
p- Ale ty musisz się przesiąść, bo ja tu muszę z córką usiąść!!!
j- Z tyłu jest kilka wolnych miejsc, więc proszę sobie tam usiąść, bo ja nie będę się przesiadać.
p- Gówniara jedna będzie mi mówić gdzie ja mam siadać!
j- Przykro mi, ale gówniarą nie jestem, a po drugie jestem w ciąży i nie będę pani ustępować, a tym bardziej pani córce, która jest młodsza ode mnie!
p- No tak, dupczy się, siłę miała, a teraz dupy nie ruszy królewna jedna!!!
W końcu kierowca, który wszystko słyszał poprosił panią p o opuszczenia pojazdu.

Pani p pokrzyczała jeszcze ale pojazd opuścić musiała i to z wielkim burakiem.
Panu z busa serdecznie dziękuję, a panią p pozdrawiam.

minibus jaworzno

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (780)