Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BartekBD

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2013 - 18:47
Ostatnio: 9 listopada 2015 - 14:58
O sobie:

Kibic, rocznik 1998... Gimnazjalista, fanatyk Legii Warszawa

  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 585
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 87
 

#47714

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W październiku ubiegłego roku byłam na konferencji. Jednym z punktów programu był spacer po terenie Roztoczańskiego Parku Narodowego, a konkretnie wejście na niewielką, ale bardzo urokliwą Bukową Górę, która jest objęta ochroną ścisłą.

Kilkunastoosobowa grupa studentów do której należałam, miała wątpliwą przyjemność wyruszyć pod górkę w tym samym czasie, co wycieczka grupy emerytów. Chciał - nie chciał przemieszaliśmy się. I nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie fakt, że staruszkowie na widok dobrodziejstw lasu dostali autentycznego kociokwiku. Dla niezorientowanych - na obszarze objętym ochroną ścisłą jest absolutny zakaz schodzenia ze szlaku, o czym przypomina każdy przewodnik, oraz tablice informacyjne znajdujące się przy wejściu do parku.

Wyobraźcie sobie bandę seniorów o kulach, laskach, wspieranych niekiedy przez młodszych opiekunów, którzy gdy tylko zobaczyli ogrom gigantycznych grzybów rosnących wzdłuż trasy, jak w amoku rzucili się by je wszystkie wyzbierać. Rozpierzchli się po obydwu stronach szlaku, wyciągnęli siateczki jednorazowe i rozpoczęli żniwa. Nie zapomnę widoku starszej pani, którą jej młodsza towarzyszka właściwie niosła od grzyba do grzyba...

Gdy minął nam pierwszy szok, podjęliśmy próby zwracania staruszkom uwagi, że to co robią jest nie tylko niewłaściwe, ale najzwyczajniej w świecie karalne. Część udawała, że nas nie słyszy, część przed nami uciekała, a część zgrywała idiotów ("grzyby? jakie grzyby? nie mam żadnych grzybów!" powiedziała jedna pani trzymając w dłoni przeźroczystą siateczkę wypełnioną grzybami). No po prostu nic nie docierało, nawet straszenie mandatami, które za nieprzestrzeganie regulaminu parku się należą.

W tym wypadku, starsi nie stanowili przykładu. A powinni.

park narodowy

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 651 (769)

#7663

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejka w aptece, do okienka podchodzi pani w średnim wieku, wymienia leki, które chce zakupić, a na koniec:
- I coś na przeziębienie.
- Dla dorosłego, czy dla dziecka?
- Dla dziecka.
- A ile dziecko ma lat?
- 20.

Apteka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 835 (951)

#7668

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy w domu dwa wolne pokoje, więc postanowiliśmy wynająć je ludziom w potrzebie - studentom, osobom dojeżdżającym z daleka do pracy etc. Koleżanka mamy podstawiła nam córkę swojej znajomej, rzekomo miłą, idealną, bezkonfliktową i mało wymagającą dziewczynę. Przeznaczyliśmy dla niej jeden z pokoi, z dostępem do kuchni i łazienki i zaprosiliśmy panienkę, żeby obejrzała i oceniła. Jej pierwsze pytanie brzmiało:
Dziewczyna: Mają państwo psa?
Mama: Mamy dwa psy. Nocują na korytarzu na dole.
D: O nie, psy muszą spać na zewnątrz, ja mam alergię. I w ogóle śmierdzi tymi psami i ściany są brzydkie, trzeba będzie cały dom odmalować.
M: ...
D: Ktoś tu pali papierosy?
Ja: Ja palę. I brat. Mama mniej.
D: Od dzisiaj państwo nie palą. Nienawidzę tego zapachu.
My: ...
D: Ja tak w ogóle potrzebuję spokoju, bo wiedzą państwo, nauka. Żadnych hałasów po nocach. Z muzyką też lepiej uważać, bo ja nie przy każdej mogę się uczyć. A znajomi tylko w weekendy, nie znoszę, jak ktoś mi skacze nad uchem.
Mama : Rzadko ktoś do nas przychodzi...
D: W ogóle, to ja bym wolała pokój z balkonem.
My: ...
D: A dlaczego w tym pokoju nie ma komputera? Ja mam laptopa, ale co z internetem?
Ja: Internet jest w moim pokoju, jak będzie potrzebny, mogę udostępnić.
D: Ale ja będę często potrzebowała, bo lubię rozmawiać z chłopakiem na gadu gadu. Nie lepiej by było, gdybyście państwo kupili taki router do bezprzewodowego? Ja bardzo proszę...
My: ...
D: A propos chłopaka, on mnie będzie często odwiedzał, czasem zostanie na noc, albo i na cały weekend.
Mama: Nie tak od razu. Nie znamy tego człowieka, wolałabym z tym poczekać.
D: No jak to? To mój chłopak!! Muszę się z nim spotykać! A przy okazji, ja słyszałam, że któryś z panów jest stolarzem. Ja bym bardzo, ale to bardzo prosiła o ciszę przy pracy, bo to wkurzające, jak się człowiek uczy, a ktoś mu łomocze nad uchem.
Mój brat w tym czasie nie wytrzymał.
MB: A może posłuchałaby pani przez chwilkę, jakie my stawiamy warunki?
D: Czy ja tak dużo wymagam?
MB: Palić możemy na balkonie, ale psów nie wyrzucimy, ani nie odnowimy całego domu dla pani widzimisię, chyba że... pani za to zapłaci.
D: Co?! To ja mam jeszcze za to płacić? Wypraszam sobie, ja płacę za nocowanie tu!
Wieczorem moja mama zadzwoniła do koleżanki i oznajmiła, że tej dziewczyny nie chce nigdy więcej widzieć w swoim domu. Słusznie.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 868 (982)

#7692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prawdziwie piekielna klientka gościła u mnie tydzień temu. Przyszła z ok. 9 - letnim synkiem. Nie dość, że narzekała na wszystko (w warsztacie zimno, cuchnie papierosami, mój brat na górze zbyt głośno gra na gitarze, co przeszkadza jej w prowadzeniu rozmowy), to jeszcze miała wysokie wymagania dotyczące oparcia u krzesełka, bo rzekomo jej pasuje tylko jeden typ (od innych bolą ją plecy) i zażyczyła sobie wielkiego regału, na którym mogłaby zmieścić chyba wszystko, co posiada w domu. Później oczywiście stwierdziła, że zbyt wysoko się cenię i nie ma pieniędzy. Na koniec jednak przeszła samą siebie. Musiałem zrobić jakieś notatki, ale akurat posiałem gdzieś długopis. Szukałem tego długopisu, który jak na złość wsiąkł bezpowrotnie.
- Cholera - powiedziałem cicho.
Na co oburzona klientka:
- Nie klnij, kur*a, przy dziecku!

Wydaje mi się, że ten dzieciak i tak już dużo umie...

prywatna manufakturka

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 706 (802)

#7693

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałem poprowadzić szkolenie dla handlowców pewnej firmy produkcyjnej na południu Polski. Przyjeżdżam na miejsce, pytam o „Panią XXX”, szefową działu personalnego. Pani pojawia się, wita i prowadzi do sali konferencyjnej w której miało odbyć się szkolenie. Rozglądam się i widzę, że wszystko przygotowane, na stołach zestaw szkoleniowy czyli ciasteczka i sodowa, notesy, długopisy, itd.
Pani XXX pyta: Pani [P], Ja [J]
[P] Jak się Panu podoba? Przygotowaliśmy wszystko zgodnie z Pana mailem - mówi z nieukrywaną dumą.
[J] Wspaniale, bardzo dziękuję, wszystko świetnie ale miał być jeszcze „flipczart” (gwoli wyjaśnienia: flip chart - tablica na trójnogu z dużymi odrywanymi kartkami)
[P] A to nie wiedziałam, że będzie potrzebny, to ja zaraz...
Pani znika, ja rozkładam materiały, podpinam laptop do rzutnika, gdy nagle otwierają się drzwi, a w nich staje lekko zdyszana Pani XXX, jakiś facet w stroju roboczym z logo firmy i czapką w ręku, który widząc moje pytające spojrzenie mówi:
- No to ja Filipczak jestem, Zdzisław Filipczak.

szkolenie

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 924 (1040)

#7671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Często na naszą stację przyjeżdżają klienci, którym nic się na stacjach naszej sieci nie podoba, przynajmniej można to wywnioskować z tego co mówią. Co najdziwniejsze, zamiast zmienić stację z której korzystają, cały czas do nas wracają i tylko narzekają... A stacji w naszym mieście nie brakuje. Nierzadko zdarzają si takie dialogi J - ja K - klient:

J - Posiada pan kartę na punkty?
K - A na ch*j mi te wasze punkty?! Paliwo mogli byście mieć tańsze!
J - Dzięki karcie na punkty może Pan dostać rabaty na paliwo.
K - Taaa... jasne... Wszystko macie wykalkulowane, tak żeby tylko człowieka okraść!

Albo takie:

J - Posiada pani kartę na punkty?
K - Panie... A po co mi te punkty? I tak nić z tego nie ma. Zbiera się kupę czasu a i tak nić z tego nie ma...
J - Skoro pani tak uważa... OK.
K - A ile teraz bym tych punktów dostała? (zatankowała za 10 zł)
J - Tylko 12...
K - 12?!
Robi wielkie oczy, biegnie do drzwi stacji (mała stacja), otwiera je i krzyczy do mężczyzny stojącego przy samochodzie.
K - Janek! (imię zmienione) Przynieś szybko kartę! Tu aż 12 punktów będzie za tankowanie! Szybko!

Stacja Orlen

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 386 (450)

#19059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Takiej opowieści na Piekielnych jeszcze nie widziałem.
Słowem wstępu:

Jak co sobotę rezerwujemy sobie na 16.00 jedyny w naszym mieście orlik (boisko do gry). Aby się zarejestrować trzeba zgłosić 10 osób do gry z 3-dniowym wyprzedzeniem. Każdy z uczestników podaje swoje dane (bo opiekun orlika musi wiedzieć kogo wpuszcza). Ostatnio bardzo miły Pan musiał wyjechać na kilka dni. W jego miejsce przyszedł ON.

Historia właściwa:

Godzina 15.55, podchodzimy do "budki" opiekuna orlika [O]. Nasz kapitan [K] chce potwierdzić nasze przybycie,czyli potwierdzić rezerwację.
[K] Dobry! Już jesteśmy, dostaniemy kluczyk od "jedyneczki"? (to nasza stała szatnia)
[O] Żadnego klucza nie będzie! Boisko zarezerwowane!
[K] Tak, wiem, sami je zarezerwowaliśmy u poprzedniego opiekuna.
[O] Stara lista nieważna.
[K] Dlaczego? Przecież nawet na tablicy (z rezerwacjami) jest napisane, że teraz my wchodzimy.
[O] Ja gówniarzy wpuszczać nie będę! Boisko zarezerwował sobie ktoś inny.
[K] Ale ono już było zarezerwowane!

W tym momencie przyszli mężczyźni [M] na oko w okolicach 30.

[M] Cześć Robert, dasz nam kluczyk?
[O] Tak "jedyneczka" jest wolna. Tamci (aktualnie grający) już za minutkę schodzą.

W tym momencie kumpel wybuchnął.

[K] Ten kluczyk to my powinniśmy dostać! Oni nie mają rezerwacji.
[M] Wy***aj zasrańcu! Albo robicie wypad, albo ci po ryju nakopie!
[O] Słyszałeś kolegę? Czy może mam ci powtórzyć?

I tak sobie pograliśmy...

orlik - boisko

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 468 (534)

#38394

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę przykra sytuacja...

Niecały rok temu wprowadziła się niedaleko mnie pewna rodzina. Wszyscy bardzo mili od samego początku kłaniali się sąsiadom, nie uprzykrzali nikomu życia po prostu normalni ludzie. Posiadają czwórkę wspaniałych dzieciaków w przedziale wiekowym 19-6 lat. Spokojni, zgrani, uśmiechnięci. Z najstarszym synem Tomkiem znaleźliśmy wspólne zainteresowania, często się spotykamy i razem spędzamy czas. Jego młodszy brat Arek jeździ na wózku gdyż w wypadku złamał kręgosłup. Przyzwyczaił się do swojego stanu lecz bał się odtrącenia przez otoczenie. Rzadko wychodził poza obręb swojej posesji.

Pewnego dnia zagadał do niego mój najbliższy sąsiad Dawid. Chłopiec otworzył się na nową znajomość, spędzali dużo czasu razem. Ojciec Dawida pracował za granicą, a matka nigdy nie miała nic przeciwko nowemu przyjacielowi chłopca. Wszytko pięknie, ładnie do czasu gdy piekielny ojciec nie wrócił na urlop do domu. Dawid umówił się z Arkiem, że zabierze go na spacer nad jezioro. I tu zaczyna się piekło. Gdy ojciec Dawida zauważył że jego syn pcha wózek Arka, rozpętała się burza.

- Co ty wyprawiasz! Zostaw go nie będziesz pchał kaleki, nie będziesz jego niańką! W tej chwili idź z chłopcami pograć w piłkę a nie się niepełnosprawnymi zajmować! Ty kaleko idź przy komputerze posiedzieć! Tylko na takie rozrywki możesz sobie pozwolić! Mój syn będzie piłkarzem, a nie pielęgniarką!

Tak, tata Dawida to niespełniony piłkarz liczący na to że syn zrobi wielką karierę...

Co z Arkiem? Zamknął się w sobie. Nie chce wychodzić, nie chce z nikim rozmawiać. Zapewne zapadnie mu to w pamięci na całe życie.

Gratuluję sąsiadowi taktu, chamstwa i jego przeogromnej tolerancji. Oby nigdy w jego rodzinie nie było żadnego wypadku.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 792 (838)

#20405

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zbliżające się święta, triki marketingowe i chęć obejrzenia "Kevin sam w domu" na 47 calach zaniosła mnie do marketu dla idiotów.

Jako, że nie lubię lichwy i unikam wszystkich super kredytów z oprocentowaniem rzeczywistym 30-50% skusiłem na 36 rat x 0%. Przygotowałem wszystkie niezbędne dokumenty, wybrałem sprzęt (łącznie coś koło 3,3k), udałem się do punktu ratalnego.

Miła Pani z uśmiechem, poprosiła na krzesło, sytuację wyjaśniłem, rozmowa: PR (Pani Ratka), J(ja)

(J) Oprocentowanie 0%?
(PR) 0%. (z uśmiechem)
(J) Marża 0%?
(PR) 0%. (z uśmiechem)
(J) Bierzemy, oto dokumenty.
(PR) Oczywiście. (z uśmiechem)

Stuk-puk w klawiaturę, krótka miła pogawędka, sielankowy nastrój, ho-ho-ho Mikołaj jedzie. Długość kredytu 36 rat, szybko obliczyłem 3.3k / 36 rat = 92zł. Świetnie

(PR) Rata kredytu wyniesie 118,89 zł miesięcznie (z uśmiechem)
(J) ??? (118,89 x 36 = 4280- 3,300 = + 980!!??)
(J) Wliczyła pani w kredyt ubezpieczenie, tak?
(PR) Tak. (z uśmiechem)
(J) Czy można bez?
(PR) ...No można... ( bez uśmiechu)
(J) To poproszę.
Bez słowa, bez uśmiechu, Pani Ratka podniosła oczy do góry, przyspieszyła tempo, mina typu "spadaj, inni idioci czekają".

Mija chwila.

(PR) Niestety odmowa, przykro mi, dziękuję, do widzenia. (wypowiedzenie tego zdania zajęło jej około 3 sekund)
(J) To dlatego, że nie wziąłem ubezpieczenia?
(PR) Nie no skądże, "osoba po drugiej stronie", nie wie czy pan bierze z ubezpieczeniem czy nie.

Zdziwiłem się trochę, w końcu kredytów nie mam, umowa o pracę, czas nieokreślony, pensja 2.6k netto, mój bank do mnie dzwoni raz w tygodniu, a to z karta kredytową do 12k, a to z pożyczką gotówką do 30k, o co chodzi, kryzys idzie).

I na tym sprawa by się skończyła gdyby nie ostatnia wizyta u kolegi. Kolega na kredytach, zarobki mniejsze otrzymał w tym samym sklepie kredyt na 4k na 36 rat, ale jak sam przyznał z ubezpieczeniem i koszt kredytu coś koło 1 400 PLN netto.

Na drugi dzień szybkie tempo do sklepu dla idiotów, ten sam sprzęt, te same dokumenty, ta sama Pani Ratka (który chyba za bardzo mnie nie kojarzyła) ta sama gadka.

(PR) Rata kredytu wyniesie 118,89 zł miesięcznie (z uśmiechem)
(J) Oczywiście biorę.
(PR) Już sprawdzam (w międzyczasie zaczęło się już jakieś drukowanie!)
(PR) Wniosek pozytywny! (z wielkim uśmiechem).
(PR) O to umowa, warunki (etc).
.....
(J) To proszę mi teraz sprawdzić bez ubezpieczenia.
(PR) ...Ale jak to?
(J) No normalnie, kredyt otrzymałem, więc pewnie bez ubezpieczenia też otrzymam, przecież ubezpieczenie jest opcjonalne i nie ma wpływu na decyzję.
(PR) ...Ale ja nie mogę, bo... muszę mieć nowy wniosek u dofinansowanie od sprzedawcy.
(J) Nie ma problemu, zaraz wracam.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Specjalnie czekałem aż ta pani skończy obsługiwać innych (klientów-idiotów?)

(J) Witam ponownie, oto dokumenty.
PR bez słowa zaczyna klepać na klawiaturze wszystkie dane.
(PR) Bez ubezpieczenia na 36 rat, tak?
(J) Tak!
(PR) Odmowa. (no jakby inaczej)
(J) To teraz proszę mnie posłuchać, byłem tutaj ponad tydzień temu z tymi samymi dokumentami, nie chciałem ubezpieczenia, nie dostałem kredytu. Dziś wziąłem ubezpieczenie dostałem, znów nie chciałem, nie dostałem i pani mi mówi, że to nie ma wpływu?!
Pani Ratka trochę zdenerwowana, zaczęła z nerwów uderzać tipsami o stół, nie wiedząc co powiedzieć powiedziała...
(PR) Takie mamy zasady, przykro mi, dziękuję, do widzenia.

Więc drodzy piekielni, pamiętajcie nie ma nic na 0%.
0% ma jedynie woda mineralna, choć nie zawsze.

nie dla idiotów

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 890 (940)

#26839

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było tu już kilka historii o żabie podszywającej się pod księcia. Przyszła pora i na ropucha, który chciał poudawać mojego księcia.

Singielką jestem jakiś czas, nie uwiera mnie to zbytnio, czasem się z kimś na kawę umówię i tyle.
No ale moja dobra koleżanka uznała, że tak dalej być nie może i umówiła mnie na randkę ze swoim kuzynem. Reklamę zrobiła mu całkiem niezłą; trzeba przyznać, że PR mogli mu politycy pozazdrościć.
Ok, niech stracę, kawa to nie ślub.

Umówiliśmy się, przychodzę punktualnie. Nikogo. Po 15 czy 20 minutach przychodzi, cześć, cześć. Decyzja idziemy na kawę, chociaż nie, idziemy to złe określenie, biegniemy na kawę. Dobiegliśmy do jakiejś dizajnerskiej kawiarni. Zamówienie złożone i zapadła cisza. Facet, który rzekomo miał być duszą towarzystwa, milczał, podejrzewam, że złota rybka jest bardziej rozmowna. Dwie banalne uwagi, cisza. Kelner z zamówieniem, dwie banalne uwagi, cisza. Wytrzymałam godzinę.
Proponuję spacer, bo może się na świeżym powietrzu ożywi. Spacer? Nie, on nie lubi zbytnio chodzić, zresztą po co, ciemno się robi. No ok, nie to nie, zmuszać nie będę. Ropuch się podnosi i mówi, że idzie zapłacić za kawę. Ok, to poczekam i ze spokojem się ubiorę. Przychodzi, zapłacił za siebie, teraz ja mam iść za siebie zapłacić.
Hmm, nie żebym była jakąś rozpieszczoną damulką, która wymaga płacenia za nią ale skoro się kogoś zaprasza to się chyba za niego płaci. No ale nic, podreptałam do baru, zapłaciłam i naraziłam się na nerwowe cmokanie, bo strasznie długo mi to szło. Mea culpa, nowa karta długo przez terminal przechodzi.

Wychodzimy. Robi się ciemno, więc proponuję nieśmiało co by mnie odprowadził na dworzec pkp. Gdyby spojrzenie mogło zabijać byłabym martwa; tu jest przystanek jego tramwaju i on jedzie do domu. Nim zdążyłam coś powiedzieć, krzyknął cześć i zniknął w czeluściach tramwaju, a ja zostałam z opadniętą szczęką na chodniku.
Mój osobisty rekord w dojściu na dworzec pkp pobiłam, 15 minut.

Efekt „randki”? Poczucie zmarnowanego czasu i foch koleżanki, bo jej kandydat się nie spodobał - w jego zachowanie uwierzyć nie chciała. Kto wie, może spotkałam pana Hyde′a, a ona zna doktora Jekylla?
Parę minut temu Ropuch przysłał smsa. Miło spędził czas i ma nadzieję, że znów pójdziemy na kawę.
Hmm, oprę się wątpliwej pokusie.

w poszukiwaniu księcia z bajki?

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 744 (862)