Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BartekBD

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2013 - 18:47
Ostatnio: 9 listopada 2015 - 14:58
O sobie:

Kibic, rocznik 1998... Gimnazjalista, fanatyk Legii Warszawa

  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 585
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 87
 

#26894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakieś 2 lata temu jechałam pociągiem pospiesznym, takim z przedziałami 8 osobowymi. W przedziale, w którym siedziałam średnia wieku nie przekraczała 20 lat (także bardzo fajnie się podróżowało razem).
Nagle z lekkiej drzemki wyrwał mnie huk i odgłos tłuczonego szkła. Za chwilę słychać było krzyk "pomocy".

Wyskoczyliśmy z zobaczyć co się stało, w korytarzyku przy drzwiach kolejnego przedziału stał ok 40-letni facet, widać było w lekkim szoku, nie bardzo wiedzący co robić. Zajrzałam do tego przedziału i tego co tam zobaczyłam nie zapomnę póki będę podróżować pociągami.
Okno rozsypane w drobny mak, na środku podłogi kamień wielkości cegły, chłopak trzymający się za klatkę piersiową (kamień się od niego odbił)i najgorsze kobieta, która siedziała przy oknie, cała zalana krwią. Na szczęście nie przecięło jej żadnej większej tętnicy.
Działając z resztą współpasażerów (naprawdę świetni ludzie) wezwaliśmy karetkę, znaleźliśmy konduktora i udzieliliśmy pierwszej pomocy.
Szyba była tak rozsypana, że myślałam, iż sweter poszkodowanej jest brokatowy, a to było szkło!
Jeden z moich współpasażerów opisał sprawców (niestety tylko kolory i typ ubrania), gdy to się stało wyglądał przez okno i widział bandę 3 dresów celujących w pociąg kamieniem.

Drugą podobną sytuację znam z opowieści brata: Jechał podmiejskim pociągiem, zupełnie inną trasą i był świadkiem jak ciężarna kobieta dostała kamieniem w głowę(!), pogotowie zabrało ją do szpitala nieprzytomną.

Do tej pory zastanawiam się jakim trzeba być zwyrodnialcem, by zrobić coś takiego?
Od tego czasu NIGDY nie siadam przy oknie w jakimkolwiek środku transportu.

pociąg

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (990)

#15432

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ta zdarzyła się mi jakiś czas temu. Nie dotyczy ona bezpośrednio mnie- byłam "obserwatorką" sytuacji. I żałuję, ze nie mogłam nic zrobić, bo po prostu nic i tak bym nie wskórała.

Po paru godzinach załatwiania spraw w centrum miasta, musiałam udać się do domu. W związku z tym, że nie jestem pełnoletnia i nie posiadam prawa jazdy byłam zmuszona wrócić autobusem [ach, jak ja uwielbiam komunikację miejską]. Niby tłoku nie było, ale wszystkie miejsca siedzące były zajęte.
Rozejrzałam się jeszcze chwile po autobusie, po chwili zobaczyłam chłopaka siedzącego niedaleko. Na oko jakieś max 18 lat. Miał bardzo bladą skórę, podkrążone oczy. Nie miał włosów na głowie, ale był schludnie ubrany [pisze o ubraniu, żeby ktoś nie wyobraził sobie naćpanego "dresa"]. Oglądał miasto przez okno.
Autobus przejechał jakieś 2 kolejne przystanki, oczywiście na każdym z nich wsiadały jakieś "starsze panie" [popularnie nazywane przez młodzież "moherami" z racji swego ubioru].
Na trzecim przystanku wsiadła piekielna o której mowa w tej historii. Miała ze sobą tylko torbę i to jeszcze, z tego co widziałam, pustą. Natychmiast niemal "podbiegła" do chłopaka o którym pisałam wcześniej. Znalazła sobie dogodne miejsce stojące [z racji tego, ze miejsc siedzących nie było]obok niego, a chłopak dalej wpatrywał się w okno. Autobus przejechał kolejny przystanek.
Na nieszczęście wsiadła na nim jakaś "blokowa przyjaciółka" piekielnej. Natychmiast podeszła do niej i zaczęła opowiadać o wnukach etc. Nagle temat zszedł na wychowanie. Piekielna zaczęła komentować to, że chłopak zamiast ustąpić jej miejsca [no bo jakby inaczej...] siedzi, wyzywała go od ćpunów, bandytów i marginesu społecznego.
Chłopak po usłyszeniu takiej wiązanki nie wytrzymał. Wstał, ledwo trzymając się na nogach powiedział ze łzami w oczach i lekkim uśmiechem na twarzy, na który się bardzo silił: "Mam białaczkę, jeżeli pani poprawi to nastrój, proszę usiąść". Mnie zamurowało, resztę ludzi w autobusie też. Jedynie piekielna pozostała niewzruszona, zajęła odstąpione jej wcześniej miejsce, skomentowała zdaniem "No, tak powinno być." i kontynuowała pogawędkę z przyjaciółką.
Wysiadłam parę przystanków później. Chłopak jechał dalej. On naprawdę nie czuł się dobrze. Na pewno gorzej niż "starsza, schorowana pani".

Nie wiem co tacy ludzie robią na tym świecie. Nikomu źle nie życzę, ale mam nadzieję, że akurat tą piekielną ktoś potraktuje tak samo, albo jeszcze gorzej.

Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne MPK

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (801)

#3076

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zapisuję się do chirurga na zabieg.
Chirurg: - ... I dobrze by było gdyby pani w tym dniu nie miała miesiączki.
Ja (z ironią): - Dobrze, postaram się.
Chirurg czerwony, pielęgniarki w śmiech.

u lekarza

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 722 (866)

#42366

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukasz samochodu? Nie daj się cwaniakom i piekielnym.

Oto jak należy rozumieć piekielne ogłoszenia sprzedaży samochodu, cytaty z ogłoszeń internetowych. Pomijam ewidentne próby oszustwa, które dosyć łatwo rozpoznać...

1. Najważniejsze: pamiętaj, że żyjesz w kraju, gdzie... polecam refren piosenki "Strachy na lachy" - Żyję w kraju -


2. "Pierwszy właściciel" – najczęściej chodzi o pierwszego właściciela w kraju, nieważne, że za granicą było tych właścicieli 15, w Polsce pierwszy właściciel. (ładnie wygląda w ogłoszeniu)

3. Gotowy do rejestracji – oznacza to po prostu nie zarejestrowany w kraju, trzeba zrobić tłumaczenia dokumentów, czasem zapłacić cło, akcyzę, opłatę recyklingową, zapłacić za tablice, dowód rej, kartę pojazdu i ubezpieczyć. Najtaniej przetłumaczyć dokumenty więc najczęściej ich przetłumaczenie oznacza "gotowość do rejestracji".

4. Atrakcyjna cena, piękne zdjęcia, konkretny opis, można dokładniej obejrzeć zdjęcia... Na ostatnim zdjęciu okazuje się że gość sprzedaje "anglika", z kierownicą z prawej strony. Oczywiście "zapomniał" napisać o tym szczególe w tytule ogłoszenia i w opisie... wrrrrr niby nic takiego, ale jak się ogląda 500 zdjęć to można się wkurzyć.

5. Treść całego ogłoszenia: "Sprzedam samochód jak na zdjęciach tel nr 1111111". Zdjęcia robione telefonem w nocy w stodole czarnemu pojazdowi... ręce opadają.

6. Moje ulubione: "bezwypadkowy", "absolutnie bezwypadkowy", "żaden element nie był malowany", a samochód jakby coś po nim przejechało... Oczywiście właściciel nic nie wie, ewentualnie tu taka ryska była i trzeba było cały samochód trysnąć... (jaaasne)

7. "Klimatyzacja do nabicia" – proponujemy, że zapłacimy te 300-500 zł za nabicie i przyjedziemy jutro jak klima będzie sprawna – okazuje się, że właściwie to trzeba wymienić chłodnicę... no i parownik... no i kompresor... no i czujniki... i...

8. Samochód z klimą, przy oglądaniu okazuje się, że klima nie działa "ale przecież w ogłoszeniu nie było nigdzie napisane, że jest sprawna!!!"

9. Zawsze przed obejrzeniem samochodu sprawdzamy numery nadwozia/ramy z tymi w dokumentach. Telefon, wszystko pięknie, jadę po samochód 400 km, na miejscu okazuje się, że chyba ktoś coś tam majstrował, może nie przebite ale coś tam mi nie pasowało, proponuję kolesiowi telefon na policję albo zwrot za paliwo w obie strony... Finał: samochód na lawecie zabrany na parking policyjny, groźby karalne przy policjantach, za paliwo nie dostałem.

10. Stan licznika to NIE to samo co przebieg, Stan licznika można korygować (cofać), przebieg oznacza rzeczywisty przebieg auta i może być podstawą reklamacji lub odstąpienia od umowy. Jako ciekawostkę sprawdźcie sobie ile samochodów na portalach ogłoszeniowych ma przebieg powyżej 250.000 km.

11. Samochód z USA – niby nic piekielnego tylko samochód jest USA, trwa aukcja, jak zapłacisz to oni za ciebie zalicytują i jak wygrasz to sprowadzą auto, którego ani oni ani nikt nie widział wcześniej. No i do opłat dochodzi 23% VAT + sprowadzenie + marża + pkt 3.

12. Auto z Anglii po przerobieniu na "nasze". Oczywiście jak się ktoś nie dopatrzy, to może się niedowidzieć co kupuje. Co prawda przekładka może być zrobiona porządnie, ale zawsze jest to dobry powód to targowania.

13. "Nic nie puka nic nie stuka". Ma to niby oznaczać idealny stan zawieszenia, jak jest naprawdę patrz pkt 1.

14. "Stan idealny" – na zdjęciach gość sprzedaje rozbitka, którego chyba się nie opłaca remontować, a ten stan idealny? Taki był przed wypadkiem...

15. "Coś stuka w silniku", za 100 się naprawi :) Vanosy do bmw kosztują ok. 10000, a w v8 czy v10 są dwa :) Stukające panewki - remont silnika - najczęściej drugi silnik jest tańszy niż remont - koszty!!!

16. Wyjątkowy, jedyny w kraju, limitowana wersja, wyprodukowano ileś sztuk, a na portalu masa takich samych pojazdów - po co takie głupoty wypisywać?

17. Samochód w komisie, decyzja: kupujemy, nagle się okazuje, że auto jest wujka, stryjka, ciotecznego brata żony z pierwszego małżeństwa i to z nim trzeba wszystko załatwiać. Czyli albo komis kombinuje jak tu nie zapłacić podatku, albo z autem jest coś mocno nie tak i komis nie chce brać za to odpowiedzialności.

18. Auto na zagranicznych nr rejestracyjnych, komis lub osoba prywatna, ale okazuje się że umowę podpisujemy z cudzoziemcem, czyli w razie czegoś szukaj wiatru w polu albo kogoś tam za granicą, sądź się w sądzie zagranicznym, a pośrednicy nic nie wiedzą i weź im coś udowodnij.

19. Kupujemy samochód za 50000 zł, sprzedający proponuje: wpiszmy 30000 będzie mniejszy podatek do zapłacenia. Niby fajnie ale: przy szkodzie całkowitej czy kradzieży jest spora szansa, że dostaniemy kasę "z umowy", a nie od wartości rynkowej. Jeżeli z samochodem będzie coś nie tak, odstępujemy od umowy i jak myślicie ile dostaniecie? Oczywiście 30000, a reszta? Jaka reszta? :)

20. Najważniejszy i tak jest pkt 1.

Oczywiście są uczciwi sprzedający, uczciwe komisy, są również okazje, ale czasem trudno na nich trafić :)

to jest polska właśnie

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 542 (616)

#8797

przez (PW) ·
| Do ulubionych
I kolejna przygoda z kupowaniem przez internet (jakby co wspomnę, że miałam już ponad 500 transakcji więc 2 pechowe to jeszcze nie jest tak źle).

Kupiłam. Zapłaciłam. I znowu czekam.
Wiadomość dostaję, że panienka w szpitalu leży.
No ok - myślę sobie. Po tygodniu dziewczyna do mnie pisze ze zastraszałam ją i jej znajomych na nk i facebooku (tu zaznaczę, że konto nk jakie posiadam, wykorzystałam RAZ - podczas poszukiwania poprzedniej oszustki i od tamtej pory o nim zapomniałam, a facebook już całkowicie jest bojkotowany).

Odpisuję, że musiała mnie z kimś pomylić poza tym chciałabym dostać kupioną rzecz lub otrzymać zwrot pieniędzy.
Otrzymuje odpowiedź że rzecz już wysłana.
Po tygodniu proszę o potwierdzenie wysyłki (taki papierek, który się daje na poczcie)
kolejno otrzymuje następujące wymówki:
-nie mam aparatu
-opiekuje się kuzynką
-jestem zmęczona(?)
-zgubiłam aparat
-nie mogę znaleźć potwierdzenia
-jestem u mamy w pracy(?)
-nie mam kabla od aparatu
-oglądam film
Aż wreszcie po wielu napomnieniach dostaje wiadomość, że ona mi odda pieniądze.

Zgadliście - nie oddała.
Zamiast tego kolejne wymówki:
-nie wyślę ci potwierdzenia, bo to zabronione
-bo nie ma mnie w domu
-już ci wysłałam, sprawdź maila
-podaj jeszcze raz numer konta
-już ci wysłałam
-wyślę jutro pieniądze
-kim ty jesteś?

Doprowadzona do szewskiej pasji napisałam, iż jeśli nie dostanę pieniędzy to zgłoszę sprawę na policji lub zwyczajnie napiszę do jej rodziców jaka z niej cwaniara i może to ją ostudzi (w międzyczasie na jej profilu pojawiły się 22 negatywy).
W nagrodę dostałam paragraf oraz:
"Z poprzednią osobą właśnie się sądzę, więc również z Tobą się szykuje sprawa. Jeśli cię oszukałam, sprawę podaj na policję, a nie wypisujesz po ludziach, wyżej masz paragraf na który zakładam jutro sprawę."

Tracę zaufanie do tych internetowych szaleństw...

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 452 (596)

#16329

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę o tym, jak niewdzięczna potrafi być praca magisterska lub jak kto woli o złośliwym leśniku.

Otóż studiuje kierunek około-biologiczny i w ramach pracy magisterskiej zbieram rośliny wodne (ach te prace badawcze). W związku z tym przeżyłam już wiele przygód jak spotkanie z agresywnym księdzem, zmasowany atak stadka łabędzi, niespodziewaną pomoc ze strony działkowych bimbrowników etc.

Każda z nich koniec końców nie miała dalszych efektów poza jedną. Otóż pewnego radosnego dnia w asyście rodziców (zawsze brałam kogoś, kto mógłby tłumaczyć ludziom że jestem psychicznie normalna i klarować im co dokładnie robię) rwałam zielska z pewnego bagna usytuowanego w sercu lasu. Już mam wychodzić, a tu jak mi się nóżka nie poślizgnie na jakimś szlamie... Co nastąpiło łatwo przewidzieć - elegancka wywrotka w bajoro i atak śmiechu u czekających na mnie na brzegu rodziców. Wstaje cała oblepiona niedającym się zetrzeć szlamem, oplątana przeróżnymi wodorostami, także trudnymi do zerwania (kolejny atak śmiechu u rodziców. Cóż, mówi się trudno. Niedaleko był strumyk, to myślę, przejdziemy kawałek, to tam się opłukam i pozbędę tego badziewia. Nadal będę mokra, lecz przynajmniej czysta.

Po przejściu około 200m, zza ściany zarośli wyłonili nam się nagle dwaj panowie leśnicy, z których każdy zareagował na moją osobę na swój własny sposób.

Pierwszy chociaż nieco mnie zdołował był nieszkodliwy. Po prostu widząc niespodziewanie takiego bagiennego ′potwora′ zaczął się drzeć jak nienormalny i uciekać przestraszony (notabene chyba się nie nadaje do tego zawodu, biorąc pod uwagę, ze czasami będzie musiał się poruszać po ciemnym lesie pełnym zwierzaków różnego rodzaju...). Szybko jednak się zatrzymał, spojrzał na mnie i zaczął śmiać (wtórowali mu przy tym moi rodzice).

Drugi był jednak piekielny... Od razu na mój widok zaczął się śmiać, co nie było niczym specjalnie dziwnym - sama na widok siebie pewno zabiłabym śmiechem. Ale najgorsze nastąpiło po chwili - wyciągał cyfrówkę i zaczął mi strzelać istną sesje zdjęciową. Tu się już zbuntowałam i wydarłam na niego, żeby natychmiast skończył. Posłusznie to zrobił, ale chyba już tak z 10 fot miał i mimo mojej prośby nie miał zamiaru ich wykasować. No cóż mówi się trudno - niech i jego znajomi się troszku pośmieją, dużej różnicy mi to nie zrobi...

Jednak jak się okazało kilka dni później, wesoły leśniczy nie tylko z rodziną/znajomymi z pracy etc. podzielił się moim obliczem, ale z całym światem. Koleżanka bowiem (ja nie mogłam, bo jestem wrogiem większości tworów typu nk) znalazła na szeregu portali społecznościowych (fotka, myspace, twitter, facebook, nk etc.) owe moje zdjęcia wraz z wmontowanym w nie napisem ′jożin z bażin!!!′ lub ′jozin z bażin istnieje′

Teraz tylko dziękuję Bogu, że szczęśliwie nie za dobrze idzie mnie na nich rozpoznać... aczkolwiek szef mojej katedry na uniwersytecie dał radę mnie zidentyfikować i obecnie gdy tylko może nuci przy mnie tę znaną melodyjkę....

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 515 (577)

#26128

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "całe życie na Facebook′u".

Wiadomości prywatne - patrzę czerwona cyferka się świeci - oho komuś się o mnie przypomniało. Wchodzę, jakieś mało znane mi nazwisko i imię po zdjęciu, sądzę że chłopak może jakieś 2-3 lata starszy ode mnie.

Treść wiadomości:
"Cześć. Ładnaś. Jestem też z miasta Piekiełkowa, znamy tego samego ziomka, hehehe. Lubię sztukę, jestem oczytany i zwariowany (tu występuje kosmiczna ilość emotikon). Może byśmy razem skoczyli, tupnąć kiedyś na parkiecie albo zjedlibyśmy razem popkorn na filmie w kinie, hehehe? (znów emotikony). Masz telefon w sieci Orange?"

Moja odpowiedź:
"Nie, nie mam w tej sieci, mam w ******. Czy to jakaś przeszkoda?"
(Nie, nie miałam zamiaru z nim potuptać na parkiecie:))

Odpowiedź:
"Eeee... to lipa, bo ja mam pakiet esemesków i chciałem poklikać z jakąś dupką. A nie masz żadnych ładnych koleżanek co mają w Orange?"

facebook

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 993 (1067)

#39205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie piekielności rodzinnej trochę - dodam, że nigdy nie sądziłam, abym miała szansę o takiej napisać, bo u mnie rodziny jak na lekarstwo. Mianowicie mój brat i... tyle tego.
Ale jednak.

Braciszek mój, w opowiadaniu nazwijmy go Kamilem, został w zeszłym tygodniu ojcem. Po wielu trudach zdrowotnych już-mamusi (która wciąż w średnim stanie, ale radosna) urodził się chłopiec (miała być dziewczynka, ale co tam). Zdrowy i podobno śliczny - maluchowi pomachałam z końca pokoju, bo dzieci się boję małych, ale niemniej braciszek i braciszkowa są wniebowzięci. A to się liczy :)

Brat był jedyną osobą, która zainteresowała się mną po śmierci rodziców. Był wtedy w klasie maturalnej, więc wziąć mnie nie mógł, ale odwiedzał, jak coś zarobił - to dawał kieszonkowe czy coś słodkiego... Pomagał jak umiał, od małego się trzymaliśmy blisko, a on był klasycznym starszym bratem który strzeli w tył głowy za głupotę, ale obroni przed złym światem.

Mojej biologicznej rodziny jest jeszcze parę sztuk. Dziadkowie od strony ojca (wyklęli ojca że "z biedną kobietą się hajta") i dwie ciocie (ze strony ojca; moja mama nie miała rodziców). Tyle, że mieli nas gdzieś od początku, a potem tylko się robiło gorzej. Na wieść o śmierci rodziców podeszli tylko do jednej trumny (ojca) i nakrzyczeli, że pewnie nasza wina (miałam wtedy koło 11 lat) i naszej matki. Grosza dzieciom nie dali. Nie pomogli utrzymać domu rodzinnego (był wtedy wciąż podatek spadkowy - mogli go zapłacić i sprzedać mieszkanie dając nam to minus koszty... nie, dom przepadł).
Było nam naprawdę ciężko, bo jednak już te lata temu nie było łatwo o pracę, a renta rodzinna była śmieszna (ojciec po śmierci nie dostarczył papierka odpowiedniego i jego emerytura "przepadła" - a to on miał tę świetnie płatną pracę i jego składki spokojnie by dały ponad 1800zł miesięcznie zamiast 650...).
Cudo.

O narodzinach mojego bratanka się jakoś dowiedzieli- kij, facebook czy sąsiadki. I nagle się zaczęło dzwonienie i przyjeżdżanie, bo to przecież prawnuczek (i prabratanek??) i nie można rodziny kochającej (????) odsuwać. Zaczęli atakować świeżo upieczonych rodziców, wyrzucić się tego nie dało (przypominam - oboje po wielu stresach, że utracą dziecko) a trzeba było fundować jedzenie i napoje 8 osobom.

- Zaczęły się bójki o imię - bo jak to dać imię tak niepasujące do nazwiska? (nie jest to imię typu Mercedes czy inny Dżordż)
Ciotki muszą wybrać i to one się tym zajmą.
- Zaczęły się bójki o pieniądze - bo skoro brat dorosły to utrzymałby dziadków i starszą ciocię, na dziecko stać to i na rodzinę (brata zasypano numerami konta i kwotami minimalnymi do wpłaty).
- Wyszły na wierzch jakieś rodzinne tradycje - jak dziecko się urodzi to trzeba dać prezenty dziadkom czy ciociom (ciekawe, prawda?) z powodów nieznanych.
- Płacze i zgrzytanie zębów - jak to nasza matka była niedobra, zmarła i pociągnęła za sobą ojca i nas odsunęła od rodziny (taaa, po śmierci... z bratem dzwoniliśmy do cioć czy dziadków o pomoc albo mieszkanie, ale "my to nie rodzina").
- Dziadkowie są chorzy - ja i brat powinniśmy codziennie do nich przychodzić sprzątać, kupować chemię i jedzenie (za swoje), nosić zakupy i pomóc w remoncie. W końcu rodzina!
- Synowi cioci się znudziła (!!) praca u cioci. Więc może Kamil załatwi pracę jej synkowi? W końcu co to dla niego. To co, że ciocia ma firmę od lat i mój brat prosił chociaż o posadę sprzątacza mając te 17 czy 18 lat, aby cokolwiek zarobić i dostał kopa w tyłek?

Koniec końców pasożyty (od 2 do 8 sztuk przesiadujących cały dzień) wyprowadził dobrze zbudowany sąsiad i wracać zabronił (pan Czarek ma moją wdzięczność), ale są maile i telefony. Dla ludzi śpiących po 2 godziny dziennie i z codziennymi wizytami u lekarza to wystarczy, aby wywołać falę rozpaczy.

Brat wielokrotnie krzyczał (o ile miał siłę) ze mną obok, że palcem nie kiwnęli przez tyle lat, więc mogą sobie swoją rodzinność zatknąć tam, gdzie słońce nie dochodzi. Nie pomogli dwójce sierot, nie zainteresowali się ich dzieckiem jak była potrzebna pomoc (szczęście, że brat podwyżkę dostał i pomogli znajomi, bo jakie są koszty chorującej ciężarnej kobiety można sobie wyobrazić), całe życie spędzili na gnębieniu naszej mamy, która była aniołem, nie kobietą.

To się póki co ciągnie od zeszłego poniedziałku i wpędza w depresję brata i ledwo żyjącą żonę. Naprawdę, boję się małych dzieci, ale jednak spędzam u brata 90% czasu na wszelki wypadek, a doraźnie chociaż robiąc herbatę czy podając obiad, bo oboje ledwie żyją mimo małego szczęścia.

Rodzina?

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1184 (1248)

#47353

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę o ludzkiej hipokryzji.

Pracuje w Urzędzie Stanu Cywilnego w małej miejscowości.
Mój kolega z pracy uważa się za wielkiego katolika. Służy do mszy, celibat itp. Normalnie święty. Zapytany czy udzieliłby ślubu komuś o innej kolorze skóry powiedział że nie bo to nie ludzie, i jeszcze wezwał by Urząd Emigracyjny.

Prawdziwie miłujący bliźnich chrześcijanin.

USC

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 570 (864)

#47301

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Różnie studenci dorabiają. Ja udzielam prywatnych lekcji gry na gitarze. Nie jestem żadną profesjonalistką czy coś, ale mam za sobą spore doświadczenie, w kilku bandach zdążyłam zagrać, więc to i owo wiem, a na pewno tyle, by nauczyć początkujących. I nie jest to też jakieś przedsięwzięcie wielkie, obecnie mam czworo uczniów ("dzieci znajomych i znajomych znajomych.." ;)), biorę tyle pieniędzy ile potrzebuję, na pewno mniej niż na naukach u profesjonalistów + to, że sama przygotowuję cały materiał na kolejną lekcję, czasem wymienię struny któremuś itp.

Ostatnio wujek powiedział, że syn jakiegoś tam jego przyjaciela-biznesmena się uczy i że topornie mu idzie. Ok, jeszcze jedno miejsce znajdę. Umawiamy się na godzinę 16.00.

Dzień pierwszej lekcji. 14-letni Kuba przyszedł na 16.30, nawet nie przepraszając za spóźnienie. Zamiast tego usłyszałam siarczyste "ja pie*dolę" gdy mnie zobaczył, no ale już mniejsza z tym. Zasiadamy. Sprzęt chłopca? Gibson Les Paul Classic Custom EB. Dla niewtajemniczonych powiem, że cena takiej gitary wynosi średnio ok. 5900,00zł. Myślę ok, skoro rodziców stać a chłopak ma zapał, to czemu nie. Och, jakże się myliłam.

-Ile masz tą gitarę?
-Dwa lata.
-To pewnie już umiesz podstawowe chwyty, albo chociaż znasz nazwy strun?
-Nie! Nie mam czasu na jakieś tam chwyty. Ja to sobie lubię zdjęcia z nią robić na fejsa bo wiesz... laski na to lecą!
Yhm... dostał karteczkę z podstawowymi chwytami, nazw strun się nauczył jeszcze ze mną. Ogólnie powiedziałam co i jak się czyta, więc byłam pewna, że nie będzie problemu. A pieniądze? Zapomniał, przyniesie na następną lekcję.

Lekcja druga.
...Jaka lekcja? Nie ma lekcji... szkoda, że dowiedziałam się o tym ostatnia, rezygnując z wyjścia ze znajomymi, żeby Kuba mógł przyjść i pokazać jak pięknie się nauczył. A tutaj nawet sms-a się nie pofatygował... No ale cóż, cierpliwa jestem.

Lekcja trzecia.
JEST! Zjawił się! Prawie punktualnie, bo tylko 15 min. spóźnienia!
-I co, nauczyłeś się chwytów?
-Eee ku*wa, wiesz, niee... ja nie chcę żadnych chwytów... ja chcę żebyś mnie nauczyła jak zagrać..(i tutaj podał tytuł piosenki zespołu speed-metalowego, której nowicjusz z pewnością by nie zagrał, ba, może nawet bardziej doświadczony gitarzysta miałby z nią problemy.).

Odmówiłam. Wyjaśniłam dlaczego. No to szlifujemy podstawę. Po dziesiątej nieudanej próbie zmiany palców z C-dur na G-dur, kochany Kuba dał upust emocjom, uderzając korpusem swojej gitary o podłogę na tyle mocno, że gryf trochę pękł wzdłuż (przez co teraz myślę, że to może jednak jakaś dobra podróbka). Zanim się zorientował co zrobił, było za późno. Płacz, ryk, telefon do ojca. Oczywiście wszystko poszło na mnie. Przyjeżdża rozwścieczony ojczulek. Wyjaśnił mi dosadnie w której części ciała jego syn ma moje podstawy i że ja mam go już, teraz, zaraz nauczyć prawdziwej gry. Na nic były moje wyjaśnienia, jak grochem o ścianę. Gitarę zabrał, syna zabrał, pieniędzy nie dostanę, za to dostałam obietnicę pozwu do sądu za wyłudzanie pieniędzy i naruszenie czyjegoś mienia :D. Czekam z niecierpliwością.

I zastanawia mnie przy okazji dlaczego nie wysłał syna do jakiegoś profesjonalisty tylko do mnie, skoro go stać.

dom

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 814 (888)