Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BartekBD

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2013 - 18:47
Ostatnio: 9 listopada 2015 - 14:58
O sobie:

Kibic, rocznik 1998... Gimnazjalista, fanatyk Legii Warszawa

  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 585
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 87
 

#47861

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji tego, że mój samochód "kwitnie" obecnie w warsztacie, od kilku dni korzystam z komunikacji miejskiej. Tak było i wczoraj, opisana historia działa się w godzinach popołudniowych, kiedy to niemiecka młodzież wraca ze szkół do domów.

Wchodzę w podziemia, by dotrzeć na peron U-Bahnu (metra), kiedy moim oczom ukazuje się kobieta z białą laską – zgadza się, kobieta niewidoma – i grupka dzieciaków w wieku mniej więcej 12 – 13 lat.
Nie, dzieci nie należały do Pani, natomiast skutecznie bawiły się w ciuciubabkę z niewidomą. Tu potargają jej torebkę, tam ktoś "podetnie" jej laskę, albo ustawi się tak, że kobieta ma wrażenie, jakby natrafiła na ścianę. W efekcie babka nie może ruszyć z miejsca kręcąc się w kółko, prosi "młodzież" o zaprzestanie dokuczania jej – jak się z pewnością domyślacie, bezskutecznie.
Krew się we mnie zagotowała. Rozgoniłam towarzystwo, pomogłam kobiecie zejść ze schodów. Nawiązała się rozmowa.

Okazało się, że niewidoma "walczyła" z łobuzami od dobrych piętnastu minut. Mimo sporej ilości osób, która przechodziła tamtędy, nikt, absolutnie nikt nie zareagował. W moim odczuciu jest to po prostu nieme przyzwolenie na takie zachowanie dla dzieciaków.
Pomyślałby kto, że szczyt sku****yństwa został ponownie osiągnięty? No to czytajcie dalej.

Tego samego dnia dzwonię do znajomej Niemki (33 lata, więc można uznać, że myśląca), relacjonuję zdarzenie, na co ona z rozbrajającą szczerością:
- A kiedy dzieci mają się wybawić, jak nie w tym wieku?

No fantastyczna zabawa.
Teraz przynajmniej wiem, skąd takie genialne pomysły przychodzą młodym do głowy.

zagranica młodzież

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1077 (1117)

#10018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna "cudowna" klientka na Allegro. Otóż pani zakupiła u mnie jakiś czas temu sukienkę za oszałamiającą kwotę 6zł. Zaraz po zakończeniu aukcji napisała, że bardzo jej przykro, ale wykosztowała się na przyjęcie urodzinowe syna i nie jest stanie zapłacić. Cóż robić? Pieniędzy z niej siłą nie wyduszę, doceniając fakt, że była łaskawa chociaż napisać, że rezygnuje, dałam jej tylko "pouczenie".

Miesiąc później.
Allegrowiczka znów licytuje u mnie parę rzeczy. Myślę - ok, chyba chce zatrzeć złe wrażenie. Wygrała kilka rzeczy, łącznie za ok. 50zł. I co? Otrzymałam maila niemal identycznej treści jak wcześniej, tylko tym razem chodziło o przyjęcie komunijne córeczki.
Napisałam już nieco ostrzejszego maila, tym razem zwracając się o zwrot prowizji, co skutkowało ostrzeżeniem od Allegro dla klientki. Klientka przeprosiła raz jeszcze i zapomniałam o sprawie.

Przypomniałam sobie, gdy po raz kolejny zobaczyłam znajomy nick wśród licytujących. Bez chwili namysłu wycofałam jej oferty, argumentując brakiem finalizacji poprzednich transakcji. Natychmiast otrzymałam maila od klientki, w którym wyrażała wielkie oburzenie z powodu mojego postępowania. Odpisałam więc:

- A czy jest pani pewna, że tym razem będzie w stanie zapłacić?
- Oczywiście, mam pieniądze, na pewno zapłacę!
Złożyła więc oferty ponownie i znów wygrała aukcję za ok. 50zł.
I dostaję maila:
"Przepraszam, ale musiałam ostatnio zapłacić synowi za wycieczką szkolną i nie mogę zapłacić za zakupy"
Zabrakło mi słów, aby cokolwiek odpisać.

Allegro

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 892 (964)

#7618

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę karaoke. Podchodzi klient i rzuca:
K - Agnieszka.
Ja - Jaka piosenka?
K - Mówię przecież: "Agnieszka".
Myślę sobie: pełnymi zdaniami to już się dziś zapewne nie mówi, nie wspominając o "cześć", "poproszę" albo "chciałbym...".
Ja - Kto będzie śpiewał?
K - Łzy.
Ja - Wiem kto wykonuje w oryginale, pytam kto będzie śpiewał tutaj.
K - Aaaaaaaaa, ja z koleżanką.
Ja - Kogo mam zawołać?
K (patrzy na mnie jak na idiotę) - No, nas!

Karaoke

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (691)

#25745

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tania siła robocza, czyli student na Podlasiu.

Nakreślając sytuację: jestem w trakcie wyrabiania technika BHP, mam 3-letnią córkę i mieszkam z mamą, która sama nie jest w stanie pracować. Jako rodzina mająca 836zł na miesiąc na 3 osoby, postanowiłam podjąć pracę. Złożyłam wiele CV, jednak odezwał się tylko PSS, przed którym znajomi mnie uprzedzali. Zaryzykowałam! Pieniądze są nam niezbędne do egzystencji. Praca 2 razy w tygodniu za gówniane 3zł na godzinę (poniżej cholernej krajowej), ale pomyślałam - każdy grosz się przyda... Głupia byłam.

Pierwszego dnia pracy kierowniczka ganiała mnie jak sukę po całym markecie, od jednej roboty do drugiej. Oczywiście w międzyczasie obsługiwałam klientów z szerokim uśmiechem... Układanie towarów, sprawdzanie terminów ważności, zmiana cen, taniec z mopem, itd. Godzinę przed końcem zmiany kierowniczka wyszła więc postanowiłam przeprowadzić konwersację z koleżankami z pracy. Jako przyszły behapowiec zwróciłam uwagę, na to, że:
- W ubikacji dla obsługi nie ma mydła! - Wyobraźcie sobie, że kupujecie owoce i warzywa, które były wykładane przez łapy w gównie. - FUJ!
- Podłoga jest myta samą wodą. - Przy układaniu towarów na niższych półkach, musiałam stawać na kolana i spodnie były ufajdane!
- Na zapleczu są pajęczyny, tynk ze ścian odpada.
- Na 6 pomieszczeń żadnej gaśnicy.

Dziewczyny zaszokowane, że w ogóle mam jakieś pojęcie o wyposażeniu i higienie, więc szybkie tłumaczenie, że akurat przed moim przyjściem wszystkiego zbrakło... (a mi po oku wałek jedzie!)
Następnego dnia telefon z biura PSS:
- Pani Ewo, niestety otrzymaliśmy telefon od kierowniczki sklepu, że nie chce podtrzymywać współpracy z panią, ponieważ jest Pani ORDYNARNA... Więc albo zrezygnujemy z umowy o pracę, albo postara się pani jakoś przeprosić kierowniczkę...
(pierwsza myśl? - jeszcze k*rwa czego?!)

W tym momencie powiedziałam sobie DOŚĆ! Umowa zerwana, a ja tego samego dnia dostałam telefon z drugiej firmy. :)

Wcześniej zastanawiałam się, czy nie zawiesić nauki, by utrzymać rodzinę... Teraz wiem, że chcę skończyć szkołę, by moje dziecko nie musiało kiedyś pracować w takich warunkach jak ja w PSSie aż do emerytury.

PSS Hajnówka

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 560 (642)

#27040

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja również mam historię związaną z Listami motywacyjnymi[LM] i CV.

Poza standardowymi ściągniętymi z neta i nieudolnie przerobionymi LM bywało również, że klient pisał w LM "świetna obsługa kompa i pakietu office, a przynosił aplikację pisaną ręcznie. Te pisane ręcznie bardzo często były prawie nie do odczytania.

Jednak nikt nie pokona naszego mistrza nr. 1. LM oczywiście odręczny i mało czytelny, z błędami ortograficznymi, na brudnej kartce. Treść powala na kolana:

- LM adresowany do "Prezesa PKN Orlen"
- adres "ul. Orlenowska"
- "z zawodu to jestem mechanikiem, a praktyki to miałem na warsztacie"
- "proszę o przyjęcie mnie do pracy gdyż muszę spłacać kredyt"
- no i najlepsze "proszę o przyjęcie mnie na stanowisko tańkowacza paliw".

Orlen

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 540 (620)

#47994

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia konduktorska, ponownie.
Nie przeżyłem jej osobiście, opowiedział mi ją jeden ze starszych konduktorów. Zarzekał się, że to nie żadne "urban legend", tylko sytuacja prawdziwa, która zdarzyła mu się jakiś czas temu, a ja jestem skłonny mu wierzyć. ;)

Otóż musicie wiedzieć, że pasażerowie bywają upierdliwi. "Niemożliwe!", zapewne zakrzyknęliście właśnie. :P A jednak. Łamią wszelkie możliwe regulaminy, bywają niemili, często zwyczajnie głupi. Ale jest też inna kategoria. A właściwie, należałoby napisać Kategoria, poprzedzając to słowo ukłonem do ziemi. Pasażerowie Jaśniepaństwo. Typ, który z bliżej niewyjaśnionych przyczyn zniżył swe arystokratyczne stopy, bardziej nawykłe do stąpania po perskich dywanach, do kontaktu z plebejską podłogą wagonu.

Konduktorzy są różni, podobnie jak różne bywają panie w mięsnym... Ja wychodziłem z założenia, że jestem jednak pracownikiem, klient nasz pan, jeśli ktoś o coś poprosi, to pomogę jak tylko będę umiał. Z ciężkim bagażem, trudną przesiadką, migającą lampką nad leżanką... No ale właśnie. Trzeba by poprosić o pomoc.

Pasażerowie Jaśniepaństwo nie proszą. Oni żądają. Z pretensją w głosie, że "służba" (w domyśle konduktor) nie odgaduje w lot ich myśli i w ogóle muszą werbalizować swe pragnienia. I właśnie panią z tej kategorii napotkał pewnego dnia na swej drodze mój znajomy konduktor.

Zaczęło się standardowo. Pretensje, że musi okazać bilet, groźby, po prośbie o okazanie dokumentów uprawniających do zniżki, i wykrzyczany na pół dworca w Katowicach rozkaz "wniesienia jej bagaży i wskazania przedziału!". Cóż, konduktor mój, człek spokojny z natury, rozkaz spełnił, przeklinając od razu w myślach następne kilkanaście godzin, które przyjdzie mu spędzić w towarzystwie Jej Miłości.

Okazja do zemsty nadeszła niebawem. Pani przyszła z pretensją, że w łazience nie da się umyć rąk, bo nie ma kurków. Cóż, no nie ma, ponieważ zawsze na dole, pod umywalką, jest zwykły pedał, który naciskany nogą umożliwia nam korzystanie z takiego dobrodziejstwa cywilizacji, jak woda z kranu. Tak się złożyło, że do owego konduktora wpadł w odwiedziny kolega z sąsiedniego wagonu. Musicie również wiedzieć, że przedział konduktorski jest pierwszym przedziałem od wejścia i jako taki sąsiaduje przez ścianę z łazienką. Cóż więc zrobił mój konduktor?

Ano zaprowadził Panią do łazienki, tłumacząc jej dobrotliwie, że tu standardy od jakiegoś czasu takie panują, że "służba" wodę za swego "pana" odkręca. Mówiąc to niepostrzeżenie depnął w pedałek, jednocześnie stukając w ściankę działową i podniesionym głosem anonsując: "Krzysiu, puść wodę, proszę!".

Woda posłusznie poleciała, pani zadowolona rączki umyła, a kiedy po kolejnych 2 godzinach wyczekiwania i nasłuchiwania, w przedziale konduktorskim dało się przez ścianę słyszeć władcze "Panie Krzysztofie, woda!", rozpoczęło się ponoć najweselsze 20 minut w życiu mego znajomego konduktora...

PKP

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1123 (1193)

#8221

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znów spożywczak. Kilka lat temu, gdy robiłem zakupy w osiedlowym spożywczaku. Młody gość, koło 20-tki wchodzi do sklepu, znany całemu personelowi i dużej części klientów, zawsze kulturalny. Przy kasie prosi jeszcze o prezerwatywy (w moim sklepiku takie atrybuty trzyma kasjer, podobnie jak papierosy). Kasjerska nie mogąca powstrzymać swojego języka mówi:
- Ooo, to się szykuje ciekawa noc.
- Trzeba się cieszyć życiem - opowiada gość, po czym słyszy chrząknięcie z tyłu. Obraca się i mówi:
- O, ciocia!

Spożywczak w Krakowie

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 845 (955)

#8251

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj zaproponowałem pewnej Pani napój energetyczny. Pani przyjechała firmowym autem (coś z naturą i zdrowiem związane). Pani powiedziała, że ona dziękuje za taką chemię, którą jej wciskam. Dla żartu powiedziałem, że przecież to są same witaminy (a trzeba dodać, że na opakowaniu są naprawdę podane spore ilości witamin).
Ona dosyć poważnie:
- Ja panu przyniosę i pokażę jaki to jest napój energetyczny z witaminami i bez chemii. No i dostałem gratis energetyka, którego jeszcze nigdy w sklepach nie widziałem.

Najlepsze w tym było to, że pani kupiła u mnie 10 paczek papierosów (oczywiście zdrowych i tych nie rakotwórczych).

PKN Orlen, www.orlenowcy.pl

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 466 (624)

#47744

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
„Wielka Księga Piekielnych Przypadków”, tom IV.

Podejmuję się obecnie prac dorywczych na umowę o dzieło, załatwiam też podobne zlecenia osobom które zebrałem wokół siebie tworząc coś w rodzaju „brygady robolskiej do wynajęcia".
Różne fuchy się trafiają, lepsze, gorsze, czasem niewykonalne - te których się podejmujemy, staramy się wykonać jak najlepiej. Ludzie widzą to, na ogół szanują nas, starają się pomóc, a po wszystkim obiecują i na ogół dotrzymują słowa, że polecą nas znajomym. Niestety, zawsze trafią się jacyś piekielni.

I. „Godziwa zapłata".
Zadzwonił do mnie majster-klepka, jednoosobowa firma remontowa, demiurg nowych wystrojów wnętrz, pan Zdzichu co to robił kran Heldze spod 3... no po prostu budowlaniec-złota rączka. Chciał nająć jednego chłopaka na pomocnika, jak podkreślał "kumatego". W pewnym momencie nasza rozmowa zeszła z opisu jego potrzeb na opis zalet pracy u niego.

- Noooo, u mnie robota to święta rzecz. - powiedział z dumą - Nigdy nic od życia za darmo nie dostałem, zawsze wszystko wypracowane. Jak u mnie będziesz pracować, to się zawodu nauczysz raz dwa!
Lubię takie zlecenia, zawsze to człowiek odrobinkę mądrzejszy budzi się kolejnego dnia.
- Super sprawa. - powiedziałem szczerze.
- No właśnie, tylko stawka niska jak dla mnie. - powiedział zasmucony - Proponuję 12 zł/h.
- Spokojnie proszę Pana, gorsze już się widywało. - powiedziałem, bo rzeczywiście, zdarzało się pracować i za 8 zł/, choć 10 to kwota startowa.
- Tak? To może podniesiemy do 15zł/h, bo mi się teraz pieniądze przydadzą.
"Hooooola! Coś tu nie gra!" - krzyknęła moja podświadomość.
- Naprawdę chce mi pan tyle płacić za zwykłe asystowanie przy remontach? - chciałem się upewnić.
- Że jak? Ja mam płacić? Przecież to ja będę uczył Ciebie!

Cóż... nie skorzystałem z oferty.

II. „Znaj swoje potrzeby".
Zlecenie z tych większych - wyładunek dostawy materiałów budowlanych. Klient, w rozmowach telefonicznych, podkreślał, że jest poważnym człowiekiem, że zależy mu na czasie i wie czego chce, bo interesy robi nie od dziś. Ponoć zależało mu na szybkim wyładunku, a że nie jest w ciemię bity, to obliczył, ze potrzebuje równo sześciu facetów. Ani pół mniej, bo inaczej cały plan mu się zawali.
Ledwo ledwo mu tych ludzi ściągnąłem, bo dzwonił wieczorem, w dzień poprzedzający całą akcję, ale się udało. O umówionej godzinie stawiliśmy się w sześciu na miejscu, gdzie powitał nas facet może kilka lat starszy ode mnie. Przywitał się z nami i poprosił na bok koordynatora, w sensie mnie.

- Słuchaj, ja już widziałem te kontenery, weź odpraw ze trzech chłopaków, bo mi się nie opłaca brać sześciu.
W mojej brygadzie wszyscy są równi. Staramy się kierować czysto koleżeńskimi zasadami współpracy i zaufaniem.
- Jest pan pewien, tego co pan mówi?
- Jasne, spław ich i ruszamy do roboty. - powiedział to tak, jakbym miał strzepnąć z ramienia owada.
- Przyjechaliśmy z daleka, ludzie pozmieniali plany, a pan miał ponoć wszystko wyliczone.
- No i? To nie mój problem.
Cóż, pan został ze swoim problemem sam, a było tego problemu parę ton. My ze swoim pojechaliśmy na piwo, mimo wczesnej pory.

usługi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 809 (867)

#47763

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś już było kilka prób zaprezentowania piekielności klientów radio taxi z perspektywy dyspozytorki.
Dziś historia dla mnie nie tyle piekielna, co śmieszna.

ja: Radio Taxi 123-45, Poznań, proszę?
klientka: Poproszę taksówkę tu na osiedle pod ten wieżowiec!
ja: Ale jakie osiedle? W Poznaniu? Jaki numer wieżowca?
klientka: Wie pani, ja nie jestem stąd, tu jest taki wieżowiec i parking, i taki plac zabaw naprzeciwko...

Koleżanka ze zmiany nasłuchująca obok dostaje spazmów ze śmiechu, ja próbuję zachować spokój i opanowanie, nie takie przypadki się lokalizowało...

ja: Ale wie pani, w Poznaniu jest sporo osiedli z wieżowcami, jest pani na Piątkowie czy na Ratajach?
klientka: Nie wiem, ja jestem tu przy TYM wieżowcu...

Poległam.

taxi

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 659 (739)