Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TrissMerigold

Zamieszcza historie od: 3 lutego 2012 - 14:21
Ostatnio: 15 grudnia 2016 - 19:07
O sobie:

No i wróciłam :) Nie ma jak uzależnienie od piekielnych ;)

  • Historii na głównej: 13 z 22
  • Punktów za historie: 11032
  • Komentarzy: 1718
  • Punktów za komentarze: 14737
 
zarchiwizowany

#36341

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Jestem dziewczyną.

Nie mam starszego brata, nie byłam na randce z Marysią i nigdy nie słyszałam o Damianie, który chowałby Kasię w szafie. Nie jestem z warmińsko-mazurskiego, chociaż często tam bywam.

Wiecie co?
Po ilości prywatnych wiadomości otrzymanych od dziewczyn stwierdzam, że kobiecie może dogodzić tylko kobieta. Dowcip, styl i język... Jesteście moje. Faceci, zgłaszajcie się po porady. A tak serio - przepraszam panie, które liczyły na romans z młodym mężczyzną. Mogę co najwyżej zaoferować romans z młodą kobietą. No i hej, panowie, Wy też macie szansę.

Dlaczego się ujawniam?
Zmęczyłam się udawaniem kogoś, kim nie jestem. Niby to tylko jakiś portal, ale irytuje mnie, że kilku fajnych ludzi tutaj podziwia styl jakiegoś chłopaka, który nie istnieje. Ten styl jest mój. To poczucie humoru jest moje.

Poza tym, prawdę mówiąc, nie wiedziałam, co mam zrobić z ludźmi naciskającymi na bliższy kontakt. Sporo takich było. Głupio byłoby w pewnym momencie powiedzieć im: "Ej, słuchaj, jestem dziewczyną". Zwłaszcza ciężko byłoby z tymi, którzy pragnęli spotkania.
Więc wycofuję się już teraz i ogłaszam prawdę publicznie.

Przypuszczam, że po tym wyznaniu zostanę wyklęta, więc pozwolę sobie co najwyżej odpowiedzieć na kilka komentarzy, które być może się pojawią, a potem zamknę konto.

Hm, chyba należałoby się oficjalnie pożegnać.

Żegnam i pozdrawiam wszystkich, których rozbawiłam, którym podobał się mój styl. Facet czy baba, komplementy cieszą. W przypadku mojej płci chyba nawet bardziej ;)

Miłego wieczoru.

No i przyznajcie, czyż nie było to troszkę piekielne?

piekielni

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 21 (119)

#35673

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na jednych z ćwiczeń prowadząca zadała pytanie: „czemu nie przeprowadza się testów psychologicznych przyszłym nauczycielom? Niektóre zawody wymagają tego, może i w szkolnictwie czas na zmiany?”

I moja historia jest właśnie potwierdzeniem, że nie każdy nauczyciel = dobry pedagog.

Lat kilka temu, w I klasie gimnazjum miałam pewne nieprzyjemności, które doprowadziły mnie do konieczności zmiany szkoły.

Dziewczęta ode mnie z klasy miały konflikt z dziewczynami z niższej klasy (co ważne ich wychowawcą była pani [w]fistka).

Tak się jakoś stało, że cała wina została zrzucona na mnie i zostałam wezwana na salę gimnastyczną. Weszłam nieświadoma niczego, spotykając całą swoją klasę, która wlepiała we mnie wzrok. Większość się cieszyła, kilka moich przyjaciółek patrzyło współczująco i przepraszająco.

Pomijając wstęp, jakim uraczyła mnie pani [W]fistka, przejdę do meritum.
W: Jak widzisz, zebrałam tu całą klasę, bo uważają ciebie za winną. Myślę, że dobrym rozwiązaniem będzie, jak każdy po kolei powie, czego w tobie nie lubi.

Ja oczy jak 5 zł, przecież ja chyba śnie, niby tak prosto w oczy? Przy wszystkich? Moje wady?
Gdyby to jeszcze był krytycyzm, to bym przełknęła i jakieś wnioski wyciągnęła, ale to był ostracyzm. Dowiedziałam się, że jestem brzydka, gruba, nie mogą na mnie patrzeć, za dobrze się uczę, nie daje odpisywać zadań, itp. Przy nauczycielce, która ich nie ganiła za obrażanie mnie.

Stałam na środku sali upokorzona, zapłakana. Tak bardzo było mi przykro i wstyd. A nauczycielka?
W: O płaczesz? To dobrze, to znaczy, że w ogóle czujesz... i że myślisz. Przemyśl co usłyszałaś i postaraj się zmienić.
Zapłakana uciekłam do ubikacji i tam przesiedziałam do końca dnia.

Tydzień nie przychodziłam do szkoły, ale kiedyś musiałam.

Gdy się przebierałam w szatni, weszła moja [K]oleżanka z przepraszającą miną, z jakąś kartką ręce.
K: Pod twoją nieobecność pani wfistka kazała nam spisać na jednej kartce wszystko to, czego w tobie nie lubimy, żebyś mogła to przemyśleć. Ja i kilka innych dziewczyn nie zgadzamy się z tym i nic nie napisałyśmy... Nie dam ci tej kartki, powiem, że dałam, a potargam ją. Nie chcesz tego wszystkiego czytać.

Jednak chciałam. Zagrzebałam się wśród kurtek w szatni i wyczytałam, że: jestem gruba, brzydka, nie lubią mnie, mam „osrany ryj przez ptaki, co mają ptasią grypę”. Przykleili nawet 1 gr, żebym sobie mogła pasztet i salceson kupić.
Strasznie mnie to wszystko dotknęło, zmieniłam szkołę, czego do tej pory genialna pani pedagog nie może zrozumieć.

A ja? Dalej mam te kartkę. Już jej nie czytam, pogodziłam się z tymi ludźmi. I nawet nie mam do nich żalu - to było gimnazjum, co chwilę ktoś spadał z piedestału do roli kozła ofiarnego. Chowam uraz jedynie do nauczycielki - to nie było pedagogiczne podejście. Złamało mnie to. Bardzo długo nie umiałam uwierzyć w siebie. Na szczęście nowa klasa przyjęła mnie jak „swojego”.

I jeśli ktoś mnie rozpozna - ja to nadal pamiętam, ale to nie ja powinnam się tego wstydzić.

szkoła

Skomentuj (86) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1073 (1181)
zarchiwizowany

#35563

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A może tym razem o piekielności zwierząt? ;)

Wiem, wiem - zwierzęta nie są piekielne z natury ale patrząc na mojego kota czasem mam wrażenie, ze jest wcieleniem Belzebuba a jego oficjalne - jak mi się wydawało - imię, Tygrys jest tylko przykrywką w jakimś diabelskim planie.

- Kot większość doby zalega w wygodnym miejscu i gdy ja zsuwam w pracy on ucina sobie drzemkę za drzemką. Godzina 5 rano, gdy ja śpię kamiennym snem czuję coś szorstkiego na twarzy - kotek uznał, że czas wstawać, bo mu się nudzi i charakterystycznym pomrukiem zachęca do zabawy.

- Zabawa ze światelkiem - lusterko rzucało "zajączka" na ścianę. Kotek stał pod ścianą i próbował doskoczyć do odblasku. Szkoda, że podczas prób złapania światełka zwalił półkę z książkami, na walnęła o biurko, rozbiła kubek z kawą a kawa pociekła na klawiaturę.

- "Nudzi mi się i jest mi smutno" - kotek stoi na środku mieszkania i wydaje z siebie żałosne dźwięki. Serce mi się kraje, myślę że pewnie chory. Lądujemy u weterynarza, ten go bada i pyta czemu zawdzięcza wizytę. Opisałam objawy. Lekarz skręca się ze śmiechu - kotek zdrowy ale tym zachowaniem dawał do zrozumienia, że za mało mu uwagi poświęcam. Wizyta u weterynarza, plus koszt taksówki w obie strony - ponad 100 złotych. Tuż przed pensja to majątek!

- Odwiedził mnie kolega z innego miasta. Przyjechał wieczorem bo następnego ranka jest umówiony na bardzo ważne dla niego spotkanie. Garnitur prosto z pralni przezornie chowamy w szafie. Rano budzi mnie śmierć w oczach kolegi - kotek włamał się do szafy, zrzucił spodnie z wieszaka i przespał się na nich zostawiając kupę kłaków. Po południu kolega wraca zadowolony ze spotkania, przebiera się w coś luźniejszego, rzuca spodnie na fotel i mówi: "teraz możesz się na nich wyspać, bo sprawę załatwiłem". Tygrysek rzuca mu drwiące spojrzenie i idzie spać na kaloryfer.

- Zaprosiłam gości "na wyżerkę", czyli: od rana w sobotę stroję przy garach a wieczorem z przyjaciółmi pochłaniamy co upichciłam. Wśród przystawek oliwki. Kto nie ma kota nie wie: koty uwielbiają bawić się oliwkami. Tygrysek dostaje jedną do zabawy, reszta ląduje na stole obok przystawek. Na chwilę wychodzę z pokoju, wracam a tam: na czyściutkim obrusie rozwleczone oliwki i sałatka z pomidorów (podlana oliwą z oliwek). Goście zaraz wejdą a muszę nakrywać do stołu od nowa.

- Nowy facet - jego pierwsza wizyta u mnie w domu. Absztyfikant zaraz przyjdzie, więc lecę poprawić makijaż. Dzwonek do domofonu, biegnę otworzyć i kątem oka widzę coś białego rozwłóczonego po dywanie. Otwieram lubemu, który zaraz wejdzie na piętro i lecę sprzątnąć to białe... ach tak, to tylko spacyfikowane pudełko tamponów:) Kilka minut trwało rozwalenie zamkniętego pudełka i odfoliowanie kilku tamponów. Pierwsza wizyta nowego chłopaka zaczęła się od: "przepraszam, muszę na chwilę wyciągnąć odkurzacz".

- Zapraszam koleżankę. Wiem, że trochę boi się kotów więc uprzedzam o moim futrzaku. "Jak nie będzie na mnie skakał, to spoko" - odpowiada. "Ależ skąd, Tygrysek nie skacze na ludzi" - zapewniam. Tego wieczora dowiedziałam się, że na ludzi nie skacze... ale na sznurówki a i owszem. Koleżanka była w sznurowanych półbutach.

- Szykuję się do wyjścia. Wciągnęłam ostatnie całe rajstopy, ubrałam się, usiadłam przed lusterkiem i zaczynam makijaż. Kotek-Behemotek uznał, że to czas dla niego i wskoczył mi na kolana. I po rajstopach.

- "Wroga niszczy się natychmiast po jego zauważeniu" - brzmi dewiza mojego kotka. Dlatego w moim domu nie wolno zostawiać na wierzchu: zapalniczek, długopisów i gumek do włosów. Zwłaszcza te ostatnie wzbudzają w Tygrysku wyjątkową nienawiść.

- Cukier sam w sobie kotów nie kręci. Ale gdy tylko posprzątam na stole kuchennym i dosypię do cukierniczki, przewracanie jej jest ulubionym sportem kuchennym.

- Nie jadam mięsa, ale jak pojawił się w moim życiu mężczyzna to w lodówce zaczęło bywać mięso. Kotki (wtedy jeszcze miałam dwa) szybko opanowały umiejętność włamywania się do lodówki...

- Wpada znajomy na pogaduchy. Siada na kanapie. Po chwili Tygrysek siada przed nim na podłodze i patrzy wzrokiem pełnym złości. Kolega: "nie wiedziałem że masz kotka, jaki on ładny...". Ja: "to już starszy pan, ma kilkanaście lat". Kolega: "a czemu tak wrednie na mnie patrzy? Może z racji wieku powinienem mu miejsca ustąpić" = dowcipkuje. Dla żartów wstaje. Kot jednym susem wskakuje na wolne miejsce, zwija się w kłębek i zasypia. Dodam, że wcale nie było to jego ulubione miejsce do spania.

Liczę, że odwdzięczycie mi się piekielnymi historyjkami Waszych zwierzaków.

kotek

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (361)

#35469

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Nieja przypomniała mi co spotkało mnie i znajomego kilka lat temu.
Dla wyjaśnienia o kumplu: ma bardzo rzadką grupę krwi i często ją oddaje (w sumie od kiedy tylko osiągnął wymagany wiek). Druga rzecz: mieszka na starym osiedlu, za sąsiadów ma sporo dresów i innych osobników, ale w tej menażerii również małżeństwo "medyczne", czyli pielęgniarkę i lekarza.

Idziemy wieczorem do niego, pod pachami pizza + konsola, drogę tarasuje nam trzech karczków.
Wśród urew i wujów można było wyczytać iż mamy im nasze żarełko, sprzęt i zawartość kieszeni oddać. Wywiązała się najpierw głośna wymiana zdań (najdelikatniej mówiąc), a następnie szarpanina. W tym momencie na horyzoncie pojawia się wspomniane małżeństwo z siatkami zakupów. Zobaczyli co się dzieje i Pani [P]ielęgniarka krzyknęła:
P-Iksiński! (do tego, który w tym momencie trzymał mojego kumpla) Zostaw go w tej chwili!
I-Od***dol się!
P-(do męża) Psiakrew, zrób coś!
Ale Pan [L]ekarz już odstawił siatki i ruszył szybkim krokiem w naszym kierunku. Przystanął w niedużej odległości i niegłośno i spokojnie powiedział:
L-Synu, czy cię poj***ało? Wiesz kogo szarpiesz? Osobiście przetaczałem jego krew twojemu bratu jak się dwa tygodnie temu na motorze rozpi****lił.
Uwierzcie, w życiu nigdy nie widziałem, żeby od kogoś bił TAKI autorytet jak od L w tamtym momencie.
Dres puścił kumpla, burknął coś do pozostałych, drugi puścił mnie, na to L:
L-Chłopaki, zbierać rzeczy i idziecie z nami, a co do ciebie Iksiński; to żeby mi to był ostatni raz.
Zabraliśmy klamoty i prawie pędem ruszyliśmy do P.
Po drodze kumpel pyta:
K-Panie doktorze, poważnie moją krew pan podawał bratu tamtego?
L-Nie wiem, nie patrzę na nazwiska, ale grupa się zgadza.
K-A już myślałem, że będę miał spokój...
L-Bez obaw młodzieży! Iksiński zapomniał, że pojutrze ma umówioną wizytę w gabinecie mojego brata, sam go wysłałem. Zapamięta lekcję, gwarantuję.
K-Jak to?
L-Brat jest dentystą.

Zanim polecą gromy na "rodzinny interes"-małżeństwo pracuje w prywatnej przychodni osiedlowej i są cenionymi specjalistami, więc nie chodzi tu o "podsyłanie klientów rodzinie".

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 688 (744)

#35461

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiecie czego nie lubię? Jak ktoś wypowiada się na tematy, na które nie ma pojęcia. Żadnego. A udaje najmądrzejszego na świecie. Dla niekojarzących mnie dodam, że jestem ratownikiem i wykładowcą patofizjo i anatomii.

Zapisałem się na kurs - żeby nie było, w ogóle nie związany z medycyną, tylko z moim innym zainteresowaniem. W każdym razie, w grupie było nas 17 osób, a wykładowcą była pani "madżister" (nie żeby coś, ale dosłownie w ten sposób się przedstawiła). Kurs był z dziedziny takiej technicznej, można rzec. Siedziałem sobie na tyłach, nie chciałem przeszkadzać ludziom, którzy wiązali z tym kursem jakieś zawodowe plany (a z tego co wyłapałem z rozmów, większość tak miała, że albo z pracy byli kierowani albo żeby dostać pracę), ja jedynie chciałem poszerzyć swoją wiedzę z tego zakresu dla własnego widzimisia.

Pani zaczyna od tego, że aby zacząć zajęcia jakiekolwiek, musimy poznać podstawowe zasady pierwszej pomocy, żebyśmy w każdej chwili mogli sobie poradzić (głównie miało to się tyczyć poparzeń, głębokich skaleczeń i nieśmiertelnego wentylowania). To też całe pierwsze spotkanie miało skupić się właśnie na tym (90 minut). No to wtopiłem - myślę sobie i kombinuję jak tu się ulotnić, aby nie umrzeć z nudów. Właśnie zaczynam pakować swoje manatki, kiedy słyszę z podium:

M - Jak widzicie po całej sali jest porozstawianych mnóstwo fiolek z gorącymi cieczami, rozgrzanych palników i innych gorących przedmiotów. - Stoję już przy drzwiach i właśnie mam zamiar się ewakuować. - Pamiętajcie, jeśli coś na siebie wylejecie lub poparzycie się ogniem, należy natychmiast ściągnąć materiał z miejsca poparzenia.

Aha! Zostaję. Zbyt ciekawie się tu dzieje. Cichaczem wracam na swoje miejsce na uboczu.

M - Hehe, pan się widzę jednak zainteresował ratowaniem swojej skóry! Hehehehe.

Raczej tym, żeby chociaż jedna osoba po tym kursie jakąś skórę posiadała... - Przebiega mi przez myśl.
Poza kwiatkiem ze zrywaniem ubrań, to według tej pani:

- należy skaleczenie owinąć szmatą, którą akurat mamy pod ręką (czyli uwaloną jakimś smarem, bo oni kluczyk do apteczki mają na portierni - sic!),
- jeśli ktoś straci przytomność a oddycha, wystarczy go odsunąć na bok żeby nikt w niego nie wpadł (no tak, jeszcze by się kto potknął),
- przy wypadku z imadłem -zmiażdżenie- należy zacisnąć je jeszcze mocniej (oczywiście aby zatamować krwawienie...),
- jeśli udałoby się komu uszkodzić tętnicę, np. śrubokrętem powinien natychmiast wyciągnąć go z miejsca uszkodzenia bo dojdzie do zakażenia (widać to bardziej niebezpieczne niż szmata pełna jakichś smarów),
- przy wypadku ze szlifierką można ją wyłączyć dopiero kiedy wypadkowi ulegnie osoba udzielająca pomocy poszkodowanemu (DLACZEGO!?),
- kiedy ktoś wbije sobie drzazgę, należy polać to miejsce gorącym woskiem (na tę okazję w kącie stał karton pełen świeczek - nadpalonych więc rozumiem, że wprowadzili to w życie).

Ogólnie całe przyuczanie w takim tonie. Po cichutku się zgarnąłem i podskoczyłem do sekretariatu, prawie błagając o rozmowę z szefem. Po moim pełnym, bujnym opisie jak to pani chce polewać słuchaczy gorącym woskiem i zrywać materiał z ich popalonej skóry, szefo nie potrafił sobie odmówić posłuchania wykładu swojej pracownicy. Choć teraz przyznam się trochę, że mój opis w sekretariacie brzmiał jak przebieg średniowiecznych tortur niż zwykłe przytoczenie słów pani madżister.

Nie wiem co ta kobieta sobie wyobrażała, tłukąc do głów ludziom takie bzdury, w miejscu gdzie o takie wypadki nietrudno, zwłaszcza jak kumuluje się tam taka grupa laików.

W każdym razie trochę mi głupio, bo na następnych zajęciach już madżi nie było, przyszedł jakiś facet.
Madżi jeśli to czytasz, to ja Piotrek z końca sali, sorry. Ale polewać ludzi gorącym woskiem, serio!?

Kurs

Skomentuj (82) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1609 (1661)

#35462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
U nas w stacji niedawno, przed pracowniczym parkingiem, postawili szlaban i budkę, w której siedzi dozorca.
Dozorca, pan Olek, chyba pierwszy raz w życiu dostał trochę władzy (może decydować kogo na parking wpuścić, a kogo nie) i widać poczuł się jak sam Ivan Groźny. Czasem martwimy się, że pośle nad na ścięcie lub walkę z niedźwiedziem.

Jakiś już czas po tym jak pan Olek usiadł w budce zmieniłem samochód. Z dużego, czarnego, groźnego auta, na małą, niebieską popierdułkę.
No i jadę do pracy. Stoję pod szlabanem i nic... Otwieram okno i wychylam się. Hm, może mnie nie widzi? Jest zajęty i nie patrzy? Naciskam więc guzik domofonu. Nic... Trąbię. Nic...

Kurcze, muszę sprawdzić bo może pan Olek lubi ironię i postanowił zemrzeć na zawał w budce pod stacją pogotowia ratunkowego? Gramolę się więc z auta i zasuwam do budki. Nie no, siedzi...

J - Przepraszam, panie Aleksandrze, wpuści pan?
PA - Nie.
J - Dlaczego? To ja, Piotrek M. Pracuję tu, mam miejsce swoje o numerze 11B.
PA - Nie.

Nie chcąc zadzierać z dozorcą, krzyczę do kolegi coby mi kartę rzucił do szlabanu przez okno (koło domofonu jest czytnik, po podsunięciu karty szlaban się otwiera - dostaje to każdy pracownik, ja oczywiście już kilka dni po otrzymaniu zgubiłem i wciąż czekam na nową).

Wsiadam do auta i macham kartą. Szlaban idzie, przesuwa się jakieś 2cm i... staje.
Robię machu jeszcze raz. Szlaban idzie, 2cm i stoi. Machu, machu, machu... Szlaban idzie, kilka centymetrów i stoi...

Spoglądam na budkę, a pan Olek trzyma w ręku pilota do szlabanu i kiedy tylko ja robię machu, on zaraz naciska pilot co sprawia, że szlaban zatrzymuje się. Zaczynam się wkurzać, bo jak za 3 minuty nie będę siedział w stacji, to szef się przyczepi. Zmarnowałem już prawie 10 minut. A mój szef, porządny gość, ale wręcz nienawidzi kiedy ktoś się spóźnia.

Drę się więc jak popaprany, żeby mnie wpuścił, bo będzie draka. Machu macham, a ten swoje. Szlaban to podchodzi kilka centymetrów do góry po to, by za chwilę się trochę opuścić.

No i jest... 7:08, spóźniłem się. Szlaban magicznie się otwiera. Wjechałem, zaparkowałem, poszedłem do środka.

W środku odebrałem opieprz za spóźnienie i... 50zł kary w postaci odcięcia tej sumy od pensji. Nie dużo, ale można się wściec. Szefa nie obchodzi dlaczego ani co robi Olek. "Tam nie ma monitoringu, więc i tak tego nie sprawdzi, a przecież nie będzie sterczał w oknie i obserwował."

Na koniec dowiedziałem się, że to "kara" od pana Olka bo sprzedałem takie męskie auto żeby kupić taką cipiarską podróbę samochodu. Taką "pedalską". A pan Olek nie lubi pedałów i chciał dobrze, żebym przemyślał swoje naganne zachowanie.

Praca praca

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1153 (1219)

#35431

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Niestety to nie koniec historii http://piekielni.pl/34366

Wyobraźcie sobie, że ów Pan jest zagorzałym wielbicielem piekielnych i po przeczytaniu mojej historii wysmarował do mnie sms następującej treści:

"Ty żałosna kretynko. Brak ci nie tylko cycków ale jak widać również rozumu. Obnoszenie się po internecie z informacją, że jesteś mizerną namiastka kobiety, to szczyt debilizmu. Weź się ogarnij, a najlepiej nie wychodź z domu żeby nie straszyć swoją żałosną powłoką prawdziwych mężczyzn".
Koniec cytatu.

Pozdrawiam Cię Pawełku, a dla twojej informacji (jak również całego jak to określiłeś internetu) noszę rozmiar 75B, skończyłam Politechnikę, znam biegle 2 języki, gram na gitarze i uwielbiam Rammstein.
Szkoda, że nie zainteresowało cię nic poza rozmiarem cyca.

Skomentuj (148) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 959 (1063)
zarchiwizowany

#35374

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść o Cyganach i ich "tolerancyjnej" kulturze.
Z dedykacją dla moderatorów "Piekielnych" którzy nie chcą oznaczać wpisów 18+
Historia oczywiście autentyczna,zasłyszana.Ze "środowiska"

Była pewna dziewczyna zakochana w przystojnym Cyganie.
NAPRAWDĘ zakochana.Może coś by z tego było.
Jego rodzina chciała dać jej nauczkę.Żeby się odczepiła.
I dała.
Została brutalnie zgwałcona przez 2 byczków-Cyganów co za żonę biorą tylko dziewice.

A na pożegnanie włożyli jej do pochwy grzałkę.
Ugotowali ją żywcem.

Umarła po paru tygodniach w potwornych męczarniach.
Cyganie jeszcze nachodzili jej rodzinę po śmierci.

Zostali skazani.Nie znam sentencji.
Dostali śmieszne wyroki.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (246)

#21773

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja dobra znajoma Alexandria podesłała mi wczoraj link do artykułu na wp, w którym autorka opisuje aparat Ilizarowa jako świetną metodę kosmetycznego wydłużania nóg, gdy ktoś się czuje za niski. Artykuł był pełen nieścisłości. Oto lista rzeczy, o których autorka „zapomniała”:

a) sposób w jaki aparat jest zakładany (przewiercanie kości na wylot by umocować druty),
b) czas, który pacjent spędzi z aparatem na nodze,
c) zmiany w tkance kostnej i mięśniowej - kości są bardziej podatne na osteoporozę, nogi puchną o wiele bardziej niż te, które zabiegu nie miały, a ścięgna są o wiele bardziej podatne na kontuzje,
d) blizny, które będą widoczne już do końca życia,
e) możliwe komplikacje i fakt, iż niedogodności związane z zabiegiem można odczuwać jeszcze wiele lat po zabiegu,
f) dbanie o higienę jest utrudnione, a higiena przy aparacie i otwartych ranach musi być bezwzględnie zachowana.
Nigdzie słowem nie wspomniano o tym, że funkcjonowanie z aparatem na nodze jest bardzo utrudnione (spanie, ubieranie się czy zachowanie higieny, które jest dość trudne), a rekonwalescencja do krótkich nie należy, samego aparatu też nie pokazano. Brakowało opinii lekarza specjalisty i ogólnie rzetelnej informacji. Wspomniano za to o cenie i pokazano piękne, wyfotoszopowane nogi modelki, które z rzeczywistością po aparacie ma wspólnego tyle ile ja z astronomią, czyli nic.

Komentarz Alexandrii (admina polskiej strony o ilizarowie) i mój, dwukrotnej posiadaczki aparatu sukcesywnie usuwano, a mail, który wysłałam redakcji wp zignorowano.
Pytacie co tu jest piekielne? Głupota osób, które przepuściły ten artykuł i niewiedza autorki (błąd w nazwisku twórcy Ilizarew zamiast Ilizarow) oraz podanie ceny tej operacji. Brakowało mi tylko adresu klinik, które wykonają taki zabieg u osoby bez wskazań medycznych.

Oto link do tego artykułu : http://kobieta.wp.pl/gid,14077872,img,14077902,kat,119634,title,Chcesz-wydluzyc-operacyjnie-nogi,galeriazdjecie.html?ticaid=1da54
I link do forum Alexandrii dla osób, które byłyby ciekawe co to za ustrojstwo aparat Ilizarowa:
http://aparatilizarowa.cba.pl

Pytacie skąd wiem tyle o aparacie? Miałam go dwa razy, ostatni raz 11 lat temu i nadal odczuwam skutki operacji (m.in. mam niedowład palców prawej stopy i bliznę na stopie długości ośmiu centymetrów). Bólu, który mi towarzyszył podczas leczenia nigdy nie zapomnę. I każdej osobie, która będzie to chciała zrobić żeby być 3 cm wyższa, pokażę zdjęcia aparatu i spytam czy jest gotowa sama przekręcać sobie śruby w aparacie 6 razy na dobę.

wirtualna polska

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (669)
zarchiwizowany

#22946

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Była kiedyś historia (chyba zaszczurzonego) o zachowaniu ludzi na miejscu wypadku. Teraz ja podam swoje przykłady.

1.Wyjazd wypadek na autostradzie. Chyba każdy wie jak coś takiego może wyglądać- wszędzie płonące kawałki samochodu, szczątki, ludzie z amputowanymi członkami i zmasakrowani ogólnie na autostradzie zdarzają się najbardziej masakryczne wypadki. Podobna była owa sytuacja- 13 rannych, chyba 2 zabitych (nie jestem pewien) razem 15 osób z 4 samochodów, wszędzie benzyna karetka ratuje rannych my rozcinamy samochody i zabezpieczamy przed zapłonem. Policjanci zgarnęli gimnazjalistę, który robił fotki. Na komendzie wyznał, że chciał mieć je na pamiątkę bo wyglądało to jak misja z jakiejś gry. Dodam tylko, że to było moje pierwsze takie wezwanie i potrzebowałem trochę czasu, żeby się otrząsnąć.

2. Pali się dom. Była to wieś, sąsiedzi rzucili się na pomoc i czum się dało próbowali ugasić. Pewien pan konsumował kanapkę i patrzył na płonące domostwo. Udało mi się usłyszeć komentarz "dobrze tak tym dziadom, może ich krowa przestanie jeść moje siano"


3. Każdy chyba członek służb ratowniczo-porządkowych nie znosi 2 typów ludzi. pijanych kierowców i przedstawicieli firmowych. Nam trafił się pan 2 w 1. Pijany przedstawiciel walnął w samochód, na szczęście nikogo nie zabił, sam się poturbował, jakieś złamania itp ale był przytomny. jeden z gapiów podbiegł do niego i wymierzył mu buta. Tego pana popieram, niestety nie wiem jak ta sprawa się skończyła dla przedstawiciela i kopacza

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (278)