@milanka: Barmanki zarabiają bardzo dobrze. Stawka oferowana przez szefa jest adekwatna do potrzebnych kwalifikacji i zakresu obowiązków - czyli niewielka, ale w takiej pracy ani się nie narobisz, ani nie ponosisz praktycznie żadnej odpowiedzialności za cokolwiek. A to co wyrobisz sobie w napiwkach to zależy tylko od Ciebie. Ja nie raz miałam napiwek większy niż to, co dostałam za przepracowany dzień od szefa.
Prawda jest taka, że naprawdę multum osób (w tym bardzo wielu Polaków, a przede wszystkim Polek) zakłada w Niemczech własne działności gospodarcze i zajmują się sprzątaniem. Stawki sięgają 15euro/h. Oczywiście, więcej można zarobić pracując u kogoś po parę godzin w tygodniu niż na pełnym etacie w jednej firmie. Mając tzw "komplet" sprzątań można zarobić naprawdę super kasę.
@Jorn: Barmanka - wymagania nieadekwatne do miejsca pracy i kwalifikacji. To tak jakbym ja pół roku liznęła trochę niemieckiego, zgłosiła swoją kandydaturę na sekretarkę w biurze tłumaczeń twierdząc, że znam język perfekcyjnie, a na rozmowie kwalifikacyjnej oburzała się, że nie dostaję stawki tłumacza, przecież umiem niemiecki. Marnowanie mojego czasu jest piekielne.
Sprzątaczka - jeżeli ktoś zgadza się na proponowane warunki z pocałowaniem ręki (to ona wyrażała ogromną wdzięczność, że może u nas dorobić), a potem z oburzeniem odmawia, bo słyszał, że gdzie indziej proponują więcej to też marnuje nasz czas i powoduje, że ja na gwałt jak idiotka muszę szukać kogoś innego do pracy. Piątek wieczorem dzwoni, a ja na sobotę rano muszę znaleźć nową sprzątaczkę. Mało piekielne?
@milanka: Przede wszystkim dlatego, że praca sprzątaczki jest znacznie cięższa niż barmanki. U nas barmanka ma naprawdę lekko, łatwą i przyjemną pracę. Po drugie sprzątaczka nie dostaje napiwków. PO trzecie ona przychodzi raz w tygodniu na max. 3h, a nie 4-5 razy w tygodniu na 8h.
@yannika: Nie zrozumiałaś chyba komentarzy Ary. Chodzi o to, że u białych takie zachowania spotykane tylko u niewychowanych chamów, a u czarnych i arabów kulturalne zachowanie wobec kobiet jest wyjątkiem spotykanym u nielicznych. I to jest tak różnica.
@yannika: A ja nie poznałam jeszcze żadnego czarnego ani Araba, który ROZUMIE, że "nie" znaczy "nie" i po okazaniu ze strony kobiety braku zainteresowania potrafi z klasą odejść, nie napastując jej dalszą gadką czy próbami obłapiania.
@lalai: Prawidłowa reakcja na niechciany podryw to właśnie jednorazowa odmowa, a potem ignorowanie. W przypadku ciapaków i czarnych odmowę można pominąć, bo oni sobie i tak z niej nic nie robią :)
@Grejfrutowa: Pics or didn't happen. Łatwo napisać każdą bzdurę na potwierdzenie swojej teorii. A tak w ogóle ja się tak zastanawiam, gdzie te mohery w poczekalniach? Po lekarzach i rodzinnych i specjalistach w Polsce się trochę nachodziłam i może raz zdarzyło mi się widzieć tę legendarną poczekalnię pełną moher commando.
Mnie kiedyś też w knajpie zaczepiał czarny. W sumie nie raz i nie dwa, a kilkanaście, bo mieszkam w Niemczech, gdzie jest ich dużo więcej. Temu jednemu powiedziałam już na wstępie w dosadnych słowach aby się odczepił. Spytał urażony czy jestem rasistką i mam coś do czarnych. Powiedziałam, że tak owszem jestem i co z tego? Spodziewałam się, że coś sobie pokrzyczy a on stwierdził, że w takim razie przeprasza, ale nie jestem warta jego k*tasa i teraz będzie rwał tylko czarne dziewczyny, bo białe nie wiedzą , co dobre. No :)
@Grejfrutowa: A co mają robić w tej poczekalni? Siedzieć z grobowymi minami i nie odzywać się do siebie, żeby być dla lekarza bardziej wiarygodne jako pacjentki?
@Drago: No dobrze, ale napisalas, ze na miejscu zony zalozylabys, ze osoba uwodzaca twojego meza nie wie, ze jest zonaty. Nie mozna czegos takiego zalozyc, jezeli autorka byla u faceta w domu, gdzie pelno damskich i dzieciecych rzeczy.
@Drago: Moment, moim zdaniem jest wrecz na odwrot. Jesli nie ufalaby mezowi to uwierzylaby tak latwo, ze tylko autorka zawinila. No wybacz, ale gdyby ktos uwodzil Twoja malzonke, to nie mialbys mu tego za zle, bo jej ufasz i wiesz, ze cie nie zdradzi?
@GuideOfLondon: Ok, moze powinna wysluchac relacji z drugiej strony. @Grejfrutowa, ale nie wiemy, czy zona nie obserwuje go teraz bacznie ;) A reakcja na takie cos to juz kwestia temperamentu i wlasnej samooceny. Jezeli zona ma niska samoocene, to moze czula, te atak na autorke to jedyny sposob na ratowanie malzenstwa.
Jeszcze jedno. Wszyscy tak łatwo oceniacie żonę, że głupia i wini autorkę za zaistniałą sytuację. Ale przecież ona prawie na 100% nie wie, co się zdarzyło. Zakładam, że większość z was ufa swoim drugim połówkom. Pewnie znalazła szal, zrobiła awanturę, a on żeby się bronić wymyślił bajeczkę, że autorka się wprosila i go uwodzila. Jezeli byl to jego pierwszy wyskok to nic dziwnego, ze zona mu uwierzyla i miala ochote powiedziec autorce kilka dosadnych slow.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 6 listopada 2015 o 11:38
Po pierwsze autorka miała już podejrzenia, że facet chce od niej czegoś więcej niż koleżeństwa. Po drugie spotykanie się w dużych grupach to trochę co innego niż spotykanie się z kilkanaście lat starszym facetem u niego w domu. Ja akurat studiowałam dziennie, tak, pamiętam pracę w grupach czy parach, spotykanie się z kolegami u nich w domu, tylko, że chyba ciężko sądzić, że u dzieciatego i żonatego faceta jest taka sama atmosfera jak w studenckich mieszkaniach, gdzie każdy kogoś ciągle zaprasza. Ja choćby z szacunku dla rodziny kolegi wolałabym się tam nie pchać i zaproponować spotkanie gdzie indziej.
Ja mam przyjaciela. Mój chłopak także go zna i także się z nim przyjaźni. Ale mimo wszystko nigdy nie poszłabym sama do niego do domu. Nie chciałabym także, aby mój chłopak sprowadzał do domu swoje koleżanki/przyjaciółki lub chodził do nich do domu sam.
Oczywiście sytuacji opisanej w historii winny jest facet, ale Autorka trochę zawiniła... swoją naiwnością. Nie rozumiem. Ty myślałaś, że jego żona nie ma nic przeciwko, aby sprowadzał do domu kilka/kilkanaście lat młodszą dziewczynę? Czy od początku wiedziałaś, że będziecie sami? Postaw się w sytuacji żony. Nawet jeśli to ten facet chciał cię wykorzystać, to zrobiłaś duży błąd, że poszłaś do niego do domu, szczególnie, że wcześniej miałaś sygnały, że nie traktuje cię jedynie jak koleżanki ze studiów.
Ok, dyskusja pod historią poszła w kierunku, którego się nie spodziewałam, ale ok, postaram się rozwiać wątpliwości dyskutantów, na tyle, na ile starcza moja wiedza na temat rodziny.
Małżeństwo nie było Polakami. Szef Niemiec, szefowa Austriaczka. Zaznaczam, że nie znam wszystkich szczegółów, więc piszę tylko to, co wiem z luźnych, prywatnych rozmów z członkami rodzinami - nikt mi się ze szczegółów nie zwierzał.
Mąż jest kilkanaście lat starszy od żony. Gdy się poznali był on już dość majętnym człowiekiem i posiadał kilka różnych biznesów. Żona nie pracowała do czasu gdy mąż postanowił kupić podupadającą wówczas restaurację. Z początku menadżerem był człowiek kompletnie spoza rodziny, z czasem, gdy żona trochę poznała ten biznes, mąż postanowił jej zostawić kierowanie biznesem, sam zajmując się swoimi innymi firmami. Nie wiem jak wyglądała sytuacja prawna restauracji, na jakiej umowie i ile zarabiała żona.
Co do kradzieży - choćby restauracja była wspólna, chowanie pieniędzy do własnej kieszeni i ukrywanie prawdziwych przychodów knajpy jest kradzieżą. Przychody to nie tylko czysty zysk właścicieli, ale także kasa na opłacenie dostawców, rachunków, pracowników. Jeżeli faktycznie było tak, że szefowa manipulowała przy księgowości i ukrywała prawdziwe przychody przed mężem, to tak, jest to kradzież.
Druga sprawa, ona była naprawdę złą menadżerką. Swoje obowiązki zwalała po trochu na każdego pracownika (np. ja, pracując tam dwa miesiące prowadziłam już rozmowy kwalifikacyjne, ktoś inny zajmował się dostawami, aktualizacją menu itd). Jej rola sprowadzała się do stania za barem, gdy brakowało pracowników, przy czym 75% tego czasu spędzała na telefonowaniu i surfowaniu po necie w sprawach PRYWATNYCH). Sama menadżeruje teraz w małej knajpie i naprawdę nie obejmuje to nie wiadomo jak wielkiej ilości obowiązków, menadżerowanie tak małej restauracji jak ta opisana w historii to nie jest zajęcie na cały etat, więc nie ma co się oburzać, że żona stała też czasem za barem.
Nie chodzi mi o to, żeby jakoś szczególnie bronić szefa, bo nie wiem na 100%, że nie był zamieszany w oszukiwanie pracowników, ale zakładając, że pierwszą osobą mającą wgląd w utarg była żona, to wierzcie mi, można sporo zmanipulować, więc jeżeli szef Ci ufa na 100% to można go bardzo łatwo okraść w białych rękawiczkach. Fakt faktem, to ona była odpowiedzialna za wypłaty za pracowników, my z szefem nie mieliśmy prawie kontaktu, a manipulowanie firmowymi pieniędzmi było jeszcze łatwiejsze, że wszyscy byliśmy zatrudnieni na odpowiedniku polskich śmieciówek i całą kasę dostawaliśmy do ręki.
Nie wiem. Nie wyrokuję, że tylko żona była winna całej sytuacji, nie wiem też na 100% jak wyglądały prawdziwe powody prywatnego i zawodowego rozstania małżonków, ale wiem, że to właśnie szefowa mnie oczerniła przed pracownikami, więc ją opisałam jako piekielną.
Dostajesz minusy, bo historia na zasadzie "zagranico tak super, a polska taka be". Szablonowa, naciągana, do tego przestawiająca polską młodzież jako niedorozwiniętych młotów nieodróżniających Murzyna od Włocha. Polska taka nie jest. Na pewno w polskich szkołach jest mniej obcokrajowców niż w niemieckich czy angielskich, ale nie róbmy z Polaków jakichś zaściankowych wieśniaków niemających pojęcia o świecie. Albo ten twój znajomy Włoch to typ ofiary lubiący stawiać się w roli gnębionego, albo po prostu nie wpasował się w grupę (pech, może się zdarzyć każdemu) albo wymyśliłaś to, bo to takie modne najeżdżać na tę zacofaną Polskę.
@Day_Becomes_Night: To po co pytasz? Ja pierniczę, same zaczynacie z pokrzywdzoną jakieś dyskusje, co kto w łóżku robi i lubi, a potem "ojej, zaraz się zrzygam"
@crash_burn: Miałam zapytać o to samo... historia o zawistnym i nie zadowolonym z życia staruchu... Jeszcze, żeby jego akcje miały związek z sympatiami politycznymi... Równie dobrze mogłaś napisać, że facet lubi jeść banany, związek z opisanymi historiami taki sam.
No cóż, ja jako barmanka, a jednocześnie kierowniczka knajpy zajmująca się rekrutacją, powiem, że naprawdę ciężko o dobrą barmankę. Są oczywiście powody, dla których potencjalnie dobre pracowniczki nie chcą u nas zostawać ( praca na odpowiedniku polskiej śmieciówki, ciężki dojazd w nocy, pracuje się samemu do późna w nocy), ale faktycznie zdarzają się dziewczyny, które nie umieją nic, a oczekują Bóg wie czego. Nasza knajpa nie pęka w szwach, ale mammy swoich stałych, dobrych, miłych i hojnych w napiwkach gości. Tymczasem przychodzą dziewczyny na dzień próbny i przy 15 gościach tracą już głowę, a potem mówią, że mają za mało napiwku i wolą pracować w jakimś topowym klubie w centrum. Powodzenia.
@milanka: Barmanki zarabiają bardzo dobrze. Stawka oferowana przez szefa jest adekwatna do potrzebnych kwalifikacji i zakresu obowiązków - czyli niewielka, ale w takiej pracy ani się nie narobisz, ani nie ponosisz praktycznie żadnej odpowiedzialności za cokolwiek. A to co wyrobisz sobie w napiwkach to zależy tylko od Ciebie. Ja nie raz miałam napiwek większy niż to, co dostałam za przepracowany dzień od szefa. Prawda jest taka, że naprawdę multum osób (w tym bardzo wielu Polaków, a przede wszystkim Polek) zakłada w Niemczech własne działności gospodarcze i zajmują się sprzątaniem. Stawki sięgają 15euro/h. Oczywiście, więcej można zarobić pracując u kogoś po parę godzin w tygodniu niż na pełnym etacie w jednej firmie. Mając tzw "komplet" sprzątań można zarobić naprawdę super kasę.
@Jorn: Barmanka - wymagania nieadekwatne do miejsca pracy i kwalifikacji. To tak jakbym ja pół roku liznęła trochę niemieckiego, zgłosiła swoją kandydaturę na sekretarkę w biurze tłumaczeń twierdząc, że znam język perfekcyjnie, a na rozmowie kwalifikacyjnej oburzała się, że nie dostaję stawki tłumacza, przecież umiem niemiecki. Marnowanie mojego czasu jest piekielne. Sprzątaczka - jeżeli ktoś zgadza się na proponowane warunki z pocałowaniem ręki (to ona wyrażała ogromną wdzięczność, że może u nas dorobić), a potem z oburzeniem odmawia, bo słyszał, że gdzie indziej proponują więcej to też marnuje nasz czas i powoduje, że ja na gwałt jak idiotka muszę szukać kogoś innego do pracy. Piątek wieczorem dzwoni, a ja na sobotę rano muszę znaleźć nową sprzątaczkę. Mało piekielne?
@milanka: Przede wszystkim dlatego, że praca sprzątaczki jest znacznie cięższa niż barmanki. U nas barmanka ma naprawdę lekko, łatwą i przyjemną pracę. Po drugie sprzątaczka nie dostaje napiwków. PO trzecie ona przychodzi raz w tygodniu na max. 3h, a nie 4-5 razy w tygodniu na 8h.
@yannika: Nie zrozumiałaś chyba komentarzy Ary. Chodzi o to, że u białych takie zachowania spotykane tylko u niewychowanych chamów, a u czarnych i arabów kulturalne zachowanie wobec kobiet jest wyjątkiem spotykanym u nielicznych. I to jest tak różnica.
@yannika: A ja nie poznałam jeszcze żadnego czarnego ani Araba, który ROZUMIE, że "nie" znaczy "nie" i po okazaniu ze strony kobiety braku zainteresowania potrafi z klasą odejść, nie napastując jej dalszą gadką czy próbami obłapiania.
@lalai: Prawidłowa reakcja na niechciany podryw to właśnie jednorazowa odmowa, a potem ignorowanie. W przypadku ciapaków i czarnych odmowę można pominąć, bo oni sobie i tak z niej nic nie robią :)
@Grejfrutowa: Pics or didn't happen. Łatwo napisać każdą bzdurę na potwierdzenie swojej teorii. A tak w ogóle ja się tak zastanawiam, gdzie te mohery w poczekalniach? Po lekarzach i rodzinnych i specjalistach w Polsce się trochę nachodziłam i może raz zdarzyło mi się widzieć tę legendarną poczekalnię pełną moher commando.
Mnie kiedyś też w knajpie zaczepiał czarny. W sumie nie raz i nie dwa, a kilkanaście, bo mieszkam w Niemczech, gdzie jest ich dużo więcej. Temu jednemu powiedziałam już na wstępie w dosadnych słowach aby się odczepił. Spytał urażony czy jestem rasistką i mam coś do czarnych. Powiedziałam, że tak owszem jestem i co z tego? Spodziewałam się, że coś sobie pokrzyczy a on stwierdził, że w takim razie przeprasza, ale nie jestem warta jego k*tasa i teraz będzie rwał tylko czarne dziewczyny, bo białe nie wiedzą , co dobre. No :)
@Grejfrutowa: A co mają robić w tej poczekalni? Siedzieć z grobowymi minami i nie odzywać się do siebie, żeby być dla lekarza bardziej wiarygodne jako pacjentki?
@Drago: No dobrze, ale napisalas, ze na miejscu zony zalozylabys, ze osoba uwodzaca twojego meza nie wie, ze jest zonaty. Nie mozna czegos takiego zalozyc, jezeli autorka byla u faceta w domu, gdzie pelno damskich i dzieciecych rzeczy.
@Drago: ale skoro byla w domu faceta, to ciezko zakladac, ze nie wiedziala, ze ma rodzine, prawda?
@Drago: Moment, moim zdaniem jest wrecz na odwrot. Jesli nie ufalaby mezowi to uwierzylaby tak latwo, ze tylko autorka zawinila. No wybacz, ale gdyby ktos uwodzil Twoja malzonke, to nie mialbys mu tego za zle, bo jej ufasz i wiesz, ze cie nie zdradzi?
@GuideOfLondon: Ok, moze powinna wysluchac relacji z drugiej strony. @Grejfrutowa, ale nie wiemy, czy zona nie obserwuje go teraz bacznie ;) A reakcja na takie cos to juz kwestia temperamentu i wlasnej samooceny. Jezeli zona ma niska samoocene, to moze czula, te atak na autorke to jedyny sposob na ratowanie malzenstwa.
Jeszcze jedno. Wszyscy tak łatwo oceniacie żonę, że głupia i wini autorkę za zaistniałą sytuację. Ale przecież ona prawie na 100% nie wie, co się zdarzyło. Zakładam, że większość z was ufa swoim drugim połówkom. Pewnie znalazła szal, zrobiła awanturę, a on żeby się bronić wymyślił bajeczkę, że autorka się wprosila i go uwodzila. Jezeli byl to jego pierwszy wyskok to nic dziwnego, ze zona mu uwierzyla i miala ochote powiedziec autorce kilka dosadnych slow.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 6 listopada 2015 o 11:38
Po pierwsze autorka miała już podejrzenia, że facet chce od niej czegoś więcej niż koleżeństwa. Po drugie spotykanie się w dużych grupach to trochę co innego niż spotykanie się z kilkanaście lat starszym facetem u niego w domu. Ja akurat studiowałam dziennie, tak, pamiętam pracę w grupach czy parach, spotykanie się z kolegami u nich w domu, tylko, że chyba ciężko sądzić, że u dzieciatego i żonatego faceta jest taka sama atmosfera jak w studenckich mieszkaniach, gdzie każdy kogoś ciągle zaprasza. Ja choćby z szacunku dla rodziny kolegi wolałabym się tam nie pchać i zaproponować spotkanie gdzie indziej.
Scorpion, przyznaj się, czy Ty serio wyglądasz jak jakiś menel, że jesteś ciągle wyzywany albo chamsko traktowany? ;)
Ja mam przyjaciela. Mój chłopak także go zna i także się z nim przyjaźni. Ale mimo wszystko nigdy nie poszłabym sama do niego do domu. Nie chciałabym także, aby mój chłopak sprowadzał do domu swoje koleżanki/przyjaciółki lub chodził do nich do domu sam. Oczywiście sytuacji opisanej w historii winny jest facet, ale Autorka trochę zawiniła... swoją naiwnością. Nie rozumiem. Ty myślałaś, że jego żona nie ma nic przeciwko, aby sprowadzał do domu kilka/kilkanaście lat młodszą dziewczynę? Czy od początku wiedziałaś, że będziecie sami? Postaw się w sytuacji żony. Nawet jeśli to ten facet chciał cię wykorzystać, to zrobiłaś duży błąd, że poszłaś do niego do domu, szczególnie, że wcześniej miałaś sygnały, że nie traktuje cię jedynie jak koleżanki ze studiów.
Ok, dyskusja pod historią poszła w kierunku, którego się nie spodziewałam, ale ok, postaram się rozwiać wątpliwości dyskutantów, na tyle, na ile starcza moja wiedza na temat rodziny. Małżeństwo nie było Polakami. Szef Niemiec, szefowa Austriaczka. Zaznaczam, że nie znam wszystkich szczegółów, więc piszę tylko to, co wiem z luźnych, prywatnych rozmów z członkami rodzinami - nikt mi się ze szczegółów nie zwierzał. Mąż jest kilkanaście lat starszy od żony. Gdy się poznali był on już dość majętnym człowiekiem i posiadał kilka różnych biznesów. Żona nie pracowała do czasu gdy mąż postanowił kupić podupadającą wówczas restaurację. Z początku menadżerem był człowiek kompletnie spoza rodziny, z czasem, gdy żona trochę poznała ten biznes, mąż postanowił jej zostawić kierowanie biznesem, sam zajmując się swoimi innymi firmami. Nie wiem jak wyglądała sytuacja prawna restauracji, na jakiej umowie i ile zarabiała żona. Co do kradzieży - choćby restauracja była wspólna, chowanie pieniędzy do własnej kieszeni i ukrywanie prawdziwych przychodów knajpy jest kradzieżą. Przychody to nie tylko czysty zysk właścicieli, ale także kasa na opłacenie dostawców, rachunków, pracowników. Jeżeli faktycznie było tak, że szefowa manipulowała przy księgowości i ukrywała prawdziwe przychody przed mężem, to tak, jest to kradzież. Druga sprawa, ona była naprawdę złą menadżerką. Swoje obowiązki zwalała po trochu na każdego pracownika (np. ja, pracując tam dwa miesiące prowadziłam już rozmowy kwalifikacyjne, ktoś inny zajmował się dostawami, aktualizacją menu itd). Jej rola sprowadzała się do stania za barem, gdy brakowało pracowników, przy czym 75% tego czasu spędzała na telefonowaniu i surfowaniu po necie w sprawach PRYWATNYCH). Sama menadżeruje teraz w małej knajpie i naprawdę nie obejmuje to nie wiadomo jak wielkiej ilości obowiązków, menadżerowanie tak małej restauracji jak ta opisana w historii to nie jest zajęcie na cały etat, więc nie ma co się oburzać, że żona stała też czasem za barem. Nie chodzi mi o to, żeby jakoś szczególnie bronić szefa, bo nie wiem na 100%, że nie był zamieszany w oszukiwanie pracowników, ale zakładając, że pierwszą osobą mającą wgląd w utarg była żona, to wierzcie mi, można sporo zmanipulować, więc jeżeli szef Ci ufa na 100% to można go bardzo łatwo okraść w białych rękawiczkach. Fakt faktem, to ona była odpowiedzialna za wypłaty za pracowników, my z szefem nie mieliśmy prawie kontaktu, a manipulowanie firmowymi pieniędzmi było jeszcze łatwiejsze, że wszyscy byliśmy zatrudnieni na odpowiedniku polskich śmieciówek i całą kasę dostawaliśmy do ręki. Nie wiem. Nie wyrokuję, że tylko żona była winna całej sytuacji, nie wiem też na 100% jak wyglądały prawdziwe powody prywatnego i zawodowego rozstania małżonków, ale wiem, że to właśnie szefowa mnie oczerniła przed pracownikami, więc ją opisałam jako piekielną.
Dostajesz minusy, bo historia na zasadzie "zagranico tak super, a polska taka be". Szablonowa, naciągana, do tego przestawiająca polską młodzież jako niedorozwiniętych młotów nieodróżniających Murzyna od Włocha. Polska taka nie jest. Na pewno w polskich szkołach jest mniej obcokrajowców niż w niemieckich czy angielskich, ale nie róbmy z Polaków jakichś zaściankowych wieśniaków niemających pojęcia o świecie. Albo ten twój znajomy Włoch to typ ofiary lubiący stawiać się w roli gnębionego, albo po prostu nie wpasował się w grupę (pech, może się zdarzyć każdemu) albo wymyśliłaś to, bo to takie modne najeżdżać na tę zacofaną Polskę.
@Day_Becomes_Night: To po co pytasz? Ja pierniczę, same zaczynacie z pokrzywdzoną jakieś dyskusje, co kto w łóżku robi i lubi, a potem "ojej, zaraz się zrzygam"
@crash_burn: Miałam zapytać o to samo... historia o zawistnym i nie zadowolonym z życia staruchu... Jeszcze, żeby jego akcje miały związek z sympatiami politycznymi... Równie dobrze mogłaś napisać, że facet lubi jeść banany, związek z opisanymi historiami taki sam.
No cóż, ja jako barmanka, a jednocześnie kierowniczka knajpy zajmująca się rekrutacją, powiem, że naprawdę ciężko o dobrą barmankę. Są oczywiście powody, dla których potencjalnie dobre pracowniczki nie chcą u nas zostawać ( praca na odpowiedniku polskiej śmieciówki, ciężki dojazd w nocy, pracuje się samemu do późna w nocy), ale faktycznie zdarzają się dziewczyny, które nie umieją nic, a oczekują Bóg wie czego. Nasza knajpa nie pęka w szwach, ale mammy swoich stałych, dobrych, miłych i hojnych w napiwkach gości. Tymczasem przychodzą dziewczyny na dzień próbny i przy 15 gościach tracą już głowę, a potem mówią, że mają za mało napiwku i wolą pracować w jakimś topowym klubie w centrum. Powodzenia.
O ja pierniczę, żeby tylko takie piekielności trzeba było przeżyć, żeby mieć mieszkanie za darmo... każdy by chciał... ;)
@JaJko89: Jeżeli podane "może zarobić" to na 99% wliczone napiwki.
@sapphire101: No faktycznie ironia mistrzowsko zamaskowana... ;) Po prostu jak dla mnie kompletnie nietrafiona i tyle