@CzaryMary: Napisałem kilka razy, ale najwyraźniej zbyt mało: Nie umniejszam winy teściowej.
I wściekły byłem wiele razy. Ale nigdy nie przelewałem tej wściekłości do Internetu.
Zamknęłaś się sama w pokoju - to jakieś rozwiązanie (też je czasem stosuję), ale nie idealne. Autorka jednak tak nie zrobiła.
@digi51: Wylewa się z tekstu na nas.
Przykład? Proszę:
> Tak więc moja cudowna teściowa, żmija, która przez lata mi "córusiowała" i ochoczo dawała sobie myć dupę, zmieniła testament na naszymi plecami.
I powtórzę jeszcze raz: nie umniejszam winy teściowej. Ale denerwuje mnie to, że jest mi narzucany "jedyny słuszny" obraz tej sytuacji. Obraz pełen jadu i wściekłości.
@all:
Tak, macie rację. Ale nie o to chodziło w moim komentarzu. Chodzi mi o ten jad wylewający się z tekstu. O ten subiektywizm, który pokazuje tylko jedną stronę medalu: pokrzywdzoną autorkę. I nie neguję tej krzywdy a to, że nie kończy się ona na autorce a wylewa się na inne osoby w jej otoczeniu oraz nas.
Nie umniejszając kłamstwu Twojej teściowej:
Dawno tyle jadu nie widziałem na tej stronie. Opisując to wszystko pokazujesz że nie tylko ona Ciebie skrzywdziła, ale Ty też krzywdzisz najbliższych. Twój mąż cierpi, bo to jego matka. Ma z nią jakąś relację. Twoje dzieci też będą cierpieć (o ile już nie cierpią), bo utrudniasz kontakt z babcią.
Pamiętam jak na początku małżeństwa chcieliśmy się odciąć od całej rodziny. Ale poszliśmy po rozum do głowy: dzieci może nie chcą się odcinać. I mieliśmy rację. One mają super relację ze wszystkimi dziadkami i dopóki Ci nie będą robić głupot, to przecież nie zabronimy im kontaktu. Ostatecznie nasze relacje z rodziną się poprawiły i nie narzekamy. Fakt, nikt nas nie oszukał, nikt nam nie odebrał dwóch lat życia, ale bez przesady - dzieci niczemu nie zawiniły.
Owszem, jeśli babcia będzie opowiadać jaka to matka jest zła, to wiadomo - ferment trzeba ukrócić. Ale jeśli babcia będzie tylko babcią, to w czym problem?
Oczywiście nie znam w 100% całej sytuacji i nie mówię że tak ma być. Ale sądząc po tonie całego tekstu, żywisz ogromną urazę do teściowej i ona wpływa nie tylko na Twoje relacje z nią, ale też Twoich najbliższych. A to już jest złe.
@Bubu2016: Możliwe, że jest to błąd. Ale potoczne rozumienie rozróżnia dwa przypadki:
"W sklepie" oznacza organizację jako taką. Możesz pracować w sklepie, ale na magazynie, na kasie, w biurze czy w innej części. Wtedy też nigdy nie spotkasz się z klientem.
"Na sklepie" oznacza konkretnie w tej części, która jest dostępna dla klientów i w której możesz znaleźć towary do kupienia.
W pierwszym akapicie masz, że pracowała "w sklepie z artykułami dziecięcymi". A potem rozróżnia pracowanie "na kasie" od tego poza kasą ("na sklepie").
Odkąd powstały procedury jest wojna pomiędzy byciem "człowiekiem" i "człowieczeństwem" a utrzymaniem "zasad" i "porządku".
Każda ze stron ma swoje argumenty i każda z nich ma swoje racje. Trudno więc powiedzieć, czy lekarz zrobił dobrze czy źle. Na pewno podjął ryzyko. Jak w komentarzach sugerują, ryzyko było nikłe. Ale wciąż niezerowe. I tak jak zasugerowali, ryzyko koronki mniejsze niż każdego innego przeziębienia. Ale tak czy siak złamał procedurę, przepis wewnętrzny szpitala, który to ryzyko sprowadzał praktycznie do zera.
Pamiętam jak to lata temu urodziło mi się pierwsze dziecko. Trafiło do inkubatora. Gdy chciałem je odwiedzić, musiałem zdezyfekować sobie ręce. Na ścianie była odpowiednia instrukcja. Zastosowałem się do niej. Pielęgniarka była zdziwiona, bo mało kto czyta a jeszcze mniej osób się do niej stosuje (dezynfekcja całych dłoni, przedramienia, aż do łokci). A ja wolałem zastosować się do tego niż potem żałować, że przywlekłem dziecku coś co zrobi z niego warzywko. Niby ryzyko małe, ale skąd mam mieć pewność że nic mu nie zrobię? A dzieci na oddziale było więcej, to i "koszt" rośnie. Mi korona nie spadła z głowy.
I nie chcę oceniać ani lekarza, ani tej rodziny, ani szefostwa szpitala, czy też samej procedury. Umieranie w samotności jest okropne. Ale umieranie z powodu czyjegoś błędu też nie jest dobrą opcją. Nie życzę nikomu wyboru między jednym a drugim. I mam nadzieję, że mimo złamania procedur nikomu nic się nie stało.
@marcelka: Nie wydaje mi się, żeby sprawy osobiste powinny być roztrząsane na forum dalszej rodziny (chyba że osoba zainteresowana tego chce). Ale jeśli już chce porad, to zdecydowanie chce porad a nie narzucania swojej woli.
Wybór świadka jest w pewnym sensie rzeczą intymną. To jest zawiązanie więzi duchowej. Trudno więc uargumentować, że "mój świadek" jest lepszym wyborem niż "twój świadek".
A co do obrażania się rodziny z powodu tej decyzji, to uważam, że jest to szczyt braku szacunku wobec drugiego człowieka. Bo ktoś podjął ważną dla siebie decyzję zgodnie z własną wolą? Przy wyborze męża / żony też narzucą swoją opcję? To jest po prostu brak szacunku.
Co do ostatniego akapitu:
Gdybyście nałożyli na informację, że "ściśle poufne", to tym bardziej by się sępy zjawiły. Ile razy do mnie docierały informacje tego typu, a nie byłem pierwszą osobą, a którąś tam z kolei. Oczywiście sam staram się ucinać ten łańcuszek na sobie, a ponadto informacje te zwykle mnie ani nie grzeją ani nie ziębią.
Za czasów mojego studiowania miałem przedmiot, na którym jednym z elementów było tworzenie bibliografii / przypisów. Pamiętam, że:
1. Istnieje wiele norm opisywania bibliografii, różnią się one między sobą szczegółami.
2. Zazwyczaj podaje się 3 pierwszych autorów, później dodaje "et al.".
3. Normę bibliografii ustala czasopismo. Jeśli nie ma, to znajdź Tobie odpowiednią i się jej trzymaj. W całym tekście.
Co więc bym zrobił na Twoim miejscu?
1. Znalazł sposób rozpisywania bibliografii.
2. Poprawił według tego sposobu.
3. Odesłał poprawioną publikację z notą, że stosujesz tę czy tamtą normę bibliograficzną.
4. Jeśli nadal nie przeszło (bez merytorycznego powodu), to możesz zrezygnować.
Tu ewidentnie nie popisałaś się. Tak jak zasugerował Lobo, wygląda to jak klasyczny foch. Być może masz rację i to był jeden z autorów, ale jest możliwe, że jednak nie. Dla nas- obserwatorów trzecich - zarówno recenzent jak i Ty byliście piekielni. Każdy na swój sposób.
Żeby wybory były anonimowe, tajne, a wyniki jawne i nie do podrobienia, to trzeba na prawdę się postarać. Z tego, co mi wiadomo, nie istnieje jeszcze (wprowadzona) skuteczna metoda.
A skoro jest możliwość zaprzeczeniu tej idei, to czemu nie? (oczywiście mówimy o kulturze dalekiego wschodu)
@marcelka: Gdy jeszcze jeździłem pociągami, to można było wsiąść na dowolnej stacji bez kiosku z biletami - wtedy opłata była taka sama jak normalny bilet. Jeśli kupowałaś u konduktora, to kwota była powiększana o 5 zł (opłata manipulacyjna). Ale to wszystko było związane z posiadaniem możliwości zapłaty za bilet. W tym przypadku pasażer ewidentnie nie posiadał takiej możliwości (albo nie chciał), żeby zapłacić za bilet.
@bloodcarver: I tak i nie. Są miejsca pracy gdzie brygadzista tylko by przeszkadzał. Nie wiem jak wiele osób było w tym przypadku, ale skoro sami potrafili się dogadać co i jak robić (w trzeciej części historii), to najwyraźniej brygadzista był niepotrzebny.
@annmargaret: W takim razie drobna rada na przyszłość: na tym portalu raczej nie używa się emoji. Emotikony też nie są zbyt popularne, co najwyżej w komentarzach ;) . Jak widzisz na powyższym, system nie radzi sobie z tymi pierwszymi w 100%.
@marcelka: Dokładnie! Historia uczy, że wojny nie przynoszą stałych benefitów.
Trzeba gdzieś znaleźć granice. Ty masz konkretne wymagania, ona też. Trzeba próbować (próbować!) znaleźć rozwiązanie dla obu stron, które będzie akceptowalne. Stawianie ultimatum zarówno po Twojej jak i jej stronie, nie zakończy się dobrze.
Nie wiem jak u pozostałych czytelników, ale moje sprzęty wyświetlają dużo znaków "obj" w tekście. Na początku myślałem, że może to jakieś emoji, których nie mam na komputerze, ale próba odczytania tego na urządzeniu z większą ilością tych znaków nie poprawiła sytuacji. Nadal nie wiem, co autorka umieściła w praktycznie każdym zdaniu. Może ktoś coś zauważył? Może ktoś widzi te znaczki poprawnie?
Przykłady: "Obcy człowiek[znaczek], ...", "Nie[znaczek]. Powinna poczuć zaszczyt, ..."
@niepodam: Idea stojąca za kluczem odpowiedzi jest szczytna - dać wszystkim równe szanse. Tyle, że nie da się stworzyć idealnego klucza obejmującego wszystkie przypadki. No i później uczenie się pod klucz a nie pod samodzielne myślenie. (Czyli ten karykaturalny obraz, który jest teraz.)
Na moje szczęście maturę pisałem głównie z przedmiotów ścisłych, gdzie liczył się poprawny wynik, a jeśli droga do jego uzyskania była inna niż w kluczu, i tak się dostawało maks punktów.
@miyu123: z tego, co rozumiem nie jest to przedmiotem przytoczonej historii. Zapewne albo robiłaby to nielegalnie albo znalazła na to jakiś legalny sposób. Ale że nie jest to przedmiotem historii, dopisała "W skrócie: ".
Jestem katolikiem (wierzącym i praktykującym). Drażni mnie zarówno z podejściem "wierzysz, więc jesteś gorszy" jak i "nie wierzysz, więc jesteś gorszy". Tu masz przykład tego drugiego.
> kiedy katolicy, którzy sami mają gdzieś przestrzeganie zasad własnej religii przyczepiają się do kogoś, że jest niewierzący...
To nawet ma swoją nazwę: faryzeizm. I było to krytykowane wprost przez Jezusa. Wielokrotnie.
No i jeszcze jedno: są takie sprawy jak nawrócenie i wybaczenie. Jeśli ktoś postępował w określony sposób, nie oznacza to, że będzie tak robił zawsze. Nie chcę mówić, że te osoby o których pisałaś tak właśnie mają, ale nigdy nie wykluczam niczego. Dlatego zawsze lepiej piętnować czyn a nie osobę.
@jass: Też tak kiedyś myślałem. Ale odkąd możesz śledzić wysłany list polecony, to ryzyko w mojej ocenie znacząco maleje. No i za mojej kariery "dorosłego", ani jeden jeszcze nie zaginął. :)
Ostatnio też coś zamawiałem Pocztą Polską. Tyle, że nie uznałem za piekielne to, że dłużej paczka szła. Wolałem zapłacić mniej, nie spieszyło mi się. Trochę byłem zaskoczony, że z sąsiedniego miasta było to prawie dwa tygodnie, ale gdzieś wyczytałem, że ekonomiczny może iść nawet miesiąc.
Za to listonosza muszę pochwalić - mimo, że nie miał obowiązku wręczać paczki do ręki (w dobie pandemii zmienili przepisy), ale i tak to zrobił.
@Armagedon: Test wykonany TYLKO dwukrotnie, nie AŻ.
Jeśli test ma 99% skuteczności, to zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że trafisz na ten 1% i albo dostaniesz fałszywie dodatni (jesteś zdrowy, ale test wykrywa, że jesteś chory), albo fałszywie ujemny (jesteś chory, ale test mówi, że jesteś zdrowy). Podwójne badanie jest aktualnie standardem "pewności".
Podobnie jest z testem ciążowym. Te ze sklepu/ apteki dają 99,9% skuteczności, ale zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że nawalił. Ale jeśli jest pozytywny wynik idziesz do ginekologa i ten robi badanie USG, które powinno potwierdzić wynik. Wtedy dopiero powinno się zakładać kartę ciąży i rozpoczynać wszelkie procedury dookoła. Masz więc dwa niezależne badania.
@popielica: Większość sklepów skład zamówienia (np. fakturę VAT) umieszcza w paczce lub w kopercie pod folią na paczce. Bez celowego otworzenia paczki praktycznie nie da się dowiedzieć co jest w paczce.
@CzaryMary: Napisałem kilka razy, ale najwyraźniej zbyt mało: Nie umniejszam winy teściowej. I wściekły byłem wiele razy. Ale nigdy nie przelewałem tej wściekłości do Internetu. Zamknęłaś się sama w pokoju - to jakieś rozwiązanie (też je czasem stosuję), ale nie idealne. Autorka jednak tak nie zrobiła. @digi51: Wylewa się z tekstu na nas. Przykład? Proszę: > Tak więc moja cudowna teściowa, żmija, która przez lata mi "córusiowała" i ochoczo dawała sobie myć dupę, zmieniła testament na naszymi plecami. I powtórzę jeszcze raz: nie umniejszam winy teściowej. Ale denerwuje mnie to, że jest mi narzucany "jedyny słuszny" obraz tej sytuacji. Obraz pełen jadu i wściekłości.
@all: Tak, macie rację. Ale nie o to chodziło w moim komentarzu. Chodzi mi o ten jad wylewający się z tekstu. O ten subiektywizm, który pokazuje tylko jedną stronę medalu: pokrzywdzoną autorkę. I nie neguję tej krzywdy a to, że nie kończy się ona na autorce a wylewa się na inne osoby w jej otoczeniu oraz nas.
Nie umniejszając kłamstwu Twojej teściowej: Dawno tyle jadu nie widziałem na tej stronie. Opisując to wszystko pokazujesz że nie tylko ona Ciebie skrzywdziła, ale Ty też krzywdzisz najbliższych. Twój mąż cierpi, bo to jego matka. Ma z nią jakąś relację. Twoje dzieci też będą cierpieć (o ile już nie cierpią), bo utrudniasz kontakt z babcią. Pamiętam jak na początku małżeństwa chcieliśmy się odciąć od całej rodziny. Ale poszliśmy po rozum do głowy: dzieci może nie chcą się odcinać. I mieliśmy rację. One mają super relację ze wszystkimi dziadkami i dopóki Ci nie będą robić głupot, to przecież nie zabronimy im kontaktu. Ostatecznie nasze relacje z rodziną się poprawiły i nie narzekamy. Fakt, nikt nas nie oszukał, nikt nam nie odebrał dwóch lat życia, ale bez przesady - dzieci niczemu nie zawiniły. Owszem, jeśli babcia będzie opowiadać jaka to matka jest zła, to wiadomo - ferment trzeba ukrócić. Ale jeśli babcia będzie tylko babcią, to w czym problem? Oczywiście nie znam w 100% całej sytuacji i nie mówię że tak ma być. Ale sądząc po tonie całego tekstu, żywisz ogromną urazę do teściowej i ona wpływa nie tylko na Twoje relacje z nią, ale też Twoich najbliższych. A to już jest złe.
@Bubu2016: Możliwe, że jest to błąd. Ale potoczne rozumienie rozróżnia dwa przypadki: "W sklepie" oznacza organizację jako taką. Możesz pracować w sklepie, ale na magazynie, na kasie, w biurze czy w innej części. Wtedy też nigdy nie spotkasz się z klientem. "Na sklepie" oznacza konkretnie w tej części, która jest dostępna dla klientów i w której możesz znaleźć towary do kupienia. W pierwszym akapicie masz, że pracowała "w sklepie z artykułami dziecięcymi". A potem rozróżnia pracowanie "na kasie" od tego poza kasą ("na sklepie").
Odkąd powstały procedury jest wojna pomiędzy byciem "człowiekiem" i "człowieczeństwem" a utrzymaniem "zasad" i "porządku". Każda ze stron ma swoje argumenty i każda z nich ma swoje racje. Trudno więc powiedzieć, czy lekarz zrobił dobrze czy źle. Na pewno podjął ryzyko. Jak w komentarzach sugerują, ryzyko było nikłe. Ale wciąż niezerowe. I tak jak zasugerowali, ryzyko koronki mniejsze niż każdego innego przeziębienia. Ale tak czy siak złamał procedurę, przepis wewnętrzny szpitala, który to ryzyko sprowadzał praktycznie do zera. Pamiętam jak to lata temu urodziło mi się pierwsze dziecko. Trafiło do inkubatora. Gdy chciałem je odwiedzić, musiałem zdezyfekować sobie ręce. Na ścianie była odpowiednia instrukcja. Zastosowałem się do niej. Pielęgniarka była zdziwiona, bo mało kto czyta a jeszcze mniej osób się do niej stosuje (dezynfekcja całych dłoni, przedramienia, aż do łokci). A ja wolałem zastosować się do tego niż potem żałować, że przywlekłem dziecku coś co zrobi z niego warzywko. Niby ryzyko małe, ale skąd mam mieć pewność że nic mu nie zrobię? A dzieci na oddziale było więcej, to i "koszt" rośnie. Mi korona nie spadła z głowy. I nie chcę oceniać ani lekarza, ani tej rodziny, ani szefostwa szpitala, czy też samej procedury. Umieranie w samotności jest okropne. Ale umieranie z powodu czyjegoś błędu też nie jest dobrą opcją. Nie życzę nikomu wyboru między jednym a drugim. I mam nadzieję, że mimo złamania procedur nikomu nic się nie stało.
@marcelka: Nie wydaje mi się, żeby sprawy osobiste powinny być roztrząsane na forum dalszej rodziny (chyba że osoba zainteresowana tego chce). Ale jeśli już chce porad, to zdecydowanie chce porad a nie narzucania swojej woli. Wybór świadka jest w pewnym sensie rzeczą intymną. To jest zawiązanie więzi duchowej. Trudno więc uargumentować, że "mój świadek" jest lepszym wyborem niż "twój świadek". A co do obrażania się rodziny z powodu tej decyzji, to uważam, że jest to szczyt braku szacunku wobec drugiego człowieka. Bo ktoś podjął ważną dla siebie decyzję zgodnie z własną wolą? Przy wyborze męża / żony też narzucą swoją opcję? To jest po prostu brak szacunku.
Co do ostatniego akapitu: Gdybyście nałożyli na informację, że "ściśle poufne", to tym bardziej by się sępy zjawiły. Ile razy do mnie docierały informacje tego typu, a nie byłem pierwszą osobą, a którąś tam z kolei. Oczywiście sam staram się ucinać ten łańcuszek na sobie, a ponadto informacje te zwykle mnie ani nie grzeją ani nie ziębią.
@Daro7777: To akruat nie trudno. Kopiuj - wklej do Worda, a na dole masz od razu licznik.
Za czasów mojego studiowania miałem przedmiot, na którym jednym z elementów było tworzenie bibliografii / przypisów. Pamiętam, że: 1. Istnieje wiele norm opisywania bibliografii, różnią się one między sobą szczegółami. 2. Zazwyczaj podaje się 3 pierwszych autorów, później dodaje "et al.". 3. Normę bibliografii ustala czasopismo. Jeśli nie ma, to znajdź Tobie odpowiednią i się jej trzymaj. W całym tekście. Co więc bym zrobił na Twoim miejscu? 1. Znalazł sposób rozpisywania bibliografii. 2. Poprawił według tego sposobu. 3. Odesłał poprawioną publikację z notą, że stosujesz tę czy tamtą normę bibliograficzną. 4. Jeśli nadal nie przeszło (bez merytorycznego powodu), to możesz zrezygnować. Tu ewidentnie nie popisałaś się. Tak jak zasugerował Lobo, wygląda to jak klasyczny foch. Być może masz rację i to był jeden z autorów, ale jest możliwe, że jednak nie. Dla nas- obserwatorów trzecich - zarówno recenzent jak i Ty byliście piekielni. Każdy na swój sposób.
Żeby wybory były anonimowe, tajne, a wyniki jawne i nie do podrobienia, to trzeba na prawdę się postarać. Z tego, co mi wiadomo, nie istnieje jeszcze (wprowadzona) skuteczna metoda. A skoro jest możliwość zaprzeczeniu tej idei, to czemu nie? (oczywiście mówimy o kulturze dalekiego wschodu)
@marcelka: Gdy jeszcze jeździłem pociągami, to można było wsiąść na dowolnej stacji bez kiosku z biletami - wtedy opłata była taka sama jak normalny bilet. Jeśli kupowałaś u konduktora, to kwota była powiększana o 5 zł (opłata manipulacyjna). Ale to wszystko było związane z posiadaniem możliwości zapłaty za bilet. W tym przypadku pasażer ewidentnie nie posiadał takiej możliwości (albo nie chciał), żeby zapłacić za bilet.
@bloodcarver: I tak i nie. Są miejsca pracy gdzie brygadzista tylko by przeszkadzał. Nie wiem jak wiele osób było w tym przypadku, ale skoro sami potrafili się dogadać co i jak robić (w trzeciej części historii), to najwyraźniej brygadzista był niepotrzebny.
@annmargaret: W takim razie drobna rada na przyszłość: na tym portalu raczej nie używa się emoji. Emotikony też nie są zbyt popularne, co najwyżej w komentarzach ;) . Jak widzisz na powyższym, system nie radzi sobie z tymi pierwszymi w 100%.
@marcelka: Dokładnie! Historia uczy, że wojny nie przynoszą stałych benefitów. Trzeba gdzieś znaleźć granice. Ty masz konkretne wymagania, ona też. Trzeba próbować (próbować!) znaleźć rozwiązanie dla obu stron, które będzie akceptowalne. Stawianie ultimatum zarówno po Twojej jak i jej stronie, nie zakończy się dobrze.
Nie wiem jak u pozostałych czytelników, ale moje sprzęty wyświetlają dużo znaków "obj" w tekście. Na początku myślałem, że może to jakieś emoji, których nie mam na komputerze, ale próba odczytania tego na urządzeniu z większą ilością tych znaków nie poprawiła sytuacji. Nadal nie wiem, co autorka umieściła w praktycznie każdym zdaniu. Może ktoś coś zauważył? Może ktoś widzi te znaczki poprawnie? Przykłady: "Obcy człowiek[znaczek], ...", "Nie[znaczek]. Powinna poczuć zaszczyt, ..."
@niepodam: Idea stojąca za kluczem odpowiedzi jest szczytna - dać wszystkim równe szanse. Tyle, że nie da się stworzyć idealnego klucza obejmującego wszystkie przypadki. No i później uczenie się pod klucz a nie pod samodzielne myślenie. (Czyli ten karykaturalny obraz, który jest teraz.) Na moje szczęście maturę pisałem głównie z przedmiotów ścisłych, gdzie liczył się poprawny wynik, a jeśli droga do jego uzyskania była inna niż w kluczu, i tak się dostawało maks punktów.
@miyu123: z tego, co rozumiem nie jest to przedmiotem przytoczonej historii. Zapewne albo robiłaby to nielegalnie albo znalazła na to jakiś legalny sposób. Ale że nie jest to przedmiotem historii, dopisała "W skrócie: ".
Jestem katolikiem (wierzącym i praktykującym). Drażni mnie zarówno z podejściem "wierzysz, więc jesteś gorszy" jak i "nie wierzysz, więc jesteś gorszy". Tu masz przykład tego drugiego. > kiedy katolicy, którzy sami mają gdzieś przestrzeganie zasad własnej religii przyczepiają się do kogoś, że jest niewierzący... To nawet ma swoją nazwę: faryzeizm. I było to krytykowane wprost przez Jezusa. Wielokrotnie. No i jeszcze jedno: są takie sprawy jak nawrócenie i wybaczenie. Jeśli ktoś postępował w określony sposób, nie oznacza to, że będzie tak robił zawsze. Nie chcę mówić, że te osoby o których pisałaś tak właśnie mają, ale nigdy nie wykluczam niczego. Dlatego zawsze lepiej piętnować czyn a nie osobę.
@jass: Też tak kiedyś myślałem. Ale odkąd możesz śledzić wysłany list polecony, to ryzyko w mojej ocenie znacząco maleje. No i za mojej kariery "dorosłego", ani jeden jeszcze nie zaginął. :)
Ostatnio też coś zamawiałem Pocztą Polską. Tyle, że nie uznałem za piekielne to, że dłużej paczka szła. Wolałem zapłacić mniej, nie spieszyło mi się. Trochę byłem zaskoczony, że z sąsiedniego miasta było to prawie dwa tygodnie, ale gdzieś wyczytałem, że ekonomiczny może iść nawet miesiąc. Za to listonosza muszę pochwalić - mimo, że nie miał obowiązku wręczać paczki do ręki (w dobie pandemii zmienili przepisy), ale i tak to zrobił.
@Lobo86: żeby było bardziej zrozumiałe niż mój komentarz powyżej: Napisałem "[Test wykonano] tylko dwukrotnie".
@Lobo86: Dokładnie to napisałem. Tylko dwa razy. :)
@Armagedon: Test wykonany TYLKO dwukrotnie, nie AŻ. Jeśli test ma 99% skuteczności, to zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że trafisz na ten 1% i albo dostaniesz fałszywie dodatni (jesteś zdrowy, ale test wykrywa, że jesteś chory), albo fałszywie ujemny (jesteś chory, ale test mówi, że jesteś zdrowy). Podwójne badanie jest aktualnie standardem "pewności". Podobnie jest z testem ciążowym. Te ze sklepu/ apteki dają 99,9% skuteczności, ale zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że nawalił. Ale jeśli jest pozytywny wynik idziesz do ginekologa i ten robi badanie USG, które powinno potwierdzić wynik. Wtedy dopiero powinno się zakładać kartę ciąży i rozpoczynać wszelkie procedury dookoła. Masz więc dwa niezależne badania.
@popielica: Większość sklepów skład zamówienia (np. fakturę VAT) umieszcza w paczce lub w kopercie pod folią na paczce. Bez celowego otworzenia paczki praktycznie nie da się dowiedzieć co jest w paczce.
@Michail: Podmiana certyfikatu jest trudniejsza niż podrobienie odręcznego podpisu.