@starajedza: Osobiście znam faceta, który od matury, a będzie już z sześć lat, pracuje uczciwie jako spawacz, większość czasu w jednej firmie (niedawno zmienił i na dobre mu wyszło) i depresję ma. Nie ma co uogólniać.
Zainstaluj w aucie chwytak na telefon, włącz nagrywanie, skieruj na własne nogi.
Instruktorowi powiedz, że czujesz się wtedy pewniej.
Albo będziesz mieć spokój, albo dowód.
Kiedyś w kolejce do szatni jakiś koleś uszczypnął mnie w tyłek na oczach mojej wychowawczyni (nie widział jej). Obsobaczyła go, a mi potem powiedziała, że mam walić w pysk bez ostrzeżenia a potem ze słodkim uśmiechem się usprawiedliwiać "Bo ja mam taki odruch"...
@digi51: OK, ale dziecko koło 40 to dość ryzykowna sprawa, zwłaszcza jeśli kobieta nie rodziła wcześniej. Nie chodzi mi tylko o ryzyko wady, ale też o to, że w tym wieku organizm nie zawsze jest w dobrej formie.
Oczywiście to kwestia indywidualna, jak najbardziej.
@Eander: Nie no, jasne, przekonali mnie.
Oczywiście lepiej tkwić w nieudanym związku "Bo mamy dziecko (którego w sumie nie chcieliśmy, ale kij z tym)" niż poukładać swoje relacje z partnerem, ewentualnie się rozstać. Na pewno.
No i oczywiście, że jak się urodzi to pokochają. A raczej spróbują pokochać. Wierzę, że będą się bardzo starać. Ale nie wierzę, żeby z tych starań wyszło coś dobrego. Nie da się kochać na siłę. I NIE, NIE JEST TAK, że każda matka swoje dziecko kocha z automatu. Automatyczna jest troska o dziecko, wynika z pierwotnego instynktu przetrwania - skoro przekazałam dalej materiał genetyczny, to nie mogę dać mu zginąć. Ale nie podciągałabym tego pod miano miłości. Miłość do dziecka jest czymś więcej. To duma skraplająca się w oczach, gdy składa ślubowanie pierwszoklasisty albo gra w przedstawieniu. To sprawdzanie, czy aby nie ma gorączki, kiedy tylko zgłosi brak apetytu. To albo się pojawi, nawet w przypadku niechcianego dziecka, albo nie. Osobiście gdybym była wewnętrznie przekonana, że nie chcę mieć dzieci, to po prostu bym ich nie miała. Żadna siła by mnie nie przekonała.
@I_m_not_a_robot: Ach, to magiczne "Odmieni ci się..."
Całe życie chciałam mieć dziecko. Nie odmieniło mi się, więc czemu ktoś wmawia kobietom nie chcącym dzieci, że im na pewno się odmieni?
A jak mamusia taka nieszczęśliwa, że nie ma komu pierdół kupować, to jest taki magiczny wynalazek jak adopcja. Albo może (słyszałam o czymś takim) stworzyć dziecku z domu dziecka taki "dom zaprzyjaźniony" - wypadałoby na obiadki, weekendy, dostawało prezenty, uwagę i czas. Może nawet da się namówić, żeby mówić do niej "babciu".
Wilk syty, owca cała i zupełnie niechcący poprawi los jednego nieszczęśliwego dziecka.
Oczywiście nie będzie łatwo zbudować więź z takim dzieckiem, ale zawsze można wjechać mamusi na ambicję - co, nie dasz rady? Ty nie dasz rady?
@digi51: Też kiedyś uważałam, że jak to, nie chcieć mieć dziecka?! Przecież to takie fajne i w ogóle...
Miałam czternaście lat. Od tego czasu trochę zmądrzałem.
Myślałam o odwróceniu sytuacji, ale życzenie komuś żeby mu dzieci umarły... No, jest jeszcze mniej taktowne, niż takie pytania.
Może życz im, żeby przekonali się, jakie cudowne jest życie osoby bezdzietnej?
Nie mieści mi się w głowie, jak można być tak chamskim.
@Tranquility: Pracowałam w Biedronce. Gdy wszyscy z obsady byli dyspozycyjni, poza kierownikiem na sklepie były 3 osoby. 4 jeśli spodziewaliśmy się dużego ruchu. Cała załoga liczyła sobie jakieś 10-12 osob. Co z tego, że zrobili 5 stanowisk kasowych, jak nie ma ich kim obsadzić? Kolejki po horyzont, dostawa nie rozłożona, a centrala twierdzi, że przecież nie trzeba nam etatów, bo oni tak wyliczyli!
Kaufland, zupełnie inne miasto. Dwie osoby na ladzie mięso/wędliny/grill. Ktoś tam się kręci i układa towar na sklepie. Otwarte dwie kasy z czterech. Zawsze kolejki. Kartki o poszukiwaniu pracowników brak.
I właśnie dlatego uważam, że fajerwerki są spoko, jeśli są puszczane na zorganizowanych pokazach, a nie przez podpitych, nakręconych chęcią zaimponowania innym gówniarzy płci obojga.
Gdy byłam dzieckiem zdarzył się u nas w okolicy podobny wypadek, koleś stracił trzy palce lewej ręki, bo zdążył wyjąć petardę, ale nie zdążył odrzucić. Długo nie można było mnie w sylwestra namówić, żebym w ogóle wyszła z domu...
@nursetka: Ja sama nie jestem taka, jakbym chciała.
Najzabawniejsze jest to, że córka spełnia wszystkie moje oczekiwania względem niej i tak w sumie to sama nie wiem, czego się czepiam. Jest absolutnie normalnym, fajnym dzieciakiem, lubianym w klasie.
Poza tym mylisz się co do jednego. Ja nie narzekam, tylko stwierdzam fakt - jest rozkojarzona i trzeba nauczyć ją skupiać się na tym co robi. Jest niegrzeczna dokładnie tak, jak każde inne dziecko w tym wieku. Nie słyszałam jeszcze o ośmiolatku, który odrabiałby lekcje bez przypominania, pochłaniał lektury i wyrywał się do sprzątania w pokoju.
Nie podoba mi się współczesny system szkolnictwa, w którym uczniowi wolno więcej niż nauczycielowi. Nie chcę, żeby moja córka była tak wychowywana. Ale nie zamknę jej w domu, kontakt z rówieśnikami jest niezbędny dla rozwoju, dlatego psioczę w internecie (który jest wdzięcznym medium i każde gie przyjmie) a potem robię swoje.
Nie chcę żeby moja córka miała równie spaprane dzieciństwo jak ja i działam w tym kierunku. Nie kopiuję tych zachowań mojej matki, które tak mnie drażniły gdy byłam dzieckiem i które złamały mi psychikę. Uczęszczam na terapię, korzystam z każdej okazji by się dokształcić. Efekty są, ale w domu. W dzieciństwie nauczono mnie, że za zachowanie dziecka w szkole odpowiada nauczyciel. Prawie dwadzieścia lat nie miałam do czynienia z systemem szkolnictwa i nie byłam świadoma, że zmiany zaszły tak daleko. Muszę się dostosować i to zrobię.
@pusia: Nie, nie poinformował. Zapytana, czy są jakieś uwagi w dzienniczku odpowiedziała, że nie wie. Staram się codziennie przeglądać dzienniczek, dlatego wiem o uwadze. Zapewne poprosił, zeby mu dała ten zeszycik, ale nie zwróciła na to uwagi.
I z tymi metodami wychowawczymi masz rację - pogadałam, zapowiedziałam że następnym razem będą konsekwencje, od tamtej pory jestem witana słowami "Nie ma uwag w dzienniczku, sama zobacz!".
Czyli da się. Po prostu jestem przekonana, że wymierzenie doraźnych konsekwencji przez nauczyciela osobiście odniosłoby lepszy skutek - dziecko poczułoby przed nauczycielem pewien respekt i potem byłaby szansa, że nie wyleje mu tubki kleju na głowę (tak jak to zrobiła moja siostra w gimnazjum).
Wiem, że są różne metody, to że ja pochwalam jedną nie musi oznaczać że jest idealna. Bo dobre są wszystkie, dopóki trzymamy się w granicach kultury i szacunku - nie obrażamy, nie bijemy, głos podnosimy w ostateczności - i dopóki są skuteczne.
@pusia: No nie zostało ukarane.
Uwaga nie znalazła się w dzienniku, tylko w dzienniczku - zeszyciku służącym do komunikacji na linii nauczyciel-rodzic. Moja córka nie widziała jej na oczy, nie jest w stanie jej przeczytać (anglista bazgrze), ledwo wiedziała, że coś takiego się tam znalazło. Za uwagą nie idą żadne inne konsekwencje typu utrata punktów, obniżony stopień, dodatkowe zadanie do wykonania - nic.
Więc jak została już ukarana, jak o tym nie wie?
Jak mamusia w sklepie biegającemu z wrzaskiem dziecku zwraca uwagę "Bombelku, nie wolno" po raz dziesiąty, ale nie wyciąga konsekwencji, to dziecko zostało już ukarane?
@maranocna: Bo taką "Heidi" np. czyta niemal płynnie i w 99% prawidłowo (pomijając pojedyncze słowa, jak Rottenmeier). Więc gdy chce się skupić, to potrafi.
@Shi: Po prostu ma charakterek. Ja nie pozwalam, żeby mi pyskowała, nauczycielka nie pozwala, ale anglista jest "bardziej miętki" i do pewnego stopnia to tolerował. No i ma.
Co do siedzenia przy odrabianiu lekcji - często gęsto przysuwa sobie krzesło do kanapy, na krzesło kładzie dużą książkę w twardej oprawie i na tym "stoliczku" odrabia lekcje. Jak jej tak wygodnie... Mnie od samego patrzenia boli kark :D Albo zgoła wyciąga się na podłodze. Co ciekawe - teraz, gdy w dorosłym życiu coś muszę pisać, to najwygodniej mi właśnie w tej "szkolnej" pozycji, tylko biurko muszę mieć wysokie. Ale pamiętam z dzieciństwa, jak matka mi wmawiała, że "tak jest wygodniej" całkowicie zlewając fakt, że jestem od niej o ileś cm niższa i tak jest wygodniej, owszem, ale JEJ. Sama tego swojemu dziecku nie robię, niech sobie wybiera najwygodniejszą pozycję.
@Xynthia: Uczęszcza na zajęcia taneczne raz w tygodniu i na zbiórki harcerskie też raz w tygodniu.
U mnie sytuacja była odwrotna. W przedszkolu sygnalizowano mi, że "jest ruchliwa, ale dajemy radę, nie ma powodów do niepokoju" a w szkole pojawia się problem.
@starajedza: Jasne, bo stanie w kącie to takie strasznie poniżające było, akurat. Z dzieciństwa doskonale pamiętam, co wtedy czułam - świadomość, że na drugi raz lepiej będzie uważać, bo nudno tak sterczeć twarzą do ściany.
Poza tym chciałabym Ci uświadomić, że gie wiesz. Nie wiesz, ile czasu spędzam odrabiając z moją córką lekcje, ćwicząc czytanki i rozmawiając. Nie wiesz jak często bywamy w parku czy na ciachu.
Nie wiem, czemu masz taki problem (bo to nie pierwszy raz) z tym, że inni w ogóle mają dzieci? Każda kobieta w ciąży jest Twoim zdaniem roszczeniowa, każda matka to "madka", nikt nie wychowuje swoich dzieci jak należy. Pochwal się, jak Ty wychowujesz/wychowywałabyś swoje, bo krytykować to każdy potrafi.
@GoodGrace: A czy kinestetycy potrafią usiedzieć np przed TV? I obejrzeć kreskówkę ze skupieniem wystarczającym do tego, żeby potem ją opowiedzieć i wyciągnąć wnioski? Albo spokojnie poukładać puzzle? Albo przeczytać opowiadanie na tyle uważnie, żeby potem je streścić i wyciągnąć wnioski (i w przypadku TV i czytanek proszę, żeby potem opowiedziała mi własnymi słowami, co się działo. Nie sztuka się polampić w telewizor)
Jeśli tak, to owszem, może być kinestetykiem. Tylko nie wiem, co to zmienia. Im szybciej się nauczy, że spokojne siedzenie w szkole się opłaca, bo przekłada się na lepsze zrozumienie treści, tym lepiej.
Nie jestem matkąwariatką co ma parcie na piątki i szóstki, ale zbyt wielu widziałam ludzi, którzy w dorosłości czytali na głos gorzej niż moja córka teraz, żeby nie doceniać tego etapu edukacji. Jak potem przeczyta umowę przed podpisaniem? Będzie sylabizować?
@starajedza: Osobiście znam faceta, który od matury, a będzie już z sześć lat, pracuje uczciwie jako spawacz, większość czasu w jednej firmie (niedawno zmienił i na dobre mu wyszło) i depresję ma. Nie ma co uogólniać.
Zainstaluj w aucie chwytak na telefon, włącz nagrywanie, skieruj na własne nogi. Instruktorowi powiedz, że czujesz się wtedy pewniej. Albo będziesz mieć spokój, albo dowód.
Kiedyś w kolejce do szatni jakiś koleś uszczypnął mnie w tyłek na oczach mojej wychowawczyni (nie widział jej). Obsobaczyła go, a mi potem powiedziała, że mam walić w pysk bez ostrzeżenia a potem ze słodkim uśmiechem się usprawiedliwiać "Bo ja mam taki odruch"...
@digi51: OK, ale dziecko koło 40 to dość ryzykowna sprawa, zwłaszcza jeśli kobieta nie rodziła wcześniej. Nie chodzi mi tylko o ryzyko wady, ale też o to, że w tym wieku organizm nie zawsze jest w dobrej formie. Oczywiście to kwestia indywidualna, jak najbardziej.
@Eander: Nie no, jasne, przekonali mnie. Oczywiście lepiej tkwić w nieudanym związku "Bo mamy dziecko (którego w sumie nie chcieliśmy, ale kij z tym)" niż poukładać swoje relacje z partnerem, ewentualnie się rozstać. Na pewno. No i oczywiście, że jak się urodzi to pokochają. A raczej spróbują pokochać. Wierzę, że będą się bardzo starać. Ale nie wierzę, żeby z tych starań wyszło coś dobrego. Nie da się kochać na siłę. I NIE, NIE JEST TAK, że każda matka swoje dziecko kocha z automatu. Automatyczna jest troska o dziecko, wynika z pierwotnego instynktu przetrwania - skoro przekazałam dalej materiał genetyczny, to nie mogę dać mu zginąć. Ale nie podciągałabym tego pod miano miłości. Miłość do dziecka jest czymś więcej. To duma skraplająca się w oczach, gdy składa ślubowanie pierwszoklasisty albo gra w przedstawieniu. To sprawdzanie, czy aby nie ma gorączki, kiedy tylko zgłosi brak apetytu. To albo się pojawi, nawet w przypadku niechcianego dziecka, albo nie. Osobiście gdybym była wewnętrznie przekonana, że nie chcę mieć dzieci, to po prostu bym ich nie miała. Żadna siła by mnie nie przekonała.
@I_m_not_a_robot: Ach, to magiczne "Odmieni ci się..." Całe życie chciałam mieć dziecko. Nie odmieniło mi się, więc czemu ktoś wmawia kobietom nie chcącym dzieci, że im na pewno się odmieni? A jak mamusia taka nieszczęśliwa, że nie ma komu pierdół kupować, to jest taki magiczny wynalazek jak adopcja. Albo może (słyszałam o czymś takim) stworzyć dziecku z domu dziecka taki "dom zaprzyjaźniony" - wypadałoby na obiadki, weekendy, dostawało prezenty, uwagę i czas. Może nawet da się namówić, żeby mówić do niej "babciu". Wilk syty, owca cała i zupełnie niechcący poprawi los jednego nieszczęśliwego dziecka. Oczywiście nie będzie łatwo zbudować więź z takim dzieckiem, ale zawsze można wjechać mamusi na ambicję - co, nie dasz rady? Ty nie dasz rady?
@digi51: Też kiedyś uważałam, że jak to, nie chcieć mieć dziecka?! Przecież to takie fajne i w ogóle... Miałam czternaście lat. Od tego czasu trochę zmądrzałem.
Myślałam o odwróceniu sytuacji, ale życzenie komuś żeby mu dzieci umarły... No, jest jeszcze mniej taktowne, niż takie pytania. Może życz im, żeby przekonali się, jakie cudowne jest życie osoby bezdzietnej? Nie mieści mi się w głowie, jak można być tak chamskim.
@Tranquility: Pracowałam w Biedronce. Gdy wszyscy z obsady byli dyspozycyjni, poza kierownikiem na sklepie były 3 osoby. 4 jeśli spodziewaliśmy się dużego ruchu. Cała załoga liczyła sobie jakieś 10-12 osob. Co z tego, że zrobili 5 stanowisk kasowych, jak nie ma ich kim obsadzić? Kolejki po horyzont, dostawa nie rozłożona, a centrala twierdzi, że przecież nie trzeba nam etatów, bo oni tak wyliczyli! Kaufland, zupełnie inne miasto. Dwie osoby na ladzie mięso/wędliny/grill. Ktoś tam się kręci i układa towar na sklepie. Otwarte dwie kasy z czterech. Zawsze kolejki. Kartki o poszukiwaniu pracowników brak.
Grób gotowy. Zakopać, niech ludzi nie drażni.
I właśnie dlatego uważam, że fajerwerki są spoko, jeśli są puszczane na zorganizowanych pokazach, a nie przez podpitych, nakręconych chęcią zaimponowania innym gówniarzy płci obojga. Gdy byłam dzieckiem zdarzył się u nas w okolicy podobny wypadek, koleś stracił trzy palce lewej ręki, bo zdążył wyjąć petardę, ale nie zdążył odrzucić. Długo nie można było mnie w sylwestra namówić, żebym w ogóle wyszła z domu...
@didja: Ja kiedyś usłyszałam: "To co N. kupić z okazji twoich urodzin? Bo ty już stara jesteś, tobie nie trzeba..."
@pusia: Nawzajem wszystkiego dobrego, choć ja akurat lubię sobie podyskutować :D
@nursetka: Ja sama nie jestem taka, jakbym chciała. Najzabawniejsze jest to, że córka spełnia wszystkie moje oczekiwania względem niej i tak w sumie to sama nie wiem, czego się czepiam. Jest absolutnie normalnym, fajnym dzieciakiem, lubianym w klasie. Poza tym mylisz się co do jednego. Ja nie narzekam, tylko stwierdzam fakt - jest rozkojarzona i trzeba nauczyć ją skupiać się na tym co robi. Jest niegrzeczna dokładnie tak, jak każde inne dziecko w tym wieku. Nie słyszałam jeszcze o ośmiolatku, który odrabiałby lekcje bez przypominania, pochłaniał lektury i wyrywał się do sprzątania w pokoju. Nie podoba mi się współczesny system szkolnictwa, w którym uczniowi wolno więcej niż nauczycielowi. Nie chcę, żeby moja córka była tak wychowywana. Ale nie zamknę jej w domu, kontakt z rówieśnikami jest niezbędny dla rozwoju, dlatego psioczę w internecie (który jest wdzięcznym medium i każde gie przyjmie) a potem robię swoje. Nie chcę żeby moja córka miała równie spaprane dzieciństwo jak ja i działam w tym kierunku. Nie kopiuję tych zachowań mojej matki, które tak mnie drażniły gdy byłam dzieckiem i które złamały mi psychikę. Uczęszczam na terapię, korzystam z każdej okazji by się dokształcić. Efekty są, ale w domu. W dzieciństwie nauczono mnie, że za zachowanie dziecka w szkole odpowiada nauczyciel. Prawie dwadzieścia lat nie miałam do czynienia z systemem szkolnictwa i nie byłam świadoma, że zmiany zaszły tak daleko. Muszę się dostosować i to zrobię.
@pusia: Nie, nie poinformował. Zapytana, czy są jakieś uwagi w dzienniczku odpowiedziała, że nie wie. Staram się codziennie przeglądać dzienniczek, dlatego wiem o uwadze. Zapewne poprosił, zeby mu dała ten zeszycik, ale nie zwróciła na to uwagi. I z tymi metodami wychowawczymi masz rację - pogadałam, zapowiedziałam że następnym razem będą konsekwencje, od tamtej pory jestem witana słowami "Nie ma uwag w dzienniczku, sama zobacz!". Czyli da się. Po prostu jestem przekonana, że wymierzenie doraźnych konsekwencji przez nauczyciela osobiście odniosłoby lepszy skutek - dziecko poczułoby przed nauczycielem pewien respekt i potem byłaby szansa, że nie wyleje mu tubki kleju na głowę (tak jak to zrobiła moja siostra w gimnazjum). Wiem, że są różne metody, to że ja pochwalam jedną nie musi oznaczać że jest idealna. Bo dobre są wszystkie, dopóki trzymamy się w granicach kultury i szacunku - nie obrażamy, nie bijemy, głos podnosimy w ostateczności - i dopóki są skuteczne.
@pusia: No nie zostało ukarane. Uwaga nie znalazła się w dzienniku, tylko w dzienniczku - zeszyciku służącym do komunikacji na linii nauczyciel-rodzic. Moja córka nie widziała jej na oczy, nie jest w stanie jej przeczytać (anglista bazgrze), ledwo wiedziała, że coś takiego się tam znalazło. Za uwagą nie idą żadne inne konsekwencje typu utrata punktów, obniżony stopień, dodatkowe zadanie do wykonania - nic. Więc jak została już ukarana, jak o tym nie wie? Jak mamusia w sklepie biegającemu z wrzaskiem dziecku zwraca uwagę "Bombelku, nie wolno" po raz dziesiąty, ale nie wyciąga konsekwencji, to dziecko zostało już ukarane?
@Crannberry: Albo rodził. I tak po każdej wizycie w toalecie trzeba się "tam" umyć.
@maranocna: Bo taką "Heidi" np. czyta niemal płynnie i w 99% prawidłowo (pomijając pojedyncze słowa, jak Rottenmeier). Więc gdy chce się skupić, to potrafi.
@Shi: Po prostu ma charakterek. Ja nie pozwalam, żeby mi pyskowała, nauczycielka nie pozwala, ale anglista jest "bardziej miętki" i do pewnego stopnia to tolerował. No i ma. Co do siedzenia przy odrabianiu lekcji - często gęsto przysuwa sobie krzesło do kanapy, na krzesło kładzie dużą książkę w twardej oprawie i na tym "stoliczku" odrabia lekcje. Jak jej tak wygodnie... Mnie od samego patrzenia boli kark :D Albo zgoła wyciąga się na podłodze. Co ciekawe - teraz, gdy w dorosłym życiu coś muszę pisać, to najwygodniej mi właśnie w tej "szkolnej" pozycji, tylko biurko muszę mieć wysokie. Ale pamiętam z dzieciństwa, jak matka mi wmawiała, że "tak jest wygodniej" całkowicie zlewając fakt, że jestem od niej o ileś cm niższa i tak jest wygodniej, owszem, ale JEJ. Sama tego swojemu dziecku nie robię, niech sobie wybiera najwygodniejszą pozycję.
@Jaladreips: Cóż, nie popieram i nigdy nie będę popierać bicia dzieci. Wzmianka o pasku była ironiczna...
@Xynthia: Zabronisz? ;) A serio - też nie biorę jej na poważnie. Udaję. Niech się dowartościuje dziecko :D
@Xynthia: Uczęszcza na zajęcia taneczne raz w tygodniu i na zbiórki harcerskie też raz w tygodniu. U mnie sytuacja była odwrotna. W przedszkolu sygnalizowano mi, że "jest ruchliwa, ale dajemy radę, nie ma powodów do niepokoju" a w szkole pojawia się problem.
@starajedza: Cytaty proszę. Dowody. A nie że Ci się coś tam w de ubzdurało i na tej podstawie mnie obrażasz.
@starajedza: Jasne, bo stanie w kącie to takie strasznie poniżające było, akurat. Z dzieciństwa doskonale pamiętam, co wtedy czułam - świadomość, że na drugi raz lepiej będzie uważać, bo nudno tak sterczeć twarzą do ściany. Poza tym chciałabym Ci uświadomić, że gie wiesz. Nie wiesz, ile czasu spędzam odrabiając z moją córką lekcje, ćwicząc czytanki i rozmawiając. Nie wiesz jak często bywamy w parku czy na ciachu. Nie wiem, czemu masz taki problem (bo to nie pierwszy raz) z tym, że inni w ogóle mają dzieci? Każda kobieta w ciąży jest Twoim zdaniem roszczeniowa, każda matka to "madka", nikt nie wychowuje swoich dzieci jak należy. Pochwal się, jak Ty wychowujesz/wychowywałabyś swoje, bo krytykować to każdy potrafi.
@GoodGrace: A czy kinestetycy potrafią usiedzieć np przed TV? I obejrzeć kreskówkę ze skupieniem wystarczającym do tego, żeby potem ją opowiedzieć i wyciągnąć wnioski? Albo spokojnie poukładać puzzle? Albo przeczytać opowiadanie na tyle uważnie, żeby potem je streścić i wyciągnąć wnioski (i w przypadku TV i czytanek proszę, żeby potem opowiedziała mi własnymi słowami, co się działo. Nie sztuka się polampić w telewizor) Jeśli tak, to owszem, może być kinestetykiem. Tylko nie wiem, co to zmienia. Im szybciej się nauczy, że spokojne siedzenie w szkole się opłaca, bo przekłada się na lepsze zrozumienie treści, tym lepiej. Nie jestem matkąwariatką co ma parcie na piątki i szóstki, ale zbyt wielu widziałam ludzi, którzy w dorosłości czytali na głos gorzej niż moja córka teraz, żeby nie doceniać tego etapu edukacji. Jak potem przeczyta umowę przed podpisaniem? Będzie sylabizować?