Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Goszka

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2011 - 20:19
Ostatnio: 14 kwietnia 2015 - 13:44
Gadu-gadu: 3563781
  • Historii na głównej: 36 z 77
  • Punktów za historie: 34882
  • Komentarzy: 473
  • Punktów za komentarze: 3406
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
23 listopada 2011 o 20:02

mój Boże, dziecko. Na lekcji słuchasz muzyki? i jeszcze głośniej, bo przecież jej nie słyszysz? nie pochwalam postawy nauczycielki, ale wątpię, że Ty zachowujesz się poprawnie. Poza tym, nie dziwię się jej frustracji - katechetka, uczy mało ważnego przedmiotu w najmniej wdzięcznej grupie uczniów. Czasem nie wytrzymuje nerwowo, ot i wszystko. Zrozumiałbyś, gdybyś pouczył przynajmniej miesiąc.

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 19) | raportuj
20 listopada 2011 o 19:21

nie, to starszy pan, kobieta w chwili śmierci miała około osiemdziesiątki. On myslał (tak tłumaczył), że żona juz nie żyje i odmawiał modlitwy za jej życie wieczne...

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
18 listopada 2011 o 9:07

chciałam powiedzieć o kocie - to jej mieszkanie, ma prawo wiedzieć, że tam będzie przebywal futrzak. Zapytalam: czy to nie problem, że mieszka z nami kot. A gdybym powiedziala, że mam dziecko, to by radziła oddać je do adopcji? Ps. jeśli wykastrować kota i regularnie, raz dziennie, zmieniać mu żwir w krytej kuwecie, nic nie czuć. A kiedy wyjeżdżamy, zabieramy go ze sobą, tak więc Franek naprawdę nie brudzi. Bardzo się do niego przywiązaliśmy oboje i nie wyobrażam sobie, że miałabym go tak po prostu oddać do schroniska.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
18 listopada 2011 o 8:47

ale ja nic nie mówiłam o tym, że chce się Franka pozbyć - ba, nawet tego nie zasugerowałam - pytałam tylko, czy właścicielce mieszkania nie przeszkadza z jakichś względów jego obecność, choć i tak mieszkalibyśmy tam sami, we trójkę, bez niej.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
17 listopada 2011 o 12:32

jest, jest... trolejbusy często są monitorowane.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 listopada 2011 o 8:38

jeśli na żądanie, to rozumiem, że się kierowca nie zatrzymał. Miał rację. Mógł go zatrzymać, póki nie okaże biletu lub nie zapłaci za niego.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
4 listopada 2011 o 8:37

uważam, że to karygodne - towar jest w sklepie i powinien Ci zostać sprzedany.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
4 listopada 2011 o 7:40

a inni pasażerowie, którzy chcieli wysiąść na tym przystanku?

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 17) | raportuj
4 listopada 2011 o 7:21

na skonczeniu tej znajomości zanim się zaczęła tylko zyskujesz. A że napisal godzinę przed, to świadczy o nim dodatkowo źle. Nie odwołuje sie tak spotkań.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
3 listopada 2011 o 9:09

po pierwsze: chcieliśmy to zgłosić na wypadek, gdyby mnie albo Miłemu cos się stało. Po drugie: nie wykluczaliśmy wszczęcia postepowania, gdyby ataki na nas powtorzyły sie, odmowilismy wszczęcia postępowania na tamta chwilę. Po trzecie: ona straszyla nas oskarzeniem Miłego o gwalt, dlatego chcielismy iść pierwsi i przedstawić swoja wersję tamtego feralnego piatku (odsyłam do poprzedniej historii). Po czwarte: w grę wchodziły grożby karalne, prokuratura sama wszczęła postępowanie.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
27 października 2011 o 12:40

to był mój pierwszy raz w warsztacie...A poza tym, nawet gdybym tam stała, to i tak bym nie wiedziała, co to jest klema i że to coś się odłącza... myślę, że teraz też bym raczej nie stała nad mehanikami. Co innego, malarze pokojowi albo budowlańcy - tych na pewno pilnowałabym, bo znam sie na tym troche więcej niż na klemach.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
26 października 2011 o 19:30

no i właśnie dlatego historia jest piekielna...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
26 października 2011 o 19:27

pisałam już o tym: "Z kolei tata zająć się tym nie mógl, bo mamy dość dużą plantację malin i nie chciał tracić dnia roboczego na siedzenie w warsztacie. Dlatego oddelegowano mnie, jako najmniej wówczas (i ogólnie) przydatną w pracy. Wydawało nam się, że nic się nie stanie". Dorosłość to właśnie chęć pomocy rodzicom

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
26 października 2011 o 10:52

lekarz powiedział, że przed morfologią nie wolno jeść nic, co może zaburzyć wynik - więc ja, nie widząc o tym, albo skonsumowałam niewłaściwą przed badaniem kolację, albo wtedy anemia była w początkowej fazie i niski wskaźnik hemoglobiny nikogo nie zaalarmował, albo laboratorium zmieniło wyniki. Zaznaczam, że badania krwi były w różnych ośrodkach

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
25 października 2011 o 7:45

ze względu na wczesne pojawienie się problemu (początkowo nawet przez moją mamę bagatelizowanego, bo po co trzynastoletniemu dziecku ginekolog), zaliczyłam kilka publicznych przychodni, a potem kilka gabinetów prywatnych, zanim trafiłam na swojego lekarza. I moge podsumowac, ze w gabinetach publicznych nawet ci sami lekarze sa bardziej nieprzyjemni, mniej sklonni do wyjasniania pacjentowi przyczyn jego choroby, ze juz nie wspomne o przestarzalym sprzecie. Kilka przykladow? nadzerke leczono mi publicznie farmakologicznie przez prawie rok. Nie zmniejszyla sie. Lekarz prywatny zrobil zabieg, pomoglo od razu. Czas oczekiwania na wynik cytologii publicznie - 2 tygodnie, prywatnie - tydzien lub krocej. Wzierniki - jednorazowe. Kolejek - zero. Nie chwale się prywatnym lekarzem, jestem pracującą studentka i zaplacenie za wizyte rowna sie rezygnacji z czegos tam. Ale korzysci sa niewspolmiernie wieksze. Chcialam jeszcze raz podkreslic, ze spotkanie z lekarzem w jego gabinecie prywatnum rozni sie od tego w publicznym - czesto doktor jest o wiele bardziej mily, pomocny i nawet jednorazowe wzierniki sie znajda. Byc moze mialam pecha, moze sie za bardzo zrazilam. Jesli ktos ma inne doswiadczenia, to pozostaje mi tylko sie cieszyc, ze spotkal lepszych lekarzy

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
24 października 2011 o 10:17

a na zapalenie pęcherza trzeba wzywać karetkę?

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
24 października 2011 o 8:25

mówię na swoim przykładzie: mój prywatny lekarz, dr Listos, którego mogę naprawdę polecić, uzywa tylko jednorazowek. Zawsze sprawdzam, czy wziernik jest nowy. Zawsze na narzedzie do USG nakladana jest prezerwatywa. Dlatego chwalę sobie prywatną opiekę.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
23 października 2011 o 1:26

niestety, mój organizm wyraźnie domaga się mięsa - po kilku miesiącach diety wegetariańskiej mam anemie murowaną (taką, że wyglądam źle, źle się czuję, gubię włosy, mdleję), a po mięsie to wszystko się poprawia. Próbowałam, owszem, diety zróżnicoanej. Nie działa.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
21 października 2011 o 8:19

podobno rośliny też czują - czytałam, że kwiaty niedostrzegalnie się uchylają przed naszymi rękoma, kiedy chcemy je zerwać. Prawdopodobnie jednak mniej czuje ziemniak, kiedy się go wykopuje spod zeschniętej bulwy niż prosię wleczone na rzeź. Jeszcze raz powtarzam: zdaję sobie sprawę, że należę do mniejszości. Że to kontrowersyjny sposób myślenia. Że kotek i piesek to w naszej kulturze przyjciele, a kura to obiad. Ale skoro ja nie obrażam jedzących mięso i nie nazywam ich mordercacmi, to czemu Wam przeszkadza, że na widok kotleta robi mi się słabo?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
21 października 2011 o 7:57

nie jestem nawiedzoną wegetrinką, która nawraca wszystkich wokół. Gotowłam mojemu partnerowi mięso, choć nie mogłam na nie patrzeć. I nie nazywam innych stylów życia głupotą, dlatego proszę, nie nazywaj tak wegetariaznizmu.

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 10) | raportuj
20 października 2011 o 22:38

nie, po prostu nie byłam w stanie jeść mięsa, wiedząc, że to było kiedyś zwierzę, że czuło, myślało na swój sposób, a potem zostało zabite i ja je mam jeść. Wiem, że to dość kontrowersyjne myślenie i że pewnie je ktoś nazwie nadwrażliwością. Po prostu tak mam. Potem zaczęłam powoli się do mięsa przyzwyczajać, bo lekarz straszył konsekwencjami, ale teraz, kiedy mam lat 23, chętnie bym wróciła do jarkiej diety, gdyby nie wizja hemoglobiny lecącej na łeb, na szyje, i nowego członka rodziny, który aktualnie jest w planach. Ale wciąż do spożycia mięsa muszę sie przymuszać

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
20 października 2011 o 14:41

wysypała je wprost do umywalki, i na pewno nie było tam żadnego płynu. Pamietam, że sposób dezynfekcji tak mnie zaskoczył, że patrzyłam dokładnie. I pamiętam to mimo upływu lat i zmiany doktora

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
20 października 2011 o 13:18

wziernik ma kontakt z pochwą i szyjką macicy. Chciałbyś, żeby w Ciebie włożono coś niezdezynfekowanego, co było w kimś innym, nie wiadomo na co chorym?

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
20 października 2011 o 11:51

historia, jak zaznaczyłam, miała miejsce cztery albo pięć lat temu. Wtedy metalowe wzierniki istniały, jak jest teraz, nie mam pojęcia. Mój doktor stosuje tylko plastikowe, chociaż i tak zawsze sprawdzam, czy wyciąga go z zamkniętego woreczka. Chyba jestem przewrażliwiona:)

« poprzednia 1 210 11 12 13 14 15 16 17 18 19 następna »