Profil użytkownika
Piekielnaaaaa ♀
Zamieszcza historie od: | 13 marca 2011 - 14:38 |
Ostatnio: | 29 marca 2023 - 21:30 |
- Historii na głównej: 10 z 11
- Punktów za historie: 5557
- Komentarzy: 314
- Punktów za komentarze: 2451
Zamieszcza historie od: | 13 marca 2011 - 14:38 |
Ostatnio: | 29 marca 2023 - 21:30 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
W życiu nie zrozumiem tego powszechnego przekonania, że lepsza jest ginekolog-kobieta. Ja od pierwszej wizyty chodzę do lekarza-mężczyzny. Ile razy słyszałam od koleżanki czy siostry jakąś mrożącą krew w żyłach historię z gabinetu ginekologa, jej bohaterką zawsze była lekarka.
To historia sprzed kilku dobrych lat, ale z tego co pamiętam, bank odpowiadał na reklamacje odmownie, informując, że w danym okresie nie odnotowano prób zaksięgowania na rachunku wpływów od takiej a takiej osoby oraz że bank takich przelewów nie odrzucił. Nie wiem dokładnie na jakich zasadach się to odbywa, ale podobno jest tak, że reklamację powinien składać w swoim banku NADAWCA przelewu. Pan z historii nawet nie podejrzewał, że ktoś może go tak ordynarnie robić w konia. Oczywiście każde pismo z banku traktował jako potwierdzenie swoich podejrzeń, że bank go okrada.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2014 o 15:26
Koleżanka pracowała kiedyś w oddziale banku. Swego czasu mieli tam pewnego stałego klienta, którego stałość polegała na tym, że regularnie - co kilka dni - zjawiał się w tymże oddziale w celu złożenia reklamacji na zagubiony przelew. Pan reklamował fakt, że bank kradnie pieniądze, przelewane mu na jego konto przez kontrahentów. A konkretnie przez jednego kontrahenta. Kontrahent ten wysyła przelew, przesyła nawet potwierdzenie w .pdf, a pieniądze nigdy na konto nie dochodzą. Słowem: złodzieje! Przy którejś z kolei takiej pyskówce rezolutna pracownica zapytała, w jaki sposób klient otrzymuje to potwierdzenie o wysłanym przelewie, czy bezpośrednio z banku nadawcy czy w jakiś inny sposób? Ano, z prywatnego maila, dajmy na to: misiek_70@misiek.pl. I po nitce do kłębka, okazało się, że "sprytny" kontrahent postanowił wy....ać swojego znajomego na kasę i przesyłał mu mailem spreparowane .pdfy z potwierdzeniem wysłania pieniędzy. No bo przecież w banku sporo kasy mają, to co on będzie tracił swoją?...
Narzeczony przyjaciółki pracował w przedsiębiorstwie, gdzie notorycznie kradł... kierownik. I to kradł dosłownie wszystko, co tylko dało się ukraść, nawet mleko z lodówki czy spinacze biurowe. Było to zachowanie wręcz chorobliwe, zakrawające na kleptomanię. Jednak dla właściciela firmy było oczywiste, że kradną szeregowi pracownicy, nie zagłębiał się on w ten temat. Najgorsze jednak w tym wszystkim było nie samo zachowanie kierownika-kleptomana, ale to, że przez kilka miesięcy jego "rządów" nikt z załogi nie wpadł na to, aby go nagrać np. telefonem i wreszcie ukrócić niesłuszne oskarżenia pod swoim adresem. Ludzie woleli sami się zwalniać, niż bronić swojego dobrego imienia i prawa do pracy w spokoju.
Wyedytuj tę historię (przecinki zawsze dokleja się do poprzedzającego wyrazu), bo strasznie źle się to czyta.
@ Zmora Gratuluję bardzo optymistycznego założenia, niestety, nie sprawdza się ono w praktyce. Zjadłam zęby na obsłudze klienta i niestety najczęściej jest tak, że ludzie po prostu nie słuchają, co się do nich mówi. Byłam przyzwyczajona, że kuleje u nas w narodzie umiejętność czytania ze zrozumieniem, ale że ze słuchaniem też są problemy, tego nie wiedziałam...
Zapomniałaś o typie klientów których ja nazywam "tak". Tacy klienci występują w każdej kategorii punktów usługowych. A: Woli Pan sos czosnkowy czy ketchup? B: Tak. A: Czy konto prowadzone jest w PLN czy w walucie obcej? B: Tak. A: Nosi pani rozmiar 36 czy 38? B: Tak. K..., ale które "tak"?
Moja znajoma, kobieta baaardzo wykształcona i obyta w świecie, od dłuższego czasu żali się, że jej dwójka dzieci bez przerwy choruje i musi przyjmować coraz silniejsze antybiotyki. I byłoby to nawet dziwne, gdyby nie to, że "zapobiegliwa" mamusia utrzymuje w mieszkaniu temperaturę +27-28 C. Znajomi, którzy czasem ją odwiedzają, wiedzą, że na tę wizytę trzeba odpowiednio się ubrać, tzn. w taki sposób, żeby móc rozebrać się do rosołu. Na pytanie, czemu robi w domu takie piekło, odpowiada, że to po to, aby dzieci się nie zaziębiły...
Całkowicie zgadzam się z OliwąDoOgnia. Trzeba po prostu zacząć uświadamiać społeczeństwu, że takie zachowanie jak opisane w historii, to zwykłe chamstwo. Większość moich znajomych na studiach dorabiała sobie na różnego rodzaju infoliniach i historie, jakie nieraz opowiadali, sprawiały, że człowiekowi nóż się otwierał w kieszeni. Nie pojmuję, jak można np. w wigilijny wieczór zadzwonić na infolinię i wydzierać się o np. zbyt wysoki rachunek za telefon...
A cóż to za nowy koszmarek językowy, ta "anulacja"? Zawsze wydawało mi się, że mówi się po prostu "anulowanie"...
Albo sprawdza, który nie opuszcza po sobie deski sedesowej?...
Zastanawiam się, czy paluchy by ci wykręciło z wysiłku, gdybyś napisał pełnym wyrazem "Polska", zamiast jakieś "PL"? Co to w ogóle ma być?
Biedaku, a więc będziesz do końca życia jeździł autem tylko po własnej wiosce? Współczuję. Ja prawo jazdy mam od kilku lat, a zjeździłam samochodem prawie całe Bałkany, połowę Francji, Włoch i Ukrainy. I wierz mi, to o czym piszesz, to przy tamtejszych zwyczajach pikuś ;).
Do listy którą wymienił mijanou, dodałabym jeszcze ludzi związanych z wymiarem sprawiedliwości - prokuratorów, sędziów, protokolantów... Beret ryje się na całego.
Proponuję na prezent pieluchomajtki...
"Tak, że" = "więc", "w ten sposób, że" "także" = "również", "też"... W połowie historii jest ten sam wkurzający byk, ogarnijcie się...
Może były, ale jak się dziewczyna zorientowała, że ją zostawili i musi sama zorganizować sobie powrót, to leciała kłusem na dworzec autobusowy...? Może po prostu nie wiedziała o której ma jakiś transport do domu? Albo miała go dosłownie zaraz?...
A ja bym mu jeszcze poprawiła szpicem w jaja. Palant jakich mało!
@ moniczka Wreszcie jakiś głos rozsądku :). Pozdrawiam.
@ Shakkaho "Zapytać dziecko co by chciało" - i co zrobisz, jak ci odpowie, że czekoladkę? Przekupywanie dziecka? Faktycznie, świetny pomysł. Piszesz jakieś dyrdymały o robieniu dziecku przyjemności - ja ZAKŁADAM, że podaję dziecku to, co zje z ochotą, a ono mimo to odmawia, obojętne z jakiego powodu (bo źle się czuje, bo mu się odwidziało, bo nie). Powód nie ma żadnego znaczenia w sytuacji, gdy zjeść MUSI. Uczenie dziecka gospodarowania pieniędzmi i oszczędzania to również wychowywanie. Przestań się rzucać i przyjmij do wiadomości, że dzieci nie są takie głupie i bezradne, jak ci się zdaje, i wpadają czasem na pomysły, których nawet najbardziej przezorny i zapobiegliwy rodzic nie przewidzi. Tyle w temacie, dobrej nocy życzę.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 8 lutego 2013 o 0:13
@ Shakkaho Jak widać po wielu dyskusjach pod historiami, opcja "odpowiedź" nie zawsze prawidłowo się wyświetla, dlatego wiele osób odpowiada w ten właśnie sposób. To tak na początek. Dwulatek nie kupi, ale pięciolatek owszem. Mój bratanek będąc w takim wieku przerobił akcję z wysypaniem moniaków ze świnki skarbonki (tak - nie potłukł jej, by nie narobić hałasu) i w przerwie zabawy na podwórku udał się do najbliższego sklepiku i za całość nakupił czekolady. Konsumpcję całości udaremnił tata, który akurat wracał z pracy. Jeżeli w dalszym ciągu do ciebie nie dociera, raz jeszcze powtórzę przykład z antybiotykiem, który podałam w odpowiedzi do bloodcarvera. Są sytuacje, że dziecko musi zjeść i nie jest to kwestia tylko czyjegoś wygodnictwa czy widzimisię. Z twoich postów bije przekonanie o niezmierzonej wiedzy na każdy temat - jestem pewna, że życie ją zweryfikuje. Na początek pogadaj z jakąś znajomą czy koleżanką która ma dziecko, czy w praktyce takie luzackie podejście do sprawy sprawdza się w 100%.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2013 o 23:58
@ bloodcarver Ogarnij mózgownicą, że są sytuacje, że dziecko musi zjeść i koniec, np. trzeba mu podać antybiotyk (w ich przypadku często bardzo ważne jest podawanie go w konkretnych odstępach czasu), a ostatni posiłek jadło kilka godzin temu i teraz odmawia zjedzenia czegokolwiek. Co ma zrobić matka? Nie podawać leku?
@ Shakkaho Gratuluję wiedzy na temat żywienia. Myślisz że to zdrowe cały czas funkcjonować na kanapkach, na suchym żarciu, i nie jeść ciepłych, zwłaszcza płynnych posiłków? A co z dziećmi, które nie umieją jeszcze jeść kanapek? Myślę że twoja praktyczna wiedza o opiekowaniu się dziećmi jest malutka jak orzeszek laskowy, ale puszysz się i mądrzysz. Co do słodyczy - wyobraź sobie, że twoje złote rady to teoria, która nie zawsze działa w praktyce. Kilkulatek sam może kupić sobie słodycze. A mniejsze dziecko może poczęstować kolega, który akurat przyszedł w odwiedziny i zachomikował w kieszeni parę batonów. Wiem, przerabiałam.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2013 o 23:26
Też tak myślałam, dopóki nie zaczęłam pomagać bratowej w zajmowaniu się dzieckiem. Mówię stanowcze "nie" zmuszaniu dzieci do jedzenia, zwłaszcza straszeniu ich, ale w praktyce wygląda to tak, że jeżeli dziecko nie zje czegoś zdrowego i pożywnego w odpowiednim czasie, to potem albo napcha się słodyczami, albo trzeba będzie kilkanaście razy odgrzewać tę cholerną zupkę czy kaszkę, co trochę komplikuje dzień (zwłaszcza gdy poza opieką nad dzieckiem ma się jeszcze inne obowiązki na głowie). Do tego należy dodać sytuacje, w których wiemy, że nie będzie można podać dziecku ciepłego posiłku przez ileś godzin (np. gdzieś jedziemy z dzieckiem) i dlatego tak ważne jest, żeby zjadło teraz, gdy to jest możliwe. Bo to więcej niż pewne że w krótkim czasie po wyjściu będzie marudziło, że głodne.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2013 o 23:11
Księża ślubują CELIBAT, czyli BEZŻENNOŚĆ, a nie CZYSTOŚĆ.