Profil użytkownika
marcelka ♀
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 13 maja 2024 - 15:47 |
- Historii na głównej: 63 z 64
- Punktów za historie: 8546
- Komentarzy: 1070
- Punktów za komentarze: 9211
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 13 maja 2024 - 15:47 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@MowionoOnimKing: skoro pobrana kwota już pokrywa cały dług z nadwyżką, to może ta nadwyżka to koszty komornicze, które się komornikowi należą z chwilą, jak ściągnie cały dług? Ale nie wiem, czy te koszty miał prawo pobrać nie zostawiając kwoty minimalnej na koncie... - to już pytanie do niego/jakiejś darmowej poradni prawnej może?
@Tolek: to trochę tak jakby walnąć w mordę kasjerkę w Biedrze, bo pomidor był za gorzki...
wszystko wskazuje na to, że działanie komornika faktycznie piekielne i bezprawne - i już poprzedni komentujący napisali, co zrobić w tej sytuacji ale dług trafia do komornika, jak jest niespłacany... i to nie kwestia opóźnienia w jednej czy dwóch ratach... rozumiem, są różne sytuacje w życiu, ale pożyczając, trzeba się liczyć z koniecznością spłaty. i spłacając regularnie, zawsze można się z wierzycielem dogadać - rozłożyć dług na więcej rat, ale mniejszych, może nawet czasowo zwiesić spłacanie rat (zależy, kto był wierzycielem) bo niespłacanie długu, nieważne, w jakiej sytuacji się jest, jest samo w sobie piekielne...
Ok, brak odpowiedzi w stylu "nie, dziękuję" lub "tak, poproszę" na pytania o reklamówkę, produkt promocyjny itd. jest niekulturalny, ale serio, wchodząc do rossa (lub innego sklepu nie typu mała klitka) w galerii mam mówić głośne dzień dobry? może jeszcze przywitać się z ochroniarzem i zajrzeć na zaplecze, co by moje dzień dobry dotarło do wszystkich pracowników?
z jednej strony sprzedający, którzy nie opisują dokładnie tego, co sprzedają lub "lukrują" fakty - są piekielni. Choć to trochę jak przed pierwszą randką - dziewczyna ubiera obcisłą kieckę i szpilki, choć niewygodne, facet zamienia podkoszulek na koszulę z kołnierzykiem, żeby zrobić dobre pierwsze wrażenie - i też można się zapytać po co, skoro jak będzie ciąg dalszy, to ona się skapnie, że jego szafa nie jest wypełniona garniakami od armaniego, a on się zorientuje, że ona na co dzień to raczej dzinsy i trampki preferuje... Ale jak oczekujesz, że kupisz około 15-letnie auto bez rdzy, bez zadrapań na lakierze, bez śladów użytkowania na tapicerce i w stanie technicznym "zero-do-poprawy" w cenie około 5k, to... no cóż, szukasz miesiąc, i pewnie poszukasz dłużej...
piekielne w podejściu lekarzy jest to, że ich zadaniem jest zdiagnozować i wyleczyć problem, a tego nie zrobili. Ale koniec końców to ty zostajesz z problemem, więc w twoim interesie jest niejako wymóc na nich profesjonalne działanie. To, że zadawali pytania, jest normalną rzeczą. Ginekolog nie musi siedzieć, głaskać cię po rączce i po godzinie zdawkowej, przełamującej pierwsze lody rozmowie nieśmiało zapytać: ale jaki jest pani problem? Poza tym jeśli wstyd było zapytać mamę, to w wieku 20 lub 20+ lat nie miałaś ani jednej koleżanki, kuzynki, cokolwiek, żeby o tym pogadać? :o a przy okazji zapytać np. o sprawdzonego dermatologa lub gina...
@niemoja: - cytując autorkę historii: "wodzirej dodatkowo ze śmiecham polecił gościom robić zdjęcia ustawiając się za jednym lub za drugim rzędem" - no to jak ktoś stał w odległości powiedzmy +/- 1 metra, to raczej oczywiste, że nie próbował uchwycić w kadrze paprotki w przeciwnym rogu sali - ok, możesz nie mówić wprost, ale ludzie różne rzeczy na fejsa i każdy rozsądny użytkownik portalu powinien się z tym liczyć tudzież zabezpieczyć się przed tym odpowiednimi ustawieniami. Prawo chroni prywatność, ale szerokiej drodze w szukaniu sprawiedliwości na drodze sądowej i wytoczeniu sprawy cioci Graży czy niepełnoletniemu kuzynkowi Brajankowi + co raz trafi do internetu, już tam zostanie forever...
Też nie lubię większości zabawa typowo oczepinowych, będąc na weselach raczej nie biorę w nich udziału, a ta "zabawa" opisana w historii wg mnie to totalna żenada i poziom o wiele poniżej zera, ale...: państwo młodzi najwidoczniej nie mieli z tym problemu uczestnicy zabawy - oprócz wspomnianej 17-latki, która kiedy stwierdziła, że jej to nie odpowiada, się wycofała - nie mieli z tym problemu autorki historii raczej nikt siłą do zabawy nie wciągał demoralizacja dzieci - no cóż, to już kwestia odpowiedzialności rodziców, którzy pozwolili, by dzieci o tej porze były na sali zdjęcia - skoro uczestnicy widzieli, że są robione i nikt nie protestował - ich wola wstawianie zdjęć na fb - jw.; skoro ktoś nie powiedział wprost, że sobie tego nie życzy i nie ma ustawionego zatwierdzania postów na osi czasu - jego ryzyko piekielność: autorki, która choć ma prawo do własnego zdania na temat tej "zabawy" - i z którym nawiasem mówiąc się zgadzam - wtrącała się w nie swoje wesele, w rozrywkę, w której nie brała ani nie miała zamiaru brać udziału i w nie swoje dzieci... Po co?
ok, to może szybki test geograficzny? Ale bez wujka Google ;) Stolica Omanu? Czarnogóry? Paragwaju? Poza tym czym innym jest brak polskich znaków, a czym innym robienie błędów ortograficznych, vide: "stolicom".
ja tu widzę największą piekielność ze strony osób/instytucji odpowiedzialnych za wyposażenie stanowiska i ratowników w sprawny sprzęt, którzy tego obowiązku nie wypełniają...
czytając komentarze, przypomniał mi się pewien dowcip (suchar?;) ): Siedzi dwóch pijaczków na ławce. Podjeżdża gość autem na zagranicznych blachach, chce zapytać o drogę. Próbuje po angielsku, po rosyjsku, po niemiecku - nic, trudno, pojechał dalej. I pijaczek nr 1 mówi do swojego towarzysza: "widzisz, trzeba było się języków uczyć, to byś się dogadał". Na to pijaczek nr 2: "on znał aż trzy i co, dogadał się?" ;)
@GlaNiK: też tak przypuszczamy. tym bardziej, że innej, bardziej "normalnej" wymówki, raczej nie mogła użyć (lub wymyślić na szybko), bo tak jak napisałam - jest bliską koleżanką S., dokładny termin ślubu był jej znany już ponad 1,5 roku temu, więc opcja "och, jak nam przykro, mamy wykupione wczasy w tym terminie" nie wchodziła raczej w grę, wiemy też, że nie ma innego wesela w rodzinie swojej czy partnera, więc nie mogła użyć argumentu "konkurencyjnej imprezy"
@Owocowa: w pierwszej chwili też tak myślałyśmy, S. z nią rozmawiała i się dopytywała, o kogo chodzi, czy ktoś zachorował itd., ale E. nie miała przemyślanej odpowiedzi, coś zaczęła kręcić, że "babcia ma już 80 lat, więc to jest ten wiek, że w każdej chwili... no i dziadek ostatnio też coś źle się czuł, a wujek od dawna ma problemy z sercem..." A poza tym, gdyby faktycznie ktoś w rodzinie E. był tak poważnie chory, to S. by zrozumiała, że E. nie przyjdzie na wesele, bo przecież żadna przyjemność bawić się i myśleć, czy bliska osoba jeszcze żyje czy może już stało się najgorsze. Ale gdyby taka sytuacja faktycznie miała miejsce, to E. powinna o tym powiedzieć i się określić, że ponieważ przeżywa teraz trudny moment, nie będzie jej na weselu/przyjdzie tylko na ślub, a nie próbować jednocześnie być, a się wykręcić...
Rozumiem, że troszczysz się o rodziców, których uważasz, że Aneta wykorzystuje i jednocześnie złości Cię - nieodpowiedzialna w Twoim mniemaniu - postawa siostry. Ale zarówno rodzice, jak i siostra są dorośli, mają taki układ, na jaki się godzą, a Ty nikogo nie uszczęśliwisz na siłę, tylko będziesz coraz bardzie sfrustrowana.
cóż za podręcznikowy przykład podwójnej moralności! - jak Gosia spodobała się Marcinowi, bo była wysoką, szczupłą blondynką- to dobrze - jak Marcin się Gosi nie spodobał, bo był niezadbanym gościem z nadwagą - to żle - jak potem Gosia się nie podoba facetom, bo przytyła - to dobrze Wynika z tego, że jak facet ocenia laskę po wyglądzie, to super, a jak laska zwraca uwagę na wygląd mężczyzny, to już jest materialistyczną księżniczką o megawymaganiach...
@Minion: ok, miałam na myśli to, że procedury są same w sobie piekielne, nie pracownicy/Ty/bhp-owiec itd. Bo po pierwsze, skoro wystarczy do tego 20 minut, to absurdalny jest fakt, że procedury przewidują na to 5 godzin (powinno to być jakoś elastycznie uregulowane, po drugie, skoro oni byli na tym samym szkoleniu, co Ty, to powinna istnieć możliwość, że już mają zaliczone szkolenie.
nie rozumiem takiego podejścia... chcesz zrobić imprezę? super, zrób, jeśli cię na nią stać. A jeśli nie - odpuść, znajdź inny sposób świętowania, zaproś mniej osób - cokolwiek. Jedna z moich koleżanek "robiła" w podobny sposób rodziny. Najpierw poinformowała wszystkich, że impreza w wynajętej salce w takim pubie/restauracji, że jedzenie i alkohol zapewnia, a potem zorganizowała zbiórkę po 50 zł od osoby, no bo przecież to oczywiste, że się chcemy dla niej złożyć... wspaniałomyślnie dała znać, że jak już będzie zbiórka, to nie oczekuje prezentów...
a według mnie piekielne jest to, że wszystko robione jest "pod papier". pracownik powinien być przeszkolony do używania nowej maszyny. a jeśli - tak jak w historii - nowa maszyna różni się 3 guzikami od poprzedniej, to powinien być poinformowany o tych guzikach - i jeśli to potrwa 15 minut, to ok. Absurdalne jest ustawianie w papierach szkolenia stanowiskowego na 5 godzin, a w praktyce nie przeprowadzanie go wcale...
@Habiel: bzudra. na czas postępowania sądowego w takiej sprawie zawieszeniu ulega bieg terminu do odrzucenia spadku. od momentu uprawomocnienienia się wyroku termin znów zaczyna biec.
@pasia251: udowodnienie wierzycielom, że się odrzuciło spadek, polega tylko na pokazaniu im papierka, który to stwierdza. gdy się przyjmie spadek z dobrodziejstwem inwentarza dochodzi jeszcze oszacowanie wartości spadku, oszacowanie wartości długów, spłacanie - często proporcjonalne/częściowe wierzycieli, udowodnianie im, dlaczego im się płaci tyle, choć dług wynosi więcej - ogólnie dużo więcej zachodu. a co do odrzucenia spadku przez małoletniego - spadek można odrzucić przed sądem albo przed notariuszem, w imieniu dziecka też, z tym że faktycznie potrzebna jest w przypadku dziecka zgoda sądu, ale z tego, co mi wiadomo, sądy zazwyczaj taką zgodę bez problemu wydają.
@Drago: czytanie ze zrozumieniem -> akurat w podanym przykładzie wartość tego potencjalnego domu wynosiła 100 000, a mieszkania 300 000. i przykład być może był dość przerysowany, ale chodzi o to, że przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza wcale nie likwiduje wszystkich kłopotów.
@Drago: nie takie to proste. jeśli ktoś przyjmnie spadek z dobrodziejstwem inwentarzam, odpowiada za długi co prawda do wysokości majątku spadkowego, ale z całego swojego majątku. czyli np. masz mieszkanie za 300.000 w popularnej dzielnicy miasta, dziedziczysz 5 hektarów z chałupą w Wygwizdowie Wielkim, o wartości 100 tysięcy, dług jest 80 tysięcy - w ramach zaspokojenia wierzycieli komornik może zlicytować Twoje mieszkanie - bo łatwiej znajdzie kupca niż na te hektary. I nawet jeśli jakimś cudem sprzedałby za realną cenę, czyli te 300 tysięcy, to zostanie ci co prawda 220 tysiecy i chałupa z hektatrami, ale mieszkanie już nie. nie wiem, czy to taki "świetny deal"...? poza tym nawet jak przyjmiejsz spadek z dobrodziejstwem inwentarza, to musisz to wykazywać/udowadaniać przed wierzycielami, przychodzi ci multum pism z parabanków i innych instytucji... moim zdaniem w większości przypadków gra niewarta świeczki.
@BlueBellee: u mnie z historią było podobnie... pamiętam, jak historyk rozrysowywał na tablicy jak statki jakichś tam Greków jakim szykiem płynęły do jakiejś bitwy (do dziś się zastanawiam, skąd on -ktokolwiek (?) - może wiedzieć, jak one płynęły i po cholerę mi ta wiedza mogłaby się przydać), potem wkuwanie na pamięć Polski po testamencie Krzywoustego... (każdy z klasy wiedział, jakie ksiąstewko dostał Leszek Śmaki-Owaki i potrafił wskazać je na mapie, ale ile i jakie województwa były/są w Polsce to już większość nie miała pojęcia), potem jakoś tak szybko od grunwaldu do rozbiorów - że były, I wojna też była, i albo koniec, albo jeszcze na kampanię wrześniową się załapywaliśmy...
z punktu widzenia większości (przynajmniej moim zdaniem) kobiet w ciąży kwestia l4 wygląda tak, jakby ktoś im dał wybór w stylu: albo bierzesz teraz zaraz tu 1,000 zł albo biegniesz maraton i dostajesz 1,000 zł. No i logiczne - z tego punktu widzenia - że większość woli opcję pierwszą. A dla pracodawcy to jest kłopot, nie tylko finansowy (aczkolwiek uważam za piekielne, że pracodawca musi płacić za 30 dni i urlop, to jak obowiązkowa "premia" za zajście w ciążę), ale przede wszystkim trzeba znaleźć nowego pracownika, przeszkolić i zastanowić się, co jeśli nowy pracownik będzie się sprawdzał, a wróci pani po macierzyńskim... ogólnie to cały ten system jest piekielny, a ludzie jak ludzie... pomijając oczywiste krętactwa i kombinowanie, to naturalne jest, że każdy chce jak najlepiej dla siebie...
znajomy rodziców miał wysokie ciśnienie. jak sam twierdził - od zawsze. lekarz jednak w końcu się uparł, stwierdził, że nadciśnienie i że trzeba leczyć. leki przypisał, znajomy wykupił, przez jakiś czas (dość krótki) brał, aż zaczęły działać... a znajomy stwierdził, że z "normalnym" ciśnieniem on się czuje słabo, że lekarze się nie znają, bo on tak ma od zawsze... i przestał brać leki. w zeszłym roku zmarł na zawał. miał 43 lata...