Profil użytkownika
Bronzar
Zamieszcza historie od: | 26 września 2010 - 10:35 |
Ostatnio: | 28 stycznia 2015 - 9:34 |
- Historii na głównej: 36 z 43
- Punktów za historie: 13095
- Komentarzy: 328
- Punktów za komentarze: 2759
Zamieszcza historie od: | 26 września 2010 - 10:35 |
Ostatnio: | 28 stycznia 2015 - 9:34 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Kiedyś po powrocie do domu zauważyłem, że otrzymałem za mało reszty o 50 zł. Gdy wróciłem do sklepu i zwróciłem ekspedientce uwagę to mnie po prostu wyśmiała, że z niej kretynkę próbuje zrobić, że chcę naciągnąć i w ogóle tak mi nagadała, że czułem się jak złodziej. Wtedy sobie pomyślałem, że właściwie wyegzekwowanie źle wydanej reszty graniczy z cudem. Dlaczego więc ja miałbym jej oddać gdyby się pomyliła?
Ciekawe co miał zrobić? Rzucić się niczym Superman ryjem o ziemię w nadziei, że zdąży w locie złapać kota? A może rzeczywiście rzucić babą, stracić robotę, a może nawet nawet iść siedzieć? Zgłosić? Wyparłaby się i nikt by jej niczego nie udowodnił.
Powinnaś się domyślić. Jest to subtelny sposób na zbycie nachalnych konsultantów.
No to troszkę Ci ściemnili, bo co prawda rzeczywiście jest włoska firma SILCA produkująca klucze, ale wszystkie jej produkty są dostępne bez najmniejszego problemu w polskich hurtowniach. Poza tym 18 zł to według mnie troszkę za tanio jak na paczkę z Włoch - a oni przecież musieli jeszcze na tym zarobić :)
Dowcip z długą siwą brodą, daję "słabe". Następnym razem wymyśl coś sama.
Nie rozumiem za co tyle minusów. Jest to jedna z lepszych historii.
Gratuluję Grubson, pierwsza ciepło przyjęta historia :)
po 5-10 zł klucze "zwykłe". Są natomiast specjalne typu np. Gerda "rurka" (o tym byłą mowa w historii) lub jeszcze wymyslniejsze i ceny wtedy są wyższe - więcej roboty i droższe materiały.
WŁaśnie. Ludzie takim odpuszczają, bo szkoda im zahodu dla kilku złotych. Gdyby każdy dzwonił na policję, a kobieta rzeczywiście byłaby niewypłacalna, to szybko wylądowałaby za kratkami.
Gdybym to ja chciał wynająć pokój, to po tekście "O nie, psy muszą spać na zewnątrz..." powiedziałbym, że to mój dom i ja stawiam warunki, a jak się coś nie podoba, to do widzenia :)
Niestety taka jest prawda, że człowiek zapierdziela ciężko, obsługując dziennie setki klientów za psi grosz w zamian, to po prostu pracę traktuje olewczo. Tym bardziej gdy zjawi się klient z gatunku "jestem klientem więc wszystko mi wolno".
Stała praktyka w firmach. Zatrudnia się stażystę, który zapieprza 2x więcej niż inni, otrzymując za to 4x mniejsze wynagrodzenie. Gdy staż się skończy można poszukać kolejnego stażysty. Aha gdy coś pójdzie nie tak to zawsze wina stażysty. Dlatego też uważam, że instytucja stażu jest chybiona i ostatnimi osobami jakim pomaga to właśnie młodzi niedoświadczeni ludzie. Na stażu korzystają właśnie takie Panie w biurach, które chcą, żeby je ktoś wyręczył, lub właściciele małych firm którzy chcą mieć darmową siłę roboczą.
Spytałbym na jakiej to uczelni takiego skończonego chama z człowieka robią.
To może zatrudnię się w gangu jako złodziej :) Jak się wkradnę do Ciebie to mnie pewnie jeszcze herbatką poczęstujesz - bo ponoć pracy się nie wybiera.., A poważniej: każdy kto się zatrudnia wie, że to wkurza ludzi, więc do kogo ma mieć pretensje, że ludzie się wkurzają. Kiedyś spałem po pracy i dostałem telefon od telemarketera. Może miałem się wybić ze spania, byle tylko się facetowi przykro nie zrobiło?
Telemarketerzy korzystają z pewnej sztuczki. Mianowicie nie dopuszczają rozmówcy do głosu. Gadają, gadają i gadają i nawet człowiek nie ma się kiedy wtrącić. Ja zwykle staram się być miły: "dziękuję", "do widzenia". Ale czasem Ci ludzie po drugiej stronie słuchawki myślą, że są śledczymi, a ja na przesłuchaniu siedzę gdy zadają pytania dlaczego nie jestem zainteresowany. Najbardziej denerwuje mnie to jak mówię, że nie mogę teraz rozmawiać (bo czasem na prawdę nie mogę i muszę się szybko rozłączyć), a oni są jak słonecznik w zębie "jeszcze chwileczkę", "a jeszcze tylko spytam...". Sami są niestety sobie winni, że wybrali taki (moim zdaniem) haniebny zawód. Trafiają na ludzi w różnych momentach życia: odrywają ich od obiadu z brudnymi rękoma, na ruchliwych skrzyżowaniach, czasem zakłócają sen, czasem człowiek ma doła, dowiedział się o czymś złym, a Ci mu dzwonią, że mają zajebistą pościel... nie ma się co dziwić, że ludzie są czasem nerwowi. Ja teraz gdy jestem zajęty po prostu się rozłączam bez słowa.
Nie rozumiem trochę. Co konserwatora tak spłoszyło, że już do was nie przychodzi?
Normalną ceną za regulację bransolety było wtedy 4 zł (teraz już 5). Liczę tyle niezależnie od tego ile pracy wymaga ode mnie bransoleta (w błahych przypadkach mniej). Klienci często wracają się po chwili "bo jednak jeszcze trzeba poprawić". Nigdy nie proszę ich wtedy o dodatkową opłatę.
Dawno temu rzeczywiście tak było. Niestety polskie cwaniaczki tak korzystały ze swoich praw, że trzeba było je zmienić. W poniedziałki w sklepach RTV/AGD nawet w kasie tyle nie mieli, żeby wszystkie zwroty poprzyjmować. Już od kilkunastu lat zwroty towaru pełnowartościowego są na szczęście nieobowiązkowe, więc sprzedawca może piekielnemu pokazać palec ;)
OK już ani słowa z mojej strony ;)
Nie wiem jak w Anglii, ale w Polsce Tesco pozwala zwrócić towar do pięciu dni. Jest to jednak jedynie wyraz ich dobrej woli - prawo nie wymaga tego.
Bardzo dobra historia. Niestety tak jest, że wielu klientów jest przekonanych o tym, że mogą zwrócić towar. Wielu jest takich co kupują biżuterię lub ciuchy i po imprezie chcą zwrócić, albo jakieś kino domowe na weekend? Niestety, a dla sprzedawców 'stety' nie ma obowiązku przyjmować zwrotów. W takim przypadku jak opisany w tej historii nie oddałbym pieniędzy nawet pomniejszonych o VAT. Dlaczego? Ponieważ klientka została poinformowana o tym, że nie będzie mogła zwrócić. Gdyby mi opowiadała farmazony o wykształceniu to chyba bym był nie miły i spytał się czy ciężko komuś o żółtych papierach skończyć studia. Bo skoro nie rozumie co się do niej mówi to chyba do końca normalna nie jest. Chciała sobie pewnie na chwilę podładować telefon i narobiła Ci tylu problemów. Oczywiście klikam na "dobre" ;)
Chciałbym się po prostu dowiedzieć jaki urząd/organ/komórka zajmuje się takimi wewnętrznymi sprawami sklepów jak to kogo sklepy do środka wpuszczają, a kogo nie. Poza tym ponoć dzwoniły do regionalnego, a nie do sklepu. I skoro opierając się na państwowym stanowisku nakłamały, to mogły mieć ogromne problemy. Chyba, że w sklepie szalejące menelstwo jest rzeczywiście na porządku dziennym, ale wtedy nie ma co się dziwić tym kobietom, że uprzedzone były.
No dobrze, ale nadal nie wiemy: - skąd się okazało, że to są dwie urzędniczki? - do jakich instytucji zadzwoniły - dlaczego owe instytucje zareagowały tak szybko - dlaczego tak szybko zjawił się kierownik regionalny - dlaczego ie sprawdził wiarygodności tej skargi
Skąd owe kobiety miały numer do kierownika regionalnego? I jak kierownik mógł wprowadzić zmiany na podstawie szczekania starej matrony? Nie popytał pracowników jak jest na prawdę? Kierownika obiektu? Kierownika sklepu? Nie sprawdził monitoringu? Tylko tak po prostu wprowadził całkiem nowe przepisy? Chciało mu się? Historyjka jak dla mnie niewiarygodna.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 5 marca 2011 o 12:11
Na Twoim miejscu odsypałbym na oko 10gr w drobniakach i bym jej powiedział, że to odliczona kwota. Gdyby zaprotestowała powiedziałbym, że przecież nie wolno jej liczyć według wewnętrznych przepisów, więc ciekawe skąd wie :)