Maupo: ja swoich kotow na wsi tez nie badalam u weterynarza pod katem plci. Dostawaly tylko szczepienia i tabletki na odrobaczenie. Pomijam juz fakt, ze rzecz dziala sie dawno, na podlubelskiej wsi - tam byla, jest inna mentalnosc, malo kogo zwyczajnie stac na taki luksus jak dbanie o kota. A co do tego, ze nie poznal kota - jak pisalam, wszystkie z tego miotu byly czarne. To raz. A dwa - pan, w srednim wieku, prawdopodobnie niedowidzial. I podobnie - malo kogo bylo stac na okulary i wizyte u okulisty; podobne dzialania podejmowano, kiedy problemy ze wzrokiem byly naprawde nie do wytrzymania. Nie dziwie sie wiec, ze kota nie rozpoznal - zwlaszcza ze kot sluzyl do lapania myszy, a nie jako towarzysz zycia.
Smeg: komentarz, ze zwierzaki sie sterylizuje, dostal oceny ujemne, bo tlumaczylam wczesniej, czemu nie wysterylizowano kotki. Po prostu, przybyla do nas jako ciezarna i sie nia zajelismy. Nie bylo innego wyjscia, zblizala sie zima. A ona najwyrazniej zostala porzucona. A ze nie chcielismy juz kociat, po prostu ja oddalismy - bratu, gdzie mieszkala do konca zycia.
Kot, ktory mieszka na wsi, a szczur, kompletnie uzalezniony od wlasciciela, to troche inna historia.
myślę, ze ta dyskusja jest zbędna. Ty byś nie dała kota. Mój tata dał. Nie to jest głównym motywem tej historii, tylko piekielność mężczyzny, który oskarżał kogos o podmienienie kota, a wczesniej - nie posluchal rad osob, ktore pomoglyby mu odcztytac plec zwierzecia.
Reszka: no cóż, pan jednak przeraził się wizją kociąt dwa razy w roku albo wydatku na sterylizację. I tacy są ludzie. Nie wiem, czy to bieda czy brak uczuć. A może i jedno i drugie. A może fakt, ze na wsi nie dba sie na ogol o kocie uczucia. Karmi sie go, zima zatrzymuje w domu/piwnicy, zeby nie zamarzl; niektorzy szczepia i kupuja karmy. I to jest traktowane jako dziwactwo.
Porzucil? - oddal ja moim rodzicom. Czy wsrod Was, krytykujacych, nie ma nikogo, kto oddal zwierze? bo dziecko ma alergie, bo wyjazd, bo cos tam?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 15:38
Gdyby wiedział, ze to kotka, nie wzialby jej. Gdyby posluchal zdania taty co do plci futrzaka, uniknalby przykrej sytuacji. Pan byl przedstawicielem grupy: ja sie znam lepiej. Kiedy wyszlo, ze jednak nie mial racji, oskarzyl tate o kradziez kota i podrzucenie mu kotki.
Czemu mu kota dalismy? powtarzam, kotką opiekowal sie dobrze (kiedy jeszcze myslal, ze to kot). Nie bala sie ludzi, nie byla bita, a wrecz przeciwnie: zadbana, lagodna. Najwidoczniej nie chcial kotki, zeby nie zajmowac sie jej dziecmi (te kilkanascie lat temu na wsiach lubelszczyzny jeszcze naprawde malo kto slyszal o sterylizacji i kastracji). Kiedy tylko sie zorientowal co do jej plci, nie wyrzucil stworzenia, przyniosl do nas i ja, i male. W sumie to wszystko w miare dobrze swiadczy o jego humanitarnym podejsciu do zwierzat. Co do inteligencji - nie bede sie wypowiadac.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 15:25
Tłumaczyłam już... jedna kotka przybłąkała się ciężarna. Urodziła u nas i male zostaly. Nie z naszej winy nagle stalismy sie wlascicielami gromady kotow.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 15:15
Catgirl: hm, w takim razie trzeba by było przeprowadzać badania kandydata na opiekuna kota jak w ośrodku adopcyjnym dla dzieci (choc i ośrodki czasem zawodzą). Ten nie, bo idiota, ten nie, bo bierze już czwartego kota, ten nie, bo ma małe dzieci i pewnie będą męczyć futrzaka. Idąc tym trybem myślenia, moi rodzice zostaliby z kupą kociaków, którymi też by sie nie zajęli należycie ze względu na brak funduszy. Ewentualnie koty przestałyby być szczepione przeciwko wściekliźnie, nikt by ich nie odrobaczał i nie kupował karmy, bo zwyczajnie by nie wystarczyło pieniędzy. I co? tak by było lepiej?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 14:57
mylisz się. Kotka, ktora przyniosl, byla zadbana, nie bala sie ludzi. To, że ktos jest klotliwy albo po prostu glupi, nie oznacza, ze nie troszczy sie o zwierzeta.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 14:40
nie rozumiesz... nie było nas stać na utrzymywanie tylu kotów. Kotka, od której pochodziły kociaki, przybłąkała się już ciężarna i u nas urodziła. Potem brat ją zabrał do siebie, kiedy już wychowała małe. Małe oddaliśmy, zostały dwa. I tu nagle zwala się obowiązek zajęcia się następna kotka z małymi! tata oddał jednego kota, bo wiedział, że pan, mimo iz klotliwy, kotem sie zajmie dobrze. A nas bylo po prostu nie stac na taką gromadkę. Potem tę kotke również oddano do brata, jej kocięta z nam zostały - mieliśmy łącznie pięć czy sześć kotow wówczas.
gdybym ja pomyślała, że ktoś próbuje mnie poderwać, ale nie miałabym pewności, nie wyskakiwałabym z odrzuceniem, choćby po to, żeby nie zrobić z siebie idiotki.
Gdybyś zobaczyła, jak go biją - faktycznie, nic. Ale mogłabyś chociaż zadzwonić po pomoc, stojąc w pewnym oddaleniu, gdyby już go zostawili, udzielić pierwszej pomocy, cokolwiek. No i telefon na policje z informacją, że Twojego chłopaka biją, tu i tu, byłby może wiarygodniejszy. A w domu? cóż w domu można, oprócz dzwonienia?
A gdyby zmarł, bo leżał tam po pobiciu i nikt do niego nie podszedł?
Ze mną wówczas koledzy poszli, północ, nie północ. I nie chodzi o bycie Xenną czy obwinianie wszystkich dookoła. Chodzi o pomoc, za wszelką cenę, kochanej osobie. Za wszelką cenę.
gdyby mój chłopak był w takiej sytuacji, wzięłabym ojca, kolegę, sąsiada, kogokolwiek, a w ostateczności sama ruszyła na pomoc. Wiem, że strach, ale gdyby na przykład wtedy się wykrwawiał? gdyby leżał i potrzebował pomocy? Ok, jestem bezpieczna i łatwo mi mówić, ale zapewniam, że miałam sytuację podobną do Twojej - mój były chłopak również ze mną rozmawiał, idąc, ale nagle rozległ się dziwny dźwięk, przerwało się połączenie i on już nie odbierał. Od razu zabrałam dwóch kolegów i pobiegliśmy go szukać (idąc do mnie, miał do przejścia tylko dwie ulice). Okazało się, że telefon upadł mu na ziemię... wiem jednak, że gdybym była sama, też bym pobiegła. W takich chwilach liczył się tylko on.
Bezlimitu: smutne życie? A co to ma do historii?
Yuzu: to nie ja jestem naiwna, ze podalam tel. , tylko pajac, zadreczajacy mnie niesmacznymi smsami i propozycjami w nich zawartymi. Sugrujesz, ze na maila by tego samego nie wypisywali?
aha, i jeszcze jedno: doskonale wiem, że moja wypowiedź zostanie zminusowana, choćby przez samą autorkę (któż lubi być przyłapywany na kłamstwie?), mimo wszystko jednak apeluję: Little_Big_Heart, przestań zmyślać i pisać tak łzawo...
nie wiem, dlaczego Klexx jest minusowany. Wytknął autorce błąd, czym w dużej mierze podważył jej wiarygodność (wybacz, Little_Big_Heart, taka pomyłkę trudno tłumaczyć szokiem, dla mnie jest dowodem kłamstwa; a odpowiadając na Twoje pytanie, po co miałabys zmyślać, odpowiadam: nie wiem, po co ludzie kłamią, po co Ty kłamiesz, może z nudów, może z potrzeby zaistnienia) i ten komentarz wydaje się rozsądny i jasny. Ode mnie plus.
mimo wszystko, uwazam, ze autorka dobrze zrobila, informujac otocznie o alergii, a co za tym idzie, o leku - przeciez w razie uzadlenia mozna jej szybciej pomoc, jesli wszyscy wiedza o uczuleniu. Sama majac tego typu problemy, wspominam o tym nowo poznanym osobom przy okazji, mimochodem, po prostu w trosce o wlasne bezpieczenstwo (jesli uzadli, natychmiast pogotowie).
zgadzam się z kobietąprzed40. Ja bym jednak powiedziała "szczęść Boże"; no, pewnie nie całowalabym ręki, ale zachowała elementarną uprzejmość. Bo teściowie, bo obcy, starszy czlowiek, bo gość. A to, co zrobiła autorka, kojarzy mi sie z dziecinnym buntem, dziecinną potrzebą manifestacji poglądów.
ciezko mi polemizowac z Twoja opinia - Ty uwazasz tak, ja inaczej. Niemniej jednak sprobuje - bloga nie pokazuje znajomym. Kolezaka byla wyjatkiem, bo chcialam to wyslac na konkurs. Podkreslilam: to fikcja, moje zycie jest tam mocno ubarwione, zwlaszcza w czern. Choroby psychicznej nie dopatrzylam sie u siebie, nie dopatrzyli sie inni, w zyciu nie mialam halucynacji, a boje sie jedynie samotnosci i tego, co po smierci - czyli chyba jak kazdy. W kazdym razie, to, co pisaliscie wszyscy, sporo mi dalo do myslenia. I za to, jak juz napisalam, dziekuje.
jakiś czas temu opisałam historię o panu, który był upokarzany ze względu na fakt, że sprzedawał ziemniaki, dzwoniąc domofonem. Napisała do mnie redaktorka Onetu na PW, że będzie artykuł o tym i czy może wykorzystać moj tekst. Podałam jakieś tam dane, zgodzilam sie, tekst opublikowano. Być moze autorka tej historii miala taka sama sytuacje?
http://www.polandina.pl/pl/m/events/400/,rolnik_domokrazca - link do opublikowanej. Moja historia jest na profilu.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 12 lipca 2012 o 18:02
Przeczytałam Wasze opinie i dziś zastanawiałam sie poważnie nad tym, co pisaliście.
Czy ubarwianie swojego życia w necie jest żałosne? nie wiem, mi się wydaje, że nie. Zawsze chciałam stworzyć portret osoby chorej psychicznie, niepoczytalnej - jest to dla mnie temat frapujący, ciekawy. W notkach faktycznie nie ma wzmianki, że to fikcja, ale jeśli czytać dokladniej, latwo to wylapac - osoba ta od paru lat probuje popelnic samobojstwo, i nic; raz pisze, ze nie pracuje, raz opiekuje sie dzieckiem - rzeczywistosc pomieszana jest z fikcją (w załozeniu mialo to wygladac na halucynacje).
Pokazujac bloga Monice czy komukolwiek innemu mowie, ze pewne fakty sie zgadzaja, ale w wiekszosci to falsz. Falsz, ktory tworze z pasji, potrzeby pisania, potrzeby odreagowania.
Macie po czesci duzo racji, po zastanowieniu jestem sklonna to przyznac. Musze tez powiedziec, ze nigdy nie patrzylam na to w ten sposob, nie sadzilam, ze ktokolwiek moglby uwierzyc w to, co pisze.
Ale faktycznie, nauczona tym dowswiadczeniem, bloga nie pokazuje znajomym. A juz na pewno nikomu, z kim pracuje.
Podsumowujac - dziekuje za zwrocenie uwagi na fakt, ze ktos moze mnie identyfikowac z Niepoczytalna. Wczesniej naprawde nie patrzylam na to w ten sposob, wychodzac z zalozenia, ze prywatne zapiski w ogole nie powinny wplywac na zawodowy wizerunek
jedenastka jest taka dwuznaczna...
Maupo: ja swoich kotow na wsi tez nie badalam u weterynarza pod katem plci. Dostawaly tylko szczepienia i tabletki na odrobaczenie. Pomijam juz fakt, ze rzecz dziala sie dawno, na podlubelskiej wsi - tam byla, jest inna mentalnosc, malo kogo zwyczajnie stac na taki luksus jak dbanie o kota. A co do tego, ze nie poznal kota - jak pisalam, wszystkie z tego miotu byly czarne. To raz. A dwa - pan, w srednim wieku, prawdopodobnie niedowidzial. I podobnie - malo kogo bylo stac na okulary i wizyte u okulisty; podobne dzialania podejmowano, kiedy problemy ze wzrokiem byly naprawde nie do wytrzymania. Nie dziwie sie wiec, ze kota nie rozpoznal - zwlaszcza ze kot sluzyl do lapania myszy, a nie jako towarzysz zycia.
Casey: napisałam wyżej. Zostały u nas. Nie bylo na nie chetnych. Ich mama zamieszkala z moim bratem, podrzucona kotke tez tam odwieziono.
Smeg: komentarz, ze zwierzaki sie sterylizuje, dostal oceny ujemne, bo tlumaczylam wczesniej, czemu nie wysterylizowano kotki. Po prostu, przybyla do nas jako ciezarna i sie nia zajelismy. Nie bylo innego wyjscia, zblizala sie zima. A ona najwyrazniej zostala porzucona. A ze nie chcielismy juz kociat, po prostu ja oddalismy - bratu, gdzie mieszkala do konca zycia. Kot, ktory mieszka na wsi, a szczur, kompletnie uzalezniony od wlasciciela, to troche inna historia.
myślę, ze ta dyskusja jest zbędna. Ty byś nie dała kota. Mój tata dał. Nie to jest głównym motywem tej historii, tylko piekielność mężczyzny, który oskarżał kogos o podmienienie kota, a wczesniej - nie posluchal rad osob, ktore pomoglyby mu odcztytac plec zwierzecia.
Reszka: no cóż, pan jednak przeraził się wizją kociąt dwa razy w roku albo wydatku na sterylizację. I tacy są ludzie. Nie wiem, czy to bieda czy brak uczuć. A może i jedno i drugie. A może fakt, ze na wsi nie dba sie na ogol o kocie uczucia. Karmi sie go, zima zatrzymuje w domu/piwnicy, zeby nie zamarzl; niektorzy szczepia i kupuja karmy. I to jest traktowane jako dziwactwo. Porzucil? - oddal ja moim rodzicom. Czy wsrod Was, krytykujacych, nie ma nikogo, kto oddal zwierze? bo dziecko ma alergie, bo wyjazd, bo cos tam?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 15:38
Gdyby wiedział, ze to kotka, nie wzialby jej. Gdyby posluchal zdania taty co do plci futrzaka, uniknalby przykrej sytuacji. Pan byl przedstawicielem grupy: ja sie znam lepiej. Kiedy wyszlo, ze jednak nie mial racji, oskarzyl tate o kradziez kota i podrzucenie mu kotki. Czemu mu kota dalismy? powtarzam, kotką opiekowal sie dobrze (kiedy jeszcze myslal, ze to kot). Nie bala sie ludzi, nie byla bita, a wrecz przeciwnie: zadbana, lagodna. Najwidoczniej nie chcial kotki, zeby nie zajmowac sie jej dziecmi (te kilkanascie lat temu na wsiach lubelszczyzny jeszcze naprawde malo kto slyszal o sterylizacji i kastracji). Kiedy tylko sie zorientowal co do jej plci, nie wyrzucil stworzenia, przyniosl do nas i ja, i male. W sumie to wszystko w miare dobrze swiadczy o jego humanitarnym podejsciu do zwierzat. Co do inteligencji - nie bede sie wypowiadac.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 15:25
Tłumaczyłam już... jedna kotka przybłąkała się ciężarna. Urodziła u nas i male zostaly. Nie z naszej winy nagle stalismy sie wlascicielami gromady kotow.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 15:15
Catgirl: hm, w takim razie trzeba by było przeprowadzać badania kandydata na opiekuna kota jak w ośrodku adopcyjnym dla dzieci (choc i ośrodki czasem zawodzą). Ten nie, bo idiota, ten nie, bo bierze już czwartego kota, ten nie, bo ma małe dzieci i pewnie będą męczyć futrzaka. Idąc tym trybem myślenia, moi rodzice zostaliby z kupą kociaków, którymi też by sie nie zajęli należycie ze względu na brak funduszy. Ewentualnie koty przestałyby być szczepione przeciwko wściekliźnie, nikt by ich nie odrobaczał i nie kupował karmy, bo zwyczajnie by nie wystarczyło pieniędzy. I co? tak by było lepiej?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 14:57
mylisz się. Kotka, ktora przyniosl, byla zadbana, nie bala sie ludzi. To, że ktos jest klotliwy albo po prostu glupi, nie oznacza, ze nie troszczy sie o zwierzeta.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 15 września 2012 o 14:40
nie rozumiesz... nie było nas stać na utrzymywanie tylu kotów. Kotka, od której pochodziły kociaki, przybłąkała się już ciężarna i u nas urodziła. Potem brat ją zabrał do siebie, kiedy już wychowała małe. Małe oddaliśmy, zostały dwa. I tu nagle zwala się obowiązek zajęcia się następna kotka z małymi! tata oddał jednego kota, bo wiedział, że pan, mimo iz klotliwy, kotem sie zajmie dobrze. A nas bylo po prostu nie stac na taką gromadkę. Potem tę kotke również oddano do brata, jej kocięta z nam zostały - mieliśmy łącznie pięć czy sześć kotow wówczas.
gdybym ja pomyślała, że ktoś próbuje mnie poderwać, ale nie miałabym pewności, nie wyskakiwałabym z odrzuceniem, choćby po to, żeby nie zrobić z siebie idiotki.
Minus25 - naprawdę? nie kojarzę żadnej takiej historii, a często tu bywam...
papierek? a skąd... przeciez bylysmy tak blisko, ze nawet o tym nie pomyslalam... moze odda, jesli nie calosc od razu, to w ratach...
Gdybyś zobaczyła, jak go biją - faktycznie, nic. Ale mogłabyś chociaż zadzwonić po pomoc, stojąc w pewnym oddaleniu, gdyby już go zostawili, udzielić pierwszej pomocy, cokolwiek. No i telefon na policje z informacją, że Twojego chłopaka biją, tu i tu, byłby może wiarygodniejszy. A w domu? cóż w domu można, oprócz dzwonienia? A gdyby zmarł, bo leżał tam po pobiciu i nikt do niego nie podszedł? Ze mną wówczas koledzy poszli, północ, nie północ. I nie chodzi o bycie Xenną czy obwinianie wszystkich dookoła. Chodzi o pomoc, za wszelką cenę, kochanej osobie. Za wszelką cenę.
gdyby mój chłopak był w takiej sytuacji, wzięłabym ojca, kolegę, sąsiada, kogokolwiek, a w ostateczności sama ruszyła na pomoc. Wiem, że strach, ale gdyby na przykład wtedy się wykrwawiał? gdyby leżał i potrzebował pomocy? Ok, jestem bezpieczna i łatwo mi mówić, ale zapewniam, że miałam sytuację podobną do Twojej - mój były chłopak również ze mną rozmawiał, idąc, ale nagle rozległ się dziwny dźwięk, przerwało się połączenie i on już nie odbierał. Od razu zabrałam dwóch kolegów i pobiegliśmy go szukać (idąc do mnie, miał do przejścia tylko dwie ulice). Okazało się, że telefon upadł mu na ziemię... wiem jednak, że gdybym była sama, też bym pobiegła. W takich chwilach liczył się tylko on.
Bezlimitu: smutne życie? A co to ma do historii? Yuzu: to nie ja jestem naiwna, ze podalam tel. , tylko pajac, zadreczajacy mnie niesmacznymi smsami i propozycjami w nich zawartymi. Sugrujesz, ze na maila by tego samego nie wypisywali?
aha, i jeszcze jedno: doskonale wiem, że moja wypowiedź zostanie zminusowana, choćby przez samą autorkę (któż lubi być przyłapywany na kłamstwie?), mimo wszystko jednak apeluję: Little_Big_Heart, przestań zmyślać i pisać tak łzawo...
nie wiem, dlaczego Klexx jest minusowany. Wytknął autorce błąd, czym w dużej mierze podważył jej wiarygodność (wybacz, Little_Big_Heart, taka pomyłkę trudno tłumaczyć szokiem, dla mnie jest dowodem kłamstwa; a odpowiadając na Twoje pytanie, po co miałabys zmyślać, odpowiadam: nie wiem, po co ludzie kłamią, po co Ty kłamiesz, może z nudów, może z potrzeby zaistnienia) i ten komentarz wydaje się rozsądny i jasny. Ode mnie plus.
mimo wszystko, uwazam, ze autorka dobrze zrobila, informujac otocznie o alergii, a co za tym idzie, o leku - przeciez w razie uzadlenia mozna jej szybciej pomoc, jesli wszyscy wiedza o uczuleniu. Sama majac tego typu problemy, wspominam o tym nowo poznanym osobom przy okazji, mimochodem, po prostu w trosce o wlasne bezpieczenstwo (jesli uzadli, natychmiast pogotowie).
zgadzam się z kobietąprzed40. Ja bym jednak powiedziała "szczęść Boże"; no, pewnie nie całowalabym ręki, ale zachowała elementarną uprzejmość. Bo teściowie, bo obcy, starszy czlowiek, bo gość. A to, co zrobiła autorka, kojarzy mi sie z dziecinnym buntem, dziecinną potrzebą manifestacji poglądów.
ciezko mi polemizowac z Twoja opinia - Ty uwazasz tak, ja inaczej. Niemniej jednak sprobuje - bloga nie pokazuje znajomym. Kolezaka byla wyjatkiem, bo chcialam to wyslac na konkurs. Podkreslilam: to fikcja, moje zycie jest tam mocno ubarwione, zwlaszcza w czern. Choroby psychicznej nie dopatrzylam sie u siebie, nie dopatrzyli sie inni, w zyciu nie mialam halucynacji, a boje sie jedynie samotnosci i tego, co po smierci - czyli chyba jak kazdy. W kazdym razie, to, co pisaliscie wszyscy, sporo mi dalo do myslenia. I za to, jak juz napisalam, dziekuje.
do mnie pisali na PW, do uzytkoniczki wyzej chyba tez...
jakiś czas temu opisałam historię o panu, który był upokarzany ze względu na fakt, że sprzedawał ziemniaki, dzwoniąc domofonem. Napisała do mnie redaktorka Onetu na PW, że będzie artykuł o tym i czy może wykorzystać moj tekst. Podałam jakieś tam dane, zgodzilam sie, tekst opublikowano. Być moze autorka tej historii miala taka sama sytuacje? http://www.polandina.pl/pl/m/events/400/,rolnik_domokrazca - link do opublikowanej. Moja historia jest na profilu.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 12 lipca 2012 o 18:02
Przeczytałam Wasze opinie i dziś zastanawiałam sie poważnie nad tym, co pisaliście. Czy ubarwianie swojego życia w necie jest żałosne? nie wiem, mi się wydaje, że nie. Zawsze chciałam stworzyć portret osoby chorej psychicznie, niepoczytalnej - jest to dla mnie temat frapujący, ciekawy. W notkach faktycznie nie ma wzmianki, że to fikcja, ale jeśli czytać dokladniej, latwo to wylapac - osoba ta od paru lat probuje popelnic samobojstwo, i nic; raz pisze, ze nie pracuje, raz opiekuje sie dzieckiem - rzeczywistosc pomieszana jest z fikcją (w załozeniu mialo to wygladac na halucynacje). Pokazujac bloga Monice czy komukolwiek innemu mowie, ze pewne fakty sie zgadzaja, ale w wiekszosci to falsz. Falsz, ktory tworze z pasji, potrzeby pisania, potrzeby odreagowania. Macie po czesci duzo racji, po zastanowieniu jestem sklonna to przyznac. Musze tez powiedziec, ze nigdy nie patrzylam na to w ten sposob, nie sadzilam, ze ktokolwiek moglby uwierzyc w to, co pisze. Ale faktycznie, nauczona tym dowswiadczeniem, bloga nie pokazuje znajomym. A juz na pewno nikomu, z kim pracuje. Podsumowujac - dziekuje za zwrocenie uwagi na fakt, ze ktos moze mnie identyfikowac z Niepoczytalna. Wczesniej naprawde nie patrzylam na to w ten sposob, wychodzac z zalozenia, ze prywatne zapiski w ogole nie powinny wplywac na zawodowy wizerunek