Profil użytkownika
Goszka ♀
Zamieszcza historie od: | 10 czerwca 2011 - 20:19 |
Ostatnio: | 14 kwietnia 2015 - 13:44 |
Gadu-gadu: | 3563781 |
- Historii na głównej: 36 z 77
- Punktów za historie: 34849
- Komentarzy: 473
- Punktów za komentarze: 3406
Krushyna: Kiedy wysiadłam z autobusu, pies siedział przy drzewie, na tym klombie, daleko od chodnika. Potem, już na wyprężonej smyczy stał przednimi łapami na tym klombie - czyli nie mógł mnie dosięgnąć, bo go minęłam i, widząc, że skacze, sama odskoczyłam, najzupełniej odruchowo. Czy mógły dosięgnąć kogoś idącego chodnikiem? Trudno powiedzieć... gdyby ktoś przechodził bardzo blisko klombu, gdyby pies naciągnął smycz - tak.
Oczywiście, wiedziałam, że ktoś coś takiego napisze. A zatem: tak, myślałam o zawiadomieniu policji. Ale, po pierwsze i najważniejsze, musiałam szybko wrócić do domu, już nieistotne, z jakiego powodu. Po drugie: stanie w mokrych ubraniach na zimnie nie należy do przyjemności (mokry był i płaszcz, i spodnie), nie miałam ochoty też oczekiwać na przybycie mundurowych przez jakiś bliżej nieokreślony czas. Czemu podchodziłam do psa? Wielokrotnie mijałam psy przywiązane do tego drzewa, nigdy żaden mnie nie zaatakował, więc nie pomyślałam, żeby akurat ten pies miał stanowić jakieś szczególne zagrożenie. Żeby go obejść, musiałabym robić bezsensowne koło - z książkami, notatkami i zakupami nawet na to nie wpadłam. Poza tym, zwierzę znajdowało się w bezpiecznej odległości, stało na (jakby to nazwać?) klombie, gdzie posadzono drzewo. Nie miało szans mnie dosięgnąć. Po co to piszę? choćby dlatego, że mam nadzieję, że przeczyta to jakiś właściciel psa, pomyśli: kurczę, ja też swojemu nie zapinam kagańca, zostawiając go samego - i może jutro już jednak zmieni swoje postępowanie. Bo kiedyś ktoś mogły mieć mniej szczęścia niż ja dziś.
czasy, w których żyła Twoja babcia (jeśli wolno mi użyć tego miana), definitywnie różniły się od tych dzisiejszych. Nie dziw się temu, bo nikt nie wie, czy Ty za jakieś sześćdziesiąt kilka lat nie będziesz zagubioną istotą, trzymającą się kurczowo dawnych przekonań. Z wiekiem przywykłam do tego, że niektóre "mądrości" wygłaszane przez ludzi pięćdziesiąt plus trzeba traktować z przymrużeniem oka. Polecam.
nie sądze, żeby jedna taka akcja miala sprawic, ze autorka zerwala z partnerem. Przeciez skoro znajomi nie wiedzieli, skoro wyjasnil, skoro przeprosil... zareczyny mogly sie odbyc w innym terminie. Rozumiem rozgoryczenie oszukanej w pewnym sensie dziewczyny, doskonale rozumiem, ale z drugiej strony - ludzie, ktorzy planuja slub, czyli naprawde mocno sie kochaja, rozstaliby sie z tego powodu? chyba, ze byly jakies inne sytuacje, kiedy on dowiodl swojego braku odpowiedzialnosci i braku uczucia. A tu? po prostu element meskiego myslenia. Choc bolesny dla kobiety.
Nie wiem, czy masz własne dzieci. Chyba nie. I prawdopodobnie żadnego nie straciłaś. Więc jeszcze nie wiesz, że w wychowaniu nie zawsze wszystko wychodzi, nie da się być idealnymi rodzicami, czasem popełnia się błędy, a czasem góre bierze zmeczenie, złośc i frustracja. Więc nie krytykuj ludzi, którzy robią coś nie tak. Nie chcieli skrzywdzić syna, kropka. Wyszło inaczej. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że tu nie ma winnych, tu są tylko ofiary
myślę, że nikt tu nie był piekielny. Rodzice - zajęci swoim bólem pewnie nie umieli lub nie chcieli na razie wyjaśnić dziecku tragedii (wnioskując, że tak lepiej, za co nie mam sił osądzać nikogo), nauczycielka zapewne, wiedziona współczuciem i rozumująca po swojemu (ja bym się lepiej czuła, gdyby na grobie mojego brata modlili się koledzy z pracy), chciała pomóc uczniowi. Wyszlo, jak wyszło, ale czy intencje były naprawdę piekielne? nie sadzę...
opisałam tu swego czasu panią, która nie chciała kupić sukni ślubnej po tym, jak obejrzała moje mieszkanie i dowiedziała się, że do ślubu nie doszło. I mogę powiedzieć jedno: takie sytuacje są bardzo smutne, bo rani się swoimi komentarzami i (tak, powiem to) swoim szczęściem osobę, którą dotknęło cos mocno smutnego.
hm, a pasażerowie autobusu nie protestowali, kiedy kierowca i maluch czekali na mamę?
może ten lekarz na każdą wydepilowaną osobę (czyli praktycznie co drugą kobietę) tak reaguje... a poważnie: droga autorko, coraz mniejsza Twoja wiarygodnosc.
i jeszcze ją za to zwolniono... podejrzewam, że to nieprawda
Boże, nie powinnam się śmiać, ale na mysl o facecie, który przybiega do swojej kobiety, jak dziecko do mamy, po "pieniążka na picie", uśmiech sam się pojawia... to juz tragikomedia, naprawdę... super, że Ci przeszło, chiacchierona! i tak nic dobrego by z tego nie było raczej...
Hogg, czarne żarówki? o takich nigdy nie słyszałam!
nie, mieszkanie było wynajęte, więc nie mogłam i nie chciałam malować ścian na czarno.
dziecko, teraz to dla Ciebie problem, ale minie parę lat i zrozumiesz. Tymczasem nie czuj się urażona przez minusy. Dla dorosłych ta sytuacja naprawdę nie jest aż tak piekielna, bo i dla Ciebie nie będzie, kiedy już skończysz jakąś określoną ilość lat. A rodzice, cóż. Chcą na ogół jak najlepiej. Czasem im nie wychodzi. To też trzeba zaakceptować.
Zgadzam się z Bonjur_Madame. Ksiądz być może należał do tych z powołania i cała ta rozmowa motywowana była troską o zbłąkaną duszę, co piszę zupełnie bez ironii. A to, że rozmawiał z drugim księdzem o sposobie prowadzenia zajęć, też można interpretować jako akt starania o ulepszenie katechez.
hm, dla mnie ostatnia linijka nie brzmiała desperacko ani żałośnie, tylko pogodnie, z humorem i bardzo sympatycznie. Podobnie jak w lekkim tonie utrzymane odpowiedzi użytkowników
nauczycielka nie ma już z Wami lekcji? dlaczego, skoro akcja działa się w tym roku szkolnym? nie mów, że przez to, że przejęła się Twoja sytuacją...
czy tylko ja mam wrażenie, że autorkę i jej rodzinę spotykają wciąż jakieś niesamowite historie?
ma prawo do własnej racji, ma prawo sadzic, ze to niewlasciwe - ale nie ma prawa do zarzutów, że na śmierci dziecka chcę się dorobic albo zdobyc sławę.
nie przejmuj się... lepiej teraz niz pozniej. I tak sie nie nadawal do zycia.
przypomniała mi się własna historia, opisana niedawno, bo w piątek. Czemu nie powiedzieliście tej kobiecie od razu, że nie?
na priv pojdzie
historia wydarzyla sie w Lublinie...
Drogi Bezlimitu, to po prostu taka strona, gdzie ludzie opisują, co im się nieciekwego przydarzyło. Czy chciałbyś, żebym opowiadała o tym, że spotkałam wspaniałego człowieka i związałam się z nim, że dostałam podwyżkę albo że ktoś w mpku poprosił o numer telefonu, bo "tak się ślicznie usmiechasz"? chyba nie. A jesli odnosisz się do mocno depresyjnego bloga, którego adres podałam w jednej z poprzednich historii, powtarzam jeszcze raz, cierpliwie i do znudzenia: tam naprawdę niewiele jest rzeczywistosci, duzo wiecej fikcji. A w życiu spotkał mnie cały szereg dobrych rzeczy. I mocno wierze, że te zle takze byly po cos.
Nidaros: popieram w stu procentach. Wyjąłeś mi to dosłownie z ust. Nie wiem, czy to naprawdę takie patologiczne miejsca, czy ... nauczyciele kompletnie nieprzygotowani do swoich zadań.