Ano jest cała masa ludzi w tym kraju, którym się wydaje, że jak oni studiują, to im się wszystko należy. Komórka, laptop, samochód, najlepiej 100% zwrotu kosztów podróży służbowych wraz z wydatkami reprezentacyjnymi, 2-3 średnie krajowe na rękę i zakres obowiązków rezydenta wyspy tropikalnej.
I żadnemu nie wpadnie do łba, że jeśli jego stanowisko na to wszystko nie zarabia, to może mu się nie należy. Nie, on skończył studia, po coś na nie poszedł, więc ma mieć.
A potem płacz, że bezrobocie :)
@Master_of_Disaster: No jeśli ktoś uważa, że zaraz po studiach należy mu się pozycja managerska z pracą 9-17, przyjemnym zakresem obowiązków za 2 średnie krajowe, to ma po prostu problem z garem. Zapieprzałem i w nocy, i w weekendy, i teraz też mam płacone za dyżury, w ramach których potrafię w nocy tłuc coś przez 4 godziny, bo się wywaliło, a potem po przespaniu się kilka godzin zasuwać do biura. Nic przyjemnego - ale zarabiam jak zarabiam właśnie za poświęcanie swojego czasu i branie odpowiedzialności za różne rzeczy.
@beeppp: Nie jestem pewien, czy przytoczę właściwy kraj, ale albo w Holandii albo w Danii mają na to fajne rozwiązanie: przepadek mienia. Prowadzisz na bani? Oddajesz samochód. Samochód jest w połowie własnością małżonka? Tracisz swoją połowę na rzecz małżonka i bulisz drugą połowę wartości państwu. Jedziesz wypożyczonym? Płacisz całą wartość.
Plus drakoński mandat.
Co do punktu pierwszego - byłabyś zaskoczona jak wiele osób naprawia swoje własne uszkodzenia za cudze pieniążki polując na sieroty, które jadą nie patrząc na znaki i ładują się z podporządkowanej.
A reszta to czysty brak wyobraźni. Zaś babka od namacania wyłącznika długich bije wszelkie rekordy - czy z tego samego powodu nie włącza w ogóle kierunkowskazów? :)
Od tego ostatniego możesz się łatwo odwołać - idziesz na pocztę, żeby Ci klepnęli papier kiedy pismo zostało doręczone, załączasz do informacji, że zapłaciłaś w terminie 7 dni od daty otrzymania (faktycznego, do ręki) i w sumie tyle.
@Strzyga: Faktem jest, że sporo wśród nich było naprawdę łebskich speców od IT, i choć sam ostatecznie rozwinąłem się w firmie w kierunku technicznym, a nie zarządzania ludźmi, to wielu z nich nie dorastam do pięt. Co nadal oznacza, że poziom świadczonych usług był tragiczny, nawet jeśli potrafili naprawić prom kosmiczny ;)
@Tenzprzeciwkacomakotairower: Ciężko orzec z jaką ilością miałem styczność w pracy, bo nie notowałem po nazwiskach. Szacowałbym, że około setki. Nie trafił się ani jeden, który byłby jakimś wyjątkiem od reguły, tak więc grupa kontrolna rzutuje na społeczeństwo w 100%, jeśli trzymać się zasad statystyki ;)
Co do cyganów, jak nawet najtańszą kawę muszę gwizdnąć, to myślisz, że te drogie samochody z Niemiec to oni legalnie sprowadzają? ;) Z jakiegoś powodu bardzo często nie rejestrują ich w Polsce... ;)
Mistrzu, KAŻDA klawiatura na Androida ma różne język do doinstalowania, myślę że podobnie ma się sprawa na słuchawkach z logiem jabłka. Nie wiem jak Windows, ale zdziwiłbym się, gdyby fabryczna nie miała kompletu języków.
Ustawienie większej ilości języków na lapku z windą to kwestia dokładnie 13 kliknięć. Nie wykręcaj się, że "mam angielski sprzęt, to się nie da", bo to bzdura :)
@Ozymandis: Jakiegoś szrota za kilka kilkaset zł do kilku tysięcy bez papierów, to jeszcze jakiś mocno szemrany komis łyknie, ale za 25k? Mooooże, jakby go za 10k spuścili, to by się komuś opłaciło lewe papiery dorobić. Może.
@Strzyga: Nie no, ja to rozumiem, że indyjscy kontraktorzy mają płacone psie pieniądze, tylko że w tym wypadku obowiązkiem gościa, który dzwonił, było samemu zajmować się incydentami z jego lokalizacji, a oni z uporem maniaka dzwonili do nas, żebyśmy im powiedzieli, co się z tym dzieje. Więc coś, co mogli zrobić sami w 10 minut robili przez 15 minut z nami - łatwo policzyć, że marnowali 20 minut życia, z czego większość naszego ;)
@mooz: Cóż, Service Desk w ramach którego obsługiwaliśmy wtedy brytoli został do naszego kraju przeniesiony właśnie z Indii, jak się klient kapnął ile czasu pracownicy marnują na przekazanie 5-zdaniowej informacji agentom. Poza tym, oni mieli genialny system kilku pytań typu "imię? nazwisko? aplikacja? screenshot? czas?" i jak nie dostali prostej, jednozdaniowej odpowiedzi to się rozłączali :D
@ptj: OWA, ale nie chciałem wchodzić w zbyt dokładne szczegóły - było nie było, ten portal przegląda masa ludzi obsługujących komputer do poziomu przeglądarki i worda :)
@zmywarkaBosch: Nie neguję potrzeby podatków na infrastrukturę państwa. Neguję sensowność podatku, który po pierwsze zniechęca do pozyskiwania dochodów, z których wydawania pochodzi cała reszta podatków, a po drugie zyski z niego są w dużej mierze przejadane przez aparat pobierający. Gdyby te śmieszne grosze ludziom odpuścić i zaoszczędzić na urzędnikach, zyski z VATu pobranego od wydanych pieniędzy niezabranych ludziom w podatku dochodowym dałyby budżetowi tyle samo lub więcej pieniędzy.
@Aki: To, co napisałeś, jest dokładną odwrotnością sytuacji. Gdyby pan Marek posadził 50 jabłoni i 50 grusz uzyskałby mniejszy zysk. Sadząc tylko grusze zarabia więcej. Analogicznie państwo pobierając podatek dochodowy zniechęca ludzi do podejmowania najgorzej płatnych prac oraz generuje kolosalne koszty urzędnicze - rezygnując z niego pozwala utworzyć nowe miejsca pracy, czyli oszczędza na: zasiłkach, aparacie urzędniczym wypłacającym zasiłki, aparacie urzędniczym rozliczającym PIT, oraz zarabia na VATcie pobranym od dodatkowych pieniędzy zarobionych przez obywateli.
Generalnie podatek dochodowy to skrajna głupota. Każemy ludzi za to, że zarabiają, a jednocześnie zysk z PITów wynosi raptem około 20% całych składek, bo resztę pożera administracja ściągająca z ludzi ten podatek...
@Draco: Akurat tak się składa, że facet pytał mnie w sposób bardzo agresywny :)
Dodatkowo mogłem równie dobrze być nowym sublokatorem jednego z mieszkańców i parkować sobie samochód z tego tytułu - panu starszemu nadal nic do tego. Nie on rozporządza listą osób uprawnionych do mieszkania, parkowania i poruszania się po okolicy. Nie jego rolą jest sprawdzać kto na co ma umowę i upoważnienie. Tym bardziej, że obiekt zawierał spokojnie 4 bloki jak nie więcej, i nie uwierzę, że facet był w stanie wszystkich sąsiadów spamiętać.
@Draco: Tylko, że ja mu wprost powiedziałem, że mieszkaniec mnie zaprosił. I pozwolił mi zaparkować na swoim miejscu. To, że panu się zwidziało, że mieszkaniec nie ma prawa mnie wpuszczać, to już jego problem, a ja mu nie zamierzałem ułatwiać nachodzenia ludzi, których bywałem, bo i po co?
@Draco: Miejsca nie były numerowane, garażu też tam nigdzie nie znalazłem. Ot, alejki z kostki oddzielone od ulicy szlabanem. Nigdy się w osiedle nie zagłębiałem, właśnie po to, żeby mieszkańcom miejsc nie blokować i życia nie utrudniać.
Mieszkańcy lokalu byli uprawnieni do postawienia na terenie spółdzielni jednego samochodu. Jako, że ich samochód tam nie stał, to zupełnie legalnie stawiałem swój, będąc ich gościem. To nie było "jak chce i gdzie chce" - to było za przyzwoleniem właściciela miejsca.
I nie widzę żadnego powodu, żeby jakiś przypadkowy mieszkaniec nachodził ze swoimi urojeniami ludzi, z których uprzejmości skorzystałem świadcząc im usługę.
@Jorn: Że niby w jaki sposób? Nikt nie twierdzi, że należy na dolnej dwójce całe miasto przejechać, ale hamowanie silnikiem przed skrzyżowaniem jest po pierwsze zdrowe dla silnika (smaruje się bez cyklu pracy, nie dokonuje spalania, oszczędza paliwo, nie generuje syfu do atmosfery), a po drugie nie robi żadnej różnicy, czy będziemy hamować powoli na 100m, czy bardziej gwałtownie na ostatnich 50...
To jest dokładnie problem z robotą (już wkrótce byłą) mojej małżonki. Kierownictwo z USA chce wszystkim robić dobrze, więc do tej pory zwracali pieniądze za odesłany towar, nawet przeterminowany. Teraz uruchomili również komunikację przez fejsa - a jako, że media społecznościowe to potęga, zwracają pieniądze zawsze, nawet bez dowodu wysyłki paczki. Jako, że zwroty z różnych dziwnych powodów są w przypadku tej firmy domeną kombinatorów (70-80% zwrotów to próby ominięcia sprzedaży ratalnej i takich tam), to odliczamy dni do bankructwa firmy na rynku europejskim ;)
@dorota64: Szczerze powiedziawszy, to nawet bym wyjechał. W Kanadzie na takim samym stanowisku zarobiłbym dość, żeby kupić sobie nowe Porsche :) Ale moja małżonka uparcie twierdzi, że nie należy się tak odcinać od rodziny i ruszać się nie chce.
Natomiast gdybym uparł się pracować "w zawodzie wyuczonym", to żarłbym teraz tynk łącząc pracę na śmieciówkach w szkołach językowych ze spłacaniem wymienionych w historii długów. A że uparłem się znaleźć pracę z umową o pracę, to mam co mam.
Ano jest cała masa ludzi w tym kraju, którym się wydaje, że jak oni studiują, to im się wszystko należy. Komórka, laptop, samochód, najlepiej 100% zwrotu kosztów podróży służbowych wraz z wydatkami reprezentacyjnymi, 2-3 średnie krajowe na rękę i zakres obowiązków rezydenta wyspy tropikalnej. I żadnemu nie wpadnie do łba, że jeśli jego stanowisko na to wszystko nie zarabia, to może mu się nie należy. Nie, on skończył studia, po coś na nie poszedł, więc ma mieć. A potem płacz, że bezrobocie :)
@Master_of_Disaster: No jeśli ktoś uważa, że zaraz po studiach należy mu się pozycja managerska z pracą 9-17, przyjemnym zakresem obowiązków za 2 średnie krajowe, to ma po prostu problem z garem. Zapieprzałem i w nocy, i w weekendy, i teraz też mam płacone za dyżury, w ramach których potrafię w nocy tłuc coś przez 4 godziny, bo się wywaliło, a potem po przespaniu się kilka godzin zasuwać do biura. Nic przyjemnego - ale zarabiam jak zarabiam właśnie za poświęcanie swojego czasu i branie odpowiedzialności za różne rzeczy.
@beeppp: Nie jestem pewien, czy przytoczę właściwy kraj, ale albo w Holandii albo w Danii mają na to fajne rozwiązanie: przepadek mienia. Prowadzisz na bani? Oddajesz samochód. Samochód jest w połowie własnością małżonka? Tracisz swoją połowę na rzecz małżonka i bulisz drugą połowę wartości państwu. Jedziesz wypożyczonym? Płacisz całą wartość. Plus drakoński mandat.
Co do punktu pierwszego - byłabyś zaskoczona jak wiele osób naprawia swoje własne uszkodzenia za cudze pieniążki polując na sieroty, które jadą nie patrząc na znaki i ładują się z podporządkowanej. A reszta to czysty brak wyobraźni. Zaś babka od namacania wyłącznika długich bije wszelkie rekordy - czy z tego samego powodu nie włącza w ogóle kierunkowskazów? :)
Od tego ostatniego możesz się łatwo odwołać - idziesz na pocztę, żeby Ci klepnęli papier kiedy pismo zostało doręczone, załączasz do informacji, że zapłaciłaś w terminie 7 dni od daty otrzymania (faktycznego, do ręki) i w sumie tyle.
@Strzyga: Faktem jest, że sporo wśród nich było naprawdę łebskich speców od IT, i choć sam ostatecznie rozwinąłem się w firmie w kierunku technicznym, a nie zarządzania ludźmi, to wielu z nich nie dorastam do pięt. Co nadal oznacza, że poziom świadczonych usług był tragiczny, nawet jeśli potrafili naprawić prom kosmiczny ;)
@Tenzprzeciwkacomakotairower: Ciężko orzec z jaką ilością miałem styczność w pracy, bo nie notowałem po nazwiskach. Szacowałbym, że około setki. Nie trafił się ani jeden, który byłby jakimś wyjątkiem od reguły, tak więc grupa kontrolna rzutuje na społeczeństwo w 100%, jeśli trzymać się zasad statystyki ;)
Co do cyganów, jak nawet najtańszą kawę muszę gwizdnąć, to myślisz, że te drogie samochody z Niemiec to oni legalnie sprowadzają? ;) Z jakiegoś powodu bardzo często nie rejestrują ich w Polsce... ;)
Mistrzu, KAŻDA klawiatura na Androida ma różne język do doinstalowania, myślę że podobnie ma się sprawa na słuchawkach z logiem jabłka. Nie wiem jak Windows, ale zdziwiłbym się, gdyby fabryczna nie miała kompletu języków. Ustawienie większej ilości języków na lapku z windą to kwestia dokładnie 13 kliknięć. Nie wykręcaj się, że "mam angielski sprzęt, to się nie da", bo to bzdura :)
@Ozymandis: Jakiegoś szrota za kilka kilkaset zł do kilku tysięcy bez papierów, to jeszcze jakiś mocno szemrany komis łyknie, ale za 25k? Mooooże, jakby go za 10k spuścili, to by się komuś opłaciło lewe papiery dorobić. Może.
@Strzyga: Nie no, ja to rozumiem, że indyjscy kontraktorzy mają płacone psie pieniądze, tylko że w tym wypadku obowiązkiem gościa, który dzwonił, było samemu zajmować się incydentami z jego lokalizacji, a oni z uporem maniaka dzwonili do nas, żebyśmy im powiedzieli, co się z tym dzieje. Więc coś, co mogli zrobić sami w 10 minut robili przez 15 minut z nami - łatwo policzyć, że marnowali 20 minut życia, z czego większość naszego ;)
@sapphire101: Tudzież "needful has been done".
@mooz: Cóż, Service Desk w ramach którego obsługiwaliśmy wtedy brytoli został do naszego kraju przeniesiony właśnie z Indii, jak się klient kapnął ile czasu pracownicy marnują na przekazanie 5-zdaniowej informacji agentom. Poza tym, oni mieli genialny system kilku pytań typu "imię? nazwisko? aplikacja? screenshot? czas?" i jak nie dostali prostej, jednozdaniowej odpowiedzi to się rozłączali :D
@ptj: OWA, ale nie chciałem wchodzić w zbyt dokładne szczegóły - było nie było, ten portal przegląda masa ludzi obsługujących komputer do poziomu przeglądarki i worda :)
@zmywarkaBosch: Nie neguję potrzeby podatków na infrastrukturę państwa. Neguję sensowność podatku, który po pierwsze zniechęca do pozyskiwania dochodów, z których wydawania pochodzi cała reszta podatków, a po drugie zyski z niego są w dużej mierze przejadane przez aparat pobierający. Gdyby te śmieszne grosze ludziom odpuścić i zaoszczędzić na urzędnikach, zyski z VATu pobranego od wydanych pieniędzy niezabranych ludziom w podatku dochodowym dałyby budżetowi tyle samo lub więcej pieniędzy. @Aki: To, co napisałeś, jest dokładną odwrotnością sytuacji. Gdyby pan Marek posadził 50 jabłoni i 50 grusz uzyskałby mniejszy zysk. Sadząc tylko grusze zarabia więcej. Analogicznie państwo pobierając podatek dochodowy zniechęca ludzi do podejmowania najgorzej płatnych prac oraz generuje kolosalne koszty urzędnicze - rezygnując z niego pozwala utworzyć nowe miejsca pracy, czyli oszczędza na: zasiłkach, aparacie urzędniczym wypłacającym zasiłki, aparacie urzędniczym rozliczającym PIT, oraz zarabia na VATcie pobranym od dodatkowych pieniędzy zarobionych przez obywateli.
Generalnie podatek dochodowy to skrajna głupota. Każemy ludzi za to, że zarabiają, a jednocześnie zysk z PITów wynosi raptem około 20% całych składek, bo resztę pożera administracja ściągająca z ludzi ten podatek...
@Draco: Akurat tak się składa, że facet pytał mnie w sposób bardzo agresywny :) Dodatkowo mogłem równie dobrze być nowym sublokatorem jednego z mieszkańców i parkować sobie samochód z tego tytułu - panu starszemu nadal nic do tego. Nie on rozporządza listą osób uprawnionych do mieszkania, parkowania i poruszania się po okolicy. Nie jego rolą jest sprawdzać kto na co ma umowę i upoważnienie. Tym bardziej, że obiekt zawierał spokojnie 4 bloki jak nie więcej, i nie uwierzę, że facet był w stanie wszystkich sąsiadów spamiętać.
@Draco: Tylko, że ja mu wprost powiedziałem, że mieszkaniec mnie zaprosił. I pozwolił mi zaparkować na swoim miejscu. To, że panu się zwidziało, że mieszkaniec nie ma prawa mnie wpuszczać, to już jego problem, a ja mu nie zamierzałem ułatwiać nachodzenia ludzi, których bywałem, bo i po co?
@Draco: Miejsca nie były numerowane, garażu też tam nigdzie nie znalazłem. Ot, alejki z kostki oddzielone od ulicy szlabanem. Nigdy się w osiedle nie zagłębiałem, właśnie po to, żeby mieszkańcom miejsc nie blokować i życia nie utrudniać. Mieszkańcy lokalu byli uprawnieni do postawienia na terenie spółdzielni jednego samochodu. Jako, że ich samochód tam nie stał, to zupełnie legalnie stawiałem swój, będąc ich gościem. To nie było "jak chce i gdzie chce" - to było za przyzwoleniem właściciela miejsca. I nie widzę żadnego powodu, żeby jakiś przypadkowy mieszkaniec nachodził ze swoimi urojeniami ludzi, z których uprzejmości skorzystałem świadcząc im usługę.
@tigga: Za 150k to można kupić co najwyżej C-klasę. E-klasa zaczyna się gdzieś 2x wyżej.
@Jorn: Że niby w jaki sposób? Nikt nie twierdzi, że należy na dolnej dwójce całe miasto przejechać, ale hamowanie silnikiem przed skrzyżowaniem jest po pierwsze zdrowe dla silnika (smaruje się bez cyklu pracy, nie dokonuje spalania, oszczędza paliwo, nie generuje syfu do atmosfery), a po drugie nie robi żadnej różnicy, czy będziemy hamować powoli na 100m, czy bardziej gwałtownie na ostatnich 50...
To jest dokładnie problem z robotą (już wkrótce byłą) mojej małżonki. Kierownictwo z USA chce wszystkim robić dobrze, więc do tej pory zwracali pieniądze za odesłany towar, nawet przeterminowany. Teraz uruchomili również komunikację przez fejsa - a jako, że media społecznościowe to potęga, zwracają pieniądze zawsze, nawet bez dowodu wysyłki paczki. Jako, że zwroty z różnych dziwnych powodów są w przypadku tej firmy domeną kombinatorów (70-80% zwrotów to próby ominięcia sprzedaży ratalnej i takich tam), to odliczamy dni do bankructwa firmy na rynku europejskim ;)
A to Ty nigdy nie widziałeś ustawionej pod siostrę szwagra naczelnika rekrutacji? :D
@hulakula: Nie, nikt inny mi już nie pomagał. Cała reszta została spłacona własnymi siłami.
@dorota64: Szczerze powiedziawszy, to nawet bym wyjechał. W Kanadzie na takim samym stanowisku zarobiłbym dość, żeby kupić sobie nowe Porsche :) Ale moja małżonka uparcie twierdzi, że nie należy się tak odcinać od rodziny i ruszać się nie chce. Natomiast gdybym uparł się pracować "w zawodzie wyuczonym", to żarłbym teraz tynk łącząc pracę na śmieciówkach w szkołach językowych ze spłacaniem wymienionych w historii długów. A że uparłem się znaleźć pracę z umową o pracę, to mam co mam.