Że jesteś... eeee... jaka?
BTW już kilkakrotnie spotkałam się na Allegro z próbą reklamacji ciuchów po X tygodniach noszenia, zazwyczaj klienci znajdują plamkę, dziurkę itd, której wcześniej nie zauważyli.
A już najlepsza była klientka, która chciała mi oddać żółtą bluzkę, którą wcześniej potraktowała wybielaczem "bo przyszła z plamką i chciałam ją jakoś usunąć, ale się nie udało"
Nie bardzo rozumiem, dlaczego uważasz, że trudna sytuacja finansowa, to to samo, co bycie biednym? Możemy tu teraz prowadzić dyskusje semantyczne. Myślę, że w trudnej sytuacji finansowej jest wiele rodzin w Polsce, a mało którą z nich można nazwać biedną.
Poza tym, jakie ma znaczenie czy autorka jest biedna czy bogata? To może tylko zwiększać poczucie krzywdy autorki, skoro bogatsza koleżanka zawłaszczyła sobie jej rzeczy, ale nie to jest puentą historii. Uwagi na zasadzie: "Biedna jesteś to i tak następnego dziecka nie będziesz miała" są po pierwsze chamskie, po drugie nie mają nic wspólnego z głównym punktem historii, a jedynie okolicznościami pobocznymi. A co? Jakby autorka napisała, że chciała mieć te rzeczy jako pamiątkę po dziecięcych czasach swojego potomka, to zmieniłoby to sens historii?
Baba zachowała się bezczelnie, a wy przyczepiliście się autorki, jej stanu majątkowego i planowania rodziny, jakby to było najważniejsze w historii. Moje rzeczy, to chcę je z powrotem i nikomu nic do tego czy będę ich używać czy wywalę na śmietnik.
@Konik, a jak myślisz, skąd ludzie mają kasy po pachy? Stąd, że jak mogą zaoszczędzić to lekką ręką wydają kilka stówek? Dziwne, mi od tego jeszcze kasy nie przybyło ;)
Reakcja niewspółmierna do sytuacji? Rozumiem, że gdyby ktoś pożyczone od Ciebie rzeczy ODDAWAŁ innym i jeszcze twierdził, że rzeczy należą do niego to machnąłbyś/machnęłabyś na to ręką?
Ja jak najbardziej złość i frustrację autorki rozumiem, jak można cudze rzeczy rozdawać innym?
Tibka nie pisze, że jest biedna, tylko, że nie sra pieniędzmi. Ja też nie jestem pewna, a pieniędzy w klozecie nie znajduję, tylko ciężko na nie pracuje i chce inni to szanowali. Rzeczywiście, da się zauważyć w tekście, że autorka jest poirytowana stanem majątkowym znajomej, ale raczej tylko w kontekście opisanej sytuacji. Mnie też na co dzień nie irytuje relatywne bogactwo znajomych, dopóki nie zaczynają żerować na innych, być może mniej majętnych. I wcale nie wynika to z zazdrości.
Jakie Willkommen in Polen? Osobiście znam faceta, który w żyje w Niemczech od 30 lat, w tym 26 lat na bezrobociu, od państwa dostał trzy pokojowe mieszkanie plus zasiłek i jeszcze wynajmuje pokoje w tym mieszkaniu, żyje jak panisko cały dzień siedząc na necie, a wieczorem chlejąc.
taaa, mi tez się zdarzyło płacić kartą za bilet za gotówkę w zamian, choć raz kupiłam jednemu studenciakowi, który rzekomo nie miał nic na karcie, po czym stwierdził, że jak nie mam mu wydać z 50zł to mogę kolokwialnie mówiąc spadać.
Nigdy nie rozumiałam tego szału z oceną z zachowania, ja miałam całe życie poprawne lub dopuszczające (czy coś takiego - odpowiednik dwói), nie przeszkodziło mi to w dostaniu się do dość przyzwoitego liceum, a potem w pójściu na studia.
@Maddalena, tak już na spokojnie, radzę Ci się zastanowić, jak mogłaby wyglądać ta sytuacja opisana przez konduktora. Zauważ, że wielu historiach tutaj autorzy przyznają, że w opisywanych sytuacjach klęli na czym świat stoi. I co? Rzadko kiedy spotykają się z ostracyzmem na piekielnych, bo czytelnicy rozumieją, że w nerwowych sytuacjach ciężko ugryźć się w język. Ty byłaś zdenerwowana, on też, on mógłby tu napisać, że głupia histeryczka zawracała mu dupę po pracy i pewnie taka historia miałaby lepszą notę niż twoja. Mnie też nie raz i nie dwa potraktowano chamsko, ale o ile było to wywołane błędem z mojej strony to nie mam zamiaru się na to żalić w necie. To jest niemiłe i pewnie nie powinno mieć miejsca, ale ludzie... To nie jest porywająco piekielna historia.
Boże, dziewczyno, kiedy ty zrozumiesz, że świat nie kręci się wokół Ciebie?! A co kogoś obchodzi Twoje zdenerwowanie i problemy skoro sam musi np. pędzić do lekarza na umówioną pół roku wcześniej wizytę? Wyobraź sobie, że Tobie się cholernie spieszy, a ktoś przez swoje gapiostwo zajmuje twój czas - idę o zakład, że też byś tu to opisała. Inny konduktor z uśmiechem na twarzy nie wpuściłby Cię do pociągu i odesłał do biura rzeczy znalezionych.
jesteś tępą dzidą, nie dlatego, że zapomniałaś czegoś z pociągu (może się zdarzyć każdemu, choć ja tak ważnej rzeczy jak teczka ze wszystkimi dokumentami nie trzymałabym luzem), tylko dlatego, że nie potrafisz przyjąć na klatę, że zawaliłaś, utrudniłaś wielu ludziom życie, końcem końców dokumenty odzyskałaś i jeszcze wyjesz, że wszyscy na około nie pogłaskali cię ze współczuciem po główce. Ile ty masz lat?
Mnie rozwalają zawsze pytania od klientów typu: "Czy może mi Pani powiedzieć, dlaczego nie otrzymałem awiza, mimo, że w trackingu widnieje info, że nie zastano odbiorcy i przesyłka jest do odbioru na urzędzie?" Oczywiście, sprzedawca mieszkający kilkaset kilometrów dalej wie najlepiej, dlaczego listonosz nie zostawił klientowi awiza ;)
Co do punktu pierwszego - mnie już to nawet nie irytuje, tylko śmiać mi się chce z klientów, którzy np. kupując przedmiot za 1-5zł pytają czy mogą mieć wysyłkę za darmo (koszt rzędu 7-12zł).
No, nie za bardzo zgodzę się z tym, że trzeba się na coś godzić albo kombinować. Jeżeli coś nie pasuje ani wykładowcy ani studentom, to dlaczego tego nie zmienić? Uczelnie są dla nas, a nie my dla uczelni. Rozsądek trzeba zachować, wiadomo, każdy chciałby, aby program studiów był jak najłatwiejszy, ale można warto się pewnym wymogom przyjrzeć i zastanowić się nad ich sensem?
Na studiach nie chodzi o to, aby głaskać studenta po główce i wszystko podstawiać mu pod nos, ale też nie zgodzę się z tym, że studia nie muszą do niczego zachęcać. Mają zachęcać do pracy w zawodzie. Jaką motywację do pracy ma osoba z poczuciem 5 zmarnowanych lat. I nie zawsze jest to kwestia złego wyboru studiów, a programu tych studiów, który potrafi każdego zdemotywować.
Ja mam to szczęście, że ze swoich studiów jestem zadowolona, oczywiście mam poczucie, że wiele zaliczonych przedmiotów do niczego mi się nie przyda. Mimo wszystko - fajnie było chodzić na te zajęcia, dowiedzieć się czegoś nowego. Gorzej jeśli studia składają się tylko z takich przedmiotów ze względu na bezsensownie ułożone programy.
Masz rację, nie rozumiemy się, bo ja piszę o czymś zupełnie innym. Autorka pisze, że wie doskonale, że studenci nie są w stanie przeczytać 40 lektur w ciągu semestru, moje pytanie więc brzmi po co utrzymywać tę iluzję i udawać, że się przerobiło 40 lektur? Widocznie u Ciebie na studiach było inaczej, tak więc piszesz o czymś, co w ogóle w tym wypadku nie ma zastosowania.
Rozumiem, że trzeba mieć podstawy do dyskusji o epoce i jej motywach, ale na u mnie na studiach przerabialiśmy 1-2, w porywach 3 krótkie epoki na semestr, więc chyba można wyselekcjonować materiał tak, aby wybrać teksty reprezentatywne, a nie ładować studentowi wszystko, co możliwe na kark, w dodatku ze świadomością, że przeczytanie tego jest niewykonalne.
I szczerze mówiąc argument, który przytoczyłaś powyżej, o tym, że jak ktoś nie lubi czytać, to nie powinien iść na filologię, to w akurat argument w tym wypadku trochę nietrafiony. Ja lubię czytać, ale jakby ktoś mnie postawił przed perspektywą obowiązkowego przeczytania 40 książek w niecałe pół roku, to biorąc pod uwagę, że pracuje, mam obowiązki domowe i chciałabym po prostu trochę pożyć, to skutecznie by mnie to zniechęciło do czytania.
Wskazującego czy umiejącego wskazać? Bo sama jako nauczycielka nie widzę sensu, aby początkującym, którzy ledwo potrafią się po niemiecku porozumieć wskazywać jeszcze na różnice między niemieckim w Niemczech a niemieckim w Austrii...
Dzięki, że tłumaczysz filologowi na czym polega analiza lektur na filologii.
Skoro sama przyznajesz, że nie można porządnie lektury przerobić bez jej przeczytania, a autorka napisała, że zdaje sobie sprawę, że 40 lektur nie da się przeczytać w ciągu semestru, to nie rozumiem tej dyskusji. Chyba dochodzimy do wspólnego wniosku, że 40 pozycji na liście lektur przerabianych po łebkach to bezsens.
Nie do końca się z tym zgadzam. Jasne, że w przypadku filologii ważna jest znajomość motywów, a lektury są podawane jako przykład, ale czy naprawdę chodzi o to, aby zapoznać się z definicją motywu i wiedzieć, że występuje w tej i tej książce, a książki nie przeczytać? To chyba nie jest zbyt dobra metoda, aby stać się dobrym filologiem. I też rozmawianie o jakimś toposie z osobami, które tego toposu w życiu w literaturze nie widziały, bo nie przeczytały lektur, jest trochę bezsensowna.
Egzekwowanie znajomości lektur to niekoniecznie pytanie, o której godzinie bohater zjadł obiad, raczej w właśnie pytanie o najważniejsze motywy książki, ale w sposób sprawdzający, że delikwent rzeczywiście książkę przeczytał i wie o czym mówi, a nie oklepane pytanie, na które odpowiedź znajdziesz na wikipedii.
A mnie zastanawia kwestia tych 40 lektur. Skoro sama piszesz, że zdajesz sobie sprawę, że niemożliwe jest przeczytanie tego wszystkiego w jeden semestr to nie lepiej zmniejszyć liczbę lektur, za to skupić się na tym, aby rzeczywiście wyegzekwować ich znajomość?
Sama na studiach filologicznych miałam max. 15 lektur do przeczytania na egzamin, więc ta liczba 40 trochę mnie dziwi i myślę, że zniechęca wielu do sięgania po książki w ogóle, a zachęca do czytania streszczeń i zapoznawania się z literaturą tylko powierzchownie.
Jakby raz przeholowali to by poznali granicę i się usamodzielnili w piciu. Nie napisałam o tym, że sama potrafię wyznaczyć sobie granicę, aby usprawiedliwiać to, że nie będę swojemu chłopakowi alkoholu wydzielać, tylko, aby dać przykład, że dorosła osoba, nawet lubiąca alkohol i imprezy (jak ja) powinna SAMA się kontrolować w piciu. Miłość i troska nie polega na tym, aby kontrolować kogoś na każdym kroku, tylko na tym, aby nauczyć go jak ma sam o siebie dbać. Tak samo jak pomoc biednym i bezrobotnym powinna polegać na pomocy w znalezieniu pracy i usamodzielnieniu się, a nie dawaniu kasy, nie uważasz? Może osoba, która nie potrafi znaleźć umiaru w piciu potrzebuje przeżyć coś nieprzyjemnego, aby sobie uświadomić, że musi się kontrolować z piciem?
Nawet we własnym domu może dojść do tragedii? Zdradzę Ci tajemnicę - na trzeźwo też może dojść do tragedii.
@taina, tak, pozwoliłabym mu, szczególnie na chlanie w swoim własnym domu. Każdy odpowiada za siebie. Właśnie problem w tym, że niektórzy są przyzwyczajeni, że ktoś ich zawsze przystopuje w piciu i sami nie potrafią ocenić, kiedy mają dość. Mi nikt nigdy nie mówił, kiedy mam odstawić alkohol, a w trupa się nigdy nie zalewam, sama potrafię, kiedy czas przystopować i tego samego oczekuję od mojego faceta, nie będę nad nim stać na każdej imprezie i pilnować czy przypadkiem nie wypił o kieliszek za dużo.
Że jesteś... eeee... jaka? BTW już kilkakrotnie spotkałam się na Allegro z próbą reklamacji ciuchów po X tygodniach noszenia, zazwyczaj klienci znajdują plamkę, dziurkę itd, której wcześniej nie zauważyli. A już najlepsza była klientka, która chciała mi oddać żółtą bluzkę, którą wcześniej potraktowała wybielaczem "bo przyszła z plamką i chciałam ją jakoś usunąć, ale się nie udało"
Nie bardzo rozumiem, dlaczego uważasz, że trudna sytuacja finansowa, to to samo, co bycie biednym? Możemy tu teraz prowadzić dyskusje semantyczne. Myślę, że w trudnej sytuacji finansowej jest wiele rodzin w Polsce, a mało którą z nich można nazwać biedną. Poza tym, jakie ma znaczenie czy autorka jest biedna czy bogata? To może tylko zwiększać poczucie krzywdy autorki, skoro bogatsza koleżanka zawłaszczyła sobie jej rzeczy, ale nie to jest puentą historii. Uwagi na zasadzie: "Biedna jesteś to i tak następnego dziecka nie będziesz miała" są po pierwsze chamskie, po drugie nie mają nic wspólnego z głównym punktem historii, a jedynie okolicznościami pobocznymi. A co? Jakby autorka napisała, że chciała mieć te rzeczy jako pamiątkę po dziecięcych czasach swojego potomka, to zmieniłoby to sens historii? Baba zachowała się bezczelnie, a wy przyczepiliście się autorki, jej stanu majątkowego i planowania rodziny, jakby to było najważniejsze w historii. Moje rzeczy, to chcę je z powrotem i nikomu nic do tego czy będę ich używać czy wywalę na śmietnik.
Mnie też nie stać na wywalenie pieniędzy na coś, co już mam.
@Konik, a jak myślisz, skąd ludzie mają kasy po pachy? Stąd, że jak mogą zaoszczędzić to lekką ręką wydają kilka stówek? Dziwne, mi od tego jeszcze kasy nie przybyło ;) Reakcja niewspółmierna do sytuacji? Rozumiem, że gdyby ktoś pożyczone od Ciebie rzeczy ODDAWAŁ innym i jeszcze twierdził, że rzeczy należą do niego to machnąłbyś/machnęłabyś na to ręką? Ja jak najbardziej złość i frustrację autorki rozumiem, jak można cudze rzeczy rozdawać innym?
Chyba ciągle myślimy o tej samej ;)
Tibka nie pisze, że jest biedna, tylko, że nie sra pieniędzmi. Ja też nie jestem pewna, a pieniędzy w klozecie nie znajduję, tylko ciężko na nie pracuje i chce inni to szanowali. Rzeczywiście, da się zauważyć w tekście, że autorka jest poirytowana stanem majątkowym znajomej, ale raczej tylko w kontekście opisanej sytuacji. Mnie też na co dzień nie irytuje relatywne bogactwo znajomych, dopóki nie zaczynają żerować na innych, być może mniej majętnych. I wcale nie wynika to z zazdrości.
Dziwne, dla mnie blond pani na Bajana zawsze jest miła i wydaje przesyłki, nawet jeśli musi przejść do pomieszczenia przy okienku na przeciwko ;)
Jakie Willkommen in Polen? Osobiście znam faceta, który w żyje w Niemczech od 30 lat, w tym 26 lat na bezrobociu, od państwa dostał trzy pokojowe mieszkanie plus zasiłek i jeszcze wynajmuje pokoje w tym mieszkaniu, żyje jak panisko cały dzień siedząc na necie, a wieczorem chlejąc.
taaa, mi tez się zdarzyło płacić kartą za bilet za gotówkę w zamian, choć raz kupiłam jednemu studenciakowi, który rzekomo nie miał nic na karcie, po czym stwierdził, że jak nie mam mu wydać z 50zł to mogę kolokwialnie mówiąc spadać.
Nigdy nie rozumiałam tego szału z oceną z zachowania, ja miałam całe życie poprawne lub dopuszczające (czy coś takiego - odpowiednik dwói), nie przeszkodziło mi to w dostaniu się do dość przyzwoitego liceum, a potem w pójściu na studia.
Zobacz coś więcej poza czubkiem swojego zadartego nosa, jak na razie nie ma o czym z tobą dyskutować.
@Maddalena, tak już na spokojnie, radzę Ci się zastanowić, jak mogłaby wyglądać ta sytuacja opisana przez konduktora. Zauważ, że wielu historiach tutaj autorzy przyznają, że w opisywanych sytuacjach klęli na czym świat stoi. I co? Rzadko kiedy spotykają się z ostracyzmem na piekielnych, bo czytelnicy rozumieją, że w nerwowych sytuacjach ciężko ugryźć się w język. Ty byłaś zdenerwowana, on też, on mógłby tu napisać, że głupia histeryczka zawracała mu dupę po pracy i pewnie taka historia miałaby lepszą notę niż twoja. Mnie też nie raz i nie dwa potraktowano chamsko, ale o ile było to wywołane błędem z mojej strony to nie mam zamiaru się na to żalić w necie. To jest niemiłe i pewnie nie powinno mieć miejsca, ale ludzie... To nie jest porywająco piekielna historia.
Boże, dziewczyno, kiedy ty zrozumiesz, że świat nie kręci się wokół Ciebie?! A co kogoś obchodzi Twoje zdenerwowanie i problemy skoro sam musi np. pędzić do lekarza na umówioną pół roku wcześniej wizytę? Wyobraź sobie, że Tobie się cholernie spieszy, a ktoś przez swoje gapiostwo zajmuje twój czas - idę o zakład, że też byś tu to opisała. Inny konduktor z uśmiechem na twarzy nie wpuściłby Cię do pociągu i odesłał do biura rzeczy znalezionych.
@the, skoczcie razem.
jesteś tępą dzidą, nie dlatego, że zapomniałaś czegoś z pociągu (może się zdarzyć każdemu, choć ja tak ważnej rzeczy jak teczka ze wszystkimi dokumentami nie trzymałabym luzem), tylko dlatego, że nie potrafisz przyjąć na klatę, że zawaliłaś, utrudniłaś wielu ludziom życie, końcem końców dokumenty odzyskałaś i jeszcze wyjesz, że wszyscy na około nie pogłaskali cię ze współczuciem po główce. Ile ty masz lat?
Mnie rozwalają zawsze pytania od klientów typu: "Czy może mi Pani powiedzieć, dlaczego nie otrzymałem awiza, mimo, że w trackingu widnieje info, że nie zastano odbiorcy i przesyłka jest do odbioru na urzędzie?" Oczywiście, sprzedawca mieszkający kilkaset kilometrów dalej wie najlepiej, dlaczego listonosz nie zostawił klientowi awiza ;) Co do punktu pierwszego - mnie już to nawet nie irytuje, tylko śmiać mi się chce z klientów, którzy np. kupując przedmiot za 1-5zł pytają czy mogą mieć wysyłkę za darmo (koszt rzędu 7-12zł).
Podejrzewam, że niestety jesteś internetowym kozakiem i w rzeczywistości g*wno zrobiłeś, a auta nawet drugi raz na oczy nie widziałeś ;)
No, nie za bardzo zgodzę się z tym, że trzeba się na coś godzić albo kombinować. Jeżeli coś nie pasuje ani wykładowcy ani studentom, to dlaczego tego nie zmienić? Uczelnie są dla nas, a nie my dla uczelni. Rozsądek trzeba zachować, wiadomo, każdy chciałby, aby program studiów był jak najłatwiejszy, ale można warto się pewnym wymogom przyjrzeć i zastanowić się nad ich sensem? Na studiach nie chodzi o to, aby głaskać studenta po główce i wszystko podstawiać mu pod nos, ale też nie zgodzę się z tym, że studia nie muszą do niczego zachęcać. Mają zachęcać do pracy w zawodzie. Jaką motywację do pracy ma osoba z poczuciem 5 zmarnowanych lat. I nie zawsze jest to kwestia złego wyboru studiów, a programu tych studiów, który potrafi każdego zdemotywować. Ja mam to szczęście, że ze swoich studiów jestem zadowolona, oczywiście mam poczucie, że wiele zaliczonych przedmiotów do niczego mi się nie przyda. Mimo wszystko - fajnie było chodzić na te zajęcia, dowiedzieć się czegoś nowego. Gorzej jeśli studia składają się tylko z takich przedmiotów ze względu na bezsensownie ułożone programy.
Masz rację, nie rozumiemy się, bo ja piszę o czymś zupełnie innym. Autorka pisze, że wie doskonale, że studenci nie są w stanie przeczytać 40 lektur w ciągu semestru, moje pytanie więc brzmi po co utrzymywać tę iluzję i udawać, że się przerobiło 40 lektur? Widocznie u Ciebie na studiach było inaczej, tak więc piszesz o czymś, co w ogóle w tym wypadku nie ma zastosowania. Rozumiem, że trzeba mieć podstawy do dyskusji o epoce i jej motywach, ale na u mnie na studiach przerabialiśmy 1-2, w porywach 3 krótkie epoki na semestr, więc chyba można wyselekcjonować materiał tak, aby wybrać teksty reprezentatywne, a nie ładować studentowi wszystko, co możliwe na kark, w dodatku ze świadomością, że przeczytanie tego jest niewykonalne. I szczerze mówiąc argument, który przytoczyłaś powyżej, o tym, że jak ktoś nie lubi czytać, to nie powinien iść na filologię, to w akurat argument w tym wypadku trochę nietrafiony. Ja lubię czytać, ale jakby ktoś mnie postawił przed perspektywą obowiązkowego przeczytania 40 książek w niecałe pół roku, to biorąc pod uwagę, że pracuje, mam obowiązki domowe i chciałabym po prostu trochę pożyć, to skutecznie by mnie to zniechęciło do czytania.
Wskazującego czy umiejącego wskazać? Bo sama jako nauczycielka nie widzę sensu, aby początkującym, którzy ledwo potrafią się po niemiecku porozumieć wskazywać jeszcze na różnice między niemieckim w Niemczech a niemieckim w Austrii...
Dzięki, że tłumaczysz filologowi na czym polega analiza lektur na filologii. Skoro sama przyznajesz, że nie można porządnie lektury przerobić bez jej przeczytania, a autorka napisała, że zdaje sobie sprawę, że 40 lektur nie da się przeczytać w ciągu semestru, to nie rozumiem tej dyskusji. Chyba dochodzimy do wspólnego wniosku, że 40 pozycji na liście lektur przerabianych po łebkach to bezsens.
Nie do końca się z tym zgadzam. Jasne, że w przypadku filologii ważna jest znajomość motywów, a lektury są podawane jako przykład, ale czy naprawdę chodzi o to, aby zapoznać się z definicją motywu i wiedzieć, że występuje w tej i tej książce, a książki nie przeczytać? To chyba nie jest zbyt dobra metoda, aby stać się dobrym filologiem. I też rozmawianie o jakimś toposie z osobami, które tego toposu w życiu w literaturze nie widziały, bo nie przeczytały lektur, jest trochę bezsensowna. Egzekwowanie znajomości lektur to niekoniecznie pytanie, o której godzinie bohater zjadł obiad, raczej w właśnie pytanie o najważniejsze motywy książki, ale w sposób sprawdzający, że delikwent rzeczywiście książkę przeczytał i wie o czym mówi, a nie oklepane pytanie, na które odpowiedź znajdziesz na wikipedii.
A mnie zastanawia kwestia tych 40 lektur. Skoro sama piszesz, że zdajesz sobie sprawę, że niemożliwe jest przeczytanie tego wszystkiego w jeden semestr to nie lepiej zmniejszyć liczbę lektur, za to skupić się na tym, aby rzeczywiście wyegzekwować ich znajomość? Sama na studiach filologicznych miałam max. 15 lektur do przeczytania na egzamin, więc ta liczba 40 trochę mnie dziwi i myślę, że zniechęca wielu do sięgania po książki w ogóle, a zachęca do czytania streszczeń i zapoznawania się z literaturą tylko powierzchownie.
Jakby raz przeholowali to by poznali granicę i się usamodzielnili w piciu. Nie napisałam o tym, że sama potrafię wyznaczyć sobie granicę, aby usprawiedliwiać to, że nie będę swojemu chłopakowi alkoholu wydzielać, tylko, aby dać przykład, że dorosła osoba, nawet lubiąca alkohol i imprezy (jak ja) powinna SAMA się kontrolować w piciu. Miłość i troska nie polega na tym, aby kontrolować kogoś na każdym kroku, tylko na tym, aby nauczyć go jak ma sam o siebie dbać. Tak samo jak pomoc biednym i bezrobotnym powinna polegać na pomocy w znalezieniu pracy i usamodzielnieniu się, a nie dawaniu kasy, nie uważasz? Może osoba, która nie potrafi znaleźć umiaru w piciu potrzebuje przeżyć coś nieprzyjemnego, aby sobie uświadomić, że musi się kontrolować z piciem? Nawet we własnym domu może dojść do tragedii? Zdradzę Ci tajemnicę - na trzeźwo też może dojść do tragedii.
@taina, tak, pozwoliłabym mu, szczególnie na chlanie w swoim własnym domu. Każdy odpowiada za siebie. Właśnie problem w tym, że niektórzy są przyzwyczajeni, że ktoś ich zawsze przystopuje w piciu i sami nie potrafią ocenić, kiedy mają dość. Mi nikt nigdy nie mówił, kiedy mam odstawić alkohol, a w trupa się nigdy nie zalewam, sama potrafię, kiedy czas przystopować i tego samego oczekuję od mojego faceta, nie będę nad nim stać na każdej imprezie i pilnować czy przypadkiem nie wypił o kieliszek za dużo.