@Fenir: 1000zł to cena jaką trzeba u nas klubie zapłacić za pół godziny spędzone z dziewczyną separatce (pomieszczenie lekko na uboczu w klubie, żaden tam prywatny pokój, seks absolutnie nie wchodzi w grę). Dobrze prowadzony table dance to znacznie lepszy biznes niż burdel. Prostytutkę na godzinę można mieć i za 50 euro, tylko, że taką prostytutką to prosty deal, rozkłada nogi nie musi udawać, wszystko jest jasne. A striptizerka w klubie poudaje trochę, że facet jej się podoba, że miły, sympatyczny, że chciałaby z nim spędzić trochę czasu i facet od razu głupieje. Faceci w table dance często szukają zainteresowania ze strony kobiety, trochę ciepła i pieszczot, rzadko kiedy seksu.
@Fenir: ale żadna kobieta nie zapłaciłaby równowartości 1000zł za to, żeby posiedzieć z ładnym chłopakiem przez półgodziny i móc go podotykać po tyłku :P
No i nie kumam, gdzie tu piekielność. Sama pracuje w takim klubie jako kelnerka i skoro tam pracowałeś, to wiesz, że klient nie przychodzi napić się drinka wyjątkowej jakości, tylko pooglądać striptiz i spędzić czas z dziewczynami. Wywindowane ceny w takich lokalach to normalka. Jak ktoś chce płacić, to płaci, jak nie to wychodzi, chyba proste, prawda?
Normalka. Ten system jest chory, wystarczy, że klient napisze "zapłaciłem" i zwrot prowizji przepada. Aczkolwiek jeżeli napisze cokolwiek z czego wynika, że faktycznie nie zapłacił, wtedy zazwyczaj zwrot prowizji zostaje przyznany, przynajmniej tak było w moich przypadkach, nawet jeśli klient pisał, że ze mną nie było kontaktu albo utrudniał finalizację.
@katuscha: No przecież masz na maxa obłożony grafik, co znaczy, że chętnych na lekcje nie brakuje, tak? Zresztą jako była korepetytorka wiem, że nauczyciele języków obcych nie mogą narzekać na brak propozycji współpracy. Mi osobiście ciężko było zrezygnować nawet z takich uczniów, bo człowiek jednak przywiązuje się trochę do dzieciaka i zawsze trochę szkoda oddac go w obce ręce.
Właścicielka w podpisanej z agencją umowie miała jasno określone zasady - agencja pobierała 20% od kwoty płaconej przez najemcę, a nie 20% od kwoty płaconej przez najemcę i 100% od każdej kolejnej osoby w mieszkaniu.
Akurat uzasadnienie braku alimentów uważam za sensowne. Alimenty pewnie otrzymałabyś akurat takiej wysokości, aby sobie mieszkanie opłacić. Skoro więc ojciec opłaca Ci mieszkanie, to zapewnienie reszty potrzebnych rzeczy należy do matki.
@Wafeko, uważam, że ci, którzy zdają za pierwszym razem i są tuż po egzaminie w pełni gotowi do wyjechania samodzielnie na ulicę to może jakieś 10% wszystkich zdających za pierwszym razem. Mój instruktor opowiadał, że w całej karierze zdarzyły mu się jedynie pojedyncze przypadki kierowców, którzy faktycznie przed podejściem do pierwszego egzaminu potrafili naprawdę dobrze jeździć, reszta jego kursantów zdająca za pierwszym razem miała na to nikłe szanse, a na egzaminie po prostu farta. Ja sama musiałam wyjeździć naprawdę duuuuużo godzin, żeby naprawdę być gotowa do wyjechania samodzielnie na ulicę, ale wolę tak, niż niektórzy znajomi, którzy po 30 godzinach kursu i zdanym egzaminie jadą max.30 km/h, bo więcej się boją.
Co do grafiku pisemnego masz rację, zresztą szef sam doszedł do wniosku, że lepiej jak z góry będzie ustalał grafik, a zmiany będzie uzgadniać najpierw z nim. Rozmów jednak nadal nie mam zamiaru nagrywać :P
High five, ja też zdałam za 4 razem i przez trzy lata jeżdżenia nie miałam nawet stłuczki. Za to znajomi chwalący się zdaniem egzaminu za pierwszym razem albo bali się wsiąść potem za kółko albo mieli się od razu za panów szos zaliczali w niedługim czasie jakichś wypadek :P
Oczywiście, że mówiłam jej to niejednokrotnie, nawet już nie dlatego, że samą mnie ta sytuacja denerwowała, tylko, że widziałam, że wygląda jak żywy trup, sugerowałam ograniczenie godzin w jednej czy w drugiej pracy. Ona też nie była ślepa i widziała, że przy większej liczbie gości wszystko spada na mnie, nawet mnie za to przepraszała. Tylko, że przeprosiny i twarde twierdzenie, że DA RADĘ nie były żadnym wyjściem z sytuacji.
W nocnej pracy w knajpie to jest raczej normalne, że pracownicy ustalają zmiany w grafiku między sobą. Jeżeli chce mieć wolne, to jasne, że ktoś musi przyjść za mnie, więc wolę się najpierw ugadać z koleżanką i poprosić o urlop, kiedy wiem, że nie będzie problemu z zastępstwem.
Ja się zgadzam ze sla. Ludzie kupują mieszkania bezmyślnie z nadzieją, że "jakoś to będzie", a potem tragedia, karne k*tasy, rysowanie karoserii. Jakbym mieszkała w takim wariatkowie, gdzie jak zaparkuję samochód i zostawię załóżmy na miesiąc z powodu wyjazdu to pojawiają się tak genialne pomysły jak odkręcenie mi tablic rejestracyjnych (komentarz powyżej) to spierniczałabym jak najszybciej.
No ok, z mojej strony to było takie uogólnienie, jasne, że da się bez tego przeżyć, ale przez KILKANAŚCIE lat człowiek nawet nie musi się uczyć - przyswaja sobie słówka, zwroty, całe zdania. Mimowolnie.
Wow, bez urazy, ale w to, że kobieta dla własnej wygody przez kilkanaście lat nie nauczyła się nazw podstawowych produktów spożywczych niestety nie uwierzę.
Tak, nie mam pojęcia o byciu tłumaczem będąc z wykształcenia filologiem i tłumaczeniami zajmując się od kilku lat :) Napisałam gdzieś, że każdy, kto ma słownik może być tłumaczem? Napisałam, że profesjonalny tłumacz powinien mieć dostęp do całej gamy specjalistycznych słowników, a nie, że słownik robi z Ciebie tłumacza.
Ogarnięty człowiek sam jest w stanie sobie przetłumaczyć CV, szczególnie na tak popularny język jak angielski, gdzie w internecie można znaleźć 894294849848299 gotowych szablonów. Jeżeli w grę wchodzi specjalistyczne słownictwo to wystarczy sięgnąć po odpowiedni słownik - zakładam, że profesjonalny tłumacz ma do takich dostęp. Nie wiem, czy nie chciałabym widzieć tłumaczenia studentki, mnóstwo moich kolegów ze studiów już w trakcie studiów pracowała w biurach tłumaczeń, nikt na jakość ich usług nie narzekał. Jedno wiem na pewno - jako pracodawca w życiu nie zatrudniłabym tłumacza, któremu przetłumaczenie CV zajmuje kilka godzin. Proste CV to jest może 20-30 min pracy, nieco dłuższe i bardziej skomplikowane - max. 1h
Do nas ostatnio do pracy przyszedł taki facecik, błagał wręcz szefa o pracę, bo żona nie pracuje, mają dziecko chore na raka, on może robić wszystko, byle jakiś grosz mieć. Wzięliśmy go na kelnera, przyszedł na dwie próbne godziny, wpisaliśmy go do grafiku, a w pierwszy dzień "prawdziwej" pracy zadzwonił, że on jest za stary na bieganie z tacą i to dla niego poniżające, więc "nie, dzięki"
Dobra, Armagedon, jakie znaczenie dla tej historii mają okoliczności, o których piszesz? Może autorka nie ma ochoty na zdradzenie wszystkich szczegółów zajścia, bo głównym tematem historii jest zachowanie znajomych, a nie samo zdarzenie. Poza tym mogło już od tego pobicia minąć trochę czasu (ostatnio nie oznacza koniecznie dwa dni temu), więc autorka miała czas na przemyślenie także zachowania znajomych.
Ja myślę, że to jest po prostu relatywne, każdy opisuje ze swojej perspektwy. Od kilku znajomych usłyszałam zresztą, że niepotrzebnie robimy problem z tego, że kelner nie bardzo potrafi porozumieć się z klientem, bo da się to jakoś przeskoczyć ;)
@Fenir: 1000zł to cena jaką trzeba u nas klubie zapłacić za pół godziny spędzone z dziewczyną separatce (pomieszczenie lekko na uboczu w klubie, żaden tam prywatny pokój, seks absolutnie nie wchodzi w grę). Dobrze prowadzony table dance to znacznie lepszy biznes niż burdel. Prostytutkę na godzinę można mieć i za 50 euro, tylko, że taką prostytutką to prosty deal, rozkłada nogi nie musi udawać, wszystko jest jasne. A striptizerka w klubie poudaje trochę, że facet jej się podoba, że miły, sympatyczny, że chciałaby z nim spędzić trochę czasu i facet od razu głupieje. Faceci w table dance często szukają zainteresowania ze strony kobiety, trochę ciepła i pieszczot, rzadko kiedy seksu.
@Fenir: ale żadna kobieta nie zapłaciłaby równowartości 1000zł za to, żeby posiedzieć z ładnym chłopakiem przez półgodziny i móc go podotykać po tyłku :P
No i nie kumam, gdzie tu piekielność. Sama pracuje w takim klubie jako kelnerka i skoro tam pracowałeś, to wiesz, że klient nie przychodzi napić się drinka wyjątkowej jakości, tylko pooglądać striptiz i spędzić czas z dziewczynami. Wywindowane ceny w takich lokalach to normalka. Jak ktoś chce płacić, to płaci, jak nie to wychodzi, chyba proste, prawda?
Normalka. Ten system jest chory, wystarczy, że klient napisze "zapłaciłem" i zwrot prowizji przepada. Aczkolwiek jeżeli napisze cokolwiek z czego wynika, że faktycznie nie zapłacił, wtedy zazwyczaj zwrot prowizji zostaje przyznany, przynajmniej tak było w moich przypadkach, nawet jeśli klient pisał, że ze mną nie było kontaktu albo utrudniał finalizację.
@katuscha: No przecież masz na maxa obłożony grafik, co znaczy, że chętnych na lekcje nie brakuje, tak? Zresztą jako była korepetytorka wiem, że nauczyciele języków obcych nie mogą narzekać na brak propozycji współpracy. Mi osobiście ciężko było zrezygnować nawet z takich uczniów, bo człowiek jednak przywiązuje się trochę do dzieciaka i zawsze trochę szkoda oddac go w obce ręce.
Właścicielka w podpisanej z agencją umowie miała jasno określone zasady - agencja pobierała 20% od kwoty płaconej przez najemcę, a nie 20% od kwoty płaconej przez najemcę i 100% od każdej kolejnej osoby w mieszkaniu.
Akurat uzasadnienie braku alimentów uważam za sensowne. Alimenty pewnie otrzymałabyś akurat takiej wysokości, aby sobie mieszkanie opłacić. Skoro więc ojciec opłaca Ci mieszkanie, to zapewnienie reszty potrzebnych rzeczy należy do matki.
@Wafeko, uważam, że ci, którzy zdają za pierwszym razem i są tuż po egzaminie w pełni gotowi do wyjechania samodzielnie na ulicę to może jakieś 10% wszystkich zdających za pierwszym razem. Mój instruktor opowiadał, że w całej karierze zdarzyły mu się jedynie pojedyncze przypadki kierowców, którzy faktycznie przed podejściem do pierwszego egzaminu potrafili naprawdę dobrze jeździć, reszta jego kursantów zdająca za pierwszym razem miała na to nikłe szanse, a na egzaminie po prostu farta. Ja sama musiałam wyjeździć naprawdę duuuuużo godzin, żeby naprawdę być gotowa do wyjechania samodzielnie na ulicę, ale wolę tak, niż niektórzy znajomi, którzy po 30 godzinach kursu i zdanym egzaminie jadą max.30 km/h, bo więcej się boją.
Co do grafiku pisemnego masz rację, zresztą szef sam doszedł do wniosku, że lepiej jak z góry będzie ustalał grafik, a zmiany będzie uzgadniać najpierw z nim. Rozmów jednak nadal nie mam zamiaru nagrywać :P
A dentysta nie chciał robić ząbków za pół ceny? :P
High five, ja też zdałam za 4 razem i przez trzy lata jeżdżenia nie miałam nawet stłuczki. Za to znajomi chwalący się zdaniem egzaminu za pierwszym razem albo bali się wsiąść potem za kółko albo mieli się od razu za panów szos zaliczali w niedługim czasie jakichś wypadek :P
Oczywiście, że mówiłam jej to niejednokrotnie, nawet już nie dlatego, że samą mnie ta sytuacja denerwowała, tylko, że widziałam, że wygląda jak żywy trup, sugerowałam ograniczenie godzin w jednej czy w drugiej pracy. Ona też nie była ślepa i widziała, że przy większej liczbie gości wszystko spada na mnie, nawet mnie za to przepraszała. Tylko, że przeprosiny i twarde twierdzenie, że DA RADĘ nie były żadnym wyjściem z sytuacji.
W nocnej pracy w knajpie to jest raczej normalne, że pracownicy ustalają zmiany w grafiku między sobą. Jeżeli chce mieć wolne, to jasne, że ktoś musi przyjść za mnie, więc wolę się najpierw ugadać z koleżanką i poprosić o urlop, kiedy wiem, że nie będzie problemu z zastępstwem.
Ja się zgadzam ze sla. Ludzie kupują mieszkania bezmyślnie z nadzieją, że "jakoś to będzie", a potem tragedia, karne k*tasy, rysowanie karoserii. Jakbym mieszkała w takim wariatkowie, gdzie jak zaparkuję samochód i zostawię załóżmy na miesiąc z powodu wyjazdu to pojawiają się tak genialne pomysły jak odkręcenie mi tablic rejestracyjnych (komentarz powyżej) to spierniczałabym jak najszybciej.
No ok, z mojej strony to było takie uogólnienie, jasne, że da się bez tego przeżyć, ale przez KILKANAŚCIE lat człowiek nawet nie musi się uczyć - przyswaja sobie słówka, zwroty, całe zdania. Mimowolnie.
Wow, bez urazy, ale w to, że kobieta dla własnej wygody przez kilkanaście lat nie nauczyła się nazw podstawowych produktów spożywczych niestety nie uwierzę.
Tak, nie mam pojęcia o byciu tłumaczem będąc z wykształcenia filologiem i tłumaczeniami zajmując się od kilku lat :) Napisałam gdzieś, że każdy, kto ma słownik może być tłumaczem? Napisałam, że profesjonalny tłumacz powinien mieć dostęp do całej gamy specjalistycznych słowników, a nie, że słownik robi z Ciebie tłumacza.
Ogarnięty człowiek sam jest w stanie sobie przetłumaczyć CV, szczególnie na tak popularny język jak angielski, gdzie w internecie można znaleźć 894294849848299 gotowych szablonów. Jeżeli w grę wchodzi specjalistyczne słownictwo to wystarczy sięgnąć po odpowiedni słownik - zakładam, że profesjonalny tłumacz ma do takich dostęp. Nie wiem, czy nie chciałabym widzieć tłumaczenia studentki, mnóstwo moich kolegów ze studiów już w trakcie studiów pracowała w biurach tłumaczeń, nikt na jakość ich usług nie narzekał. Jedno wiem na pewno - jako pracodawca w życiu nie zatrudniłabym tłumacza, któremu przetłumaczenie CV zajmuje kilka godzin. Proste CV to jest może 20-30 min pracy, nieco dłuższe i bardziej skomplikowane - max. 1h
W kilka godzin to nawet dziecko z gimnazjum jest w stanie przetłumaczyć CV na angielski.
W Niemczech to standard. Po prostu właściciel ściąga z najemcy koszty agencji, kto mu zabroni?
Do nas ostatnio do pracy przyszedł taki facecik, błagał wręcz szefa o pracę, bo żona nie pracuje, mają dziecko chore na raka, on może robić wszystko, byle jakiś grosz mieć. Wzięliśmy go na kelnera, przyszedł na dwie próbne godziny, wpisaliśmy go do grafiku, a w pierwszy dzień "prawdziwej" pracy zadzwonił, że on jest za stary na bieganie z tacą i to dla niego poniżające, więc "nie, dzięki"
Co za żałosny lament
Dobra, Armagedon, jakie znaczenie dla tej historii mają okoliczności, o których piszesz? Może autorka nie ma ochoty na zdradzenie wszystkich szczegółów zajścia, bo głównym tematem historii jest zachowanie znajomych, a nie samo zdarzenie. Poza tym mogło już od tego pobicia minąć trochę czasu (ostatnio nie oznacza koniecznie dwa dni temu), więc autorka miała czas na przemyślenie także zachowania znajomych.
Ja myślę, że to jest po prostu relatywne, każdy opisuje ze swojej perspektwy. Od kilku znajomych usłyszałam zresztą, że niepotrzebnie robimy problem z tego, że kelner nie bardzo potrafi porozumieć się z klientem, bo da się to jakoś przeskoczyć ;)
Jak wyglądaliście mniej więcej tak http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/5,34889,11851362,Doda_z_czaszka_i_matka_boska__Zobacz_zdjecia_z_parady.html?i=3 to mogę się domyślać, co panu chodziło ;)