No tak, usuwanie sierści tak strasznie kłopotliwe, ach ta skomplikowana obsługa rolki do ubrań. I nie, nie mam zwierzaków, nie jestem pieprzniętą kocią mamą, ale litości, robienie problemu z tego, że ktoś bluzki za grosze (bo 10 zeta w dzisiejszych czasach to są grosze, fajne bluzki w szmateksach chodzą po 30 zeta) nie wyczyścił? Rozumiem, jeśliby jakieś plamy były, bo ok, nie wiadomo, czy zejdą w praniu czy nie, ale włosy? Lol.
Akurat kraj, w którym wynajem kawalerki kosztuje połowę minimalnej w dalszym ciągu jest fajnym do życia krajem ;). Ja już dawno nie widziałam we Wrocku kawalerki kosztującej mniej niż cała minimalna, zazwyczaj znacznie więcej i sa to śmieszna klitki, czasem nawet za małe, żeby prawnie nazwać je mieszkaniem. A co do tych kuzynów wujków ciotecznych od strony prababci matki, co to się dorobili - może i jest to prawda. Pamiętaj, że naszym hobby narodowym jest niestety złodziejstwo. Ja uwierzę, że ktoś się cudów dorobił w parę lat, nie uwierzę, że uczciwie ;) (ok, nie mówimy o kardiochirurgach czy innych informatykach ;)
Nieoddawanie kaucji pod byle pretekstem to niestety norma. Ale w żadne dodatkowe koszta nawet się nie daj wpakować, zagroź sądem i tyle. Nie ma możliwości udowodnić Ci, że to Ty zniszczyłaś cokolwiek w części wspólnej. Tak po prawdzie to nawet w pokoju powinna Ci udowodnić zdjęciami z momentu Twojego wprowadzania się, a nie "bo tak".
@Ohboy: Prawda? Po tym fragmencie o butach dokładnie to samo pomyślałam. Ja od kilku lat robię podobnie, ale ja mam jako taką samoświadomość i wiem, że szukam powodu, żeby nie być w relacji, bo zwyczajnie a) niespecjalne mam doświadczenia b) bardzo dobrze mi samej i nie chce mi się wyjść z tzw. strefy komfortu. No ale ja nie płaczę wszystkim naokoło, że jestem sama i jest mi źle i gdzie ci mężczyźni.
Niezależnie od tego, że powinni zrobić badania, suplementacja jest bardzo dobrą radą. Owocami i warzywami wbrew temu, co wciskają dietetycy, często nie da się uzupełnić w wystarczającej ilości brakujących witamin i innych takich. Ja miałam aurę migrenową i zaburzenia rytmu serca przez lata. Jak ręką odjął, gdy zaczęłam suplementować dobry magnez i kilka z grupy B + sporadycznie potas (choć wpie8dalam mnóstwo warzyw z potasem, uwielbiam je, a jednak w badaniach wyszedł niedobór - to najlepiej świadczy o tym, że dietą nie nadrobisz). A co do pytania o składki? Cóż, teraz narzekasz, ale przestaniesz narzekać, gdy wylądujesz w szpitalu i nie zbankrutujesz, jak w USA. Kumpela właśnie po udarze - od razu wzięli do szpitala, od razu komplet badań, tydzień w szpitalu, teraz trzy tygodnie rehabilitacji. Prywatnie powodzenia, koszmarne sumy by były.
Uwierzę w każde słowo, bo z trzech moich ostatnich rozmów kwalifikacyjnych na jednej wyraźnie zasugerowano, że jestem w okresie rozrodczym, na drugiej wprost pytano o dzieci, męża i chłopaka (!). Trzecia była prowadzona przez kobietę i takich pytań jakoś nie zadawała. Może dlatego, że była szefem własnej, sporej firmy, więc wie, że da się pogodzić karierę z byciem kobietą.
@Crannberry: ale to jest taka sama metoda, jak i każda inna, tyle że metodę trzeba dobrać do ucznia. Mój uczeń, dyslektyk, mówi, że dla niego najlepszą metodą nauki angielskiego było średniowieczne przepisywanie po milion razy tych samych tekstów. Wszystkie ciekawe i fascynujące sposoby, włącznie z aplikacjami, spływały po nim jak po kaczce. Inna uczennica mówi, że jej najlepiej robi uczenie się całych zdań, też toporna metoda. Oczywiście jest też pełno uczniów, którzy uczą się najlepiej mówiąc, inni z aplikacjami wszelkiej maści, jeszcze inni muszą dokładnie zrozumieć logikę wewnętrzną języka... A szkoła ma to do siebie, że nikt się do każdego ucznia dostosowywał nie będzie, więc efekty są, jakie są. (dlatego ja jestem za nauczaniem domowym, czy jak się to zwie fachowo)
@timka: no, bzdury jakieś popisane; jeżdżę do Rzeszowa i z Rzeszowa przez Kraków kilka razy w roku i w ciągu ostatnich 10 lat może raz rzeczywiście się coś posypało na tej trasie, bodajże zepsuta lokomotywa i było opóźnienie konkretne.Tak poza tym NIGDY nie jechałam 4 godziny na odcinku Kraków - Rzeszów. Cały remont też obserwowałam na bieżąco i były płyty, po żadnym błocie się nie szło, ale ja nie wiem, czego oczekuje autor, magii? Że panowie robotnicy będą chodzić z odkurzaczami wokół budowy 24/7, żeby nie było żadnego żwirku czy pyłu?
Ah, ten wspaniały argument, bo "po tych studiach będzie dobrze zarabiać". Jak ktoś się do czegoś nie nadaje, to nie będzie. Moja kumpela poszła na informatykę, bo stwierdziła, że to przyszłościowy kierunek. Studia ledwie zdała, nienawidzi kodować, więc nie jest w tym zbyt dobra (to taka praca, że dobrze, żeby człowiek się sam rozwijał, siedział w domu i pisał, żeby mieć jak najwięcej do zaprezentowania pracodawcy ewentualnemu, a ona tego nie znosi, więc tego nie robi) i efekt taki, że pracuje w handlu. Tak to jest.
Te pety to mnie do szewskiej pasji doprowadzają. Część moich znajomych pali - często są to osoby, które o swój własny wygląd dbają z pasją godną lepszej sprawy, najmniejsza skaza (niedogolony włosek, niedoprasowana bluzka, niedotarte pięty) u siebie - tragedia, u kogoś - obgadywanko. I równocześnie te wymuskane osoby nie widzą problemu, żeby je8nąć peta pod nogi.
Każdy mówi według siebie. Trudno oczekiwać, żeby ktoś dawał rady, które nie są oparte na tym, co sam by zrobił. Ja jak czytam różne tego typu posty lasek, to też zazwyczaj piszę "zerwij", bo są to posty opisujące sytuacje, na które ja bym sobie w życiu nie pozwoliła i w życiu bym nie chciała być z facetami, którzy odwalają rzeczy, które są w takich postach opisywane. Ale wiadomo, każdy jest inny. Ja tam wolę być sama niż wiecznie usługiwać facetowi albo zgadzać się na to, że on o wszystkim będzie decydował albo inne takie kwiatki, o których laski piszą.
@HelikopterAugusto: ja udzielam zazwyczaj takich rad, bo sama zerwałam wszystkie swoje związki i żadnego nie żałuję. Natomiast jak widzę, co się odjaniepawla w związkach moich znajomych to dzień w dzień dziękuję sobie, że nie bawiłam się w "kompromisy" czyli tak naprawdę "dostosuj się we wszystkim do faceta" i mam święty spokój.
Zgodzę się z tym, że od alkoholików najczęściej wyzywają alkoholicy ;). Ja lubię się napić czasem - jak mam wolny dzień, ale taki specjalnie wygospodarowany dzień dla siebie, a nie każdy wolny ;), to siadam sobie z książką i winem i się relaksuję. Czasem jest to raz w tygodniu, czasem raz na miesiąc. Co ważne piję wtedy SAMA i bywa, że nalewam sobie już RANO, po śniadaniu. Zatem w oczach znajomych jestem osobą z problemem alkoholowym, tylko go skrzętnie ukrywam, bo kto pije do lustra i od rana? (pomijam, że bywa, że jeden kieliszek sączę pół dnia). I najlepsze, że większość z tak komentujących osób pije dzień w dzień :D (wiem, bo ich opowieści to głównie "wczoraj piłem z.... a dziś idę się napić z...). Ale nie piją SAMI i piją WIECZOREM, więc problemu nie mają. Proste? Proste :D
W aptekach podobnie. Biorę pewien jeden konkretny lek nie na receptę, na bardzo bolesny okres. Tylko on z dostępnych bez recepty na mnie działa. Był taki moment, że gdzie nie poszłam, to słyszałam, że go nie ma, jest za to inny, prawie taki sam skład, a w zasadzie to nawet lepszy skład. W każdej aptece z trzech, w których byłam, identyczny tekst usłyszałam. Wzięłam, nie zadziałał, przeczytałam skład, uja prawda, że lepszy, nie ma drugiej ważnej substancji czynnej, która była w "moim" leku.
@iks: każdy ma inne potrzeby w takich sytuacjach. jednemu pomoże zgoda, drugiemu właśnie taka wymuszona zgoda zatruje całe życie. koleś ma święte prawo nienawidzić ojca i lepiej będzie się mu żyło z tym niż z ludźmi wmawiającymi mu, że ma jakiś obowiazek wybaczenie
Jak dla mnie specjalista z dziedziny x nie musi być wcale specjalistą w języku polskim. Jeśli ktoś się zna na astronomii, to interesuje mnie, żeby nie robił błędów merytorycznych i wolę osobę z wiedzą ze swojej dziedziny niż kogoś mówiącego bzdury piękną polszczyzną. Natomiast inna sprawa, jeśli ktoś mówi bzdury i przy okazji kaleczy język, o czym wspomniałeś; to rzeczywiście wtedy porażka.
@Error505: niekoniecznie. Korepetycji często potrzebują osoby, które mają beznadziejnego nauczyciela w szkole bądź osoby potrzebujące kogoś, kto dostosuje sposób wyjaśniania, rodzaj ćwiczeń do ich sposobu nauki i indywidualnych potrzeb, a wiadomo, że w szkole jest cała grupa i nauczyciel nie dostosuje się do każdego. A korepetytor to nie magik, jeśli ktoś ma ogólnie złe podejście do nauki, to jak z chodzeniem do trenera na siłkę - trener za nikogo formy nie zrobi.
@metaxa: oj, tak, skąd ja to znam! Ja zawsze zaczynam pierwszą lekcję od poinformowania, że same korepetycje nie wystarczą, trzeba w domu regularnie przyswajać z nich wiedzę. I wciąż są ludzie, którzy tego nie rozumieją i dziwi ich brak efektów.
Fajnie, że wspomniałaś o infrastrukturze, bo też leży całkiem. Moja znajoma kupiła parę lat temu mieszkanie na jakimś totalnym zadupiu Wrocławia. Oczywiście obiecanki, cacanki, co tam nie będzie. Póki co są tylko kolejne bloki bądź szeregówki bądź domki. Infrastruktury póki co zero poza lokalami na parterach bloków. U mojej matki w Rzeszowie to samo. Osiedle GIGANT, kilkukrotnie większe od mojego osiedla we Wrocławiu, rozciągające się na kilometrach kwadratowych. Jest jedna szkoła tylko dlatego, że już była i do niedawna była jedna Biedronka i jedna przychodnia (teraz, w końcu, po kilku latach, postawiono Fraca jeszcze). I tyle. Teren zielony został tylko dlatego, że się go nie dało zabudować (jest tam bardzo głęboki wąwóz rzeczny i na jego zboczach pewnie nie da się niczego stworzyć). Wszystkie pozostałe tereny zielone zabudowane do zera blokami i domkami. Starsza osoba, która nie korzysta z samochodu, ma przesrane. Nawet ja, co nie mam jeszcze czterdziestki, jak mam iść do Biedry, to zdycham, bo idzie się półtora kilometra najpierw w dół, później w górę stromego zbocza, po niezliczonych schodach, a co dopiero starsza osoba.
Potwierdzę to, co napisał jeden z komentujących - niektórzy boją się, że wygryziesz kogoś wyżej ;). Gdy pracowałam w moim pierwszym sklepie widziałam, jak szefowa odrzucała wszystkich z kierowniczym doświadczeniem, bo się bała, że ją wygryzą.
@Ohboy: to że powiedziała, że nie ma wielkich wymagań, nie oznacza, że chce pracować za minimalną. Napisała przecież, że nie chce w swojej branży pracować, bo tam jest właśnie minimalna
Oj, skąd ja znam te dobre rady dotyczące wyglądu. Na szczęście większość moich znajomych rozumie, że każdy wygląda, jak chce (po części wynika to z tego, że część z nich to starsze kobiety zachwycone, że wyglądają "lepiej" ode mnie, wiem, bo słyszałam ;) ). Ale mieszkam teraz ze współlokatorką, która ma pie8dolca na punkcie prób uszczęśliwiania mnie na siłę - non stop słyszę, że mi paznokcie pomaluje, że mi hennę zrobi, że mi rzęsy doklei (najlepsze, że rzęsy mam piękne, gęste, długie, tylko jasne, gdybym pomalowała wyglądałyby piękniej niż jakiekolwiek sztuczne), że mi faceta pomoże szukać. Non stop. I jest wielce zaskoczona, czemu od jakiegoś czasu reaguję na te teksty wku8wem. Nic nie dociera. Pewnego dnia chyba czara się przeleje i zacznę jej na siłę doradzać dietę, bo kobieta jest po prostu gruba, a jej śniadanie to kawał chleba (kawał, nie kromka, po prostu pół małego chleba w rękę i żremy), kiełbasa i kawał ciasta ;). Ciekawe, czy będzie szczęśliwa, że jej doradzam :)
No tak, usuwanie sierści tak strasznie kłopotliwe, ach ta skomplikowana obsługa rolki do ubrań. I nie, nie mam zwierzaków, nie jestem pieprzniętą kocią mamą, ale litości, robienie problemu z tego, że ktoś bluzki za grosze (bo 10 zeta w dzisiejszych czasach to są grosze, fajne bluzki w szmateksach chodzą po 30 zeta) nie wyczyścił? Rozumiem, jeśliby jakieś plamy były, bo ok, nie wiadomo, czy zejdą w praniu czy nie, ale włosy? Lol.
Akurat kraj, w którym wynajem kawalerki kosztuje połowę minimalnej w dalszym ciągu jest fajnym do życia krajem ;). Ja już dawno nie widziałam we Wrocku kawalerki kosztującej mniej niż cała minimalna, zazwyczaj znacznie więcej i sa to śmieszna klitki, czasem nawet za małe, żeby prawnie nazwać je mieszkaniem. A co do tych kuzynów wujków ciotecznych od strony prababci matki, co to się dorobili - może i jest to prawda. Pamiętaj, że naszym hobby narodowym jest niestety złodziejstwo. Ja uwierzę, że ktoś się cudów dorobił w parę lat, nie uwierzę, że uczciwie ;) (ok, nie mówimy o kardiochirurgach czy innych informatykach ;)
Nieoddawanie kaucji pod byle pretekstem to niestety norma. Ale w żadne dodatkowe koszta nawet się nie daj wpakować, zagroź sądem i tyle. Nie ma możliwości udowodnić Ci, że to Ty zniszczyłaś cokolwiek w części wspólnej. Tak po prawdzie to nawet w pokoju powinna Ci udowodnić zdjęciami z momentu Twojego wprowadzania się, a nie "bo tak".
@Ohboy: Prawda? Po tym fragmencie o butach dokładnie to samo pomyślałam. Ja od kilku lat robię podobnie, ale ja mam jako taką samoświadomość i wiem, że szukam powodu, żeby nie być w relacji, bo zwyczajnie a) niespecjalne mam doświadczenia b) bardzo dobrze mi samej i nie chce mi się wyjść z tzw. strefy komfortu. No ale ja nie płaczę wszystkim naokoło, że jestem sama i jest mi źle i gdzie ci mężczyźni.
Niezależnie od tego, że powinni zrobić badania, suplementacja jest bardzo dobrą radą. Owocami i warzywami wbrew temu, co wciskają dietetycy, często nie da się uzupełnić w wystarczającej ilości brakujących witamin i innych takich. Ja miałam aurę migrenową i zaburzenia rytmu serca przez lata. Jak ręką odjął, gdy zaczęłam suplementować dobry magnez i kilka z grupy B + sporadycznie potas (choć wpie8dalam mnóstwo warzyw z potasem, uwielbiam je, a jednak w badaniach wyszedł niedobór - to najlepiej świadczy o tym, że dietą nie nadrobisz). A co do pytania o składki? Cóż, teraz narzekasz, ale przestaniesz narzekać, gdy wylądujesz w szpitalu i nie zbankrutujesz, jak w USA. Kumpela właśnie po udarze - od razu wzięli do szpitala, od razu komplet badań, tydzień w szpitalu, teraz trzy tygodnie rehabilitacji. Prywatnie powodzenia, koszmarne sumy by były.
Uwierzę w każde słowo, bo z trzech moich ostatnich rozmów kwalifikacyjnych na jednej wyraźnie zasugerowano, że jestem w okresie rozrodczym, na drugiej wprost pytano o dzieci, męża i chłopaka (!). Trzecia była prowadzona przez kobietę i takich pytań jakoś nie zadawała. Może dlatego, że była szefem własnej, sporej firmy, więc wie, że da się pogodzić karierę z byciem kobietą.
Też aurę migrenową wyleczyłam dobrym magnezem :). Też komplet badań miałam zrobiony (no ale na to nie narzekam akurat)
@Crannberry: ale to jest taka sama metoda, jak i każda inna, tyle że metodę trzeba dobrać do ucznia. Mój uczeń, dyslektyk, mówi, że dla niego najlepszą metodą nauki angielskiego było średniowieczne przepisywanie po milion razy tych samych tekstów. Wszystkie ciekawe i fascynujące sposoby, włącznie z aplikacjami, spływały po nim jak po kaczce. Inna uczennica mówi, że jej najlepiej robi uczenie się całych zdań, też toporna metoda. Oczywiście jest też pełno uczniów, którzy uczą się najlepiej mówiąc, inni z aplikacjami wszelkiej maści, jeszcze inni muszą dokładnie zrozumieć logikę wewnętrzną języka... A szkoła ma to do siebie, że nikt się do każdego ucznia dostosowywał nie będzie, więc efekty są, jakie są. (dlatego ja jestem za nauczaniem domowym, czy jak się to zwie fachowo)
@timka: no, bzdury jakieś popisane; jeżdżę do Rzeszowa i z Rzeszowa przez Kraków kilka razy w roku i w ciągu ostatnich 10 lat może raz rzeczywiście się coś posypało na tej trasie, bodajże zepsuta lokomotywa i było opóźnienie konkretne.Tak poza tym NIGDY nie jechałam 4 godziny na odcinku Kraków - Rzeszów. Cały remont też obserwowałam na bieżąco i były płyty, po żadnym błocie się nie szło, ale ja nie wiem, czego oczekuje autor, magii? Że panowie robotnicy będą chodzić z odkurzaczami wokół budowy 24/7, żeby nie było żadnego żwirku czy pyłu?
Ah, ten wspaniały argument, bo "po tych studiach będzie dobrze zarabiać". Jak ktoś się do czegoś nie nadaje, to nie będzie. Moja kumpela poszła na informatykę, bo stwierdziła, że to przyszłościowy kierunek. Studia ledwie zdała, nienawidzi kodować, więc nie jest w tym zbyt dobra (to taka praca, że dobrze, żeby człowiek się sam rozwijał, siedział w domu i pisał, żeby mieć jak najwięcej do zaprezentowania pracodawcy ewentualnemu, a ona tego nie znosi, więc tego nie robi) i efekt taki, że pracuje w handlu. Tak to jest.
Te pety to mnie do szewskiej pasji doprowadzają. Część moich znajomych pali - często są to osoby, które o swój własny wygląd dbają z pasją godną lepszej sprawy, najmniejsza skaza (niedogolony włosek, niedoprasowana bluzka, niedotarte pięty) u siebie - tragedia, u kogoś - obgadywanko. I równocześnie te wymuskane osoby nie widzą problemu, żeby je8nąć peta pod nogi.
Każdy mówi według siebie. Trudno oczekiwać, żeby ktoś dawał rady, które nie są oparte na tym, co sam by zrobił. Ja jak czytam różne tego typu posty lasek, to też zazwyczaj piszę "zerwij", bo są to posty opisujące sytuacje, na które ja bym sobie w życiu nie pozwoliła i w życiu bym nie chciała być z facetami, którzy odwalają rzeczy, które są w takich postach opisywane. Ale wiadomo, każdy jest inny. Ja tam wolę być sama niż wiecznie usługiwać facetowi albo zgadzać się na to, że on o wszystkim będzie decydował albo inne takie kwiatki, o których laski piszą.
@HelikopterAugusto: ja udzielam zazwyczaj takich rad, bo sama zerwałam wszystkie swoje związki i żadnego nie żałuję. Natomiast jak widzę, co się odjaniepawla w związkach moich znajomych to dzień w dzień dziękuję sobie, że nie bawiłam się w "kompromisy" czyli tak naprawdę "dostosuj się we wszystkim do faceta" i mam święty spokój.
Zgodzę się z tym, że od alkoholików najczęściej wyzywają alkoholicy ;). Ja lubię się napić czasem - jak mam wolny dzień, ale taki specjalnie wygospodarowany dzień dla siebie, a nie każdy wolny ;), to siadam sobie z książką i winem i się relaksuję. Czasem jest to raz w tygodniu, czasem raz na miesiąc. Co ważne piję wtedy SAMA i bywa, że nalewam sobie już RANO, po śniadaniu. Zatem w oczach znajomych jestem osobą z problemem alkoholowym, tylko go skrzętnie ukrywam, bo kto pije do lustra i od rana? (pomijam, że bywa, że jeden kieliszek sączę pół dnia). I najlepsze, że większość z tak komentujących osób pije dzień w dzień :D (wiem, bo ich opowieści to głównie "wczoraj piłem z.... a dziś idę się napić z...). Ale nie piją SAMI i piją WIECZOREM, więc problemu nie mają. Proste? Proste :D
W aptekach podobnie. Biorę pewien jeden konkretny lek nie na receptę, na bardzo bolesny okres. Tylko on z dostępnych bez recepty na mnie działa. Był taki moment, że gdzie nie poszłam, to słyszałam, że go nie ma, jest za to inny, prawie taki sam skład, a w zasadzie to nawet lepszy skład. W każdej aptece z trzech, w których byłam, identyczny tekst usłyszałam. Wzięłam, nie zadziałał, przeczytałam skład, uja prawda, że lepszy, nie ma drugiej ważnej substancji czynnej, która była w "moim" leku.
@iks: każdy ma inne potrzeby w takich sytuacjach. jednemu pomoże zgoda, drugiemu właśnie taka wymuszona zgoda zatruje całe życie. koleś ma święte prawo nienawidzić ojca i lepiej będzie się mu żyło z tym niż z ludźmi wmawiającymi mu, że ma jakiś obowiazek wybaczenie
To potwierdza również moją teorię, że nie zawsze prywatnie jest lepiej niż na NFZ
Jak dla mnie specjalista z dziedziny x nie musi być wcale specjalistą w języku polskim. Jeśli ktoś się zna na astronomii, to interesuje mnie, żeby nie robił błędów merytorycznych i wolę osobę z wiedzą ze swojej dziedziny niż kogoś mówiącego bzdury piękną polszczyzną. Natomiast inna sprawa, jeśli ktoś mówi bzdury i przy okazji kaleczy język, o czym wspomniałeś; to rzeczywiście wtedy porażka.
@Error505: niekoniecznie. Korepetycji często potrzebują osoby, które mają beznadziejnego nauczyciela w szkole bądź osoby potrzebujące kogoś, kto dostosuje sposób wyjaśniania, rodzaj ćwiczeń do ich sposobu nauki i indywidualnych potrzeb, a wiadomo, że w szkole jest cała grupa i nauczyciel nie dostosuje się do każdego. A korepetytor to nie magik, jeśli ktoś ma ogólnie złe podejście do nauki, to jak z chodzeniem do trenera na siłkę - trener za nikogo formy nie zrobi.
@metaxa: oj, tak, skąd ja to znam! Ja zawsze zaczynam pierwszą lekcję od poinformowania, że same korepetycje nie wystarczą, trzeba w domu regularnie przyswajać z nich wiedzę. I wciąż są ludzie, którzy tego nie rozumieją i dziwi ich brak efektów.
Fajnie, że wspomniałaś o infrastrukturze, bo też leży całkiem. Moja znajoma kupiła parę lat temu mieszkanie na jakimś totalnym zadupiu Wrocławia. Oczywiście obiecanki, cacanki, co tam nie będzie. Póki co są tylko kolejne bloki bądź szeregówki bądź domki. Infrastruktury póki co zero poza lokalami na parterach bloków. U mojej matki w Rzeszowie to samo. Osiedle GIGANT, kilkukrotnie większe od mojego osiedla we Wrocławiu, rozciągające się na kilometrach kwadratowych. Jest jedna szkoła tylko dlatego, że już była i do niedawna była jedna Biedronka i jedna przychodnia (teraz, w końcu, po kilku latach, postawiono Fraca jeszcze). I tyle. Teren zielony został tylko dlatego, że się go nie dało zabudować (jest tam bardzo głęboki wąwóz rzeczny i na jego zboczach pewnie nie da się niczego stworzyć). Wszystkie pozostałe tereny zielone zabudowane do zera blokami i domkami. Starsza osoba, która nie korzysta z samochodu, ma przesrane. Nawet ja, co nie mam jeszcze czterdziestki, jak mam iść do Biedry, to zdycham, bo idzie się półtora kilometra najpierw w dół, później w górę stromego zbocza, po niezliczonych schodach, a co dopiero starsza osoba.
Potwierdzę to, co napisał jeden z komentujących - niektórzy boją się, że wygryziesz kogoś wyżej ;). Gdy pracowałam w moim pierwszym sklepie widziałam, jak szefowa odrzucała wszystkich z kierowniczym doświadczeniem, bo się bała, że ją wygryzą.
@Ohboy: to że powiedziała, że nie ma wielkich wymagań, nie oznacza, że chce pracować za minimalną. Napisała przecież, że nie chce w swojej branży pracować, bo tam jest właśnie minimalna
Oj, skąd ja znam te dobre rady dotyczące wyglądu. Na szczęście większość moich znajomych rozumie, że każdy wygląda, jak chce (po części wynika to z tego, że część z nich to starsze kobiety zachwycone, że wyglądają "lepiej" ode mnie, wiem, bo słyszałam ;) ). Ale mieszkam teraz ze współlokatorką, która ma pie8dolca na punkcie prób uszczęśliwiania mnie na siłę - non stop słyszę, że mi paznokcie pomaluje, że mi hennę zrobi, że mi rzęsy doklei (najlepsze, że rzęsy mam piękne, gęste, długie, tylko jasne, gdybym pomalowała wyglądałyby piękniej niż jakiekolwiek sztuczne), że mi faceta pomoże szukać. Non stop. I jest wielce zaskoczona, czemu od jakiegoś czasu reaguję na te teksty wku8wem. Nic nie dociera. Pewnego dnia chyba czara się przeleje i zacznę jej na siłę doradzać dietę, bo kobieta jest po prostu gruba, a jej śniadanie to kawał chleba (kawał, nie kromka, po prostu pół małego chleba w rękę i żremy), kiełbasa i kawał ciasta ;). Ciekawe, czy będzie szczęśliwa, że jej doradzam :)
Straszna piekielność, czyli nieodpowiedni ton głosu i mina. Masakra, jak żyć z takimi problemami?