Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

doktorek

Zamieszcza historie od: 8 października 2011 - 0:46
Ostatnio: 16 kwietnia 2021 - 11:13
  • Historii na głównej: 7 z 16
  • Punktów za historie: 6266
  • Komentarzy: 566
  • Punktów za komentarze: 4036
 
[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
19 listopada 2020 o 16:21

Cóż, takie oszustwa się zdarzały i zdarzają. I w tej historii bardziej chodzi o pedofilię niż miłość. Mnie tu zastanawia tylko jedno. Piętnastolatek miał wynająć pokój w hotelu dla siebie i trzynastolatki. Poważnie? To chyba powinno najbardziej dać do myślenia. Gdyby chłopak zapraszał do siebie, proponował spotkanie na mieście itp., to jeszcze bym rozumiał, że dziewczynka trzynastoletnia mogłaby uwierzyć, że ten z kim się umawia ma faktycznie piętnaście lat. Pokoi w hotelach chyba jednak dzieci nie wynajmują. Czy może to być prawdziwa opowieść?

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
24 października 2020 o 11:23

Jakby ten post pojawił się w lipcu, to jeszcze bym zrozumiał, że ktoś nie czai zagrożenia, nie rozumie sytuacji, ale to pojawia się w październiku. Dziś znam już osobiście kilkadziesiąt osób, które to złapało (ze mną włącznie). Wiele z tych osób przechodziło to bardzo ciężko. Na chwilę obecną koronawirus zabija dziennie w Polsce trzy razy tyle osób co grypa przez rok. A trend jest rosnący. A tu dalej znajdują się tacy, co twierdzą, że nie ma się czego bać, że to jest niegroźne, że tego nie ma. Prawie cały świat traci grube miliardy przez tego wirusa, a naiwniacy dalej twierdzą, że ktoś płaci za szerzenie tej epidemii. Ja uważam, ze ten cały koronasceptycyzm bierze się ze strachu! Ci ludzie boją się przyznać, że zagrożenie istnieje. Lepiej się głupio pocieszać, zaprzeczać faktom, chować głowę w piasek.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
7 października 2020 o 20:19

Swój pogląd na świat trochę za bardzo opierasz na przechwałkach kolegów. W wieku, w którym jesteś, dla dziewczyn liczą się zupełnie inne rzeczy, niż będzie to za lat kilka. Teraz chodzi o zabawę, o zaimponowanie koleżankom, o królewicza z bajki. Potem zaczyna się liczyć dojrzałość, bezpieczeństwo, pasje, odpowiedzialność. Pracuj nad sobą. Rozwijaj pasje. Stań się ciekawym człowiekiem, a zobaczysz, że nie będzie tak źle.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 13) | raportuj
22 października 2019 o 21:49

Błędy sprawiają, że ciężko się czyta tę historię.

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 22) | raportuj
22 października 2019 o 21:36

Tekst roi się od błędów, dlatego ciężko się to czyta. W tego typu historiach, zawsze mnie zastanawia, gdzie tkwi piekielność. Może i jest tak jak twierdzi autor i rodzina jest roszczeniowa. Czasami jednak mam wrażenie, że niektórzy każdą próbę kontaktu, czy tworzenia rodzinnych powiązań, z góry odbierają jako chęć naciągnięcia na coś. Z jednej strony narzekają, że kontakt mieli raz, czy dwa w życiu, ale każdą próbę kontaktu odrzucają i wszędzie doszukują się złych intencji. Kuzyn chce takiego odwiedzić, a on zaraz zastanawia się dlaczego. A taka osoba nie dopuszcza myśli, że może to być spowodowane czymś innym niż interesownością. Nie wiem, czy autor należy do takich osób, ale sposób wypowiedzi i podkreślanie niektórych rzeczy, skłania mnie do myśli, że może to być wysoce prawdopodobne.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
16 października 2019 o 20:07

Raz, drugi rozumiem, ale tyle? Albo przyciągasz takich palantów jak magnes albo niestety takich wybierasz (zapewne nieświadomie).

[historia]
Ocena: 27 (Głosów: 29) | raportuj
22 września 2019 o 1:08

Mnie najbardziej smuci, że aby coś napisać na tym portalu, kobiety w ciąży po sto razy tłumaczą się, że nie są roszczeniowe i starają się nie korzystać z praw, które im powinny przysługiwać. Muszą się obawiać, że inaczej zostałyby tu "pożarte" żywcem.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
23 lipca 2019 o 21:12

Rozwieźć to można pizzę. Ludzie się rozwodzą, więc prawidłowa forma to rozwieść się! Jeśli chodzi o same poglądy Twojej koleżanki to faktycznie są one bardzo rygorystyczne. Podejrzewam jednak, że gdyby stanęła wobec takiego faktu (homoseksualizm lub krzywda jej dziecka) jej przekonania uległyby złagodzeniu.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
17 lipca 2019 o 21:28

Rozumiem w takim razie, że Twój partner nie widział się z rodziną od trzech lat? Jeżeli jest inaczej to on też jest piekielny, że idzie na te urodziny, chrzciny i inne uroczystości bez Ciebie. Jeżeli komuś na kimś zależy to nie pozwala na takie sytuacje. Tego wymaga zwykła lojalność w związku.

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 14) | raportuj
12 czerwca 2019 o 21:05

Nie popieram bicia dzieci. Zawsze istnieje lepsze wyjście. Problem polega na tym, że utopią jest wierzyć, że każdy rodzic, a nawet najlepszy rodzic w pewnych sytuacjach wpadnie na najwłaściwsze rozwiązanie. Najgorszą możliwą rzeczą jest pozostawić zły czyn dziecka bez odpowiedzi. Odpowiedź musi też być natychmiastowa. Dziecko nie zrozumie kary, która następuje później (np. po powrocie do domu z zakupów, bo przecież już jest grzeczne). Nie zrozumie też zawiłych tłumaczeń, ani odwoływania się do pojęć dobra i zła, bo dopiero uczy się je rozróżniać. Bardzo byłoby to cudowne, gdybyśmy mieli samych takich rodziców, którzy potrafią wychować dziecko bez kar cielesnych. Ludzie nie są jednak i nigdy nie będą idealni. Jeżeli ktoś ma nie zareagować, bo nie wie jak, to już lepiej jak tego klapsa wymierzy, niż pozostawi złe zachowanie dziecka bez reakcji. Bicie jest złe. Jest formą porażki, w tym sensie, że nie potrafiliśmy wpaść na lepsze rozwiązanie. Ludzie jednak lubią przesadzać. Gdyby bicie miało tak zgubny wpływ na psychikę człowieka, to po II wojnie światowej powinniśmy się wszyscy stać potworami. Nie jest prawdą, że ktoś kto doświadczy przemocy, będzie również do przemocy skory. Wręcz przeciwnie. Ludzie, którzy wiedzą "jak to boli", mogą być bardziej wrażliwi na krzywdę innych. Żyjemy w coraz bardziej sterylnym, higienicznym świecie i stajemy się podatniejsi na choroby, alergie. Coraz bardziej się rozczulamy nad sobą, swoimi dziećmi i dochodzimy do sytuacji, w której co 5 dziecko wymaga pomocy psychologa lub psychiatry. To nie jest tak, że wynika to z tego, że teraz rozpoznajemy więcej zaburzeń, ale faktycznie jest ich więcej. Był dawniej w szkołach pewien odsetek dzieci, które sobie nie radziły lub radziły bardzo słabo, dziś jest to duży procent, a zaburzenia są olbrzymie. Jestem przerażony, gdy coraz częściej spotykam się z dzieciakami, które nigdy nie osiągną samodzielności, bo skrzywdziła je współczesna psychologia, zabraniająca stosowania, może nie najwłaściwszych, ale skutecznych metod wychowawczych. Nasz organizm potrzebuje wyzwań zarówno fizycznych jak i psychicznych, by być zdrowy. On musi działać w stanie walki (oczywiście w rozsądnych granicach). Nikt nigdy nie wytłumaczy nam dlaczego kradzież jest zła, czy kłamstwo jest złe. Nie uczyni tego ani bicie, ani godzinny wykład umoralniający. Jakakolwiek kara, czy fizyczna, czy innego typu, sama w sobie niczego nie wyjaśnia. Jednak człowiek ukarany zastanawia się dlaczego go to spotkało i jak tego unikać. I jeżeli kary są konsekwentne, adekwatne do sytuacji, dojdzie do właściwych wniosków, niezależnie, czy dostał po tyłku, zabrano mu laptopa, czy musiał godzinę wysłuchiwać kazania rodzica.

[historia]
Ocena: 39 (Głosów: 39) | raportuj
7 czerwca 2019 o 8:59

Jak się zastanawiam dlaczego ciągle znajdują się osoby, które ugadują się co do zapłaty po wykonaniu pracy, zamiast przed? To proszenie się o problemy. Patrzysz co jest do roboty, mówisz stawkę, która Cię satysfakcjonuje, jeżeli ktoś nie chce Ci tyle zapłacić, dziękujesz i żegnasz się. Po co mieć później poczucie, że robiłaś za półdarmo?

[historia]
Ocena: 28 (Głosów: 28) | raportuj
30 maja 2019 o 15:52

Kasjer powinien być sprawny to fakt. Długie stanie w kolejce denerwuje klientów. Ale wprowadzanie jakichś wyśrubowanych norm, czy niszczenie towaru, bo trzeba tą normę wyrobić jest chore! Jedne rzeczy skanuje się szybciej inne wolniej. Trudno oczekiwać, że każdy klient będzie miał tak samo wygodne do skanowania towary. Tak to jest jak się do zarzadzania biorą osoby, które nigdy nie powinny cienia władzy dostawać do rąk.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
21 maja 2019 o 18:47

Bo to nie o to chodzi! Ludzie jedno mówią, a co inne robią. Głoszą, że ważne jest dla nich prawo, a depczą prawa, które im nie pasują, mają się za liberałów, a w rzeczywistości niszczą wolność gospodarczą i kulturową. Dlatego Twoi znajomi byli zdziwieni, że ci ludzie, których znali z zupełnie odmiennych postaw i czynów, deklarują tak podobne do nich poglądy. Kiedy człowiek poznał jak rządzili ci z Platformy, SLD, PSL, czy teraz ci z Pisu to nigdy na nich nie zagłosuje, choćby z takich sondaży wychodziło, że ma z nimi 90% poglądów wspólnych (w tych wybranych kwestiach). Inna sprawa, że pytania też są źle ułożone. Na przykład pytanie o uchodźców przeprawiających się przez Morze Śródziemne. Dlaczego pytają o wszystkich? Przecież inaczej należałoby potraktować tych co uciekają przed wojną i prześladowaniem, a inaczej tych którzy jadę do Europy skuszeni socjalem, bez ochoty integracji z Europejczykami, czy zarabiania na własne życie. A odpowiedzi, jakich można udzielić nie obejmują wszystkich możliwości. Nie będąc za ani przeciw wszystkim, nie jest się automatycznie bez zdania w tej sprawie.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 14) | raportuj
16 marca 2019 o 22:09

Po pierwsze nikt nie lamentuje! Chcemy zwyczajnie godnie zarabiać. Po drugie co to znaczy powinni być lepsi niż są? Ludzie też powinni być lepsi. Czy da się to osiągnąć? Ten sam nauczyciel dla jednego będzie super, a inny będzie go uważał za słabego nauczyciela. Problem z oceną jest tym większy, że mamy skłonność do przypisywania sobie sukcesów, a przerzucania winy za swoje porażki na innych. Choćby w szkołach uczyli sami nobliści, nie osiągnęliby lepszych wyników nauczania. Gdyby mogło być mniej nauczycieli to by było! Pytanie czy byłoby to z korzyścią dla nauczanych? Już były eksperymenty z 40 osobowymi klasami. W liceach, gdzie nabór zapewnią im uczniowie, laureaci olimpiad, z czerwonymi paskami na świadectwach, może liczebność klasy aż tak wielkiego znaczenia nie ma. Jednak w szkołach, gdzie trafiają słabsi uczniowie, stwarzający problemy wychowawcze to jest z ogromną szkodą dla nich. Przy dzisiejszych warunkach mam do ogarnięcia sumarycznie około 300 uczniów. Czy jak będę miał ich 400, czy 500 będę miał szansę ich lepiej przygotować? Oczywiście prawdą jest też to, że czasem zdarzają się nauczyciele, którzy nigdy w tym zawodzie znaleźć się nie powinni. Czy jednak pozwala mi to oceniać ogół? Czy po tym, jak pewien rodzic (po studiach wyższych), umawiając się ze mną na rozmowę, zapisywał w notatniku termin spotkania na "ftorek", mam wszystkich rodziców uważać za nieuków?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 9) | raportuj
16 marca 2019 o 9:29

@bezznaczenia: Odpowiedzialność za efekty w tym względzie jest taka sama jak w innych zawodach. Widziałem wielu nauczycieli, którym dyrekcja nie przedłużyła umowy, bo się nie sprawdzili. Problem pracy nauczyciela jest taki, że nauczyciel uczy, ale to uczeń musi się nauczyć. Ja ze swojej strony mogę przygotować wszystko na tip-top, ale nie musi się to przełożyć na wiedzę ucznia. Jesteśmy trochę w sytuacji sprzedawcy, który usiłuje wcisnąć klientowi, który został siłą do sklepu przyprowadzony coś czego ten nie chce. Nie wszystkim się uda, choćby produkt był naprawdę warty swojej ceny. Ponieważ to uczeń musi się nauczyć mamy później swoisty paradoks. Gdy uczeń odnosi sukces całą zasługę przypisuje sobie, gdy ponosi porażkę, to winny jest nauczyciel. A o jakich konsekwencjach mówimy? Choćby o takich, że niejeden nauczyciel miał już sprawy dyscyplinarne i pożegnał się z zawodem, bo nie miał oczu wokół głowy, bo nie wykazał się zdolnością bilokacji i jakiś dzieciak np. złamał rękę, czy uderzył drugiego, a nauczyciel nie zdążył zareagować, bo był na drugim końcu korytarza albo nie było go na dyżurze, bo np. musiał w iść po klucz od sali, dziennik itp. Fajnie się ustala przepis, że nauczyciel na dyżurze ma być od dzwonka do dzwonka, a jednocześnie z dzwonkiem rozpoczynającym lekcję odpowiada za klasę, z którą ma lekcję. Tylko nikt nie pomyślał, że organizacyjnie jest to niemożliwe. Nie da się wypuścić klasy w ciągu sekundy od dzwonka, ani przemieścić natychmiast na dyżur, który czasem jest wyznaczony trzy piętra niżej. Wymiana kluczy, czy dzienników (gdzie jeszcze są papierowe) też wymaga czasu. Wszystko jest dobrze jak się nic nie dzieje, ale jak coś się wydarzy nikogo nie obchodzi, że nie miałeś jak temu zapobiec. Odpowiadam materialnie za sprzęt w jednej z sal lekcyjnych, w której praktycznie nie mam lekcji, a niektórzy nauczyciele zostawiają tam notorycznie otwarte drzwi i uczniów w środku. I co ja mam z tym fantem zrobić, jak rozmowy nie skutkują, ani z nauczycielami, ani z dyrekcją? A mam tam rzeczy takie jak np. zestaw laserowy warty ze dwa tysiące, maszyny elektrostatyczne, teleskopy itp..

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 20) | raportuj
15 marca 2019 o 20:31

Bardzo to ciekawe, ale dlaczego nauczycielom liczysz z sobotami i niedzielami, a innym bez? W lipcu i sierpniu nie ma 60 dni roboczych. Podobnie ferie to 10 dni roboczych. Owszem, prawdą jest, że w zawodzie nauczyciela jest więcej dni wolnych niż ma np. księgowa, kasjerka, czy magazynier. I to jedyna korzyść. Taka specyfika tego zawodu. Dzieciaki mają wolne i nie ma co tworzyć fikcji. Czas pracy nie jest jednak ani jedynym, ani decydującym czynnikiem jeśli chodzi o trudność wykonywania pracy, ani o należną zapłatę. Księgowa dostaje więcej kasy od sekretarki, czy kasjerki. Czy to musi oznaczać, że tyle więcej siedzi w pracy? Liczą się również takie rzeczy, jak konieczne wykształcenie, uprawnienia, ryzyko zawodowe, odpowiedzialność ze efekty, ale też odpowiedzialność za bezpieczeństwo innych osób, związana ze stanowiskiem konieczność kreatywności itp.. I na tych polach zawód nauczyciela wymaga naprawdę sporo. Więcej niż w wielu innych zawodach. Nikomu nic nie ujmując, czy można porównać godzinę pracy chirurga przy stole operacyjnym z godziną pracy sekretarki? Czy godzina pracy twórczej jest tyle samo warta co siedzenie na kasie w meblowym? Czy można porównać godzinę pracy nauczyciela, który odpowiada za trzydziestkę dzieciaków, musi ich opanować i czegoś nauczyć z godziną pracy pani na poczcie? Czy praca kogoś, kto do wykonywania swojej pracy musiał ukończyć studia, wiele kursów i zdobyć uprawnienia powinna być wyceniana tak samo jak praca, do której nie potrzeba żadnych (albo jedynie podstawowe) kwalifikacji? Czy praca, w której ponosisz odpowiedzialność za bezpieczeństwo innych osób, zwłaszcza nieletnich, jest warta tyle samo, co mechaniczna praca robotnika przy taśmie? Na te pytania można różnie odpowiadać. Zapewne zależy to od punktu siedzenia. Jeżeli jednak uważamy, że wiedza jest coś warta, że wykształcenie ma cel i powinno coś dawać, że odpowiedzialność stanowiska powinna iść w parze z odpowiednim wynagrodzeniem to nauczyciele mają podstawy żądać przynajmniej tyle, by przy najwyższym stopniu awansu zawodowego, ze wszystkimi dodatkami, zarabiać jednak nieco więcej niż na starcie niewykwalifikowany pracownik Lidla, czy Biedronki. Na koniec wracając jeszcze do czasu pracy. Zrobiono kiedyś badania i okazuje się, że średni dzienny czas efektywnej pracy pracowników biurowych na etacie (40 h tygodniowo) to 2,5 h. Reszta to markowanie pracy. Gdyby nie durne, archaiczne przekonanie, że pracownik musi siedzieć te 8 godzin dziennie w pracy, to taka np. księgowa załatwiałaby sprawy w dwie godziny (oczywiście poza okresami rozliczeniowymi, gdzie pewnie jej doby brakuje) i szła zająć się w domu czymś pożytecznym zamiast marnować czas.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 9) | raportuj
13 marca 2019 o 19:08

Oczywiście, że nie powinno być tak jak proponujesz! Po pierwsze wcale nie ma tak dobrze w szkole, by wszystko co potrzebne do przygotowania do zajęć było dostępne. W mojej szkole na 60 nauczycieli w gronie mamy 3 dostępne komputery w pokoju nauczycielskim (stare strupy, chodzące wolniej niż żółwie) i dwie drukarki. W swojej szafce mogę zmieścić maksymalnie 5 książek i papier do ksero. A nie wszyscy nauczyciele nawet mają ten luksus, by mieć swoją szafkę. Nie mówiąc już o warunkach zapewniających odrobinę prywatności i skupienia. Nie wszystko da się robić jak się ma obok 50 osób w pomieszczeniu. Nauczyciel nie może przyjść do szkoły i przełożyć lekcji, bo nie zdążył wszystkiego przygotować w ciągu tych dodatkowych 22 godzin. I tak musiałby kończyć pracę po godzinach w domu. Poza tym nie widzę powodu dla którego pracę, którą mogę wykonać w domu, miałbym wykonywać na terenie zakładu pracy. Bo ktoś się lepiej poczuje, że nauczyciel też musi siedzieć 40h w zakładzie, czy jest potrzeba, czy nie? W sumie to, brzydko mówiąc, wali mnie jego samopoczucie! Każdy zawód ma swoją specyfikę. Jeden wymaga fizycznej obecności pracownika przez 40 godzin w określonym miejscu, inny nie. Bywa, że jednego dnia na przygotowanie wystarczy mi godzina, innego nie wyrabiam się do północy. Jak miałbym na siłę upychać to w równo ośmiogodzinne dni pracy? Poza tym godzina, godzinie nie równa! Nie da się porównać godziny spędzonej z trzydziestką dzieciaków w klasie, których trzeba ogarnąć i jeszcze przydałoby się czegoś nauczyć, z godziną spędzoną przy taśmie produkcyjnej, czy na kasie w sklepie. W pewnych zawodach ta godzina będzie bardziej męcząca fizycznie, w innych bardziej wyczerpująca psychicznie i emocjonalnie. Prócz tego to nie rozumiem co się wszyscy tak przyczepili tego czasu pracy? To tylko jedna składowa pracy i wcale nie najważniejsza, gdy chodzi o jej wycenę! Jakoś nikt nie oczekuje od poety, czy twórcy tekstów piosenek, że będzie siedział w konkretnym miejscu 40 godzin tygodniowo i pisał. I nikt nie wyceni mu teksu na 30 zł, bo np. napisanie go zajęło mu godzinę. Prezes firmy zarabia kilka razy więcej (czasem kilkadziesiąt) od pracownika, a nie oznacza to, że siedzi w pracy kilka razy więcej godzin! Liczy się jeszcze wiedza, konieczna do jej wykonywania, konieczność uzyskania wcześniej odpowiednich uprawnień i certyfikatów, zakres obowiązków i ponoszona odpowiedzialność. Nie będę nikogo przekonywał, czy nauczyciel pracuje te 40 godzin tygodniowo, czy nie. Nie zgadzam się jednak, by moja godzina pracy, która wymaga ode mnie wyższego wykształcenia i szeregu kursów i szkoleń, nienagannej postawy życiowej, która nakłada na mnie odpowiedzialność za bezpieczeństwo grupy 20-30 uczniów, która dodatkowo obarcza mnie obowiązkiem nie tylko przekazywania wiedzy, ale i wychowywania młodych ludzi, była wyceniana tak samo, jak godzina pracy w zawodzie nie wymagającym wyższych kwalifikacji, uprawnień, czy nie związana z odpowiedzialnością za innych (często nieodpowiedzialnych)ludzi! A i jeszcze jedno: mam doktorat z fizyki, prócz tego ukończyłem matematykę i informatykę, pewnie ze setkę różnorakich kursów i warsztatów, co dwa lata zaczynam nowe studia, poświęciłem na to 25 lat życia. Wszystko po to, by być dobrym i wszechstronnym nauczycielem i chcę dobrze zarabiać jako nauczyciel, a nie przedstawiciel handlowy! Owszem mogę się przekwalifikować (nawet to czynię, ukończyłem studia biznesu i zarządzania, robię uprawnienia i kwalifikacje turystyczne, kursy pilota, przewodnika), ale czy to jest sens, by wysoko wykwalifikowany pracownik w danym fachu, by godnie żyć, musiał szukać pracy w innych zawodach, w których być może nie będzie już taki dobry, a i nie ma już czasu, by zdobyć tak samo wysokie kwalifikacje? Czy nie potrzebujemy dobrych nauczycieli, tylko takich z przypadku, którzy będą godzić się na wszystko? Czy nauczyciel, który nie jest szanowany ani przez uczniów ani rodziców, również ze względu na to, że marnie zarabia, ma szansę być dobrym nauczycielem?

Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 10) | raportuj
5 marca 2019 o 22:32

@ajojo: Całować się, a przywitać (nawet jeżeli to jest z pocałowaniem dłoni) to zasadnicza różnica!

Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1022 23 następna »