Miałem podobną, choć nieidentyczną, przygodę z kolejami belgijskimi. Na jednym z największych dworców Belgii (Brussel – Zuid / Bruxelles Midi) czekałem sobie na pociąg. Byłem kilkanaście minut przed godziną odjazdu, ale nie zdążyłem. Do ostatniej chwili na wyświetlaczach nie było żadnej informacji o zmianach. Nagle na minutę przed planowanym odjazdem ogłoszono przez głośniki zmianę peronu. Informacji tej nie powtórzono na wyświetlaczach, a nagłośnienie mieli tak kiepskie, że nie byłem w stanie zrozumieć, z którego peronu pociąg odjedzie, mimo ze znam oba języki, w których zmianę ogłoszono. Oczywiście nikomu do pustego łba nie przyszło, żeby wstrzymać pociąg o minutę lub dwie i umożliwić pasażerom przejście na właściwy peron. Poszedłem na skargę do dyżurnego, który mi powiedział że nie ma problemu, za godzinę jest następny pociąg. Powstrzymałem się od walnięcia go w mordę i zażądałem podania danych osoby, do której mogę złożyć skargę. Dał mi nawet formularz skargi, wysmażyłem na nim sążnisty tekst i wysłałem. Ku mojemu zdziwieniu (skargi w tym kraju są na ogół starannie ignorowane) po kilku tygodniach otrzymałem odpowiedź. Niestety jej treść świadczyła o tym, że nikt nawet uważnie nie przeczytał tego, co napisałem, tylko od razu wysłali mi gotowca. Było tam mianowicie w uprzejmych słowach napisane, żebym się nie czepiał, bo oni przecież nie są w stanie zawsze zapewnić stuprocentowej punktualności. Ręce mi opadły, ale później nausznie stwierdziłem, że ta moja pisanina miała jednak sens, bo cos poprawili w nagłośnieniu i teraz komunikaty są już wyraźne.
Ja miałem odwrotną sytuację. Na początku drugiej klasy podstawówki się połamałem i przez prawie pół roku nie było mnie w szkole. Nawet najbardziej piekielni nauczyciele się na ten czas odpiekielnili i zorganizowali pomoc w nauce (bez formalnego indywidualnego trybu) przy współudziale kolegów. Nawiasem mówiąc wśród współuczniów z akcji pomocy wyłamał się tylko jeden, ten który się za mojego najlepszego przyjaciela uważał (bez wzajemności zresztą).
Miałem podobne przejścia z C+, ale rozwiązałem sprawę inaczej, prawie bezkosztowo. Wkurzyłem się, kiedy zamiast jednego z trzech kanałów C+ wsadzili na kilka miesięcy Big Brothera. Zadzwoniłem na infolinię C+ z informacją, że jeśli w ciągu tygodnia nie wróci normalny program, to przestaję płacić. Po tygodniu wycofałem z banku polecenie zapłaty. Kilka miesięcy później wyłączyli mi sygnał i wezwali do zwrotu dekodera. Sprzęt zwróciłem, a po kilku tygodniach dla świętego spokoju spłaciłem zadłużenie. Po SZEŚCIU LATACH dostałem list od firmy windykacyjnej z żądaniem zapłaty. Najbardziej zdenerwowało mnie w nim to, że napisany był w formie groźby, z gotowym tylko niepodpisanym pozwem itd. Dlatego nie bawiłem się w uprzejmości, tylko zadzwoniłem do windykatorów i nie przebierając w słowach (z użyciem tych powszechnie uważanych za niecenzuralne) powiedziałem, gdzie sobie mogą to wsadzić i że sobie nie życzę pogróżek. A także, że nie zamierzam płacić, bo po pierwsze nie mam zadłużenia, a po drugie, nawet gdyby miał, to już i tak byłoby przedawnione. Na to oni, żebym wyjaśnił to z C+. Wyśmiałem ich, bo niby dlaczego JA mam coś wyjaśniać? Po kilku tygodniach kolejny taki sam list. I kolejny mój telefon do nich. Tym razem mój rozmówca wspomniał coś o sadzie, na co mu odpowiedziałem, że proszę bardzo, wezmę sobie najdroższego prawnika, jakiego znajdę w Warszawie, który powie, że jego klient odmawia zapłaty ze względu na przedawnienia, a oni pokryją koszty. I jeszcze dwie uwagi. 1. Istnieje coś takiego, jak zobowiązanie naturalne. Nie w moim przypadku, bo ja wszystko spłaciłem, ale gdybym miał zaległości, to oni mogliby się ich domagać, ale ja nie musiałbym płacić ze względu na przedawnienie. Żeby się od tego zobowiązania uchylić, trzeba się powołać na przedawnienie, w przeciwnym wypadku trzeba płacić. 2. Moglem sobie pozwolić na hardość względem windykatora, bo zachowałem wszystkie dowody wpłaty, więc w razie czego łatwo mogłem udowodnić, że nie miałem zadłużenia. Pozdrawiam, Jorn.
Wygląda na to, że trafiło na biurwę, która nawet takich podstawowych rzeczy nie wiedziała. Jak jej do pustego łba nie wpadło, że 20% to jest to samo, co 1/5, to i nie wiedziała, że można poprawki na formularzach wprowadzać.
aelreda, ty masz chyba kłopoty z czytaniem. Wiemy, że w niedzielę nie ma wyboru i musiał do konowałów pojechać. I pojechał. I co dalej? Wiedział, że klinika ma złą opinię. Podejrzewał, że operację zrobili na odwał. Kot mimo wszystko źle się czuł i zaczął podejrzany zapach wydzielać. I co zrobił właściciel kota? Zamiast pojechać do własnego sprawdzonego weta, ponownie zawiózł kota do konowałów i dał sobie ściemę wcisnąć.
No właśnie. Zdecydowana większość z tych tzw. organizacji "ekologicznych" składa się w 99% procentach z idiotów kierowanych przez 1% spryciarzy, którzy tę ciemną masę wykorzystują do swoich celów, przy czym ochrona środowiska wśród tych celów poczesnego miejsca bynajmniej nie zajmuje.
Hmmm. A ty masz zapisany swój numer telefonu? Ja np. numeru komórki mojej żony za Chiny nie pamiętam, bo nigdy go nie wybieram z klawiatury telefonu, tylko z listy kontaktów.
Ale przecież te bramki są tak skonstruowane, żeby nikogo mocno nie uderzyć. Po prostu otwierają / zamykają się z niewielka siłą. Stawiam, że dzieciak nie został uderzony otwierającą się bramką, tylko nadział się z rozpędu na już otwartą.
W takich sytuacjach należy:
1. Ewakuować klientów.
2. Opuścić sklep.
3. Dzwonić po straż pożarna.
A nie samej brać się za gaszenie, zwłaszcza jak gaśnicy nie ma.
No ale procedury, to macie bez sensu. Jeśli możesz w systemie znaleźć wszystkie potrzebne dane, to jaki problem z tego samego systemu dokument wydrukować? Wiem, ze to nie twoja wina, bo takie masz procedury; uwaga była natury ogólnej.
Miałem podobną, choć nieidentyczną, przygodę z kolejami belgijskimi. Na jednym z największych dworców Belgii (Brussel – Zuid / Bruxelles Midi) czekałem sobie na pociąg. Byłem kilkanaście minut przed godziną odjazdu, ale nie zdążyłem. Do ostatniej chwili na wyświetlaczach nie było żadnej informacji o zmianach. Nagle na minutę przed planowanym odjazdem ogłoszono przez głośniki zmianę peronu. Informacji tej nie powtórzono na wyświetlaczach, a nagłośnienie mieli tak kiepskie, że nie byłem w stanie zrozumieć, z którego peronu pociąg odjedzie, mimo ze znam oba języki, w których zmianę ogłoszono. Oczywiście nikomu do pustego łba nie przyszło, żeby wstrzymać pociąg o minutę lub dwie i umożliwić pasażerom przejście na właściwy peron. Poszedłem na skargę do dyżurnego, który mi powiedział że nie ma problemu, za godzinę jest następny pociąg. Powstrzymałem się od walnięcia go w mordę i zażądałem podania danych osoby, do której mogę złożyć skargę. Dał mi nawet formularz skargi, wysmażyłem na nim sążnisty tekst i wysłałem. Ku mojemu zdziwieniu (skargi w tym kraju są na ogół starannie ignorowane) po kilku tygodniach otrzymałem odpowiedź. Niestety jej treść świadczyła o tym, że nikt nawet uważnie nie przeczytał tego, co napisałem, tylko od razu wysłali mi gotowca. Było tam mianowicie w uprzejmych słowach napisane, żebym się nie czepiał, bo oni przecież nie są w stanie zawsze zapewnić stuprocentowej punktualności. Ręce mi opadły, ale później nausznie stwierdziłem, że ta moja pisanina miała jednak sens, bo cos poprawili w nagłośnieniu i teraz komunikaty są już wyraźne.
Ja miałem odwrotną sytuację. Na początku drugiej klasy podstawówki się połamałem i przez prawie pół roku nie było mnie w szkole. Nawet najbardziej piekielni nauczyciele się na ten czas odpiekielnili i zorganizowali pomoc w nauce (bez formalnego indywidualnego trybu) przy współudziale kolegów. Nawiasem mówiąc wśród współuczniów z akcji pomocy wyłamał się tylko jeden, ten który się za mojego najlepszego przyjaciela uważał (bez wzajemności zresztą).
No ale rodzicom Adasia oddałeś kasę?
A oni czasem nie mają z wami niestandardowej umowy, która im pozwala na płacenie co dwa miesiące, tylko ktoś w twoim systemie tego nie odnotował?
Miałem podobne przejścia z C+, ale rozwiązałem sprawę inaczej, prawie bezkosztowo. Wkurzyłem się, kiedy zamiast jednego z trzech kanałów C+ wsadzili na kilka miesięcy Big Brothera. Zadzwoniłem na infolinię C+ z informacją, że jeśli w ciągu tygodnia nie wróci normalny program, to przestaję płacić. Po tygodniu wycofałem z banku polecenie zapłaty. Kilka miesięcy później wyłączyli mi sygnał i wezwali do zwrotu dekodera. Sprzęt zwróciłem, a po kilku tygodniach dla świętego spokoju spłaciłem zadłużenie. Po SZEŚCIU LATACH dostałem list od firmy windykacyjnej z żądaniem zapłaty. Najbardziej zdenerwowało mnie w nim to, że napisany był w formie groźby, z gotowym tylko niepodpisanym pozwem itd. Dlatego nie bawiłem się w uprzejmości, tylko zadzwoniłem do windykatorów i nie przebierając w słowach (z użyciem tych powszechnie uważanych za niecenzuralne) powiedziałem, gdzie sobie mogą to wsadzić i że sobie nie życzę pogróżek. A także, że nie zamierzam płacić, bo po pierwsze nie mam zadłużenia, a po drugie, nawet gdyby miał, to już i tak byłoby przedawnione. Na to oni, żebym wyjaśnił to z C+. Wyśmiałem ich, bo niby dlaczego JA mam coś wyjaśniać? Po kilku tygodniach kolejny taki sam list. I kolejny mój telefon do nich. Tym razem mój rozmówca wspomniał coś o sadzie, na co mu odpowiedziałem, że proszę bardzo, wezmę sobie najdroższego prawnika, jakiego znajdę w Warszawie, który powie, że jego klient odmawia zapłaty ze względu na przedawnienia, a oni pokryją koszty. I jeszcze dwie uwagi. 1. Istnieje coś takiego, jak zobowiązanie naturalne. Nie w moim przypadku, bo ja wszystko spłaciłem, ale gdybym miał zaległości, to oni mogliby się ich domagać, ale ja nie musiałbym płacić ze względu na przedawnienie. Żeby się od tego zobowiązania uchylić, trzeba się powołać na przedawnienie, w przeciwnym wypadku trzeba płacić. 2. Moglem sobie pozwolić na hardość względem windykatora, bo zachowałem wszystkie dowody wpłaty, więc w razie czego łatwo mogłem udowodnić, że nie miałem zadłużenia. Pozdrawiam, Jorn.
Wygląda na to, że trafiło na biurwę, która nawet takich podstawowych rzeczy nie wiedziała. Jak jej do pustego łba nie wpadło, że 20% to jest to samo, co 1/5, to i nie wiedziała, że można poprawki na formularzach wprowadzać.
A to czasem pracodawca nie ma siedmiu dni na podpisanie umowy?
aelreda, ty masz chyba kłopoty z czytaniem. Wiemy, że w niedzielę nie ma wyboru i musiał do konowałów pojechać. I pojechał. I co dalej? Wiedział, że klinika ma złą opinię. Podejrzewał, że operację zrobili na odwał. Kot mimo wszystko źle się czuł i zaczął podejrzany zapach wydzielać. I co zrobił właściciel kota? Zamiast pojechać do własnego sprawdzonego weta, ponownie zawiózł kota do konowałów i dał sobie ściemę wcisnąć.
Normalny człowiek tego nie zrozumie.
Papioczek, nie. Jeśli był włożony między kartki książki, czyli bez dostępu światła, to nie wyblakł.
Nieistotne!
No właśnie. Zdecydowana większość z tych tzw. organizacji "ekologicznych" składa się w 99% procentach z idiotów kierowanych przez 1% spryciarzy, którzy tę ciemną masę wykorzystują do swoich celów, przy czym ochrona środowiska wśród tych celów poczesnego miejsca bynajmniej nie zajmuje.
Nie sądź wszystkich Polaków swoją miarą.
@Jasper: "Jakoś nie zauważyłem, żeby poza Polską dzieci były okrutne wobec rówieśników z nietypowym imieniem." No to mało spostrzegawczy jesteś.
Jest zapewne kierownikiem działu mięsnego.
Dlatego nigdy nie daję pieniędzy żebrakom, ani odprowadzaczom wózków. Bo takie to biedne, na chleb nie ma, ale na flaszkę zawsze starczy.
"Dalej kontynuował". Kontynuacja z definicji odbywa się "dalej".
Hmmm. A ty masz zapisany swój numer telefonu? Ja np. numeru komórki mojej żony za Chiny nie pamiętam, bo nigdy go nie wybieram z klawiatury telefonu, tylko z listy kontaktów.
Ale przecież te bramki są tak skonstruowane, żeby nikogo mocno nie uderzyć. Po prostu otwierają / zamykają się z niewielka siłą. Stawiam, że dzieciak nie został uderzony otwierającą się bramką, tylko nadział się z rozpędu na już otwartą.
To nie spadek po PRLu. Tak się kiedyś jaśnie państwo do chłopów pańszczyźnianych zwracało, czasem też do służby domowej. A chamstwo podłapało.
No jacy wredni, nie chcą cię sponsorować!
wypłacił się?
W takich sytuacjach należy: 1. Ewakuować klientów. 2. Opuścić sklep. 3. Dzwonić po straż pożarna. A nie samej brać się za gaszenie, zwłaszcza jak gaśnicy nie ma.
No ale procedury, to macie bez sensu. Jeśli możesz w systemie znaleźć wszystkie potrzebne dane, to jaki problem z tego samego systemu dokument wydrukować? Wiem, ze to nie twoja wina, bo takie masz procedury; uwaga była natury ogólnej.
Historia rzeczywiście niezwykle piekielna, ale zabiłeś ją rozwlekłym i niespójnym opisem. Dlatego jednak [-]