Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Miniaturowa

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 8:57
Ostatnio: 10 lutego 2013 - 21:20
  • Historii na głównej: 26 z 43
  • Punktów za historie: 18681
  • Komentarzy: 412
  • Punktów za komentarze: 2639
 
[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 14) | raportuj
1 stycznia 2013 o 14:13

@Hebi ostatnio na jakimś portalu ostrzegali, że miejscy wlepiali za to w tym roku nagminnie mandaty (w którym mieście nie pamiętam), do tego stopnia bezczelnie, że mandat dostawał na przykład ktoś, kto włączył silnik i zabrał się za odśnieżanie samochodu, a także osoby, które chciały się chwilę ogrzać przed jazdą.

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 19) | raportuj
31 grudnia 2012 o 10:01

Ja ostatnio podobnie bawiłam się w kotka i myszkę z legalną firmą przy normalnym, fakturowanym zleceniu, więc to nie jest takie oczywiste i jednoznaczne.

[historia]
Ocena: 29 (Głosów: 47) | raportuj
31 grudnia 2012 o 8:52

Aż mi się cisną wulgaryzmy na usta, jak czytam takie bzdury. Moi rodzice byli zmuszeni oddać kota, bo mój młodszy brat zaczął chorować i nie można było znaleźć przyczyny. I, wyobraź sobie, kocham moich rodziców i cała sytuacja nie wpłynęła negatywnie na kontakt z nimi. Może byłam nienormalnym dzieckiem, ale brat był dla mnie ważniejszy od kota. Miałam wtedy jakieś 6 lat, więc byłam małym dzieckiem, a mimo wszystko zrozumiałam i nie chowam urazy. Kot trafił do znajomej rodziny, gdzie dobrze mu się powodziło, a ja mogłam go odwiedzać i wszyscy byli zadowoleni.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
31 grudnia 2012 o 7:15

@manna jak mnie przyjmowali na badania to często w piątek, potem dwa dni przepustki, wypis w poniedziałek. Trzy dni w papierach były, a ja nie musiałam leżeć.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
31 grudnia 2012 o 7:00

Pomaganie opłaca się. Pisałam już o tym kiedyś, że od lat moi dziadkowie przygotowują co roku słoiki z potrawami wigilijnymi dla przedstawicieli lokalnego marginesu. Odbiorca się zmienia, ale co roku przychodzi i dostaje jedzenie pod warunkiem, że przyjdzie trzeźwy. Skutkuje to tym, że dziadziowie są bardzo szanowani przez nich i doprowadziło to parokrotnie do zabawnych sytuacji: dziadek zostawił klucze w drzwiach (a drzwi wychodzą bezpośrednio na ulicę), to żulik siedział kilka ładnych godzin na progu domu i pilnował. Innym razem ktoś dziadkowi radio z samochodu ukradł, więc wyżalił się "znajomym z ulicy", radio się znalazło, złodziej też. Przepraszał i prosił o wybaczenie "bo gdybym ja wiedział, że to pana doktora, to ja przecież bym nigdy nie ruszył". Świat nie jest taki zły...

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
21 grudnia 2012 o 22:39

Takie programy już funkcjonują w niektórych krajach. Są też kraje z systemem odwrotnym: nie zgadzasz się na wykorzystanie narządów to trafiasz na koniec listy. Twoi bliscy również. Których krajów to się tyczy to nie pamiętam, bo już jakiś czas temu czytałam o tym artykuł.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
21 grudnia 2012 o 16:05

Wydaje mi się że to dzisiaj jakiś problem z nadmierną cenzurą, bo jak czytam komentarze to pod prawie każdą historią ktoś się żali, że zablokowano normalne słowo.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
19 grudnia 2012 o 14:11

Ostatnio czytałam, że niby musi, ale banki weryfikują prawidłowość danych dopiero jak ktoś zgłosi jakiś błąd.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
18 grudnia 2012 o 13:17

@ FikMikfeegiel u mnie w bloku jak były montowane domofony to na początku miało tak być, że domofon ma tylko ten, kto chce. I tak, jak ktoś nie zapłaci (a na początku była mowa o jednorazowym wydatku rzędu 300zł), to śmiga po znajomych na dół za każdym razem. Szczerze mówiąc w takiej konfiguracji wolałabym domofonu nie mieć, bo u moich dziadków przy takim rozwiązaniu na domofon zdecydowało się tylko kilka rodzin, do których non stop dzwonią pozostali lokatorzy i ich goście.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 10) | raportuj
18 grudnia 2012 o 12:41

Od lat powtarzam bliskim, że w razie czego chcę być oddana na organy i ich bez mrugnięcia okiem również oddam. I niby sytuacja jasna. Z drugiej strony moja mama czytuje prasę katolicką, która lubuje się w historyjkach o dzieciach, które ożyły kilka minut przed przeszczepem ważnych organów. Artykuły są w tonie neutralnym, że to nie reguła, ale jednak wprowadzają niepokój, brak zaufania dla zdiagnozowania zgonu przez lekarza. (Oświadczenie: Nie mam na celu zaatakowania tutaj katolików, ktoś wyżej wspomniał, że JPII pochwalał oddawanie organów - bardzo dobrze. Może inna prasa też rozpisuje się o takich przypadkach. Nie wiem, prasy nie czytam, oprócz okazjonalnie właśnie katolickiej kupowanej przez moich rodziców i przy czytaniu trafiłam przynajmniej trzy razy na taki artykuł.)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
4 grudnia 2012 o 14:44

Dużo zależy od kierownictwa. Tam, gdzie do niedawna mieszkałam Kaufland miał straszny syf: różne ceny na półkach i na kasie, nieświeże produkty, ogólnie jedne wielki burdel. Poszłam ze dwa razy i się zniechęciłam na amen. Tu, gdzie teraz mieszkam Kaufland ma bardzo dobrą renomę: świeże produkty, porządek i miłe kasjerki. Wszyscy chwalą, że najlepiej zarządzany supermarket w okolicy, tylko ja się jakoś nie umiem przełamać.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
4 grudnia 2012 o 14:32

Mam malutkiego synka, mały, mimo że pewnie niewiele rozumie, to bardzo lubi słuchać wierszyków. Na pierwszy ogień poszło "Sto bajek" Brzechwy. Przyzwyczajona do cukierkowości współczesnych bajek dla dzieci trochę się początkowo zaczęłam zastanawiać czy to "właściwe" czytać dziecku o tym, że indykowi odrąbano głowę i go zjedzono. Potem przyszła jednak refleksja, że to przecież prawda i wcale nie podana jakoś brutalnie. Im prędzej dziecko zaakceptuje pewne rzeczy, tym lepiej. Nie będzie szoku, będzie dla niego to naturalne. Za to bardzo rozbawiła mnie jakaś bajeczka, na którą trafiłam swego czasu przekonująca, że świnie hoduje się tylko po to, by szukały trufli:). Bajki powinny uczyć i pokazywanie przykrych konsekwencji złego zachowania jest bardzo pożądaną ich rolą. Popatrz chociażby na piosenkę Żabka Mała, gdzie niegrzeczna żabka zostaje zjedzona przez bociana.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
4 grudnia 2012 o 14:21

Kopciuszka i Małą Syrenkę znałam z dzieciństwa w przytoczonej przez Ciebie wersji. Śpiącą Królewnę gdzieś kiedyś widziałam w wersji podobnej do tej przytoczonej przez Ciebie i tam chyba nieślubne dzieci królewny były gotowane w oleju, ale pewna nie jestem.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
29 listopada 2012 o 13:35

A u mnie w szkole był syn dwojga nauczycieli. Miał średnią 6,0. Myślisz, że rzeczywiście był taki genialny? Jak synek dostał złą ocenę, to rodzice wpadali do nauczyciela na lekcję, urządzali awanturę, straszyli kuratorium, dyrektorem i papieżem. A jak miał dostać na koniec roku 5, to chodzili, płakali, błagali... A potem zdziwienie, że życie się synkowi nie ułożyło.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
7 listopada 2012 o 16:18

U mnie w miejscowości byli, ale nie z Banku Twarzy tylko czegoś podobnego. Za zdjęcia 1,5 tys brali. Mama koleżanki zainwestowała w "karierę" córeczki (wyjątkowo nieurodziwej swoją drogą), pieniądze wyłożyła. Zdjęcia w internecie na stronie "agencji" umieścili, szczerze mówiąc niespecjalne, takie tam przypadkowe ujęcia na niebieskim tle. Nawet przez miesiąc odbierali telefon jak mamusia dzwoniła pytać jak tam kariera jej córeczki, a potem zniknęli bez śladu, by za rok, pod trochę inną nazwą, pokazać się w miasteczku.

[historia]
Ocena: 33 (Głosów: 35) | raportuj
2 listopada 2012 o 9:45

Z filmów kojarzę, że w niektórych krajach praca w więzieniu nie jest obowiązkowa, ale posiłki na stołówce są płatne, więc albo zarabiają na swoje jedzenie, albo utrzymuje ich rodzina, która jest na zewnątrz. Też moim zdaniem dobre rozwiązanie.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
8 października 2012 o 14:46

Z tego co czytałam, to oni płacą PCK za możliwość wykorzystania logo i ilość wrzuconych ubrań nie wpływa na ilość pieniędzy przekazanych tej organizacji.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
8 października 2012 o 11:51

Jakbym czytała o mojej polonistce z liceum... Ile razy się z nią nie zgadzałam, to dostawałam marne oceny. Szybko taka zabawa się skończyła, gdy powiedziałam jej, że wygląda na to, że sobie z przedmiotem nie radzę, więc chyba muszę pójść na korepetycje w związku z tym chcę skserować wszystkie swoje prace pisemne i pokazać innemu nauczycielowi, by pomógł mi wyeliminować popełnione błędy. Żeby nie było byłam przy tym przykładnie miła i skruszona. Nagle się okazało, że ona jeszcze raz musi prace przeczytać i jednak zamiast ocen 2/3 należą mi się 4/5.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
4 października 2012 o 13:55

Oliwa, niestety wytłumacz to teraz rodzicom tych roczników. Jestem z wspomnianego rocznika 90, mój mąż jest rok starszy. Przerwaliśmy studia, bo stwierdziliśmy, że to bez sensu, mimo że teoretycznie studiowaliśmy porządne kierunki na państwowej uczelni, ale więcej w tym wszystkim było nauki rzucania ryżem, niż konkretów. Mąż pracuje, ja obecnie wychowuję dziecko. Jesteśmy w 100% niezależni od rodziców (nie mieszkamy z nimi, sami się utrzymujemy bez pomocy pomocy społecznej czy innych państwowych instytucji). I co? I źle, bo nie mamy studiów. No bo jak można studiów nie mieć! Szczególnie agresywni tutaj są moi teściowie, od dłuższego czasu każde spotkanie kończy się awanturą na temat, że musimy wznowić studia, bo oni sobie inaczej nie wyobrażają. A ja po tych dwóch latach studiów żałuję, że nie skończyłam technikum czy zawodówki, może zamiast na te studia pójdę na jakiś kurs zawodowy?

[historia]
Ocena: 27 (Głosów: 31) | raportuj
4 października 2012 o 13:41

Ja czasem wyprowadzam psa dziadków i nigdy nie pozwalam mu na obsikiwanie murów i choć ma ochotę, to zawsze słucha. Dużo zależy od wychowania i zdyscyplinowania zwierzaka.

[historia]
Ocena: 25 (Głosów: 25) | raportuj
4 października 2012 o 12:51

Moi dziadkowie zawsze przygotowują porcję "na wynos" dla lokalnych alkoholików. Przez lata po odbiór przychodził drobny złodziejaszek, gdy on zapił się na śmierć to kto inny kontynuował "tradycję". Przyjąć ich do domu? Mimo ogromnej gościnności jednak nie. Z drugiej strony na wigiliach u dziadków bywają różni ludzie. Dość regularnie dwoje dorosłych ludzi nieposiadających własnych rodzin, kiedyś bywali zagraniczni studenci niemogący wrócić na święta do kraju...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
3 października 2012 o 23:21

Liv, też mi się wydaje, że historia naciągana, ale lata temu jak byłam w sanatorium, to żeby dorosły (ciocia, wujek, dziadek...) mógł wziąć dziecko na spacer, to miał mieć pisemną zgodę rodzica. Taką napisaną na dowolnym świstku i w żaden sposób przez personel nieweryfikowaną.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
3 października 2012 o 12:32

Jak kilka lat temu wylądowałam na dziecięcym, to była taka jedna, co zawsze chodziła w butach na obcasie i kabaretkach. Obcas nie był wysoki, ale w połączeniu z kabaretkami i krótkim fartuszkiem wyglądało to... dość prowokująco. Co ciekawe, nie przypominam sobie, żeby na oddziale pracował jakiś mężczyzna, więc podrywanie szefa to nie było.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
30 września 2012 o 10:51

fak_dak mam synka trzymiesięcznego i nie mam badania wklejonego w książeczce. U nas się to odbywa tak: wszystkie dzieci mają robione wspomniane przez Ciebie badania przesiewowe, próbki idą do Krakowa, Kraków kontaktuje się tylko w przypadku, gdy wynik jest zły. Jak jest dobry, to rodzice nie dostają żadnej informacji zwrotnej. Dodatkowo dzieci, których matki miały niedoczynność tarczycy w ciąży, mają robione badanie poziomu TSH na miejscu. I tego też nie mam wbitego w książeczce, tylko na karcie wypisu ze szpitala. aurorka nawet jakbyś miała badanie prywatnie zrobić, to myślę, że warto. Ja walczyłam z rodzinną pół roku, żeby wystawiła dla mnie skierowanie na badania, więc teraz wolę bez nerwów zrobić prywatnie, bo koszt jest niewielki, około 25zł. Potem tylko problem znaleźć kogoś kompetentnego, kto na wynik zerknie:).

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1016 17 następna »