Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pasjonatpl

Zamieszcza historie od: 2 lipca 2011 - 14:25
Ostatnio: 18 maja 2024 - 22:04
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 500
  • Komentarzy: 3379
  • Punktów za komentarze: 19382
 
[historia]
Ocena: -5 (Głosów: 7) | raportuj
12 stycznia 2012 o 14:36

Gość postąpił dość chamsko, ale mówimy o osobistych relacjach między ludźmi, a nie o kimś, kto celowo zaniedbuje swoją pracę i utrudnia ludziom życie. Powinien zrobić to inaczej. W inny dzień. Ale nie wiemy, jak wcześniej wyglądał ich związek. Z opis sytuacji wynikało, że dziewczyna go kochała, a on jej nie. To akurat często się zdarza w obie strony. Pod tym względem mi jej nie żal, bo wiem, jak zachowują się dziewczyny, gdy facet się z nich zakocha i na każdym kroku udowadnia, że zawsze mogą na nim polegać. Olewają go, umawiają się z innymi, a do takiego dzwonią tylko, jak czegoś potrzebują. Ten robi sobie nadzieję i znowu dostaje kopa. Także jakoś nie potrafię specjalnie współczuć dziewczynom płaczącym, że facet je po chamsku traktuje, skoro olewają tych, którym naprawdę na nich zależy i są gotowi się dla nich poświęcić (na szczęście ten etap złudzeń dawno zostawiłem za sobą). Poza tym z waszych komentarzy można wnioskować, że skoro ona go kocha, to powinien z nią być. I co dalej? Miał udawać, że mu z nią dobrze? Zachował się jak dupek, zrywając w ten sposób, ale dobrze, że zerwał, zamiast ją okłamywać i dalej brnąć w taki związek.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 12 stycznia 2012 o 14:39

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
10 stycznia 2012 o 4:20

Właśnie o to chodzi, że "spryciarz" wybrał w telefonie opcję ukrycia numeru. Inaczej autor tej historii przygotowywałby się do "rozmowy wychowawczej" z dowcipnisiem. Ale Policja chyba może namierzyć numer, z którego dzwoniono.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
10 stycznia 2012 o 0:46

Coś większego dostalibyście w kawałkach do samodzielnego montażu. Chociaż ciężko byłoby złożyć do kupy towar, który spadł ze schodów, a tak skończyłaby się próba niesienia po schodach czegoś dużego i ciężkiego przez osoby zbyt słabe fizycznie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
10 stycznia 2012 o 0:41

Możesz zgłosić to na Policję. Chyba mogą wszcząć postępowanie i namierzyć numer telefonu. Założę się, że już samo wezwanie oduczy kretyna takich dowcipów. Anonimowość przez zastrzeżenie numeru jest złudna, tak samo jak w razie czego można namierzyć kogoś w internecie, jeśli ma się odpowiedni sprzęt i wiedzę.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
8 stycznia 2012 o 0:09

Za bardzo potrzebuję swoich nóg, żeby poddawać się jakiemuś zabiegowi, jeśli nie ma zagrożenia dla zdrowia. Dla mnie chirurgia plastyczna jako zabiegi poprawiające wygląd to czysty debilizm. 25% takich zabiegów nie udaje się do końca. Oczywiście chirurgia plastyczna jest jak najbardziej potrzebna. Takie operacje jak np. rekonstrukcja tkanki skóry po poważnych oparzeniach, rekonstrukcje części ciała po wypadkach czy wrodzonych deformacjach, są jak najbardziej potrzebne. Tak samo jak np. korekta nosa, jeśli występują problemy z oddychaniem, ale pójście pod nóż, żeby się potem pochwalić w towarzystwie, jakim jest się pięknym (oczywiście trzeba poczytać fachowe czasopisma, jak Bravo, żeby wiedzieć, co w tym sezonie jest piękne a co brzydkie), to głupota.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
7 stycznia 2012 o 0:09

To niech ten idiota za zarządu sam gasi pożar, zamiast wzywać Straż Pożarną. Przecież wóz strażacki nie przejedzie, bo uszkodziłby auto Jaśnie Pani Klientki.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
6 stycznia 2012 o 1:11

Nie rozumiem takich decyzji lekarzy. Z drugiej strony może moja wiedza na temat zarażania się od innych osób różni się od tego, czego uczą na Akademii Medycznej. Zawsze myślałem, że w przypadku przeziębienia, grypy, anginy itp. powinno się ograniczać w miarę możliwości kontakt z ludźmi, żeby ich nie zarażać i nie rozprzestrzeniać choroby. Co innego jak mam samodzielne stanowisko pracy i brak kontaktu z ludźmi. Póki nie jest naprawdę źle, mogę sobie poradzić. Ale co ja tam wiem. Nie chodzi mi o to, żeby wypisywać zwolnienia z powodu byle kichnięcia, ale jak ktoś cały czas kaszle i to na dodatek w jednym pomieszczeniu z tymi samymi ludźmi, to wielce prawdopodobne, że po 1-2 dniach wszyscy będą chorzy, chorzy są mniej wydajni, więc dla pracodawcy to większa strata niż jedna osoba na zwolnieniu.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
4 stycznia 2012 o 18:35

Ja wychodzę z założenia, że nie dam zarobić debilom i skoro nie chcą moich pieniędzy, to wydam je gdzie indziej. Miałem kilka takich "ulubionych sklepów". Do tej pory chyba zamknięto wszystkie. Zaznaczam, że nigdy nie kłóciłem się ze sprzedawcą i nawet, jak coś marudził, to na to nie reagowałem. Też pracowałem w różnych miejscach, czasami za bardzo kiepskie pieniądze, więc mogę zrozumieć, że ktoś nie tryska entuzjazmem. Ale chamstwa nie znoszę. Także, żeby taki klient jak ja stwierdził, że więcej do danego sklepu nie pójdzie ze względu na obsługę, to trzeba naprawdę dobrze opanować sztukę odstraszania klienta. Wygląda na to, że nie byłem jedynym, który wolał iść do konkurencji.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
4 stycznia 2012 o 2:32

Fakt. Jest takie ryzyko, ale w sumie mogą być atrapy zamiast prawdziwych petard. Oni nie muszą o tym wiedzieć.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
3 stycznia 2012 o 19:58

Mam pomysł. Wsadzić im w d... petardy z zapalonym lontem i niech je sobie wyciągną, zanim zdążą wybuchnąć. Najlepiej na jakimś głównym placu w mieście jak w średniowieczu, żeby każdy mógł się przyjrzeć ich zmaganiom. Myślę, że już więcej nie wzięliby petardy do ręki. Poza tym tak ulokowane fajerwerki pewnie podziałałyby jak środek przeczyszczający, więc małe ryzyko, że wybuchnie w d... A jeśli nawet, to jakoś niespecjalnie przejmowali się zdrowiem tych, w których skierowali fajerwerki. Mam też inny pomysł. Wysłać ich na poligon wojskowy w czasie manewrów. Trochę poza granicą zasięgu artylerii. Tak, żeby pociski nie zrobiły im krzywdy, ale żeby długo pamiętali odgłos wybuchów.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
3 stycznia 2012 o 14:32

Teraz w rewanżu cała rodzina powinna zrobić listę wypasionych prezentów, jakie ona powinna kupić ich dzieciom. Obawiam się, że nie dostaliby nawet czekolady z przeceny.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 7) | raportuj
2 stycznia 2012 o 21:17

Do allein. Mi pewnie też by przeszkadzał płacz dzieciaków za ścianą. Wiadomo, ściany na ogół nie są dźwiękoszczelne. Tym bardziej na miejscu sąsiada robiłbym, co wszystko jak najciszej, skoro dzieci zasnęły i nastała błoga cisza. Wszystko, żeby się nie obudziły i nie zaczęły koncertu. Ale przypomina mi to scenę z "Dnia Świra", gdy Miauczyński wyszedł wieczorem na balkon i było słychać wszystkie modlitwy mieszkańców proszących o "szczęście i pomyślność" dla sąsiadów. Kto pamięta, wie, dlaczego wstawiłem cudzysłów.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
2 stycznia 2012 o 0:37

Współczuję z powodu śmierci ojca, ale pozwól, że dam ci pewną radę. Pozując do rodzinnego zdjęcia zawsze stawaj z boku. Żeby samemu się wyciąć w razie potrzeby. Wiem, co mówię. Z większością rodziny nie utrzymuję kontaktu i tak jest dobrze.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 grudnia 2011 o 4:20

Czytałem twoją poprzednią historię o tym gimnazjum. Zastanawia mnie, jak absolwenci tej szkoły radzą sobie na dalszych szczeblach edukacji, bo jakiegokolwiek egzaminu sprawdzającego nie mają szansy zdać. Chyba, że test, zaznaczając odpowiedzi na chybił/trafił. Z tego, co wiem, to na koniec gimnazjum jest egzamin gimnazjalny, a pytania do tego egzaminu są ustalane przez Centralną Komisję Egzaminacyjną lub inną organizację do tego powołaną. Tak więc jak ci uczniowie radzą sobie na powszechnych egzaminach i potem w szkołach ponadgimnazjalnych? Ewentualnie jak wygląda ich sytuacja zawodowa, jeśli jeszcze nie są za młodzi, żeby pracować. Tego nie wiem, bo nie wiem, ile masz lat i ile lat temu chodziłeś do tego gimnazjum.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
25 grudnia 2011 o 19:54

"Myślę sobie - no trudno - po prostu nie pojadę. Potem się będę tłumaczyć". Cóż za naiwność. Kiedyś nie stawiłem się w PUP w wyznaczonym dniu. Po prostu zapomniałem. Zdarza się, jak trzeba tam jeździć co 3 miesiące, żeby złożyć podpis pod jakimś bzdurnym świstkiem, jak to jestem gotów do podjęcia pracy, którą być może, ewentualnie w bliżej nieokreślonej przyszłości by mi zaoferowali. Udałem się tam 2 dni później i okazało się, że niestety zostaję skreślony z listy bezrobotnych i muszę czekać 3 miesiące, żeby się znowu zarejestrować. Olałbym sprawę, gdyby nie ubezpieczenie zdrowotne, gdyż od czasu wprowadzenia Kas Chorych trzeba być ubezpieczonym, bo inaczej płaci się za zwykłą wizytę u lekarza.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
25 grudnia 2011 o 18:29

katem, można rozmawiać po polsku, ale z normalnymi ludźmi. Jak usłyszysz polskich buraków, to lepiej milcz albo przejdź na inny język, żeby nie poznali w tobie rodaka. Tacy ludzie po prostu później nie dadzą ci żyć, bo ty potrafisz się w obcym języku porozumieć. Widziałem w Irlandii wielu rodaków tego pokroju z bardzo słabą albo wręcz żadną znajomością języka. Nie widzieli powodu, żeby to zmienić, lepiej cały czas zawracać głowę komuś, kto zna język i jest na tyle głupi, że nie odmówi. Na początku mojej emigracji zdarzało mi się, że nie odmawiałem, ale potem zacząłem. Usłyszałem parę epitetów, jaki to jestem ch... a nie kolega (miałem czelność chcieć się wyspać po nocnej zmianie zamiast iść załatwić z "kolegą" arcyważną sprawę). Grono znajomych zaczęło maleć. Potem się przeprowadziłem i żaden z nich nie poznał mojego nowego adresu. Od tej pory mam spokój. Poznałem też naprawdę wspaniałych ludzi i z nimi cały czas jesteśmy w kontakcie, ale od takich rodaków trzymam się z daleka. Nawet jakbym chciał, to im po prostu nie można pomóc, bo na miejsce jednego rozwiązanego problemu zaraz stwarzają kolejne.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
25 grudnia 2011 o 18:10

Sam miałem podobną sytuację. Mieszkam w Irlandii i też pracuję w supermarkecie. Akurat szedłem przez sklep, jak usłyszałem rodaków najprawdopodobniej wychodzących z założenia, że nikt ich nie rozumie. Spora ilość wulgaryzmów i dało się słyszeć pytanie: "Gdzie jest k...a to piwo?". Chciałoby się powiedzieć: "Zamknąć ryje i wyp...", ale po pierwsze zniżyłbym się do ich poziomu, a po drugie po prostu mi, jako pracownikowi, nie wolno. Tak więc podszedłem i w języku ojczystym wytłumaczyłem, gdzie się znajduje ten pilnie poszukiwany towar. Nagle zamilkli, spuścili głowy i żadne się już nie odezwało. Nie rozumiem tego. Nawet, jakby nikt ich nie rozumiał, takie zachowanie świadczy o nich bardzo źle. A jaka jest szansa, że nikt ich nie rozumie w irlandzkim supermarkecie, gdzie spora część pracowników to Polacy, a polskich klientów też nie brakuje. Może kiedyś przypadkiem obrażą jakiegoś rodaka albo rodaków, a ci tak tradycyjnie, po polsku, wyrażą swoją dezaprobatę, czyli jeszcze bardziej po polsku, dadzą im po ryju.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
9 grudnia 2011 o 16:31

To miałeś szczęście, że z myślącymi ludźmi pracowałeś, bo ja pracowałem w różnych miejscach i w niektórych na 100% znaleźliby się ludzie, którzy donosiliby szefowi na kolegów, a w innych... Trudno powiedzieć. Ale jak zamiast takich podchodów obiecałby donosicielowi premię co miesiąc, to sprawa mogłaby wyglądać inaczej.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
10 listopada 2011 o 2:14

W USA też jest chyba odpowiednik UOKiK albo przez internet zgłosić sprawę na policję. Polskie urzędy nic im nie zrobią, ale możesz zgłosić popełnione przez nich przestępstwo amerykańskim władzom. Poza tym są fora internetowe, gdzie możesz im wyrobić opinię. Mieszkam w Irlandii i miałem podobny przypadek z polską firmą. Postąpili w myśl zasady: "Forsa mała, za granicą jest. Nie będzie mu się chciało egzekwować tej kasy". No i tu się zdziwili, bo oszustów nie cierpię. Jak pozwolę im siebie okraść, to tak samo potraktują innych. Internet pozwolił też skontaktować się w Powiatowym Rzecznikiem Praw Konsumenta (nie jestem do końca pewien nazwy instytucji), który w moim imieniu wysłał odpowiedni list do tej firmy i pieniądze zwrócili. Po co to komu było. Mogli zrobić to od razu. Bez skarg, zażaleń i straty klienta, bo jakby od razu zwrócili mi pieniądze, co było częścią umowy, nie miałbym powodu, żeby tę firmę z daleka omijać.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
8 listopada 2011 o 21:14

Ale z czego masz się niby tłumaczyć? Płacisz za pokój, przestrzegasz ustalonych zasad i nie jej sprawa, z kim się spotykasz i w jakim celu. Jak ma jakiś problem to niech szuka nowego lokatora, a tobie oddaje kaucję, jeśli takową wpłaciłaś. Jak nie, to wyprowadzić się od takiej z dnia na dzień przed płaceniem czynszu. Zagrywka poniżej pasa, ale sama się prosi.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
8 listopada 2011 o 21:08

Niestety posiadanie psa często powoduje u właścicieli nieodwracalne zmiany w mózgu i wrogiem staje się ten, który pieskowi śmie przeszkadzać albo któremu piesek się nie podoba. Nagle zapominają, jak to było, jak sami żadnego czworonoga nie mieli, a jakiś obcy na nich szczekał czy właśnie chciał się pobawić.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
8 listopada 2011 o 20:53

Byłem nauczycielem, więc miałem okazję poznać grono pedagogiczne w 2 szkołach. Aż tak ekstremalnych przypadków tam nie zauważyłem. Oczywiście byli naprawdę wspaniali ludzie, jak i tacy, którzy w ogóle się w pracę nie angażowali i nie przejawiali żadnych zainteresowań. Moim zdaniem mniej więcej pół na pół. Z nauczycielkami też nie było źle. Większość trzymała poziom. Także przesadzasz albo źle trafiłem. Chyba, że to ja trafiłem dobrze.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
8 listopada 2011 o 0:32

Nie z pięści, tylko z patelni, tudzież wałka czy innego narzędzia kuchennego, które by się do powyższego celu nadało i było pod ręką.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
8 listopada 2011 o 0:22

Na początek proponuję ustawę o odstrzeleniu nieodpowiedzialnych właścicieli psów. Dzięki temu nie powstaną nowe stada zdziczałych psów. Oczywiście żartowałem z odstrzałem, ale tacy właściciele psów naprawdę powinni dostać po kieszeni czy nawet iść na jakiś czas do więzienia. Swoją głupotą stworzyli realne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Psy albo do odstrzału (jak są agresywne, to nie ma innego wyjścia) albo wyłapać i zamknąć do schroniska. To drugie raczej się nie uda, bo nie są przyzwyczajone do życia w niewoli. Nikt ich do siebie nie przygarnie, a jeśli nawet, to już się nie przystosują do życia z ludźmi.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
8 listopada 2011 o 0:12

Z sieciówkami bym się tak nie wychylał. Mogą mieć taki sam syf. Dziwi mnie tylko, jak lokal z taką apteczką mógł przejść kontrolę sanepidu czy może BHP (nie jestem pewien, kto takie rzeczy sprawdza). Przecież to też powinni kontrolować.

« poprzednia 1 2126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 następna »