Profil użytkownika
Poecilotheria ♀
Zamieszcza historie od: | 28 listopada 2011 - 13:47 |
Ostatnio: | 24 marca 2024 - 7:42 |
- Historii na głównej: 29 z 41
- Punktów za historie: 13302
- Komentarzy: 1042
- Punktów za komentarze: 8091
Zamieszcza historie od: | 28 listopada 2011 - 13:47 |
Ostatnio: | 24 marca 2024 - 7:42 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Oj tam, oj tam, tylko bym ich trochę postraszyła;) A tak serio, to jakby mi ktoś łapy do moich pchał bez mojej zgody i wiedzy, to nie wiem co bym zrobiła, mogłoby się źle skończyć. Nosz ku#$^%^&*, przecież to można nawet zejść z tego świata(Wstrząs anafilaktyczny, słabe serce etc.).
Ooo, widzę że jesteś arachnologiem i doskonale wiesz jakiej przestrzeni potrzebuje pająk. Brawo. Dowiedz się najpierw czegoś o tych zwierzętach, a później się wypowiadaj.
Hellmut, ja Cię chyba skądś kojarzę... Modliszki?
Wcale zadowolona z tego nie jestem, ale tak właśnie jest i nic nie poradzę, jak mi ktoś mówi "wbije pani?" i dyktuje pin. Podejrzewam, że oprócz mnie znają jeszcze inne kasjerki w okolicy, bo nie samą wódą człowiek żyje. A terminal zbliżeniowy to mi się marzy, ale z własnej kasy nie kupie:P
Ja(monopolowy) mam paru stałych klientów, których piny znam na pamięć, bo "nie widzą tych małych guziczków". Czasem się zastanawiam, czy nas hurtownia nie zaopatruje w ten "drugi" alkohol;)
Gdzieś ostatnio widziałam niesamowicie skomplikowane równanie, poświadczające, że 2+2 to 5. Albo faktycznie było prawdziwe, albo mi jakiś haczyk umknął podczas analizy, ale raczej to drugie;)
Moja przyjaciółka jest żoną policjanta. Kiedyś, jak byli jeszcze narzeczeństwem (i nie mieszkali razem, on kilkanaście kilometrów od nas) dość często wpadał do niej w przelocie podczas służby a to po kawę, a to kanapki, a to jakiś ciepły obiadek. Czasami wychodziła na wylotówkę z naszej miejscowości, żeby nie musiał przejeżdżać przez całą wiochę, a ja jej często towarzyszyłam. Bardzo szybko przylgnęła do nas opinia... ekm... prostytutek świadczących usługi panom policjantom... Plotki potrafią być naprawdę okrutne. Inna sprawa, że my się w ogóle tym nie przejmowałyśmy, więc ludzie pogadali i im się znudziło.
To oni są w Chorwacji - czytaj - dziecko z problemem podrzucili obcym opiekunom, a sami pojechali na wczasy...
Tak, tak, nie zna życia itd., całkowita racja. Ja jak pierwszy raz szukałam pracy też zamieściłam ogłoszenie i efekt był taki sam. Ale czy zaraz trzeba na autorkę najeżdżać? Gdzie napisała że czeka na mannę z nieba? "Przeprowadzam się za dwa tygodnie więc jeszcze wszystko przede mną:) Póki co postanowiłam..." Dla mnie jasne jest, że zamierza intensywniej poszukać pracy jak się przeprowadzi, a na razie dodała ogłoszenie, bo a nuż. Co w tym takiego złego?
Wow, parch szatana o_O muszę to zapamiętać. Pani po prostu wyznawała zasadę, że masz tyle lat na ile się czujesz. Kiedy wsiadła do tramwaju czuła się jak podlotek, ale widocznie dwa przystanki na stojąco sprawiły, że poczuła się jak starowinka stojąca jedną nogą w grobie;)
Visenna - ale choćbyś chciała rybkę do ręki, to i tak zapłacisz tak samo, jak za taką na tacce z cytrynką, sałatą, czy czym tam jeszcze. Tak samo w cenę rybki jest wliczona wypłata, którą właściciel płaci kelnerce. Idąc twoim tokiem rozumowania, powinnam pójść do restauracji i domagać się obniżenia ceny dania, bo przecież mogę sama pójść do kuchni i sobie przynieść, wtedy kelner mnie nie obsłuży, więc dlaczego z mojej kaski ma iść na jego wypłatę? Jak dla mnie trochę surrealistyczne. Takie rzeczy są po prostu liczone na takiej samej zasadzie jak prąd, woda czy srajtaśma w kibelku - potrzebne i już. Ceny dań w restauracjach nijak się mają do wartości produktów z których są robione. Muszą pokryć koszty prowadzenia działalności i jeszcze dać zarobić.
Wiecie co, to już nawet nie chodzi o to, że nie mają konkretnej wiedzy na temat innych państw, bardziej razi mnie ich przekonanie o swojej wyższości. To w innych krajach są McDonaldy? Można pójść do fryzjera? Przecież poza Juesendej jest tylko dzicz, gdzie się biega z dzidą za mamutem...
Stodoła to miejsce gdzie się przechowuje słomę, siano itp. a obora to miejsce, gdzie mieszkają krowy:D
Tak szczerze, to jak czasem się np. źle czuję a muszę siedzieć w pracy, to mam ochotę do każdego klienta rzec: "A idź mi stąd w pi*du i du*y nie zawracaj". Ale jak dotąd zawsze pozostawało to w sferze wyobraźni...;) Piekielna po prostu musiała na kimś wyładować jakieś tam swoje frustracje. Oczywiście takie zachowanie w usługach wszelakich jest niedopuszczalne.
Kiedy czytam takie historie, żałuję, że jednak nie wierzę w Boga, Diabła, niebo, piekło... Wizja takich ludzi smażących się w głębokim oleju niczym frytki jest aż nazbyt kusząca... Do wszystkich broniących matki - przed porodem to była "mała księżniczka", a jak się okazało, że chore to już nie? Czyli co? Jak mi np. Matka zachoruje, to mam przestać ją kochać, bo trzeba się nią zająć? Taaa, najlepiej, oddam do domu opieki i problem z głowy... Zastanówcie się trochę co piszecie. Miała prawo? To nie jest kwestia prawa, tylko moralności, a raczej jej braku. Ta kobieta jest pozbawioną uczuć zimną su*ą i tyle.
Nie, nie, to by musiały być czarne;) A jak spreparujesz ogon?:P
A co do relikwii - Umberto Eco, "Imię Róży"(sparafrazuję, bo dokładnie dialogu nie pamiętam): - Oto czaszka dwunastoletniego Jana Chrzciciela... - A czy Jan Chrzciciel nie zmarł w bardziej podeszłym wieku? - Tamta czaszka pewnie jest gdzie indziej... :)
Bredzisz. Od kiedy kasy fiskalne rejestrują terminy przydatności towaru? Spytaj kasjerkę w Żabce dlaczego codziennie rano przegląda wszystkie towary i sprawdza terminy. Jeśli prowadzi się sklep z głową, to straty na terminach są o wiele mniejsze niż ewentualne nieprzyjemności po sprzedaży przeterminowanego towaru. A bułki, warzywa i twarożki mają taki sam vat, więc przekrętu jako takiego nie ma. Pewnie się kasjerce nie chciało nabijać każdej rzeczy na osobnym kodzie(kto kiedykolwiek obsługiwał kasę fiskalną, to wie, o co chodzi). Jedyne, co wynikło z tej historii, to to, że zachciało mi się bułeczki z twarożkiem. Kupię sobie na śniadanie po pracy:)
Tak, jak się tylko o tym czyta to jest bardzo zabawne. Przestaje śmieszyć, kiedy taka sytuacja dotknie Cię osobiście. Moim zdaniem bardzo piekielne.
Ba, PKP... Miejscówka widmo to jeszcze nic. A co powiecie na pociąg widmo? Kiedy byłam na studiach jechałam do domu na Święta, ze względu na nawał różnych zajęć najwygodniej było mi nocnym. Patrzę w internetowym rozkładzie - jest, uruchomiony na czas świąt nocny pociąg, jakby specjalnie dla mnie. Dzień przed planowanym wyjazdem, będąc w okolicy dworca tak przy okazji poszłam kupić bilet - wiadomo, jak to w okresie świątecznym, kolejki jak za komuny, wolałam mieć bilet wcześniej. Ba. Poszłam do informacji, żeby zapytać z którego peronu odchodzi - w regularnym rozkładzie nie ujęty, w necie nic na ten temat nie było. Uśmiechnięta pani w okienku mówi że z trzeciego. Dzień później cała szczęśliwa i zadowolona stawiam się na dworcu o godzinie 00:35, 25 minut przed planowanym odjazdem. Wszędzie wokół pustki, kasy pozamykane, ze mną na peronie stoi jeszcze około 15 osób. Czas mija, nastaje godzina pierwsza, nic. Pięć po, dziesięć po pierwszej, dalej nic. Kolejne kilka minut, nic się nie dzieje. Nie ma do kogo pójść się spytać, zresztą strach zejść z peronu, bo a nuż podjedzie pociąg? W końcu ktoś odważny poleciał szukać jakiejś zbłąkanej kolejowej duszy i znalazł dyżurnego ruchu, który notabene o żadnym nocnym pociągu nie słyszał. Ów ktoś przytargał zaspanego kolejarza na peron, w celu wyjaśnienia sytuacji. Według dyżurnego żadnego pociągu nie ma i nie będzie. Jakim cudem zatem mamy bilety i informacja podała nam peron i godzinę odjazdu? Nie jego sprawa. Aha. Czekałam w mrozie(grudzień) na następny pociąg tylko trzy godziny. Nie opłacało mi się wracać do akademika, dojechałabym tam i zaraz bym musiała wracać na dworzec. Musiałam zwrócić bilet, bo następny pociąg jechał inną trasą. Nie oddali mi całej kwoty. Moje pająki(właśnie zabierałam do domu, żeby się pochwalić, to były moje pierwsze trzy sztuki) musiałam wsadzić pod ubranie, żeby nie zamarzły w plecaku, a i tak Grammostolę szlag trafił. Ogólnie była to podróż moich marzeń. Ale się rozpisałam o_O Edit: Nie dodałam najważniejszego: nikt nie był w stanie wyjaśnić, skąd tan pociąg się wziął w systemie pani z informacji i w internecie - zupełnie jakby ktoś go sobie dodał dla zabawy i w przedświątecznej gorączce tego nie zauważono.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 29 lipca 2012 o 1:50
Naprawdę pierwszy raz słyszysz o wymyślaniu historyjek, żeby ukryć zdradę? Fakt, że z tym rakiem to chłopak się zagalopował, ale tak ogólnie to historia stara jak świat, niestety.
Wyobraźcie sobie taką sytuację: Kiedyś(jako dziecko) wybiegłam na chodnik zza takiego murka i wleciałam pod rower(jechała na nim kilka lat starsza koleżanka). Tak w zasadzie to rower po mnie przejechał. Koleżanka zatrzymała się, rzuciła rower i do mnie, czy nic mi nie jest. Chwilę później wypada z domu moja mamuśka, widziała wszystko z okna i... "Pewnie popsułaś Baśce rower!!!", a ja sobie radośnie leżę na chodniku... Ostatecznie nic mi się nie stało, z Baśką się przyjaźnię do tej pory, a mamusię i tak kocham:)
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 28 lipca 2012 o 4:45
To, jak wygląda większość CV to jedna sprawa. A to dopiero początek. Pod koniec miesiąca odchodzi od nas (sklep monopolowy) jedna dziewczyna i poszukujemy kogoś na jej miejsce. Bilans: zgłoszeń w ciągu pierwszej doby po zamieszczeniu ogłoszenia: 74 Osób umówionych na rozmowę: 14 Osób które przyszły na rozmowę: 1 Osób które starały się usprawiedliwić nieobecność: 1(sms) Ale przecież nie ma pracy, przecież ludzie tyle CV wysyłają...
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 18 lipca 2012 o 19:04
Pewnie pani Jola jest córeczką albo siostrzenicą jakiegoś pana dyrektora i musi odbyć dwutygodniowy staż, zanim zajmie stanowisko wicedyrektora do spraw jakichś-tam...
Ja też jem i jakoś daję radę:) Mniam, mniam, zapiekanka ziemniaczane ze szpinakiem... Parasol albo markiza jak najbardziej, ale znając życie, szefowi nie będzie się opłacało, bo to przecież nie jemu odpadki i plwociny lecą na głowę.